Nie wiem od czego zacząć...
Może to być trochę chaotyczne bo nie wiem co zrobić.
Będzie długo ze szczegółami, aby najlepiej zrozumieć moją sytuację.
Mam 23 lata, ona ma 22 lata. Poznaliśmy się przez internet. Gdy się poznawaliśmy oboje studiowaliśmy. Różniło nas 200 km podczas studiów a gdy wracała do domu rodzinnego to 300 km. Od początku pisało się świetnie, po pierwszych spotkaniach również się dogadywaliśmy i się zakochałem dość szybko. Ona również po paru miesiącach to odwzajemniła. Było cudownie. Po miesiącu oznajmiła jednak, że mimo, że spędza nam się super czas, jestem świetnym chłopakiem to nie dla niej. Pojechała na wakacje do domu rodzinnego i nie widzieliśmy się parę miesięcy. Pokłóciliśmy się i przez 2 tygodnie się nie odzywaliśmy. Odezwała się ponieważ chciała odnowić kontakt. Zgodziłem się, pojechałem 200 km, żeby się zobaczyć. Przez cały ten czas niewidzenia, myślałem o niej i ją cały czas kochałem. Wróciliśmy do siebie po 2 miesiącach.
Stworzyliśmy 2 letni super związek. Wiadomo były wzloty i upadki, ale za każdym razem poprzez szczerą rozmowę dawaliśmy radę. Dużo rozmawialiśmy. Były gorsze chwile, ale też te cudowne. Układało nam się, dogadywaliśmy się. Mieliśmy wspólne zainteresowania, wspólne cele, i podobne charaktery.
Wspieraliśmy się nawzajem, pomagaliśmy sobie. Gdy ktoś miał gorszy okres to wspomagaliśmy się nawzajem. Nie było agresji, uważam, że był to zdrowy związek. Zdarzyło mi się raz czy dwa podejrzeć wiadomości, ale powiedziałem o tym.
Niedawno miałem gorszy okres w życiu. Studia, obrona pracy, praca. Ciężko było i dużo narzekałem, marudziłem i potrzebowałem kogoś kto mnie poklepie po plecach i powie dobre słówko. Wszystko to otrzymałem od partnerki, ale ja dalej narzekałem, że się nie uda. Stwierdziła więc, że jej nie słucham i nie biorę pod uwagę jej zdania i mam ją gdzieś. Widziałem jak się stara, doceniałem to i jej to mówiłem, natomiast był to taki okres, że nie mogłem przestać się zamartwiać i marudzić.
Ona skończyła studia i zaczęła 30 km ode mnie, ale na początku zdalnie. Mieliśmy spotkanie integracyjne na którym pojawił się jeden taki znajomy. Rozmawiałem z nim i wydawał się normalny. Złapali lepszy kontakt, trochę pisania, wspólne egzaminy itd. Już lekko czułem się zazdrosny.
Ostatnimi czasy planowaliśmy już bardziej wspólną przyszłość, ślub, mieszkanie razem itd.
W grudniu, na 2 latka pojechaliśmy na weekend. Były wspólne rozmowy podczas podróży o mieszkaniu, o planach wspólnych itd. Wszystko było super. Polegaliśmy na sobie i byliśmy oparciem.
W połowie stycznia jakoś dowidziałem się, że jednak nie chce myśleć jeszcze tak daleko o ślubie itd, ponieważ nie jest gotowa i nie chce brać tak dużej odpowiedzialności. Widzi po koleżankach jak to jest po ślubie i chce korzystać jeszcze z życia bez brania takiego ciężaru na barki. Trochę tego nie rozumiałem, bo jednak planowaliśmy wszystko. W tym momencie moja męskość trochę podupadła. Zastanawiałem się czy ze mną coś jest nie tak, czy mniej już ją interesuję itd. A z racji, że jestem romantykiem i dużo myślę to różne sytuacje mi do głowy przychodziły.
Następnie wracała z miasta i zajechała do znajomego na pogadanki i herbatę. Dowiedziałem się dopiero jak już jakiś czas tam była. Nie ukrywam, że czułem się źle bo nie powiedziała wcześniej, że jedzie. Spontaniczne zaproszenie co prawda, ale mogła pójść informacja, że ma taki plan.
Następna sytuacja, w której poczułem się źle, smutno, i przeżyłem ogromny ból to gdy była w swoim domu rodzinnym 300 km ode mnie i ja idąc spać o 22 nie widziałem co się stanie później. O 23 znajomy z technikum do niej zadzwonił i zapytał czy może wpaść ze znajomymi (również jej znajomymi z technikum) no i wpadli i nie wiadomo ile siedzieli. Dowiedziałem się o tym rano po tym jak zapytałem jak minęła noc itd. Powiedziała, że była taka sytuacja. Byłem zły, że mimo, że spałem dobrze jakby napisała, że przyjeżdżają. Rano bym odczytał i byłbym pewnie zazdrosny, ale mniej. Stworzyła się poważniejsza kłótnia.
Może starałem się ją w jakiś sposób kontrolować, ale to jest moje wyznawanie miłości. Pytanie co robi, z kim, gdzie, jak się czuje, i o najprostsze codzienne rzeczy. Ona nie lubiła niektórych z tych pytań ponieważ uznawała je za zbędne. Ja się po prostu martwiłem i jak nie mogłem jej widzieć i była tyle km ode mnie to poprzez takie pytania chciałem wiedzieć wszystko co w danej sytuacji się dzieje. Gdy spędzaliśmy czas razem, to nie było takich sytuacji ponieważ na bieżąco wszystko widziałem.
Następna kwestia, tatuaż, który dzieli nas oboje. Mamy różne zdania i nie możemy znaleźć złotego środka, dlatego też czułem się źle i bolała mnie ta cała sytuacja.
Zaczęły się pierwsze frustracje. Czułem jakby straciła trochę zainteresowanie. Oczywiście na bieżąco rozmawialiśmy o tym i nadal pokazywała, że jej zależy itd. Wspólne wyjścia, śmianie się, ale również pojawienie się problemów intymnych. Zaznaczę, że mamy inny temperament, ale ostatnio w ogóle nie miała ochoty za bardzo. Nie wiem czym to było spowodowane i pytając ją też mówiła, że nie wie. Czułem się źle, moja męskość znowu siadła. Czułem, że jej nie pociągam itd.
Niestety również miałem tak, że gdy się rano budziliśmy i miałem ochotę, a ona nie miała to trochę się obrażałem wcześniej, ale teraz widziałem, że coś jest nie tak.
Nadszedł czas studiów stacjonarnych, przyjechała do mnie na tydzień przed przeprowadzką. Spędzaliśmy razem czas i było okej. W podświadomości miałem cały czas tego gościa, z którym z mojej perspektywy złapała lepszy kontakt. I czułem się zazdrosny.
Pewnego dnia, zapytałem czy jej się podoba, czy on coś próbował itd. Zaprzeczała, i mówiła, że są zwykłymi znajomymi ze studiów. Nie dawało mi to spokoju, niestety.
Pewnego dnia po uczelni, poszła z koleżankami na piwo. Ja ogarnięty różnymi myślami zrobiłem ogromny błąd. Sprawdziłem jej wiadomości z nim. Okazało się, że jest tam jakieś jego zapytanie o to aby wpadła na kawę. Później jej pytania o to jak się czuje, jak humor itd. Zrobiło mi się źle, popadłem w smutek i płakałem, że spotkała się z nim bez mojej wiedzy. Zapytałem się go czy coś proponował i czy mu się podoba. Powiedział, że nic nie proponował, że ma dziewczynę i nie jest w jego guście. Nie zgadzały mi się już wersje.
Gdy wróciła, zaczęliśmy rozmawiać, na początku było spokojnie. Poprosiłem o telefon i o to czy mogę sprawdzić wiadomości z nim. Powiedziała, że tak i, że później da. Rozmawialiśmy dalej, i robiło się coraz bardziej nerwowo. Ona mnie zapewniała, że wszystko jest dobrze. Ja nie mogłem uwierzyć mając z tyłu głowy wiadomości. Nie powiedziałem jej wtedy jeszcze, że czytałem. Poprosiłem o telefon 2 raz i już zaprzeczyła, że nie da. Po dłuższej chwili, wzięła telefon i zaczęła przewijać wiadomości, mówiąc tu pisaliśmy o tym, tu o tym, tu o tym, ale cały czas przewijając. Ja chciałem zobaczyć konkretne wiadomości i zabrałem jej telefon. Poprosiła, żebym oddał i oddałem bez czytania. Atmosfera była dobitna. Powiedziała, że gdyby nie to, że wypiła to by się spakowała i pojechała. Następnego dnia oboje płakaliśmy na przemian. Raz jedno pocieszało, raz drugie i wiedziałem, że to zepsułem.
Powiedziałem jej w końcu, że przeczytałem wiadomości i powiedziała, że podczas studiów rozmawiali o czymś i to zapytanie o wyjście na kawę było wyrwane z kontekstu.
Do brzegu...
Zerwaliśmy, ja nadal ją kocham. Ona zapewnia mnie, że też mnie kocha, że bardzo zależy jej na mnie, że chce wspierać mnie w tym co robię, spotykać się, rozmawiać o wszystkim. Chce robić dalej wspólne rzeczy, nie chce się kłócić, ale to TYLE.... Nie chce być w związku bez zaufania, czy też w takim w którym jej nie wierzę. Prosiła mnie żebym dał jej przestrzeń nie pisał o tym co było i o tym jak bardzo mi zależy i jak chcę się starać i jak bardzo ją kocham. Nie wie co powiedzieć gdy piszę coś o uczuciach..
Jeszcze dzień przed kłótnią, albo tego samego dnia, rozmawialiśmy, że nie widzimy żebyśmy się oddalali, że wszystko jest dobrze itd. Więc z dnia na dzień zepsułem na tyle, że nie chce tego naprawić wspólnie?...
Mówiłem, że będę nad tym pracować, prosiłem, żebyśmy razem popracowali, że jest to kryzys w związku, który razem musimy przetrwać, ale nic. Nie chce pracować nad tym razem. Nie ma siły póki co...
Widzimy się, jest spoko śmiejemy się, droczymy itd
Nie chcę całusa w usta i odmawia no okey. Była sytuacja 2 spotkania temu, że chciałem ją pocałować i powiedziała, że to nie zmieni jej decyzji i jej podejścia więc jak chce i czy to rozumiem i powiedziałem, że tak no i jej nie pocałowałem. Ale ostatnio podobna sytuacja i chciałem to zrobić po czym zapytała czy pamiętam co mówiła. Powiedziałem, że tak,
po czym jest bardziej taka chwila bliższa i zaczynamy się całować namiętnie...
No to o co tu chodzi...
Czy to nie wygląda na zabawę uczuciami?
Nie wiem co myśleć. Niby jest ok, a jednak dystans
Nie ma się z kim całować to będzie ze mną ale to nic nie zmienia w naszych relacjach...?
Czyli kocha mnie chyba ale nie chce ze mną być w związku ale możne do siebie wrodzimy a możne nie i będziemy się spotykać jak gdyby nigdy nic...
Powiedziała, ze mam popracować nad zaufaniem i że to dlatego nie jesteśmy razem. Że nie wierzę w to co mówi i nie biorę tego w kontekście, że chce mi pomóc i chcę dla mnie jak najlepiej. Że właśnie nie słucham jak chce dla mnie dobrze. Powiedziała, że jak chce to to mam zaakceptować, a jak nie to nie. Jak mi nie pasuje to jak teraz jest to możemy się wcale nie odzywać jak mi będzie lepiej..
Nie chciałem nas poróżnić. Popełniłem wielki błąd, ale wierzę, że mogę go naprawić. Wciąż ją kocham, nie można przecież się tak odkochać z dnia na dzień jeśli jest to prawdziwa miłość, będę o nią walczyć i będę się starać jak mogę. Chcę zmienić swoje nawyki, swoją postawę i pokazać, że się zmieniłem.
Tyle pięknych wspólnych chwil, tyle wspólnych opinii, tyle włożenia serduszka z obu stron, tyle miłości ile daliśmy przez ten czas, tyle wspólnych zainteresowań, tyle podobieństw w charakterze, w ocenie sytuacji. Kocham ją cały czas i nie wiem co robić aby się to ułożyło lub po prostu żeby było najlepiej jak się da...
Co robić?..
Chcę ją odzyskać i chce pokazać, że się zmieniam i kontroluję moją zazdrość i daje jej potrzebną przestrzeń.