Niby też "nauczyciel", ale zupełnie inny status. Jestem nauczycielką w szkole
podstawowej, moja znajoma jest nauczycielem akademickim, dr hab na wyższej
uczelni. Ja pracuję w dużo cięższych warunkach, jestem odpowiedzialna za
dzieci, ona natomiast uczy dorosłych ludzi, więc kwestia odpowiedzialności
odpada. Ja mam 18 godzin dydaktycznych na tydzień, ona 8. Ja zarabiam 3000 zł na
rękę, ona ponad dwa razy tyle i ma w dodatku czas, żeby jeszcze dorobić na
prywatnych uczelniach. Nie rozumiem, dlaczego nauczyciele szkół podstawowych i
średnich są dyskryminowani - ich praca jest przecież dużo cięższa. A
najbardziej denerwują mnie powielane stereotypy, że nauczyciel (leń,
a jakże) zarabia kokosy i ma mnóstwo wolnego czasu. To ja apeluję, porównajcie
sobie pracę i zarobki nauczycieli szkół do pracy nauczycieli akademickich
(których zarobków - o dziwo - nikt się nie czepia), i wyciągnijcie wnioski.