marcianoo
Zarejestrowani-
Zawartość
6 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez marcianoo
-
Mam problem z żoną. Mieszkamy w jej odziedziczonym mieszkaniu. Niestety utraciła pracę ( sama się zwolniła po latach, bo miała ścięcia z nową szefową). Tłumaczyłem, prosiłem, ale ona się uparła, że nie wytrzyma , bo mobbing i woli odejść sama niż mieć podłożoną świnię. Na moje przewrażliwiona, ale nic nie mogłem zrobić. Rozwiązała umowę i dziękuję. Zostały opłaty, kredyt, brak innych perspektyw. Ja mam tutaj pracę, ale szału nie ma. Podjęliśmy wspólnie decyzję o przeprowadzce do innego miejsca. Nic nas tutaj nie trzyma. Żona wystawiła swoje mieszkanie na sprzedaż, ale ono nie jest w najlepszym stanie. Nie wiem czy pójdzie i za ile. Przychodzą oglądacze, ale chcą za darmo. Ja mam swój dom, przepisany na mnie i małe gospodarstwo. W tym domu mieszka moja mama . Na początku naszego małżeństwa były liczne kłótnie między nią a żoną, matka powiedziała za dużo, ale to wszystko w nerwach. Matka czasem palnie coś głupiego w stronę żony, żarcik z jej wagi, wyglądu. Finał jest taki, że żona do mojej matki nie jeździ( jeżdżę sam), nie rozmawia z nią i ogólnie jest 0 interakcji. Moją matkę to bardzo boli, bo chciałaby naprawić swoje błędy, ale żona jest nieugięta. Nawet nie rozważa mieszkania w moim domu. Mamy problem jednym słowem. Żona jak katarynka powtarza, że chce do wielkiego miasta. Znalazła tam robotę dobrze płatną, płacze, szantażuje mnie emocjonalnie, grozi rozwodem. Ma niecałe 2 tygodnie do podpisania umowy. Ja wiem, że nie odnajdę się w metropolii. Poza tym nie chcę zostawiać matki samej. Ma 65 lat , jest sprawna ale na pewno jest jej ciężko. Żona nie chce nawet spróbować, nawet nie godzi się na wynajem mieszkania blisko mojej wioski, bo jak argumentuje nie będzie harować na wynajem w miejscu w którym siebie nie widzi. Kocham żonę, ale nie mogę porzucić rodzinnego majątku tak do końca. Żona oczekuje przeprowadzki 400km dalej, albo rozwód, bo blokuje jej rozwój. Grozi, że jeśli tego nie zrobię, to do czasu rozwodu mam na nią zapiertalać bo ona nie po to się mordowała na 2 kierunkach, żeby iść do marketu ,a tutaj perspektyw nie ma. Żona dała mi jeszcze jedną opcję. Mówi, że jeśli sprzedam pole i kupie mieszkanie blisko mamusi, to ona tam pójdzie i oczywiście podpiszemy rozdzielność przed. Argumentuje jednak, że na wynajem ani tym bardziej do mojej matki nie pójdzie. Ja pola nie sprzedam bo to ojcowizna i nie mogę tego zrobić. Ona się wychowała w mieście i tego nie rozumie. Błagam, doradźcie coś, bo chyba będzie rozwód.
-
Żona ogólnie nie chce rozwodu. Powiedziała po prostu, że jeśli miałaby mieszkać z moją matką, na wiosce bez perspektyw i pracować w sklepie albo wcale, to ona woli być sama. Rozchodzi się o to, że ona nie potrafi mojej matce pewnych rzeczy wybaczyć. Matka powiedziała 2 lata temu, że martwy poród to zony wina, bo się dziecka pozbyła. To było w nerwach. Po tej sytuacji było jeszcze kilka innych, lżejszych. Matka nie powiedziała w złej wierze zonie, że ta ma nadwage i dojrzalej wygląda. Chciała, żeby zona zaakceptowala siebie. Po tej akcji w żonę w coś wstąpiło. Wyrzygała matce wszystko od poczatku zwiazku i po prostu się odcięła od mojej rodzinty. Fakt, ze matka zachowywala sie nieciekawie, byla zazdrosna itp, ale przeciez mozna zaczac wszystko od nowa. Ten osttani raz.... Według mojej zony już wiecej prob byc nie może. Wiem, że chciała dobrze, ale matka taka po prostu jest. Żona musi to jakoś przetrawić. Przecież nie będzie jej ignorować całe życie. Wg, żony mnie buntuje matka, ja rozumu nie mam swojego. Wszystko matka
-
Przed ślubem obiecałem żonie, że będziemy mieszkać u niej i to życzenie spełniłem. Mówiłem, że w razie w wyjade do duzego miasta, ale jednak nie jestem w stanie.
-
Z żoną problem jest tego rodzaju, że wszystko bierze do siebie. Matka powiedziała " te baby teraz takie słabe, tyle poronień", to żona od razu , że to po to, aby obarczyć ją winą o utratę ciąży. Kiedy matka mówiła, że komuś się urodziło dziecko, czy jest jakaś ciąża, to żona, że ona specjalnie jej to mówi a takim momencie, żeby ją zranić. Matka powiedziała, że żona wygląda "jak pączek", a ta w płacz, że jej ubliża. A chodziło o to, że jak pączek w masle, czyli dobrze. Żona jest strasznie, strasznie przewrażliwiona. Wszystko bierze do siebie, łapie za słówka, a moja rodzina chce dobrze dla nas.
-
Ja ją kocham. Nie po to się żeniłem, żeby żyć osobno. Żona zakłada nawet taki scenariusz, że pojedzie sama i zobaczymy jak będzie. Nie wiem czy jej w ogóle zależy. Czy gdyby jej naprawdę zależało, to nie zamieszkałaby na próbę z moją matką? Matka jest jaka jest. Nie raz żonie dogryzła w sprawie wagi czy niepłodności, ale to było nieprzemyślane. Matka mowi, że jestem wolny i ona też, bo nie mamy wspólnych dzieci i, żeby żona jechała sama. Jednocześnie mówi, że lubi moją żonę, tylko spotyka się z murem, bo żona jej otwarcie okazuje wrogość i niechęć. Matka często przez to placze, bo nie może zrobić nic. Żona nie zamieniła z nią słowa od wielu miesięcy.