Misty Day
Zarejestrowani-
Zawartość
7 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Reputacja
1 Neutral-
No właśnie niesamowicie żałuję, że się dałam wmanewrować w taki niekorzystny układ. Jesteśmy z partnerem z różnych miast, początkowo on wynajmował 2-pokojowe umeblowane mieszkanie (jeden pokój był tam przeznaczony dla córki). Potem razem postanowiliśmy coś wynająć, trafiła się korzystna okazja wynajmu mieszkania 3-pokojowego bez umeblowania jednego pokoju. Wtedy po jakimś czasie zapadła decyzja zakupu mebli dla córki partnera (ja sfinansowałam ten zakup w ramach pożyczki ). Z upływem czasu uznałam, że pora na coś własnego, jako że moje zarobki były dobre, zdecydowałam się sprzedać swoje mieszkanie w innym mieście i kupić mieszkanie w mieście partnera. Wydawało mi się wówczas przestronne i odpowiednie dla naszych potrzeb, ale rodzina partnera najwyraźniej zaplanowała już przestrzen za mnie bo„przecież meble trzeba gdzieś przewiezc i zrobić małej pokój”, a ja myśląc ze „jakoś to będzie” zgodziłam się. No i niestety „w praniu” okazało się, że tej przestrzeni jednak brakuje i szkoda mi nieco tego jednego pomieszczenia, które jest użytkowane 4 dni w miesiącu + ewentualnie jakieś wyznaczone dni w ferie/wakacje, a nie mogę go na co dzień wykorzystać do czegokolwiek innego. Podjęłam niedawno ten temat z partnerem, że córka mogła by przecież spać w gościnnym pokoju, bo ja potrzebuję tego pomieszczenia, jednak skończyło się kłótnią i wielką obrazą majestatu, bo w tatusiu obudził się duch rycerza. Mieszkanie było kupione i w całości wyposażone za moje pieniądze, partner za to je w całości samodzielnie wykończył. Uczestniczy również w codziennych kosztach utrzymania. Generalnie jestem zmęczona tym wszystkim, kiedy zbliża się weekend widzenia to chodzę smutna, przybita, podenerwowana, czuję się skrępowana i spięta przez cały czas jej pobytów. Z reguły też dowiaduje się na ostatnią chwilę o wszelkich zmianach w widzeniach, co również jest dla mnie niekomfortowe w przypadku kiedy coś planowałam, a jestem stawiana przed faktem dokonanym, że weekendy zostały zamienione np. Z dużym zainteresowaniem śledziłam Twój temat Kirsche odnośnie wizyt dziecka partnera w Twoim mieszkaniu, jednak niestety temat zniknął. Też uwazam, ze najlepiej by było gdyby widzenia odbywały się poza domem, jako że młoda również nie darzy mnie sympatią, bo atmosfera w domu jest naprawdę nieciekawa podczas jej wizyt. Oni tu mają całą, liczną rodzinę, natomiast ja nie mam tu nikogo, bo się tu sprowadziłam dla partnera, więc ciężko, żebym na te weekendy opuszczała własny dom i przenosiła się do hotelu, za który oczywiście sama zapłacę.
-
Zgadzam się w zupełności z Kirsche28. Na początku związku patrzy się odrobinę przez „różowe okulary”, więc nieco łatwiej o sympatię czy chociażby dobre chęci zbudowania poprawnej relacji z dzieckiem partnera, ale z czasem zawsze przychodzi frustracja - tym większa, im bardziej się dziecku partnera „nadskakiwało” dla dobra związku. W momencie kiedy człowiek przestaje „żyć miłością”, a szuka miejsca na realizację swoich potrzeb, celów i marzeń w związku, dziecko partnera zazwyczaj staje się przysłowiową „kulą u nogi”, utrudniającą wygospodarowanie wspólnego czasu, zaplanowanie ważnych okazji czy ustalenie domowego budżetu i zgromadzenie oszczędności na wspólne sprawy. Kiedy „na scenie” pojawia się wspólne dziecko, ta niechęć do nieswojego potomstwa jest wręcz uwarunkowana biologicznie. Ja na przykład dzieci nie lubię i nie planuję ich mieć, popełniłam duży błąd próbując na początku związku „wkupić się w łaski” dziecka partnera. Efekt jest taki, że w moim mieszkaniu, które kupiłam w zeszłym roku z myślą przede wszystkim o własnym komforcie córka partnera ma swój pokój, mimo że bywa u nas 4 dni w miesiącu, a mi brakuje przestrzeni na własne „biuro” i tułam się z rzeczami poupychanymi w kartonach po pozostałych pomieszczeniach, których niestety nie ma wiele, bo oczywiście pokój młodej to nienaruszalne sanktuarium. Wiecznie ma w nim chlew, nie umie wynieść po dobie talerza z resztkami jedzenia do kuchni czy brudnej bielizny do łazienki. Nikt nie konsultuje ze mną terminów jej odwiedzin, jeśli są jakieś roszady w stałym harmonogramie. W domu nie robi nic, ojciec nie wyznacza jej żadnych granic, a ja nie mam prawa się odezwać. Do tego młoda weszła w tzw „trudny wiek”, jest humorzasta i krzywi się na wszystko, łącznie z jedzeniem, nie onieszkając przy tym subtelnie sugerować, że u mamy wszystko jest lepsze. Partner jak foka cyrkowa skacze wokół niej, próbując organizować jej atrakcje i wciągać do rozmowy, ona go, podobnie jak zresztą mnie kompletnie olewa, przypominając sobie o nim tylko jak czegoś chce - tzn zwykle jak potrzebuje pieniędzy. W innym wypadku nawet do niego nie zadzwoni, nie odbierze telefonu czy nie odpisze na smsa pomiędzy „widzeniami”. Doszło do tego, że we własnym domu nie czuje się komfortowo i żałuję, że nie postawiłam wcześniej granic, bo teraz coraz trudniej mi będzie wykrzesać do tego dziecka jakąkolwiek sympatię i zarazem ustalić nowe zasady.
-
Czy ktoś z Was jest DDA? Jak wygląda Wasze dorosłe życie z takim obciążeniem?
Misty Day odpisał kolezanka 2525 na temat w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci
Jak wygląda rodzicielstwo w wydaniu DDA z nieprzepracowanymi doświadczeniami z dzieciństwa? -
Ciąża a ED, dysmorfofobia
Misty Day odpisał inaris na temat w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci
Też chętnie bym poznała opinie innych osób. Ja z zaburzeniami odżywiania, niską samooceną, totalnym brakiem akceptacji własnego ciała zmagam się praktycznie od dzieciństwa. Mam 36 lat, dzieci nie mam i chyba mieć nie będę, myślę że główną przyczyną niechęci do ich posiadania jest właśnie ten paniczny strach przed zmianami zachodzącymi w ciele. Wstydzę się nawet komukolwiek przyznać do tego, bo mam świadomość, że większość zdrowych psychicznie osób nie zrozumiała by tego i uznała by to za przejaw bycia pustą i płytką, ciężko wytłumaczyć co dzieje się w głowie osoby zaburzonej na tym punkcie.