Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

jmularczyk932@gmail.com

Zarejestrowani
  • Zawartość

    5
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Uważa, że każda osoba, która nie chce być z własnej woli w związku małżeńskim/partnerskim w swoim życiu przez cały jego okres jest chora psychicznie i powinna podjąć się psychoterapii i leczeniu farmakologicznemu, bo na pewno coś z nią musi być nie tak, że do takiego wniosku doszła i stwierdziła to, że jej się to nie opłaca. Osoba wypowiadająca tą opinię nie rozumie że nie każda (normalna osoba) musi chcieć się rozmnożyć poza tym. Nawet w przypadku gdy ten tryb życia jej nie pasuje. - tej osobie, niezależnie od jej płci. Nie stwierdza tego wyłącznie, dlatego że zawiodła się na nieudanych relacjach międzyludzkich, które zaobserwowała w otaczającym ją środowisku długoletnio, ani nie jest niedowartościowana, wierzy w siebie, nie powątpiewa, tylko zwyczajnie drogą logicznego rozumowania w jej przypadku chce wybrać swój sposób życia, bo dla niej jest mniej problematyczny i skuteczniejszy, woli inny rodzaj odpowiedzialności i uważa, że tym stylem też będzie dobrą osobą np. jako lekarz, gdy się już wyszkoli i zdobędzie certyfikat i zezwolenie, przejdzie testy odpowiednie. Uważa, że wokół niej istnieją osoby, które jeżeli zechcą to będą w przyszłości dobrymi partnerami życiowymi dla swoich wybranków między sobą, ale uważa, że to nie dla niej i chce być poza tym, nie miesza się do ich związków, nie interesuje ją to.
  2. (dla osób o mocnych nerwach, jeżeli nie chcesz się stresować przed snem to nie czytaj): 52 letni, białoskóry mężczyzna, jeszcze nie siwiejący, pochodzenia z polskiej, podwarszawskiej wsi, co nigdy nie był w więzieniu (bo nie miał powodu), ani ubezwłasnowolniony (poza krótkim okresem po pobycie w psychiatryku), bez stwierdzonej niezdolności do pracy jest, bez upośledzenia intelektualnego (poza schizofrenią) wmawia sobie, że jest wiecznym studentem i tak bardzo boi się pracy, że nigdy nie był w stanie zarobić ani trochę na własną, utworzoną w sposób legalny całościowo (każdy tak mówi z osób, które były świadkami oraz pamiętają przebieg zdarzeń tej sprawy i rozmawiałam z nimi) przez się (samego siebie) rodzinę przez 23 lata małżeństwa? Zamiast tego marzy, siedząc w 4 ścianach o nowej kobiecie (ta obecna jego zdaniem nie jest już pełna życia, młoda, energiczna), z którą będzie miał dziecko, dom wybuduje sobie, będzie wyjeżdżał na coroczne, zagraniczne wakacje z nią, szantażuje, chce oszukać współmałżonkę (z którą zawarł małżeński związek z własnej w pełni świadomej, nieprzymuszonej woli, znając w pełni konsekwencje tego aktu oraz nic nie było zatajone przed ślubem), że będzie miał pracę, ale dopiero jak ta da mu rozwód, bo to jego zdaniem konieczność, aby mógł poczuć się wolny, bo ona w jakiś magiczny sposób stoi na przeszkodzie jego kariery i dobrego samopoczucia, nawet nie mieszkają razem, nie interesują go wcale aktualne wydarzenia światowe, nie chodzi do pośredniaka, nie pamięta wcale o rodzinie, nie myśli jak poprawić sytuacje życiową wspólną, nie interesuje go to, wymyśla sobie choroby i kłamie, wmawia (chyba niesłusznie) innym, że potrzebuje kardiowersji, obwinia wszystkich wokół za przyczynę swojego cierpienia: lekarzy - za nieumiejętne leczenie, prawników - za brak postępu w rozwodzie i w sprawie nadużyć przemocowych wobec niego zastosowanych w szpitalu psychiatrycznym, (w którym był chyba tylko 2 razy przez niedługi czas, gdy miałam 7 lat, a nie widziałam go od 3 r.ż. do 15 r.ż.), (możliwe, że urojonych, choć nie wiem), rodzinę - nie tylko żonę i potomka, ale też własną, rodzoną matkę i ojca, bo ubzdurał sobie, że jest adoptowany, a wychowali go psychologowie, którzy go molestowali, a jego żona jest facetem (jego słowa), państwo - za to, że go zmusiło do małżeństwa (jego zdaniem wrobiło w homoseksualizm, a na ślubnym kobiercu stała 200 letnia babcia, a nie osoba, z którą realnie chciał się związać, czyli z jakąś wymyśloną, nieistniejącą Iwoną(?), bo ma chwytliwie brzmiące imię) i adopcji (urojonej) jedynego potomka jakiego ma, którego prawdziwie spłodził, (bo podobny wygląd ma, morda się zgadza) 2 lata po zawarciu związku małżeńskiego, zero wysiłku - w związku z jakąkolwiek chęcią wsparcia założonej przez siebie rodziny (pracował jedynie trochę przed pójściem do psychiatryka, dorabiając sobie na studiach i po, ale wystarczało mu jedynie na własne, podstawowe potrzeby życiowe lub drobne wydatki - nikogo innego), najczęściej mówi ,,nie kłóćcie się i jedzcie już ode mnie", na nic go nie stać, tylko czeka na pismo podpisane o rozwodzie, pasożytuje finansowo, emocjonalnie, swoim zakwaterowaniem w stolicy na 80 letniej babci (mówi na nią niania)(ona opłaca mu jego własne mieszkanie całkowicie, a on przepędza z niego własną rodzinę, potrafi wypędzić o 22.00, aby ta pojechała ponad 30km zbiorkomem typu koleje mazowieckie, gdzie ostatni pociąg jest o 22 chyba potem same autobusy, jak kto zdąży i się zmieści do nich lub przesiadki na Wa-wie Zachodniej, gdzie trzeba latać peronu szukać na dworzu, tragedia w środek ciemnej, śnieżnej zimy hamstwo, sam się kisi w sypialni dzielnicowej, kino pod nosem, urzędy, instytucje kluczowe dla kraju, jedyne co potrafi dać to bilet za 3.40 20minutowy na metro, bo nie chce tej widzieć czym prędzej, a ta nic mu nie zrobiła przecież), która ledwo wiąże koniec z końcem, będąc owdowiała i posiadając 3 wnuków z jego brata (tylko brat pomaga jej finansowo i emocjonalnie nieznacznie), którym przez niego jedyny prezent jaki może dać im to najtańsze upieczone ciasto co niedziela, nie może nic sobie kupować poza najpotrzebniejszymi produktami do przetrwania, a wszelkie dodatkowe pieniądze (ona robi mu zakupy żywnościowe i przywozi), które mu daje wydaje on na prywatnych lekarzy od dolegliwości, których nie posiada, kancelarie prawne w sprawie rozwodu, nadużyć psychiatrycznych i książki do nauki języków obcych, mimo że w tym kraju biblioteki są darmowe jak i lekarze na NFZ. Uważa się sam za dyrektora, wielkiego, poważnego biznesmena, którego każdy ma się słuchać i mu usługiwać, a sam marzy i gada o zarabianiu milionów, które mu się jego zdaniem należą samemu nie podejmując żadnego zatrudnienia, aby choć móc się wyżywić na groszach za własne, UCZCIWIE zarobione pieniądze (np. na zmywaku w restauracji jak czynił to jego brat na początku kariery za granicą), których nie ma, ani o rentę się nie stara, bo nie ma z czego, nie chce się leczyć na choroby (psychiczne), które prawdziwie go tyczą. 80 letni ojczym, (konkubent matki - zdaniem ojca) (inna osoba niż ojciec) krzyczy, że zginę z głodu, bo nie nadaję się do żadnej pracy, czuję się jak zwykła tuczna świnia, której sensem życia jest wyłącznie się nażreć i nic poza tym nie jest w stanie osiągnąć. Rozumiem, że schizofrenia to poważna choroba, ale nawet z taką ludzi zatrudniają w wielu branżach niekoniecznie tych związanych z ich wyższym wykształceniem (ma 2 kierunki ukończone jeden licencjat, drugi magister i tytuł technika z technikum, jest na nie zapotrzebowanie w państwie aktualne). Boję się, że znowu nie zdam czegoś, poszłam do tej szkoły m.in. dla statusu, aby móc korzystać z darmowych usług NFZ, w razie gdyby coś się stało, które wtedy przysługują, wiem że nie mam talentu do takich rzeczy (teraz dopiero), ale myślałam, że może mi się uda zdać ten państwowy egzamin jak wkuję i chociaż na asystenta gdzieś się przydam oraz że mama mi pomoże w trakcie semestrów, bo akurat w tej dziedzinie jest specjalistą, ale też jak jej mąż ma długotrwałe, całkowite bezrobocie i gada bzdury często chore o podsłuchach i telepatii za pośrednictwem przesyłu teleinformatycznego w eterze (możliwe, że ma to schorzenie od swojego męża), dziwnych zjawiskach nielogicznych i dziwne nawyki, ale przeliczyłam się widocznie chyba na swoje możliwości, a bycie fizycznym pracownikiem też byłoby za ciężkie, chyba że jakieś lżejsze prace jak co chwila mam wrażenie, że nie dam sobie rady, po tym co przeżyłam w poprzedniej pracy, gdzie prawdopodobnie więcej napsułam, niż się przydałam szacując po tym co mi powiedziano i gdybym tam dłużej pracowała byłoby jeszcze gorzej i jeszcze bym musiała zapłacić za coś (szkodę oraz mieć wpis i postępowanie sądowe za to, choć gdybym wtedy 2 tygodnie dopracowała miałabym rok pracy i może szansę na zasiłek z PUP). Nie jestem feministką, po prostu piszę o problemach, możecie mnie i tak znienawidzić za to co napisałam, bo nie potrafię zapewne, niezauważalnie przez siebie w pełni zachować obiektywizmu, bo piszę pod presją i frustruje mnie ta trudna sytuacja. Nie mogę nikomu ufać w realu, bo wszystko kręci się wokół pieniędzy i pozycji, nawet w najbliższym otoczeniu i wszystko może zostać zapamiętane i wykorzystane nawet pod wpływem byle jakich emocji w ramach zemsty, nawet złożyczeniem, jeżeli ktoś jest w stanie w to uwierzyć. Uprzedzając pytanie, nikt z wymienionych osób nie ma nic wspólnego z alkoholem, ani używkami innymi. W ogóle boję się, że zostanę w przyszłości osobą, która liczy jedynie na podtarcie tyłka przez przytułek, bo nie mam takiego zaplecza w postaci wsparcia finansowego i ogólnego jak niektórzy rówieśnicy (nie mówię, że inni mają łatwiej w życiu oraz lepszy start) w skutek złych relacji rodzinnych, ogólnych i niezdolność utworzenia normalnego związku i podejmowania społecznej aktywności poza sprzątaniem. To wszystko brzmi niepoważnie i żałośnie. Nie mam nic do osób chorych na schizofrenię, depresję (bo każdy jest inny i inaczej się zachowuje, wynika to z osobowości i wychowania, ale po części z choroby i należy to mu wybaczyć), ani paranoję, amnezję i inne, ani osób starszych, piszę o konkretnym przypadku. Wypowiedź jest w pełni anonimowa, więc to nie jest tak, że obgaduje ludzi, bo to jest wspólny interes podstawowej grupy społecznej, do której należę. Ludzie w przeszłości śmiali się ze mnie, bo nie wiedziałam co się dzieje z nim i pytali złośliwie ,,a wiesz jak się nazywasz, gdzie mieszkasz i cokolwiek?" Nie chciałam wypowiadać w instytucjach o tym, bo złą opinię bym rozpowszechniła, mimo że zgodną z rzeczywistością jako ktoś z patoli i by mnie gorzej traktowali z niewiadomych przyczyn (bo normalni zadają się z takimi jak oni, a z patologi z innymi patusami) oraz wynikłyby z tego jeszcze inne konflikty. Wydaje mi się, że raczej się nie powtarzam, nie pisałam tego samego wcześniej już. Nie chcę, aby ludzie mi współczuli, litowali się ciągle, być bezradną ofiarą życiową, kaleką, nieudaczkiem zakompleksionym, pomijanym, ograniczonym w działaniu, rozumowaniu. Widocznie tak być musi, nie opłaca się inaczej, bo nie jest to dla kogoś warte poświęceń - jego zdaniem, nie jest dumny, ocenia tak i stwierdza o czymś o czym nic nie wie i nie zainwestował w to nic, przynależność jest i nie ma.
  3. Jak pogodzić się z rzeczywistością, upadkiem ego, zatruciem umysłu i tym, że nie wiem co będzie w przyszłości, blokadą życiową teraźniejszości przez przeszłość i obecnie co się dzieje? jak rozwiązać problemy rodzinne (dla osób o mocnych nerwach, jeżeli nie chcesz się stresować przed snem to nie czytaj): 52 letni, białoskóry mężczyzna, jeszcze nie siwiejący, pochodzenia z polskiej, podwarszawskiej wsi, co nigdy nie był w więzieniu (bo nie miał powodu), ani ubezwłasnowolniony (poza krótkim okresem po pobycie w psychiatryku), bez stwierdzonej niezdolności do pracy jest, bez upośledzenia intelektualnego (poza schizofrenią) wmawia sobie, że jest wiecznym studentem i tak bardzo boi się pracy, że nigdy nie był w stanie zarobić ani trochę na własną, utworzoną w sposób legalny całościowo (każdy tak mówi z osób, które były świadkami oraz pamiętają przebieg zdarzeń tej sprawy i rozmawiałam z nimi) przez się (samego siebie) rodzinę przez 23 lata małżeństwa? Zamiast tego marzy, siedząc w 4 ścianach o nowej kobiecie (ta obecna jego zdaniem nie jest już pełna życia, młoda, energiczna), z którą będzie miał dziecko, dom wybuduje sobie, będzie wyjeżdżał na coroczne, zagraniczne wakacje z nią, szantażuje, chce oszukać współmałżonkę (z którą zawarł małżeński związek z własnej w pełni świadomej, nieprzymuszonej woli, znając w pełni konsekwencje tego aktu oraz nic nie było zatajone przed ślubem), że będzie miał pracę, ale dopiero jak ta da mu rozwód, bo to jego zdaniem konieczność, aby mógł poczuć się wolny, bo ona w jakiś magiczny sposób stoi na przeszkodzie jego kariery i dobrego samopoczucia, nawet nie mieszkają razem, nie interesują go wcale aktualne wydarzenia światowe, nie chodzi do pośredniaka, nie pamięta wcale o rodzinie, nie myśli jak poprawić sytuacje życiową wspólną, nie interesuje go to, wymyśla sobie choroby i kłamie, wmawia (chyba niesłusznie) innym, że potrzebuje kardiowersji, obwinia wszystkich wokół za przyczynę swojego cierpienia: lekarzy - za nieumiejętne leczenie, prawników - za brak postępu w rozwodzie i w sprawie nadużyć przemocowych wobec niego zastosowanych w szpitalu psychiatrycznym, (w którym był chyba tylko 2 razy przez niedługi czas, gdy miałam 7 lat, a nie widziałam go od 3 r.ż. do 15 r.ż.), (możliwe, że urojonych, choć nie wiem), rodzinę - nie tylko żonę i potomka, ale też własną, rodzoną matkę i ojca, bo ubzdurał sobie, że jest adoptowany, a wychowali go psychologowie, którzy go molestowali, a jego żona jest facetem (jego słowa), państwo - za to, że go zmusiło do małżeństwa (jego zdaniem wrobiło w homoseksualizm, a na ślubnym kobiercu stała 200 letnia babcia, a nie osoba, z którą realnie chciał się związać, czyli z jakąś wymyśloną, nieistniejącą Iwoną(?), bo ma chwytliwie brzmiące imię) i adopcji (urojonej) jedynego potomka jakiego ma, którego prawdziwie spłodził, (bo podobny wygląd ma, morda się zgadza) 2 lata po zawarciu związku małżeńskiego, zero wysiłku - w związku z jakąkolwiek chęcią wsparcia założonej przez siebie rodziny (pracował jedynie trochę przed pójściem do psychiatryka, dorabiając sobie na studiach i po, ale wystarczało mu jedynie na własne, podstawowe potrzeby życiowe lub drobne wydatki - nikogo innego), najczęściej mówi ,,nie kłóćcie się i jedzcie już ode mnie", na nic go nie stać, tylko czeka na pismo podpisane o rozwodzie, pasożytuje finansowo, emocjonalnie, swoim zakwaterowaniem w stolicy na 80 letniej babci (mówi na nią niania)(ona opłaca mu jego własne mieszkanie całkowicie, a on przepędza z niego własną rodzinę, potrafi wypędzić o 22.00, aby ta pojechała ponad 30km zbiorkomem typu koleje mazowieckie, gdzie ostatni pociąg jest o 22 chyba potem same autobusy, jak kto zdąży i się zmieści do nich lub przesiadki na Wa-wie Zachodniej, gdzie trzeba latać peronu szukać na dworzu, tragedia w środek ciemnej, śnieżnej zimy hamstwo, sam się kisi w sypialni dzielnicowej, kino pod nosem, urzędy, instytucje kluczowe dla kraju, jedyne co potrafi dać to bilet za 3.40 20minutowy na metro, bo nie chce tej widzieć czym prędzej, a ta nic mu nie zrobiła przecież), która ledwo wiąże koniec z końcem, będąc owdowiała i posiadając 3 wnuków z jego brata (tylko brat pomaga jej finansowo i emocjonalnie nieznacznie), którym przez niego jedyny prezent jaki może dać im to najtańsze upieczone ciasto co niedziela, nie może nic sobie kupować poza najpotrzebniejszymi produktami do przetrwania, a wszelkie dodatkowe pieniądze (ona robi mu zakupy żywnościowe i przywozi), które mu daje wydaje on na prywatnych lekarzy od dolegliwości, których nie posiada, kancelarie prawne w sprawie rozwodu, nadużyć psychiatrycznych i książki do nauki języków obcych, mimo że w tym kraju biblioteki są darmowe jak i lekarze na NFZ. Uważa się sam za dyrektora, wielkiego, poważnego biznesmena, którego każdy ma się słuchać i mu usługiwać, a sam marzy i gada o zarabianiu milionów, które mu się jego zdaniem należą samemu nie podejmując żadnego zatrudnienia, aby choć móc się wyżywić na groszach za własne, UCZCIWIE zarobione pieniądze (np. na zmywaku w restauracji jak czynił to jego brat na początku kariery za granicą), których nie ma, ani o rentę się nie stara, bo nie ma z czego, nie chce się leczyć na choroby (psychiczne), które prawdziwie go tyczą. 80 letni ojczym, (konkubent matki - zdaniem ojca) (inna osoba niż ojciec) krzyczy, że zginę z głodu, bo nie nadaję się do żadnej pracy, czuję się jak zwykła tuczna świnia, której sensem życia jest wyłącznie się nażreć i nic poza tym nie jest w stanie osiągnąć. Rozumiem, że schizofrenia to poważna choroba, ale nawet z taką ludzi zatrudniają w wielu branżach niekoniecznie tych związanych z ich wyższym wykształceniem (ma 2 kierunki ukończone jeden licencjat, drugi magister i tytuł technika z technikum, jest na nie zapotrzebowanie w państwie aktualne). Boję się, że znowu nie zdam czegoś, poszłam do tej szkoły m.in. dla statusu, aby móc korzystać z darmowych usług NFZ, w razie gdyby coś się stało, które wtedy przysługują, wiem że nie mam talentu do takich rzeczy (teraz dopiero), ale myślałam, że może mi się uda zdać ten państwowy egzamin jak wkuję i chociaż na asystenta gdzieś się przydam oraz że mama mi pomoże w trakcie semestrów, bo akurat w tej dziedzinie jest specjalistą, ale też jak jej mąż ma długotrwałe, całkowite bezrobocie i gada bzdury często chore o podsłuchach i telepatii za pośrednictwem przesyłu teleinformatycznego w eterze (możliwe, że ma to schorzenie od swojego męża), dziwnych zjawiskach nielogicznych i dziwne nawyki, ale przeliczyłam się widocznie chyba na swoje możliwości, a bycie fizycznym pracownikiem też byłoby za ciężkie, chyba że jakieś lżejsze prace jak co chwila mam wrażenie, że nie dam sobie rady, po tym co przeżyłam w poprzedniej pracy, gdzie prawdopodobnie więcej napsułam, niż się przydałam szacując po tym co mi powiedziano i gdybym tam dłużej pracowała byłoby jeszcze gorzej i jeszcze bym musiała zapłacić za coś (szkodę oraz mieć wpis i postępowanie sądowe za to, choć gdybym wtedy 2 tygodnie dopracowała miałabym rok pracy i może szansę na zasiłek z PUP). Nie jestem feministką, po prostu piszę o problemach, możecie mnie i tak znienawidzić za to co napisałam, bo nie potrafię zapewne, niezauważalnie przez siebie w pełni zachować obiektywizmu, bo piszę pod presją i frustruje mnie ta trudna sytuacja. Nie mogę nikomu ufać w realu, bo wszystko kręci się wokół pieniędzy i pozycji, nawet w najbliższym otoczeniu i wszystko może zostać zapamiętane i wykorzystane nawet pod wpływem byle jakich emocji w ramach zemsty, nawet złożyczeniem, jeżeli ktoś jest w stanie w to uwierzyć. Uprzedzając pytanie, nikt z wymienionych osób nie ma nic wspólnego z alkoholem, ani używkami innymi. W ogóle boję się, że zostanę w przyszłości osobą, która liczy jedynie na podtarcie tyłka przez przytułek, bo nie mam takiego zaplecza w postaci wsparcia finansowego i ogólnego jak niektórzy rówieśnicy (nie mówię, że inni mają łatwiej w życiu oraz lepszy start) w skutek złych relacji rodzinnych, ogólnych i niezdolność utworzenia normalnego związku i podejmowania społecznej aktywności poza sprzątaniem. To wszystko brzmi niepoważnie i żałośnie. Nie mam nic do osób chorych na schizofrenię, depresję (bo każdy jest inny i inaczej się zachowuje, wynika to z osobowości i wychowania, ale po części z choroby i należy to mu wybaczyć), ani paranoję, amnezję i inne, ani osób starszych, piszę o konkretnym przypadku. Wypowiedź jest w pełni anonimowa, więc to nie jest tak, że obgaduje ludzi, bo to jest wspólny interes podstawowej grupy społecznej, do której należę. Ludzie w przeszłości śmiali się ze mnie, bo nie wiedziałam co się dzieje z nim i pytali złośliwie ,,a wiesz jak się nazywasz, gdzie mieszkasz i cokolwiek?" Nie chciałam wypowiadać w instytucjach o tym, bo złą opinię bym rozpowszechniła, mimo że zgodną z rzeczywistością jako ktoś z patoli i by mnie gorzej traktowali z niewiadomych przyczyn (bo normalni zadają się z takimi jak oni, a z patologi z innymi patusami) oraz wynikłyby z tego jeszcze inne konflikty. Wydaje mi się, że raczej się nie powtarzam, nie pisałam tego samego wcześniej już. Nie chcę, aby ludzie mi współczuli, litowali się ciągle, być bezradną ofiarą życiową, kaleką, nieudaczkiem zakompleksionym, pomijanym, ograniczonym w działaniu, rozumowaniu. Widocznie tak być musi, nie opłaca się inaczej, bo nie jest to dla kogoś warte poświęceń - jego zdaniem, nie jest dumny, ocenia tak i stwierdza o czymś o czym nic nie wie i nie zainwestował w to nic, przynależność jest i nie ma.
  4. tak jak wyżej, nie mogę znaleźć opcji w ustawieniach, proszę o pomoc.
  5. Wysłane przez ty: jak rozwiązać problemy rodzinne 50 letni mężczyzna wmawia sobie, że jest wiecznym studentem i tak bardzo boi się pracy, że nigdy nie był w stanie zarobić ani trochę na własną, utworzoną przez się rodzinę? Zamiast tego marzy, siedząc w 4 ścianach o nowej kobiecie, z którą będzie miał dziecko, dom wybuduje sobie, coroczne wakacje, szantażuje współmałżonkę (z którą zawarł małżeński związek z własnej w pełni świadomej, nieprzymuszonej woli, znając w pełni konsekwencje tego aktu oraz nic nie było zatajone przed ślubem), że będzie miał pracę, ale dopiero jak ta da mu rozwód, bo to jego zdaniem konieczność, aby mógł poczuć się wolny, bo ona w jakiś magiczny sposób stoi na przeszkodzie jego kariery i dobrego samopoczucia, nie interesują go wcale aktualne wydarzenia światowe, nie chodzi do pośredniaka, wymyśla sobie choroby i kłamie wmawia innym, że potrzebuje kardiowersji, obwinia wszystkich wokół za przyczynę swojego cierpienia: lekarzy - nieumiejętne leczenie, prawników - brak postępu w rozwodzie i w sprawie nadużyć wobec niego w szpitalu psychiatrycznym (możliwe, że urojonych, choć nie wiem), rodzinę - nie tylko żonę i dziecko, ale też własną rodzoną matkę i ojca, bo ubzdurał sobie, że jest adoptowany, a jego żona jest facetem, państwo - za to, że go zmusiło do małżeństwa (jego zdaniem wrobiło w homoseksualizm) i adopcji (urojonej) dziecka które prawdziwie spłodził, zero wysiłku - w związku z jakąkolwiek chęcią wsparcia założonej przez siebie rodziny, jedyne co potrafi powiedzieć to ,,nie kłóćcie się", na nic go nie stać, tylko czeka na pismo podpisane o rozwodzie, pasożytuje finansowo, emocjonalnie, zakwaterowaniem na 80 latce, która ledwo wiąże koniec z końcem, będąc owdowiała i posiadając 3 wnuków z jego brata, którym przez niego jedyny prezent jaki może dać im to najtańsze upieczone ciasto co niedziela. Uważa się sam za dyrektora, wielkiego, poważnego biznesmena, którego każdy ma się słuchać i mu usługiwać, a sam marzy i gada o zarabianiu milionów, które mu się jego zdaniem należą samemu nie podejmując żadnego zatrudnienia, aby choć móc się wyżywić na groszach za własne, uczciwie zarobione pieniądze, których nie ma, ani o rentę się nie stara, bo nie ma z czego, nie chce się leczyć na choroby, które prawdziwie go tyczą. 80 letni ojczym (inna osoba niż ojciec) krzyczy, że zginę z głodu, bo nie nadaję się do żadnej pracy, czuję się jak jedynie tuczna świnia, której sensem życia jest jedynie się nażreć i nic poza tym nie jest w stanie osiągnąć. Rozumiem, że schizofremia to poważna choroba, ale nawet z taką ludzi zatrudniają w wielu branżach niekoniecznie tych związanych z ich wyższym wykształceniem. Boję się, że znowu nie zdam czegoś, bo nawet nie potrafię wpisać prostej daty w arkuszu testu, chyba, czekam na wyniki, poszłam do tej szkoły tylko dla statusu, aby móc korzystać z darmowych usług NFZ, w razie gdyby coś się stało, które wtedy przysługują, wiem że nie mam talentu do takich rzeczy, ale myślałam, że mama mi pomoże, bo akurat w tej dziedzinie jest specjalistą, ale przeliczyłam się widocznie na swoje możliwości, a bycie fizycznym pracownikiem, też byłoby za ciężkie, chyba że jakieś lżejsze prace jak co chwila mam wrażenie, że kości mi się łamią. W ogóle ze mnie jest straszna pi*da. Nie jestem feministką, po prostu piszę o problemach, możecie mnie i tak znienawidzić za to co napisałam, bo nie potrafię w pełni zachować obiektywizmu, bo piszę pod presją i frustruje mnie ta trudna sytuacja. Normalnie o takie rzeczy pytałabym się na forum kafeterii w odpowiedniej kategorii, ale nie przyszedł mi link aktywacyjny i tam chyba widać email, z którego kto pisze, nie mogę nikomu ufać w realu, bo wszystko kręci się wokół pieniędzy i pozycji, nawet w najbliższym otoczeniu i wszystko może zostać zapamiętane i wykorzystane nawet pod wpływem byle jakich emocji w ramach zemsty, nawet złożyczeniem, jeżeli ktoś jest w stanie w to uwierzyć. Uprzedzając pytanie, nikt z wymienionych osób nie ma nic wspólnego z alkoholem, ani używkami innymi.
×