Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Assia98

Zarejestrowani
  • Zawartość

    302
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Assia98

  1. A do czegoś doszło i to w dni, które mogły być płodne (u mnie ta granica nie zawsze jest dokładna) i do tego poszliśmy całkiem na całość, czyli bez zabezpieczenia itd... A wczoraj po tygodniu, miałam niewielkie krwawienie i pobolewa mnie brzuch, okres zazwyczaj inaczej mi się zaczyna. Raczej ciężko zachodzę w ciążę, raz byłam, ale ją straciłam, a poza tym miałam wiele takich ryzykownych sytuacji i nie zaszłam. Chcę mieć dzieci, ale... nie z tą osobą. Dzisiaj robię test i zobaczymy. Do tego odczuwam lekką zmianę smaku trochę jak wtedy, gdy miałam COVID, choć mniej intensywną, ale jednak to nietypowe. Trochę się boję... Ale tak się tylko chciałam tym z kimś podzielić. I oby wyszła jedna kreska.
  2. Czasami dzieci są nielubiane bez powodu, ale uważam, że nie zawsze tak się dzieje. Z tym, że powód nie jest winą dziecka, bo na tym etapie wychowanie ponosi odpowiedzialność. Np. kiedy dziecko jest otyłe, większe są statystycznie szanse, że będzie gnębione, tak samo z brzydkim ubieraniem go, czy trzymaniem długo z dala od innych dzieci. Zbyt surowe, albo zbyt łagodne wychowanie również. Nie uczenie go asertywności. Nie ćwiczenie z dzieckiem umiejętności komunikacyjnych np. nie żartowanie z nim, czy nie rozmawianie, nie bawienie się. Zbyt mała samodzielność dziecka, sprawność fizyczna itd. Bo wtedy dziecko musi się dopiero tego "uczyć", kiedy inne dzieci już się zdążyły trochę wyrobić w towarzystwie. Ale jeśli już tak się stało, to zrobienie afery u dyrektora może pomóc, albo i odwrotnie, jeśli rodzice uczniów tego nie zrozumieją,a one zaczną się mścić. Pedagog szkolny czasami pomoże, ale najczęściej jest z tym kiepsko. No ale jeśli już, to jakiś młody i mądry psycholog prędzej wg mnie, z dobrym podejściem do dzieci. Czasami jedynym wyjściem jest zmiana szkoły i postaranie się żeby wyeliminować takie przyczyny (najlepiej przed jej zmianą) np. jeśli dziecko jest otyłe, czy niemodnie ubrane, to może sporo pomóc, bo dzieci niestety, ale sporą uwagę przywiązują do powierzchowności, choć i charakteru i zachowania.
  3. Bo zauważyłam taką zależność, że jak załóżmy w czymś się tam doskonalimy np. przechodzimy na zdrowszą dietę (nie mówię tutaj o głodzeniu się), stajemy się pewniejsi siebie, dbamy o wygląd, swój rozwój, to część osób zdaje się być jak gdyby tym faktem poirytowana. Zaczynają mówić, że po co nam to, po co mamy wysilać, skoro to nieprzyjemne. Osobiście tak nie mam, ale zauważyłam o sporej części osób. Praktycznie zawsze, czy to w pracy, czy w rodzinie, czy nawet wśród znajomych taki ktoś się trafi. Mnie to osobiście nie drażni, kiedy ktoś się samodoskonali, wręcz staram się brać z niego przykład, ale wiele osób próbuje wręcz do tego zniechęcać. Wydaje się wam, że dlaczego tak jest? Ludzie uważają to za niepotrzebne i egoistyczne, czy może zazdroszczą? A może bierze się to z tego, że nie lubimy generalnie, gdy ktoś pod jakimś względem odstaje od reszty?
  4. Nie ciągnie Cię, bo nie jesz regularnie. Ja np. kiedyś dość często sięgałam po np. chipsy i kiedy widziałam je w sklepie, korciło mnie żeby znów kupić. A np. z kolei kiedyś nie smakowały mi specjalnie ryby, zaczęłam jeść i teraz weszło mi to w krew, już mi posmakowały.
  5. Obecnie raz od wielkiego dzwonu zjem, np. kawałek tortu, kiedy ktoś ma urodziny, ale ogólnie staram się unikać słodyczy. Choć czasem, kiedy mam zły dzień zdarza mi sie wypić np. dwa kieliszki wina bez okazji, co też jest błędem, ale cóż, walczę i z tym. Piję też za dużo kofeiny i to zdecydowanie. Czasem mnie jeszcze ciągnie do złych nawyków i czasami im ulegam, ale nie uważam tego za najlepsze, poza wyjątkowymi okazjami. Zresztą jak pisałam, chciałabym mieć na tyle silną wolę żeby żyć prawie idealnie zdrowo i rozwijać się na tyle ile mogę, ale jeszcze niestety nie mam, choć mam nadzieję, że kiedyś dojdę do takiego etapu.
  6. No i skasował kolega swoje posty (albo jemu skasowano) i wyszło jakbym gadała sama ze sobą
  7. Nigdy nie będziemy ideałami, bo takich nie ma, a nawet gdyby były, to część zalet lub wad, to pojęcia względne. Jednak co nam da akceptacja siebie wraz z wadami, które moglibyśmy zmienić? Chwilowo ok, może da pewien spokój, tyle że jeśli się akceptujesz w tej chwili, a nie rozwijasz, to tak naprawdę z wiekiem nie będziesz stać w miejscu, ale się pogarszać. Bo z wiekiem będzie coraz trudniej to wszystko utrzymać na podobnym poziomie, no chyba, że kiedyś wynajdą lek na nieśmiertelność, co jest pewnie niestety niemożliwe.
  8. Tylko pytanie, czy dla akceptacji większości warto rezygnować ze starania się o to, żeby nasze życie było lepsze? Taka rurka z kremem, owszem jest smaczna. Papieros, czy wino relaksują. Ale na dłuższą metę więcej szczęścia dadzą długoterminowe sukcesy, nie tylko zawodowe, ale np. fajniejszy związek, więcej pieniędzy, lepsze zdrowie. Mam wrażenie, że wielu ludzi skrycie boi sie sukcesu, z obawy, że wszyscy ich opuszczą i zostaną sami. Wtedy to fakt, część osób moze się odwrócić, tylko czy są tego warci, żeby dla nich pogarszać swoje życie?
  9. A ja tak sobie właśnie myślę, że tutaj chodzi nie tyle wymądrzanie się takich osób (choć niekiedy pewnie też), co o to, że ludzie generalnie ludzie nie przepadają za osobami lepszymi, lub gorszymi od siebie (choć tu różnie bywa, czasem takie osoby wybierają na przyjaciół, jeśli czują się silniejsi przez możliwość "pomocy" komuś, choćby miało byc to przebywanie z nim, żeby nie był samotny). Najbardziej lubią przebywać w towarzystwie do siebie podobnych, bo tacy mają podobne priorytety, problemy, odczucia. No i złe nawyki często są zgubne, ale przyjemne. Więc bardziej rozumiemy te osoby, które tak samo odreagowują pewne stresy, które w podobny sposób się relaksują. Nawet jeśli jest to niezdrowe, ale raźniej jest w razie czego pójść na dno razem niż samemu. A nawet jeśli nie od razu na dno, to w złym kierunku i śmiać się razem, albo z tego płakać. Nieważne, byle razem, bo raźniej. Ludzie czują, że tacy ludzie lepiej ich rozumieją, że są bardziej "swoi", że mają więcej empatii skoro doświadczają podobnych problemów. A tych o wysokiej samokontroli często uważają za to za niewrażliwych i pustych w środku, co często jest nieprawdą, ale mylnie sądzi się, że jeśli ktoś nie ulega łatwo słabościom, nie jest wrażliwy, a więc i w jakiś sposób nieludzki.
  10. Bywa, że są zdrowi do śmierci, bo trafiły sie im takie, a nie inne geny. Ale to udowodnione naukowo, że alkohol, papierosy itd. zwiększają ryzyko raka, udaru, zawału, miażdzycy itd. . Co nie oznacza, że na pewno się zachoruje, ale są na to większe szanse, niż kiedy byśmy tego nie robili. Natomiast to co mnie zastanawia, to ok, ludzie może i nie chcą stosować takich lepszych nawyków i to poniekąd rozumiem, bo w końcu to tylko ludzie. Ale co im to przeszkadza u innych?
  11. Też przedkładam miłość nad materialne korzyści. Tylko pytanie, czy jeśli nie będziemy się rozwijać, co będzie jeśli pewnego dnia ta miłość odejdzie, albo umrze? Bo pół biedy, kiedy odchodzi, gdy człowiek jest względnie młody. Ale kiedy stanie się to, gdy będziemy już podniszczeni złymi nawykami i będziemy mieli ponad 50 lat, albo więcej, a ta idealna, jak się wydawało miłość nas opuści? Owszem, zawsze istnieje takie ryzyko, nawet jeśli zachowamy świetną formę, ale wtedy nasze poczucie wartości nie zleci na łeb, na szyję i pewnie znajdziemy sobie kogoś nowego.
  12. Od jednego drinka, czy papierosa nic się oczywiście nie stanie. No, ale od jednego się zaczyna, a później wchodzi to w pewien nawyk i właśnie o to chodzi. Chyba, że ktoś ma na tyle silną wolę żeby wypijać takiego drinka raz na ruski rok, czy jeść słodycze. Wtedy, owszem nie szkodzą, albo szkodzą w bardzo małym stopniu. Ale zawsze nawyk powstaje od pierwszej próby. A samokontrola może trochę kosztuje, ale daje też sporo satysfakcji. Sama ją trenuję, choć jeszcze przyznam, że czasami wymiękam i robię coś sprzecznego ze swoimi postanowieniami.
  13. Tylko pytanie, czy zwykłe życie, czyli nijakie komuś wystarcza. Tzn. może być ono całkiem ok, ale z drugiej strony drobne przyjemności jak np. słodycze, alkohol, papierosy, brak ruchu, prowadzą do większych zmartwień jak starszy i gorszy wygląd, podatność na choroby itd.,a co za tym idzie gorsza wydajność, więc i gorsze zarobki. Jeśli gorszy wygląd i starzenie się, to możliwe, że gorsza jakość związku, albo możliwość porzucenia, mimo że na początku wydawało się, ze to miłość na dobre i złe. Wiadomo, że nigdy i tak niestety nie staniemy się nieśmiertelni i doskonali, ale można do niej dążyć. Natomiast wiele osób mam wrażenie uważa to wręcz za złe i egoistyczne.
  14. W wielkim skrócie. Byliśmy ze sobą przez rok czasu. I bylibyśmy obydwoje w sobie bardzo zakochani, co zresztą wszyscy widzieli, takie trochę bratnie dusze można tak to można określić. Ale później on zaczął mieć problemy ze sobą, obydwoje nawaliliśmy i się rozstaliśmy. Ale nie mogliśmy o sobie zapomnieć i wszystko się wznowiło. Ja jednak bałam się tego uczucia i troche go trzymałam na dystans wbrew sobie. I on mi w koncu powiedział, że znów ma problemy ze sobą, a nie chce żeby się to odbijało na mnie. I zamikł od tego czasu. Najgorsze, że nie wiem, czy to jest prawda, czy nie... Pomyślałam, że może po prostu mu zwyczajnie się znudziłam, a to był pretekst, więc nie narzucałam się, napisałam, choć to ja obiecałam zadzwonić, że jeśli będzie się potrzebował wygadać, to niech da znać. I teraz milczy już tydzień... A mnie jest źle i chyba sama zaczynam w jakąś deprechę popadać. Strasznie mi go brakuje, choć już obydwoje jesteśmy dorośli, nie jest to nasz pierwszy i drugi związek. Ale ten był wyjątkowy. Nie wiem co mam robić... wiem, że w przeszłości miewał właśnie takie stany depresyjne. Martwie się też o niego, z kolei on nie wie chyba, że ja też to przeżywam i w ogóle bez sensu....Z drugiej strony, może on mnie zwyczajnie nie chce? Można zerwać z kimś kontakt na kim nam zależy, żeby nie męczyć tego kogoś swoją depresją?
  15. Niestety od jakiegoś czasu mam dosć poważną depresję. Tzn. niby robię co muszę, chodzę do pracy, w miarę o siebie dbam itd. No ale nic poza tym mi się nie chce, czesto płaczę. Niestety popełniłam chyba błąd, bo często jej się wyżalałam. I wczoraj powiedziała mi coś bardzo przykrego (niestety nie pierwszy raz w życiu), że jest złą matką ( rzeczywiście była w czasie mojego dzieciństwa, później trochę się poprawiła, ale zdarzają się jej toksyczne reakcje) i żałuje, że mnie urodziła. A ja na to, że nie chcę o tym rozmawiać, ż etylko mnie dołuje i proszę żeby mi dała spokój, a to co mówi jest dla mnie przykre. Na co ona, że pewnie w pracy przez depresję odbierają mnie jako świra i trzasnęła drzwiami. Co nie jest prawdą, bo mimo kiepskiego stanu psychicznego, jakoś sobie w tej pracy radzę i trzymam fason, no i jestem w niej raczej lubiana, choć fakt, że ostatnio się trochę zamknęłam w sobie. Miała prawo mi tak powiedzieć? Ja jej takich krzywdzących słów nigdy nie powiedziałam. Kiedyś jeszcze powiedziała np., że "nie ma już córki", po tym jak byłam chora, a ona stwierdziła, że pewnie symuluję, albo coś brałam (nigdy nie brałam narkotyków, więc nie wiem skąd to wzięła), więc kazałam jej wyjść i wtedy mi tak powiedziała. Nie ukrywam, że jest mi przykro i jeszcze gorzej sie czuję. Choć miałam wrazenie, ze ogólnie ona miała jakiś zły dzień i się chciała na mnie wyładować, a że nie dałam się sprowokować, to się teraz do mnie nie odzywa. Pomaga mi w zyciu, bo wspiera mnie finansowo i w ogóle, mimo, że pracuję, ale wiadomo jakie teraz są pensje, nawet na biurowych stanowiskach. Materialnie niczego mi nie brakowało w życiu, ale emocjonalnie często mnie niszczyła. Później zaczęła być normalna przez jakiś czas, a teraz znowu takie coś... Powinnam zerwać z nią kontakt, lub ograniczyć? Wiem, ze dam sobie radę i bez jej pomocy, bo ciągle się rozwijam, choć ona próbuje mi udowodnić, że nie dam sobie rady bez niej.
  16. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Opowiadałam trochę tacie i przyznał mi rację. W nim akurat mam trochę wsparcia, choć zdarza mu się mieć podejście typu "weź się w garść", ale generalnie mam z nim lepszy kontakt, tyle, że rzadziej się z nim widuję z racji odległości. Rodzeństwa nie mam, generalnie moja rodzina nie jest ze sobą jakoś bardzo zżyta, większości kuzynek, kuzynów itd. nawet nie znam. Ale nie ze swojej winy, tak się poukładało w rodzinie i tyle jeszcze za pokolenia moich rodziców.
  17. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Przez pewien czas bywa normalna, spokojna, ale do czasu. Później pojawiają się raniące słowa. A kiedy? NIestety tego przewidzieć nie można. Ale częściej się to powtarza, jak mam jakiś kiepski okres w życiu, choć bywa różnie. Tego mojego przyjaciela też niezbyt lubi, choć to tylko kumpel dla mnie, ale ona widzi chyba, że chce ode mnie coś więcej. Ja i tak nie chcę z kolei nic od niego, poza przyjaźnią, więc może być spokojna. Za to za kimś innym tęsknię...I to też mi nie pomaga.
  18. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Ona może nie chce dla mnie tak zupełnie na źle, raczej wyładowuje na mnie swoje emocje i jest jej poniekąd wstyd, że mam depresję, ona ogólnie gardzi wszelkimi słabościami. No i jest o tyle egoistyczna, że chce mnie uzależnić od siebie, bo pewnie boi się zostać sama. Mam wrażenie, że ona nawet nie bardzo by chciała żebym wyszła kiedyś za mąż, sądząc po pewnych jej słowach, że co to będzie jak wyjadę gdzieś daleko itd., że na dzieci to nie można liczyć. Poza tym, każdy mój facet był wg niej zły, no może oprócz jednego, któremu zresztą próbowała mnie zniechęcić, bo złapała z nim dobry kontakt. Choć sama jest słaba i teraz kiepsko radzi sobie w życiu, mimo dość wysokich zarobków. A ja już postanowiłam, że nie będę workiem treningowym dla nikogo. I nie dam się sprowokować, kiedyś reagowałam krzykiem lub płaczem, a tym, którzy chcą się na kimś wyładować, chyba poniekąd o to chodzi. Żeby poczuli, że nie są z tym sami. Ale to nie tędy droga, dlatego postanowiłam, że nie pozwolę się już nikomu źle traktować.
  19. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Nie. Ale bierze leki na uspokojenie już X lat, a to też nie jest dobre, bo akurat leki tej grupy powinno się brać maksymalnie kilka tygodni. Więc to też uzależnienie.
  20. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    To ja sama wiem....Choć teraz nie wiem czy pójdę na terapię, bo to koszt niemały jak na te czasy, a staram się oszczędzać, żeby właśnie czuć się tym bardziej niezależną. Żeby się nie obawiać, co by było gdyby pewnego dnia kontakt z nią się zerwał. Ale staram się dużo czytać na te tematy, toksycznych ludzi i jak sobie z nimi radzić i trochę pomaga. Poza tym nawet nie jestem pewna, czy ta terapia by mi pomogła... Ale kilka razy u psychologów byłam, pomogło mi to mniej, lub bardziej, ale pewnie jeszcze pójdę, ot tak żeby mnie ktoś wysłuchał. Bo z problemu sama zdaje sobie sprawę, tylko chwilowo trochę brak mi sił żeby coś radykalnie zmienić, ale może stopniowo się uda. Mam nadzieję.
  21. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    No właśnie, wyżywa się, też mam takie wrażenie... Albo ma dość mojej depresji, choć z drugiej strony, kiedy lepiej układało mi się w życiu, tez potrafiła być okrutna i mówić podobne słowa. Niby rzadko, bo kilka razy w życiu mi coś takiego powiedziała, w dzieciństwie za to częściej, ale jednak ciężko żeby to w pamięci nie zostało. Ale starałam się je pokazać, że mnie to nie rusza, że się od tego odcinam emocjonalnie. I chyba mi się udało, ale niestety w środku to przeżywam i tak.
  22. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Myślę, że na początek na pewno przestanę jej się zwierzać z czegokolwiek. I trochę ograniczę kontakt. A jeśli jeszcze bardziej ją to zdenerwuje, to być może i zerwę... To nie byłoby złe wyjście. Choć chwilowo nie mam chyba siły na tak radykalny krok jak całkowite zerwanie kontaktu, chyba, że nic nie zrozumie i będę do tego zmuszona. Za bardzo chciałam się do niej zbliżyć no i mam za swoje.
  23. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Mnie nie zależy na własnym mieszkaniu, po prostu żeby trochę lepiej zarabiać, bo póki co bym sobie radę dała, tyle że żyłabym raczej skromnie. Ale kasa nie jest też w życi najważniejsza...Choć myślę, że pod tym względem będzie w końcu lepiej. W tej chwili mam depresję z innych przyczyn. Choć bywałam szczęśliwa, jeszcze nie tak dawno temu. Ale wszystko się pogmatwało. Dobrze, że mam chociaż przyjaciela, który mnie wspiera, choć on chyba chce ode mnie czegoś więcej, a ja nie chcę być teraz z nikim. I ta przyjaźń przez to pewnie też się rozpadnie, w końcu zostanę sama jak palec.
  24. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Nie mieszkam u niej na stałe. Na całe szczęście. Ostatnio trochę zbyt często przyjeżdzałam do domu, co chyba było jednak błędem. Dobrze, że mam jeszcze ojca, choć z racji odległości nie odzwiedzam go aż tak często, ale mnie przynajmniej wspiera. No i jakichś tam nielicznych przyjaciół też mam. Ale nie chcę im ciągle truć o mojej depresji, więc się trochę odizolowałam, bo nie byłam najbardziej pozytywną osobą wśród nich. Plus ostatnio mam problemy sercowe ( takie w przenośni, ale też pogłębiają ten mój stan) i wszystko jest ogólnie kiepskie...
  25. Assia98

    Problem z matką. Co myślicie?

    Kiedyś byłam mało asertywna. Teraz też w pewnym stopniu jestem, ale już o wiele mniejszym niż było to kiedyś. Potrafię sie odciąć, kiedy ktoś mi coś krzywdzącego powie, ale w tym wypadku uznałam, że nie dam się sprowokować i spokojnie powiedziałam, żeby dała mi spokój, że nie chcę o tym rozmawiać i nie pozwolę się dręczyć emocjonalnie. Nie chciałam żeby doprowadziła mnie do łez przy niej i mi się to udało. Ale ten mój spokój jeszcze bardziej ją rozjuszyły i teraz się do mnie nie odzywa. No trudno, może uznała mnie za bezduszną, że nie dałam się sprowokować? Może chciała żebym zaprzeczała, że była złą matką? Obiektywnie była, taka jest prawda, sądziłam, że się zmieniła, ale znów sytuacja się powtarza. Mam już zwyczajnie dość sytuacji, kiedy ktoś chce na mnie wyładować złość, więc postanowiłam reagować na to spokojem i odcięciem się od takiej osoby np. wyjściem z pokoju i tak też zrobiłam, zamiast wdawać się z nią w dalsze kłotnie, wyszłam na spacer. Myślałam, że lepiej mi się zrobi jak pojadę do domu rodzinnego, niestety tak się nie stało, aż czuję pewną ulgę, że już poniedziałek i pojechałam do siebie.
×