Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Seandream

Zarejestrowani
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral
  1. Cześć. Postanowiłem podzielić się historią mojego przypadku i na końcu przedstawię pewne pytania, może dające do myślenia w aspekcie wykraczającym trochę ponad temat / uogólniające temat. Możliwe też, że logiczna odpowiedź na to pytanie, będzie pouczająca dla kogoś, kto zacznie mnie dyskryminować i krytykować po przeczytaniu odpowiedniej porcji tego tekstu. Zapraszam do przeczytania całości oraz do dyskusji. Jeden z wniosków z mojej obecnej egzystencji na tej planecie jest taki, że jeśli Wam na czymś bardzo zależy, to walczcie o spełnienie tego marzenia, O W I E L E bardziej niż wydaje Wam się, że powinniście walczyć i nie ufajcie temu, że wystarczy jakaś “magiczna siła” (o ile taka istnieje), która odpowie na Wasze pragnienie. Od czternastego roku życia, odkąd bardziej zaczęły podobać mi się dziewczyny, było dla mnie oczywiste, że jedną z najważniejszych “cech”, jest to, żeby dla mojej przyszłej ukochanej, nie istniał facet, który ma jakiekolwiek wspomnienie seksualne, z nią związane. Marzyłem więc (co nie zmieniło się do dzisiaj) o poznaniu dziewicy. Chciałbym zaznaczyć, że zupełnie nie chodzi mi o aspekt biologiczny (w sensie istnienia hymen), tylko o to, że gdy wyobrażam sobie hipotetycznego faceta, który ma zapisane w mózgu wspomnienia wiadomo jakie, związane z kobietą do której mam uczucie, wówczas czuję silny, trudny do opisania ból psychiczny, najgorszy jaki poznałem w tym życiu. Zupełnie też nie chodzi o to, że czuję jakiś wstręt do kobiety, która nie jest dziewicą. Nie jest też tak, że moje marzenie, jest związane ze wskazaniem jakiejś religii (takie bzdury jeden psychoteraputa próbował mi wciskać kilka razy, myśląc że w końcu przyjmę wpojone przekonanie wraz z odpowiednim stopniem przekonania i w ten sposób mnie “wyleczy”). Jedyne co można wiązać z duchowością to fakt, że ciało kobiety jest dla mnie nazwijmy to literacko - świątynią dla jej duszy. Ta świątynia jest dla mnie ważna, chcę ją szanować i ważne jest też to, żeby żaden typ nie miał seksualnego wspomnienia z nią związanego. Wydawało mi się, że Wszechświat / Wyższa Inteligencja wynagrodzi mi to że jestem wierną, uczciwą, dobrą osobą. Niestety mimo wielu starań / poszukiwań a nawet modlitw (w pewnym momencie zmieniłem filozofię z agnostyka na “mniej wątpiącego w transcendencję”), nie udało mi się poznać takiej kobiety : ( Oczywiście, codziennie staram się czuć wdzięczność, że mam dwie ręce, nogi, gdzie mam mieszkać, że skończyłem nietrywialne i wartościowe studia, jestem samowystarczalny, jednak mimo wypierania marzenia o wiernej dziewicy, ono się odzywa, powodując rozrywający serce ból niespełnienia i złości na siebie, że nie potrafiłem spełnić największego, tego jedynego marzenia, że tak to wszystko spieprzyłem bo nie wpadłem na jakiś genialny pomysł poznania miłości kompatybilnej z moją psychiką. Oczywiście chodziłem na terapię, w sumie 6 lat : 4 lata w nurcie psychodynamicznym i 2 lata w nurcie poznawczo-behawioralnym . Podczas wszystkich terapii bardzo się angażowałem i taką informację zwrotną otrzymałem również od psychoterapeutów (po prestiżowych uczelniach, wielu latach praktyki klinicznej, z doskonałymi ocenami w serwisach medycznych). Próbowałem nawet zrozumieć przyczynę skąd u mnie bierze ten ból, o którym napisałem wcześniej, jednak ż a d e n psycholog kliniczny i terapeuta, nie odpowiedział mi na to pytanie a nawet nie nakierował[a] na tor, który wydawałby się taki, że podążając nim można w końcu dotrzeć do odpowiedzi. Gwarantuję że swoje dzieciństwo opisałem im bardzo szczegółowo, były fazy regresji itp. Reasumując - nie wiadomo skąd u mnie jest “takie coś” że nie potrafię być z niedziewicą w związku. Wszystkie lata terapii nie zmniejszyły w ż a d n y m stopniu bólu, o którym napisałem wcześniej. Piszę to po to, żeby wyrzucić swój ból związany z egzystencja na tej planecie. Niestety przyszedł czas na najstraszniejszy fragment : ( W moim mózgu sam mam wspomnienia seksualne związane z kobietami, z którymi kiedyś próbowałem zbudować relację romantyczną, wierząc że “jakoś to będzie”. W te relacje wszedłem, ponieważ byłem już zmęczony, poszukiwaniami, przestałem wierzyć, że poznam wierną dziewicę i uwierzyłem że “jakoś to będzie” z niedziewicą. Ale źle było : ( Ból, rozrywał mi serce gdy przeszłość się odzywała: a to jakiś typ z przeszłości zadzwonił, a to gdy pokazywała zdjęcia w telefonie, nagle pojawiła się fota typa z przeszłości. Nie potrafiłem też całkowicie nie myśleć o tym co najbardziej boli, najbardziej z tych wszystkich rzeczy, które zaznałem w tym życiu - że “część” / pewien aspekt kogoś, do kogo mam uczucie, jest zapisany w postaci wspomnień jakiegoś …. : / Ktoś kiedyś próbował mi zarzucić że chciałbym mieć taką kobietę “tylko dla siebie” ale to jest głupie stwierdzenie - generalizacja, ponieważ oprócz tego że chciałbym żeby akurat w tym aspekcie ona “była tylko moja” to nie wyobrażam sobie żebyśmy nie mieli też swoich światów - chciałbym żeby miała koleżanki i kolegów którzy nigdy nie mieli do niej zamiarów (bo np. są gejami albo ona nie jest w ich typie) i spotykała się z nimi. Podobnie nie byłbym zazdrosny gdyby miała sny erotyczne. Śmieję się z gadania że przeszłości nie ma, bo jest tylko teraźniejszość. Co za bzdury, w pewnym aspekcie przeszłości nie ma a w innych aspektach jest - na przykład w postaci informacji zapisanych w centralnym układzie nerwowym oraz na urządzeniach elektronicznych. A najgorsze jest to, że ta przeszłość może się w dowolnym momencie odezwać (co widziałem też niejednokrotnie u znajomych którzy byli wcześniej w jakichś związkach). Wielu moich znajomych mnie kompletnie nie rozumie, nazywali mnie hipokrytą bo marzę o dziewicy a sam mam pewną przeszłość (taką, której chciałbym nie mieć, byłem po prostu za słaby w jednej wierze i zbyt naiwny w innej wierze). Stąd pytanie do Was - czy uważacie że jestem hipokrytą, bo popełniłem kiedyś błąd, polegający na tym, że postanowiłem uwierzyć / zaufać, że podczas związku z niedziewicą, przestanę czuć ból o którym napisałem wcześniej? Obecnie nie jestem w związku, jednak marzenie, które próbowałem wiele razy pogrzebać na żywca w sercu, co jakiś czas się odzywa bo chyba jeszcze oddycha jakąś nadzieją. Zanim odpowiesz, że według Ciebie jestem hipokrytą, proszę zastanów się nad poniższymi pytaniami. Nie oczekuję też odpowiedzi na te pytania. Po prostu sama je sobie zadaj zanim kiedykolwiek nazwiesz kogoś hipokrytą bo ma marzenie takie jakie ma (a z tego co odkrywam ostatnio, facetów marzących o dziewicach jest więcej niż mi się wydawało, wydaje mi się że wielu z nich po prostu (tak jak ja kiedyś) poddało się i weszło w związki, zagrzebują żywcem marzenie w sercu). Czy nie jest tak, że każdy człowiek to odrębny wszechświat i że jak weźmiemy dwa takie wszechświaty to najprawdopodobniej są (w kontekście co najmniej i przede wszystkim - psychiki) w większym stopniu różne niż podobne? Czy jeśli dana kobieta jest fizycznie niezdolna do obrony (bo zajmuje się zupełnie czymś innym), to znaczy że jej facet powinien być taki sami ? Nie. To mężczyzna przede wszystkim powinien być zdolny do obrony rodziny oraz być silniejszy psychicznie, dając poczucie bezpieczeństwa całej rodzinie. Pisząc bardziej ogólnie - czy jeśli dla mężczyzny jest ważne X w pewnym stopniu, to znaczy że dla kobiety, X musi być istotne w takim samym stopniu? Zastanówmy się co by było gdyby dla każdego X, spełniona by była taka reguła. Wówczas ludzie byliby klonami o szalonej symetrii, czyli nikt nie byłby wyjątkowy w żadnej kwestii. Pozdrawiam
×