"Normalność" to pojęcie względne, dla jednego to wakacje co miesiąc, raz w roku nowe auto i willa z basenem, a dla drugiego to najniższa krajowa w dodatku z długiem na karku. Osobiście nie narzekam na swoja sytuację, ale na to zapracowałem, w przeszłości na nie jednym etacie. W moim przekonaniu sprowadza się to to do powiedzenia "masz to na co się godzisz" i opiera się na próbie zmiany stanu obecnego na ten "wymarzony" poprzez szukanie czegoś lepszego.
Jeżeli nie stać Cię na "normalność" proponuję zacząć rozglądać się dookoła, może zmiany miejsca zamieszkania (w dużych miastach lepiej płacą lub zagranicą - choć z tym rożnie), zmiany zawodu (sfera budżetowa to prawdopodobnie obsługa komputera czy urządzeń biurowych czyli szansa na znalezienie czegoś w jakiejś firmie), może czegoś dodatkowego (znajoma zrobiła kurs malowania paznokci - wiem inaczej się to nazywa, ale nie pamiętam jak, i zaczęła sobie dorabiać i na prawdę nieźle na tym wychodzi).
Pozdrawiam.