Nie chce mi się zyc. Najchętniej bym odebrala sobie zycie, ale tego nie moge zrobic ze wzgledu na mamę która by nie dala rady gdybym odeszla. A naprawde nie chce już zyc. Problemy zdrowotne, chemioterapia, utrata pracy ze wzgledu na przedłużającą sie chorobę. Dochody z zasilku chorobowego male,stan zdrowia nie pozwala podjac pracy, " przyjaciele" sie odwrocili jak to czesto bywa gdy ma sie problem, nie mam na kogo liczyc, mame boje sie juz obciążać a sama nie daję rady. W srodku mnie rozwala, mysli same nachodzą do glowy, zostalam sama. Nie mam juz poprostu ciagnac wszystkiego sama. Dla faceta tez bylam dobra dopoki wszystko bylo dobrze. Jak sie zaczelo sypac choroba utrata pracy to i facet uciekl do innej z tekstem ze jsk ma klepac biede z psycholką (tak mnie nazwal bo jestem w trakcie leczenia depresji u psychiatry) ktora niewiadomo jak dlugo bedzie wgl funkcjonowac to idzie do innej bez problemow. Wszystko mam na swojej glowie, wszelkie problemy w domu, z pracą zdrowiem...nie mam juz sily..najchetniej bym wsiadla w samochod i w drzewo...