NiewidzialnaM
Zarejestrowani-
Zawartość
7 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez NiewidzialnaM
-
Cześć, jak w tytule mam pewnien problem z rodziną partnera ale od początku. Jesteśmy ze sobą ponad pięć lat. Wychowujemy razem mojego syna z poprzedniego związku. Mamy dom i całkiem ok życie. Problemem jest mojego partnera rodzina. Od początku, dosłownie od pierwszego spotkania są negatywnie do mnie i do mojego syna nastawieni. Mój R. ma brata i siostrę oraz mamę. Brat już na początku bardzo mu odradzał związek z kobietą z dzieckiem. Stwierdził że to same problemy. Siostra od początku pokazywała swoją niechęć do mnie. Częste uszczypliwości, mierzenie wzrokiem, odwracanie się plecami i ogólnie brak chęci rozmowy czy czegokolwiek. Matka nawet nie próbowała mnie poznać. Mój syn traktowany jest jak powietrze. Do pewnego czasu to znosiłam ale miarka się przebrała gdy mój tata ciężko zachorował i po paru miesiącach zmarł. Zaznaczam że mamę straciłam będąc jeszcze dzieckiem i poza tatą nie miałam już nikogo. W czasie choroby taty okazało się podli do granic . Totalnie nie zainteresowani sytuacją. Przez cały ten okres nigdy do mnie nie zadzwonili, nie przyjechali. Zero wsparcia. Kondolecje dostałam pocztą pantoflową przekazane telefonicznie przez partnera. Później też zero wsparcia czy jakiegoś zainteresowania. Kiedy już dochodziłam do siebie po stracie taty to zaczęły się schody w pracy. Z partnerem pracowaliśmy razem. Wszytko nam dobrze szło gdy nagle zaczął się jakiś atak na moją osobę ze strony naszego kierownika. Nawet bezpodstawna próba zwolnienia mnie. Wszytko było dla mnie szokiem i nie rozumiałam o co tu chodzi. Wyobraźcie sobie że się okazało, że kierownik to dobry znajomy siostry mojego R i ona tak mu na mnie nagadała że ten stwierdził że nie chce mieć takiej osoby u siebie . Nie muszę wspominać że to wszytko to były kłamstwa. Sytuacja zrobiła się tak napięta i nie do zniesienia że musieliśmy razem odejść. Już po tym nie wytrzymałam i skonfrontowałam się z siostrą R. Usłyszałam tylko że nie jesteśmy rodziną i żebym w skrócie spadała na drzewo. Matka zmanipulowana przez córkę wciąż okazuje niechęć . Wczoraj np. byłam tam pierwszy raz od długiego czasu. Był z nami syn no i niestety przykro znowu po tym spotkaniu bo ,znowu była dla nas zimna jak lud a jeszcze zrobiła sobie wystawkę ze zdjęć w centralnym miejscu w salonie , gdzie umieściła fotki wszystkich członków rodziny, wnuków a tylko mojego syna tam brak. Jest w podsiadaniu jego zdjęcia ale trzyma je w pokoju do którego nikt nie wchodzi. Zaczynam przez to wszytko mieć wątpliwości co do naszego związku. Niby między nami jest ok ale wiecie, ja już rodziny z tej z której pochodzę nie mam i dużo mnie kosztuje kiedy rodzina partnera nie akceptuje mnie i mojego synka. Kompletnie nas lekceważą. Prawie się nie widujemy. Wygląda na to że to tylko dlatego że oni są zagorzałymi katolikami i nie akceptują tego że jestem po rozwodzi no i chyba że już mam dziecko. Psuje mi to nastrój. Zastanawiam się tak na przyszłość czy to tak właśnie ma wyglądać ? Już zawsze będziemy żyć jak samotnicy a ja będę mieć przyklejoną łatkę toksyny, kogoś gorszego ? Zaczęłam się zastanawiam czy nie wyszło by wszytkim na zdrowie gdybyśmy się rozeszli. Aaa zapytacie pewnie o stosunek R do tego wszystkiego. To, przz pierwsze trzy lata próbował rozmawiać z nimi, przekonywać, prosił ale to na nic. PO akcji z pracą zerwał kontakt z siostrą. Z matką mowi ze chce mieć kontakt bo to matka. Ja nie bronię, to jego rodzina i ja nigdy nie stałam między nimi. Co myślicie ?
-
No właśnie po co nam ta jego rodzina. Zwyczajnie ona jest i mój partner utrzymuje z nimi kontakt za co nie mam pretensji ale ja już coraz rzadziej tam bywam. Silą rzeczy zostaliśmy podzieleni. To rudne dla osoby która sama już rodziców czy rodzeństwa a nawet w ogóle bliskiej rodziny nie ma po za oczywiście tą która sama stworzyła. Druga sprawa że serce boli że mój syn to widzi i jak najbardziej to rozumie w sensie że oni nas nie akceptują. Co mam powiedzieć to po prostu boli. Tyle starań a tu taki klops jeśli chodzi o te relacje. To jak oni nas traktują świadczy o nich ale to ja czuję się gorsza
-
Trochę tak to brzmi jakbym była jakimś błędem. Myślę że się niektórzy tutaj zapędzili. Dla sprostowania. Jestem normalną kobietą. Dbająca o dom, swoich chłopaków. Nie mam uzależnień. Pracuję, zarabiam. Mój syn jest dzieckiem bezproblemowym z super ocenami w szkole. Relacje z jego ojcem mamy ułożone. Nie uprzykrza nam życia. Przebywa za granicą. To R jest najważniejszym i w sumie jednym tatusiem . Ich relacje są takie że nawet nie marzyłam że mogą takie być. Aaa i jeszcze jedno. Jak się poznaliśmy to ja dopiero co wrocilam z Danii. Miałam pieniądze na Star w Polsce. Stąd też razem postawiliśmy dom. Jestem niezależna finansowo i pod każdym innym względem. Proszę nie robić ze mnie tutaj człowieka gorszego sortu
-
To że jestem już uprzedzona to się zgadzam. Co do rozczarowania mną, partnerką syna czy tam jego wyborem śmierdzi to na kilometr toksyną. Ale ale, taka rodzinka skoro ma takie oczekiwania powinna sobie zdawać sprawę z tego że oni też mogą być rozczarowaniem dla partnerki syna. Bądźmy szczerzy ja też wolałabym alby R pochodził z innej rodziny ale zdaje sobie sprawę że to nie koncert życzeń i dlatego od początku mimo różnic między nami byłam otwarta i chciałam ich poznać.
-
Tutaj problemem nie jest brak ślubu naszego. Tak jak pisałam oni są radykalnymi katolikami i ja nie wpisuje się w poglądy. Mnie się nie spotka w niedzielę w kościele czy na pielgrzymce. Jak się poznaliśmy byłam rozwódką z małym dzieckiem. Tego nie akceptują. Mam takie porównanie w postaci żony brata M. Do niej stosunek jest zupełnie inny ale on ją poznał na jakimś zgrupowaniu religijnym. Wszytko tam u nich od początku było takie cacy. Nawet przed ślubem nie zamieszkali razem bo nie wolno. U nas było zupełnie inaczej. Druga sprawa to to, że matka się chyba rozczarowała R bo on był jej ulubieńcem, dużo czasu spędzali razem a tu nagle się wyprowadził z miasta kawałek dalej i już tyle czasu nie poświęca. Zwyczajnie jest zazdrosna. Tak jak i siostra. Dużo czasu z rodziną siostry spędzał, też z jej synkiem a tu nagle zaczął wychowywać obce dziecko i to nim się zachwyca na codzień. Kolejna sprawa dość dziwna, siostra jego ma jaką taką gulę w gardle jak mnie widzi. Dziwnie może to zabrzmi ale mam wrażenie od początku że jej zazdrosna o różne ...y jak torebka czy wizyta u fryzjera. Nawet kiedyś nakryłam ją jak ukradkiem sprawdziła mi metkę w moim płaszczu.
-
To nie jest tak że nie chce ślubu bo nie, bo mam taki kaprys. Nie bo zaczęłam mieć wątpliwości czy ta sytuacja w jakiej funkcjonujemy jest dla mnie do udźwignięcia. Wiesz, serce pęka jak np dziecko płacze dlaczego jest tak ignorowany przez matkę R . Albo dopytuje czemu nikt z rodziny R nas nie odwiedza. Poza tym uważam że ta niechęć nie wynika z braku naszego ślubu. Ten ślub nic nie zmieni
-
Jeśli chodzi o ślub to nie miałam kościelnego, sam cywilny. Z R nie jesteśmy po ślubie choć mieliśmy to w planach ale dużo się działo tak jak wyżej pisałam, problemy w pracy i śmierć taty. Matka R przygaduje mu o to że żyjemy bez ślubu np ostatnio jak urodziły się dzieci u rodzeństwa R i miały być chrzczone to powiedziała : no ty nie jesteś brany pod uwagę na chrzestnego bo żyjesz w grzechu. Mi ogólnie na ten moment ślubu się odechciało. Tak jak pisałam, zaczęłam mieć wątpliwości. Choć to złożona sprawa bo my w trójkę tworzymy całkiem ok rodzinę. Chłopaki się super dogadują. Żyją jak ojciec z synem. Ale dla jego rodziny jesteśmy jak powietrze. Ciągle sami przy każdej możliwej okazji. Święta nie święta my sami. Nikt nas ze strony R nawet nie odwiedza. A wszystkiemu kto jest winien ? Ja … chyba dlatego że się w ogóle pojawiłam