Mąż chciał dziecko. Ja mam kiepskie zdrowie,ciaza wiaze sie u mnie z masą leków i ogólnie duzym ryzykiem utraty zdrowia (zespol Sjogrena). Mam swój dom otrzymany ze spadku w ktorym mieszkamy. Ciąża wiąże się u mnie z tym,że wypadnę z rynku pracy,mąż zarabia średnio. Ustaliliśmy,że sprzeda pola,które otrzymał w darowiznie i kupimy mieszkanie w jego stronach (na niego tylko,jest z reszta intercyza).Kiedys otrzyma je dziecko,poki co wynajmiemy ktoras nieruchomosc. Niestety jego szwagier omal sie nie urobił jak to uslyszal,bo liczyl,ze zgarna jego dzieci doslownie wszystko(dostala siostra o wiele wiecej niz maz,ich dzieci sa zabezpieczone na maxa). Maz wycofal sie okoniem z pomyslu. Trzyma pola dla obcyh dzieci,bo ja "a noz poronie". Ale tego,ze nawet jesli to wczesniej strace zdrowie i prace,do ktorej moge nie miec powrotu. Mowi,ze kupi jak urodzę. A do tej pory moje l4 i jego pensja(obecnie 24tc). Dodam,ze jak jego siostra byla w ciazy to szwagier wyjechal harowac na nia za granice aby jej nic nie zabraklo(sama nigdy nie pracowala). U mnie byly obiecanki a teraz zostalam z reka w nocniku. Ciaze znosze srednio. Nie mam plamien,cukrzycy mimo sterydow ale jestem na immunosupresji i przez to ciagle chora. Czuję się oszukana. Szwagier mi wykrzyczal,ze moj "miot" sie jeszcze nie urodzil i roznie moze byc. No to w tym samym tonie odpowiedzialam,ze jego "mioty" na dlugo przed przyjsciem na swiat pozbieraly wszystko po rodzinie(maz oddal im 3 ogromne dzialki zanim mnie poznal,bo uwaga....siostra byla w ciazy).