Witam
Wiem, że może to nie forum na taki temat ale musze się obcym ludzią wygadać, bo mnie to zabija od środka
W sobotę musiałam podjąć sama trudną decyzje o uśpieniu mojego 11 letniego psiego przyjaciela. Wiem, że wiele osób na to patrzy ''to tylko pies'' dla mnie to była miłośc, przywiązanie, najszczersza przyjaźń- nigdy mnie nie zawiódł
w marcu zachorował na serduszko, tydzień temu byłam we Włoszech na wczasach, nie mogłabym go wziąść ponieważ ciężko znosił droge, miał świetną opieke pod moją nieobecność, gdy usłyszałam że coś się z nim dzieje ukróciłam te urlop i sama autem pokonałam ponad 1000 km pędząc czym szybciej do domu, zdążyłam przyjechać podjąć tą ciężką decyzje która mi teraz sen z oczu zabiera dlaczego podpisałam zgode by mi go poprostu zabili, innego wyjscia nie bylo ale te wyrzuty sumienia zabijają mnie. Zabija mnie też to, że to może moja wina, może on potrzebował mnie wtedy a nie po poprostu ku.rw.a nie było
Nie moge się pozbierać, moja iskierka we mnie zgasła, czuje się jakby mi kawał serca coś wciągneło, nie wiem co mam ze sobą zrobić ...