Mam 35 lat, pracuję od 20. roku życia. Utrzymuję się sama, brak dzieci, brak męża.
Schemat jest zawsze ten sam: zaczynam gdzieś pracę, ekscytacja, nowi ludzie, szkolenia. Po miesiącu zaczynam się już nudzić, chciałabym zmiany. Zaczynam rozglądać się za nową pracą i znajduję. Nie grzeję miejsca w jednej pracy dłużej niż pół roku.
Problem w tym że praca dla mnie to strata czasu. Mam mnóstwo hobby, w pracy myślę tylko o tym co zrobię jak już będę wolna. Nienawidzę być w pracy od-do, z kolei praca jako freelancer jest nie dla mnie, bo mam kiepską samodyscyplinę.
Obecną pracę mam trzeci miesiąc i już czuję poirytowanie. Wczoraj wieczorem się rozpłakałam na myśl o poniedziałku.
Do tego dochodzą problemy z alkoholem. Kiedy mam urlop albo przerwę między jedną pracą a drugą w ogóle nie piję. Kiedy czuję zmęczenie pracą potrafię wypić co wieczór dwa piwka po to tylko żeby wprowadzić się w lepszy nastrój.
Rozmawiałam z psychologiem i jej jedyna rada: zmień pracę na taką, która ci się podoba. Jedyna która mi się podobała to praca sprzątaczki ale tylko dlatego że można było słuchać muzyki i podkastów i nie czułam że aż tak bardzo marnuję czas. Ale praca jest beznadziejnie płatna a poza tym jako osoba po studiach nie chcę aż tak ciężko pracować.
Czy ktoś ma podobnie? Jak sobie z tym poradzić?
Czekam na podstawowy dochód gwarantowany żeby sobie móc dorabiać na pół etatu.