Piszę do Was z powodu mojej wewnętrznej rozsypki. Jestem w związku 3 letnim z mężczyzną, który od kilku dobrych miesięcy ma obniżony nastrój. Wiele razy prosiłam, aby powiedział o co chodzi i wiecznie słyszałam "Sam nie wiem". Dla mnie to było podejrzane. W końcu skończyły się problemy finansowe, minęło kilka miesięcy i podczas przypadkowej kłótni wyszło szydło z worka... Usłyszałam, że nie czuje się przy mnie szczęśliwy, ponieważ poza tym, że jestem dobrym, czułym, mądrym, pięknym człowiekiem, to nie umiem się wysłowić, używam słów, których do końca nie rozumiem, czasem infantylni odzywam się do naszego psa, a i mam braki w wiedzy ogólnej. Powiedział, że nie wiedział jak mit o zakomunikować, że kocha ale wstydzi się czasem za mnie. Powiem szczerze, że bardzo mnie to wszystko zabolało, najbardziej chyba stwierdzenie, że nie czuje się szczęśliwy... Jeśli chodzi o moje wykształcenie jest ono wyższe, ale nie takie jak jego (medycyna). Faktycznie też muszę przyznać, że czasem nie wiem jak coś określić, powiedzieć, mało czytam... Czy kobietki miałyście kiedyś podobną sytuacje? Czy poprawa sposobu wysławiania, poszerzenie wiedzy ogólnej wpłynęło/uratowało Wasz związek?