Mam dzieci i nie chodzę z nimi na spacery. Na podwórze też rzadko. Czasem wychodzimi 1 raz w tygodniu, czasem częściej, ale nienawidzę spacerować bez celu.
Nie mam siły/ochoty, jak zwał tak zwał. Nie lubię spotykać ludzi, nie lubię z nimi gadać, a zawsze ktoś zaczepi i lezie za mną, albo nie pozwala mi iść, "bo krysia ostatnio miala rozwod w rodzinie, i bla, bla, bla". Szczerze ... mnie to obchodzi, a jedynym sposobem na uniknięcie tego, jest niewychodzenie z domu.
Jeśli dziecko (2l) rozwija się prawidłowo, nie choruje, to czy jest to jakoś bardzo potrzebne? Wietrzę codziennie, więc z dostępem do świeżego powietrza nie ma problemu.
Nie ogląda tv, nie ma styczności z telefonami, itp. Czy baaaardzo źle robię z tym spacerowaniem? Nie jest też tak, że w ogóle nie wychodzimy. Po prostu robię to jak już muszę, bo bobas chce wyjść i płacze z butami w ręku (a to też zdarza się b. rzadko)
Jakoś też nie pamietam, żeby rodzice z nami chodzili na spacery. Może w sobotę/niedzielę, ale to tyle.
Jak Wy uważacie/robicie?