Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Assia98

Zarejestrowani
  • Zawartość

    302
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

18 Good

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Czasami dzieci są nielubiane bez powodu, ale uważam, że nie zawsze tak się dzieje. Z tym, że powód nie jest winą dziecka, bo na tym etapie wychowanie ponosi odpowiedzialność. Np. kiedy dziecko jest otyłe, większe są statystycznie szanse, że będzie gnębione, tak samo z brzydkim ubieraniem go, czy trzymaniem długo z dala od innych dzieci. Zbyt surowe, albo zbyt łagodne wychowanie również. Nie uczenie go asertywności. Nie ćwiczenie z dzieckiem umiejętności komunikacyjnych np. nie żartowanie z nim, czy nie rozmawianie, nie bawienie się. Zbyt mała samodzielność dziecka, sprawność fizyczna itd. Bo wtedy dziecko musi się dopiero tego "uczyć", kiedy inne dzieci już się zdążyły trochę wyrobić w towarzystwie. Ale jeśli już tak się stało, to zrobienie afery u dyrektora może pomóc, albo i odwrotnie, jeśli rodzice uczniów tego nie zrozumieją,a one zaczną się mścić. Pedagog szkolny czasami pomoże, ale najczęściej jest z tym kiepsko. No ale jeśli już, to jakiś młody i mądry psycholog prędzej wg mnie, z dobrym podejściem do dzieci. Czasami jedynym wyjściem jest zmiana szkoły i postaranie się żeby wyeliminować takie przyczyny (najlepiej przed jej zmianą) np. jeśli dziecko jest otyłe, czy niemodnie ubrane, to może sporo pomóc, bo dzieci niestety, ale sporą uwagę przywiązują do powierzchowności, choć i charakteru i zachowania.
  2. A do czegoś doszło i to w dni, które mogły być płodne (u mnie ta granica nie zawsze jest dokładna) i do tego poszliśmy całkiem na całość, czyli bez zabezpieczenia itd... A wczoraj po tygodniu, miałam niewielkie krwawienie i pobolewa mnie brzuch, okres zazwyczaj inaczej mi się zaczyna. Raczej ciężko zachodzę w ciążę, raz byłam, ale ją straciłam, a poza tym miałam wiele takich ryzykownych sytuacji i nie zaszłam. Chcę mieć dzieci, ale... nie z tą osobą. Dzisiaj robię test i zobaczymy. Do tego odczuwam lekką zmianę smaku trochę jak wtedy, gdy miałam COVID, choć mniej intensywną, ale jednak to nietypowe. Trochę się boję... Ale tak się tylko chciałam tym z kimś podzielić. I oby wyszła jedna kreska.
  3. Nie ciągnie Cię, bo nie jesz regularnie. Ja np. kiedyś dość często sięgałam po np. chipsy i kiedy widziałam je w sklepie, korciło mnie żeby znów kupić. A np. z kolei kiedyś nie smakowały mi specjalnie ryby, zaczęłam jeść i teraz weszło mi to w krew, już mi posmakowały.
  4. Obecnie raz od wielkiego dzwonu zjem, np. kawałek tortu, kiedy ktoś ma urodziny, ale ogólnie staram się unikać słodyczy. Choć czasem, kiedy mam zły dzień zdarza mi sie wypić np. dwa kieliszki wina bez okazji, co też jest błędem, ale cóż, walczę i z tym. Piję też za dużo kofeiny i to zdecydowanie. Czasem mnie jeszcze ciągnie do złych nawyków i czasami im ulegam, ale nie uważam tego za najlepsze, poza wyjątkowymi okazjami. Zresztą jak pisałam, chciałabym mieć na tyle silną wolę żeby żyć prawie idealnie zdrowo i rozwijać się na tyle ile mogę, ale jeszcze niestety nie mam, choć mam nadzieję, że kiedyś dojdę do takiego etapu.
  5. No i skasował kolega swoje posty (albo jemu skasowano) i wyszło jakbym gadała sama ze sobą
  6. Nigdy nie będziemy ideałami, bo takich nie ma, a nawet gdyby były, to część zalet lub wad, to pojęcia względne. Jednak co nam da akceptacja siebie wraz z wadami, które moglibyśmy zmienić? Chwilowo ok, może da pewien spokój, tyle że jeśli się akceptujesz w tej chwili, a nie rozwijasz, to tak naprawdę z wiekiem nie będziesz stać w miejscu, ale się pogarszać. Bo z wiekiem będzie coraz trudniej to wszystko utrzymać na podobnym poziomie, no chyba, że kiedyś wynajdą lek na nieśmiertelność, co jest pewnie niestety niemożliwe.
  7. Tylko pytanie, czy dla akceptacji większości warto rezygnować ze starania się o to, żeby nasze życie było lepsze? Taka rurka z kremem, owszem jest smaczna. Papieros, czy wino relaksują. Ale na dłuższą metę więcej szczęścia dadzą długoterminowe sukcesy, nie tylko zawodowe, ale np. fajniejszy związek, więcej pieniędzy, lepsze zdrowie. Mam wrażenie, że wielu ludzi skrycie boi sie sukcesu, z obawy, że wszyscy ich opuszczą i zostaną sami. Wtedy to fakt, część osób moze się odwrócić, tylko czy są tego warci, żeby dla nich pogarszać swoje życie?
  8. A ja tak sobie właśnie myślę, że tutaj chodzi nie tyle wymądrzanie się takich osób (choć niekiedy pewnie też), co o to, że ludzie generalnie ludzie nie przepadają za osobami lepszymi, lub gorszymi od siebie (choć tu różnie bywa, czasem takie osoby wybierają na przyjaciół, jeśli czują się silniejsi przez możliwość "pomocy" komuś, choćby miało byc to przebywanie z nim, żeby nie był samotny). Najbardziej lubią przebywać w towarzystwie do siebie podobnych, bo tacy mają podobne priorytety, problemy, odczucia. No i złe nawyki często są zgubne, ale przyjemne. Więc bardziej rozumiemy te osoby, które tak samo odreagowują pewne stresy, które w podobny sposób się relaksują. Nawet jeśli jest to niezdrowe, ale raźniej jest w razie czego pójść na dno razem niż samemu. A nawet jeśli nie od razu na dno, to w złym kierunku i śmiać się razem, albo z tego płakać. Nieważne, byle razem, bo raźniej. Ludzie czują, że tacy ludzie lepiej ich rozumieją, że są bardziej "swoi", że mają więcej empatii skoro doświadczają podobnych problemów. A tych o wysokiej samokontroli często uważają za to za niewrażliwych i pustych w środku, co często jest nieprawdą, ale mylnie sądzi się, że jeśli ktoś nie ulega łatwo słabościom, nie jest wrażliwy, a więc i w jakiś sposób nieludzki.
  9. Bywa, że są zdrowi do śmierci, bo trafiły sie im takie, a nie inne geny. Ale to udowodnione naukowo, że alkohol, papierosy itd. zwiększają ryzyko raka, udaru, zawału, miażdzycy itd. . Co nie oznacza, że na pewno się zachoruje, ale są na to większe szanse, niż kiedy byśmy tego nie robili. Natomiast to co mnie zastanawia, to ok, ludzie może i nie chcą stosować takich lepszych nawyków i to poniekąd rozumiem, bo w końcu to tylko ludzie. Ale co im to przeszkadza u innych?
  10. Też przedkładam miłość nad materialne korzyści. Tylko pytanie, czy jeśli nie będziemy się rozwijać, co będzie jeśli pewnego dnia ta miłość odejdzie, albo umrze? Bo pół biedy, kiedy odchodzi, gdy człowiek jest względnie młody. Ale kiedy stanie się to, gdy będziemy już podniszczeni złymi nawykami i będziemy mieli ponad 50 lat, albo więcej, a ta idealna, jak się wydawało miłość nas opuści? Owszem, zawsze istnieje takie ryzyko, nawet jeśli zachowamy świetną formę, ale wtedy nasze poczucie wartości nie zleci na łeb, na szyję i pewnie znajdziemy sobie kogoś nowego.
  11. Od jednego drinka, czy papierosa nic się oczywiście nie stanie. No, ale od jednego się zaczyna, a później wchodzi to w pewien nawyk i właśnie o to chodzi. Chyba, że ktoś ma na tyle silną wolę żeby wypijać takiego drinka raz na ruski rok, czy jeść słodycze. Wtedy, owszem nie szkodzą, albo szkodzą w bardzo małym stopniu. Ale zawsze nawyk powstaje od pierwszej próby. A samokontrola może trochę kosztuje, ale daje też sporo satysfakcji. Sama ją trenuję, choć jeszcze przyznam, że czasami wymiękam i robię coś sprzecznego ze swoimi postanowieniami.
  12. Tylko pytanie, czy zwykłe życie, czyli nijakie komuś wystarcza. Tzn. może być ono całkiem ok, ale z drugiej strony drobne przyjemności jak np. słodycze, alkohol, papierosy, brak ruchu, prowadzą do większych zmartwień jak starszy i gorszy wygląd, podatność na choroby itd.,a co za tym idzie gorsza wydajność, więc i gorsze zarobki. Jeśli gorszy wygląd i starzenie się, to możliwe, że gorsza jakość związku, albo możliwość porzucenia, mimo że na początku wydawało się, ze to miłość na dobre i złe. Wiadomo, że nigdy i tak niestety nie staniemy się nieśmiertelni i doskonali, ale można do niej dążyć. Natomiast wiele osób mam wrażenie uważa to wręcz za złe i egoistyczne.
  13. Bo zauważyłam taką zależność, że jak załóżmy w czymś się tam doskonalimy np. przechodzimy na zdrowszą dietę (nie mówię tutaj o głodzeniu się), stajemy się pewniejsi siebie, dbamy o wygląd, swój rozwój, to część osób zdaje się być jak gdyby tym faktem poirytowana. Zaczynają mówić, że po co nam to, po co mamy wysilać, skoro to nieprzyjemne. Osobiście tak nie mam, ale zauważyłam o sporej części osób. Praktycznie zawsze, czy to w pracy, czy w rodzinie, czy nawet wśród znajomych taki ktoś się trafi. Mnie to osobiście nie drażni, kiedy ktoś się samodoskonali, wręcz staram się brać z niego przykład, ale wiele osób próbuje wręcz do tego zniechęcać. Wydaje się wam, że dlaczego tak jest? Ludzie uważają to za niepotrzebne i egoistyczne, czy może zazdroszczą? A może bierze się to z tego, że nie lubimy generalnie, gdy ktoś pod jakimś względem odstaje od reszty?
  14. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Opowiadałam trochę tacie i przyznał mi rację. W nim akurat mam trochę wsparcia, choć zdarza mu się mieć podejście typu "weź się w garść", ale generalnie mam z nim lepszy kontakt, tyle, że rzadziej się z nim widuję z racji odległości. Rodzeństwa nie mam, generalnie moja rodzina nie jest ze sobą jakoś bardzo zżyta, większości kuzynek, kuzynów itd. nawet nie znam. Ale nie ze swojej winy, tak się poukładało w rodzinie i tyle jeszcze za pokolenia moich rodziców.
  15. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Przez pewien czas bywa normalna, spokojna, ale do czasu. Później pojawiają się raniące słowa. A kiedy? NIestety tego przewidzieć nie można. Ale częściej się to powtarza, jak mam jakiś kiepski okres w życiu, choć bywa różnie. Tego mojego przyjaciela też niezbyt lubi, choć to tylko kumpel dla mnie, ale ona widzi chyba, że chce ode mnie coś więcej. Ja i tak nie chcę z kolei nic od niego, poza przyjaźnią, więc może być spokojna. Za to za kimś innym tęsknię...I to też mi nie pomaga.
×