Dzień dobry
Kończą mi się pomysły, więc przychodzę tutaj.
O Nas : Małżeństwo 30latów, od 7lat razem z dwóją dzieci (3 i 5lat),z domem, zabezpieczone finansowo, bez trudnych doświadczeń w postaci rozstań, zdrad czy wcinających się rodziców. Można pomyśleć, że sielanka.
Nie wiem, czy problem istnieje, czy ja go wymyśliłem.
Mianowicie: czuje brak zaangażowania mojej Żony, a ze swojej strony coraz większe wypalenie.
Przez ostatnie 3lata pracowałem zawodowo i budowałem nasz nowy dom, a Żona zajmowała się dziećmi i domem. Trudny okres ale jakoś to przeżyliśmy. Sądziłem, że po przeprowadzce i powrocie Żony do zawodowej pracy, zacznie żyć nie tylko domem i dziećmi ale i naszym wspólnym byciem razem i samą sobą. Sądziłem, że będziemy mieli wszystko czego potrzeba żeby szczęśliwie żyć. Podczas odchowywania dzieci Żonka potrzebowała więcej snu, żeby funkcjonować i przyzwyczaiła się do tego, że na swoje barki brałem dużo: sprawy finansowe, urzędowo-kredytowe związane z budową, wyposażenie domu, zakupy do kiedy nie miała prawa jazdy i nasz wspólny czas, aby pobyć razem (zarówno z dziećmi jak i bez dzieci). Niespodzianki, prezenty, życie intymne - niczego nie brakowało. Nie zapuściłem się po ślubie. Nie poświęcam czasu kolegom, bo już ich nie mam. Tak samo jak i swoich pasji- bo niestety są kosztowne, a przy jednej wypłacie i budowie, nie mogło być o tym mowy
Zakochany w niej dbałem o wszystko najbardziej jak potrafiłem. Nie wątpię, że ona też mnie nadal kocha. Brak mi jednak wspólnego czasu, wspólnych weekendów gdzie moglibyśmy być tylko razem, planowania tego, co będzie czekało nas w przyszłości. Owszem mogę to dalej robić sam, ale co to za przyjemność jak czuję, że wszystko jest wymuszone i na siłę. Żona żyje z dnia na dzień mając świadomość, że ja się wszystkim zajmę i że będzie to zrobione jak należy. Wieczorami usypiamy dzieci. Ja na nią czekam ale nadaremno bo zasypia (około 21, wstaje około 7). Generalnie umęczyło mnie kilkukrotne chodzie i proszę, aby nie drzemała do 23 alub 3 w nocy, bo to nie jest normalne.
Mija 3miesiąc od jej powrotu do pracy i poza tym, że mamy trochę więcej pieniędzy nie wiedzę, większego zaangażowania się w nasze wspólne życie lub w cokolwiek innego. Różnica może jest tak, że staram się więcej gotować i sprzątać w domu. Żona Wieczory przesypia albo znużona siada z telefonem w ręku i czeka na, to że coś zaproponuję ,że każę coś zrobić. Jeśli usiądę przed tv, tak minie cały wieczór. Nuda i marazm. Nie chce mi się wierzyć, że w długoletnich związkach musi tak to wyglądać.
Sam nie jestem idealny. Nie lubię mówić o uczuciach. Zamiast mówić wolę to pokazywać i popierać uczynkami, ale jeśli nie ma odpowiedzi w postaci zaangażowania - zamykam się w sobie i staje się oschły.
Mi zwyczajnie szkoda życia, a z drugiej strony nie mogę być wiecznie Jej holownikiem. Chce czuć zaangażowanie, by móc samemu dalej się angażować Bycie razem ponoć sztafeta i gra zespołowa.
Rozmowy już były i skutki żadne. Rezygnacja z wspólnych wyjść jest aktualne. Prawie przestaliśmy nawet już współżyć, bo ja nie chce żałośnie skamleć i z Jej strony większej inicjatywny nie ma.
Zmienić siebie czy próbować zmieniać Żonę ? A może ludzie się nie zmienią i trzeba się z pewnymi rzeczami pogodzić.