Mam problem. Torbiele w jajnikach i prawdopodobnie endometrioza, straszliwie krwawiącej nadżerki już się pozbyłam. Byłam już u czterech ginekologów - teraz wszyscy milczą. Miła Pani (wcale nie taką miła całe miasto na nią psioczy i mają powody) po wynikach, tomografii i USG wysłała mnie do super znanego z naprawiania takich rzeczy Profesora. Z tym, że widuję się z nim średnio co pół roku a Pan Profesor jakiś kapryśny jest. Wszyscy krzyczeli "laparoskopii" aż Pan Profesor się rozmyślił. Teraz wszyscy milczą, Lekarz zastępujący Miłą Panią nie chce się w...tryniać w kompetencję, Lekarz prywatny wyjaśnił wyniki, ale zaprasza na laparoskopię do prywatnej kliniki (za kolosalne pieniądze, swoją drogą gdybym taką kasę miała to mam większe wydatki), Miła Pani powiedziała, że może pomóc jeśli zdecyduję się nie mieć dzieci ( chyba oszalała, bo ja jeszcze żadnych nie mam i to logiczne, że nie mogę podjąć takiej decyzji), a Pan Profesor miał gorszy dzień, nie chciało mu się, czy cokolwiek i stwierdził, że laparoskopiia nie jest potrzebna, bo tabletki antykoncepcyjne tak niesamowicie mi pomogły, że teraz wiem kiedy będę miała miesiączkę(no niewyobrażalną zmianą)... Torbiele wewnątrz jajników większe od samych jajników, bóle podczas miesiączki, że się zwijam, ból podczas stosunku (taki, że łzy w oczach - i mój mężczyzna gotów się rozmyślić w trakcie żeby mnie nie krzywdzić), miesiączka względnie regularnie, ale nigdy nie jest to krwawienie z odstawienia (zazwyczaj jeszcze podczas brania tabletek) dziwne plamienia (choć po kryo nadżerki już nie krwawię cały miesiąc) i do tego co chwilę Miła Pani robi mi test Roma i wyskakują markery nowotworowe - raz jeden raz drugi... Ale nic się nie dzieje. Czy ktoś mnie w końcu zacznie leczyć? Jakieś porady jak skłonić lekarzy do mówienia i leczenia? Bo zdecydowanie nie chcę żeby tak zostało... Już trochę przywykłam, ale nie chcę.