Ogólnie związek był bardzo toksyczny właśnie przez niego, ale z drugiej strony były też dobre momenty, w których czułam się naprawdę szczęśliwa. Przez jego manipulacje psułam sobie relacje ze wszystkimi dookoła, w tym z rodziną. Zerwałam po ostatnim spotkaniu, jakieś 2 tygodnie temu. I mimo, że było toksycznie to mam wrażenie, że to wcale nie musiało się tak zakończyć. Dawałam wiele szans i czekałam, prawie 2 lata ciągłej pracy nad związkiem i jego charakterem... Na początku zerwania pisał codziennie, że tęskni, zmieni się itp. Potem coraz rzadziej. Ale było widać po stylu pisania, że ma żal sam do siebie przez tę całą sytuację jaka miała miejsce. Raz nawet rozmawialiśmy przez telefon, rozpłakał się i przepraszał za to co się stało. Źle mi z tym, chociaż nie powinno. Nie pisze do mnie już 2 dzień z rzędu, a wcześniej pisał dosłownie co kilka minut. Napisać pierwsza i zapytać jak się czuje? Czy może lepiej zostawić to tak jak jest i pozwolić umrzeć tej relacji do końca?... Mimo tego jak bardzo boli, nie mam znieczulicy i mi jest po prostu po ludzku żal i wciąż się martwię...