Mam 35 lat a moja partnerka 30.
Jesteśmy razem od 5 miesięcy.
Poznaliśmy dosyć szybko swoje rodziny i to było z jej inicjatywy. Czułem że jej mocno zależy.
Na początku powiedzieliśmy sobie że z racji wieku zależy nam na stabilizacji i chcemy poważnej relacji.
Ona jest bardzo atrakcyjna i strasznie mi się spodobała i wydaje mi się że ja jej również
Ja byłem od dłuższego czasu singlem a ona od roku sama po dwuletnim okresie narzeczeństwa i rozstaniu z niedoszłym mężem.
Obydwoje bardzo dużo pracujemy.
Moja dziewczyna jest wspaniałą, inteligentną i bardzo ambitną kobietą.
Pracuje w szkole na etacie jako nauczycielka, udziela po pracy korepetycji, współprowadzi klub sportowy a od niedawno robi certyfikat językowy.
Siłą rzeczy nie mamy zbyt wiele możliwości i czasu dla siebie.
Generalnie od dłuższego czasu z małymi wyjątkami nasze spotkania ograniczają się do weekendów.
Mieszkamy 35 km od siebie.
W zdecydowanej większości to ja przyjeżdżam do niej gdyż ona tak woli.
Wówczas idziemy do kina , teatru , restauracji... staram się żeby ten krótki czas wykorzystać możliwie aktywnie.
Próbowałem chociaż czasami środku tygodnia ale niestety ona jest już zmęczona lub po prostu późno wraca do mieszkania a ma jeszcze psa którym musi się zająć... przyjeżdża w środku dnia na godzinę z pracy żeby go wyprowadzić i nakarmić.
Nasze spotkania są mocno wybrakowane i odbywają się jakby zawsze z zegarkiem w ręku.
To ona ustala czas...
Mimo że soboty są teoretycznie wolne to spotykamy się dopiero wieczorami gdyż w dzień okna musi odwiedzić rodziców , spotkać z przyjaciółką jedną czy drugą i zająć się pieskiem który z racji wieku jest już bardzo mocno absorbujący.
Koniec końców spotykamy się wieczorem, wychodzimy gdzieś rzadziej zostajemy i oglądamy coś w domu i spędzamy noc razem ... rozstajemy się w niedzielę o 14/15 gdyż ona musi odwiedzić rodziców , spotkać z bratem i jego dziewczyną lub przygotować do pracy...
i to jest jakby cały czas powtarzający się schemat...
zdarzyło się że w sobotę pojechała na cały dzień z przyjaciółką na wolontariat do schroniska...
Ja nie mam nic przeciwko temu ale chciałbym spędzać z nią trochę czasu...
Podczas listopadowych świat musiała zabrać na nasz jednodniowy wyjazd swojego brata gdyż jego dziewczyna pojechała do rodziny i on siedział sam w domu...
Kiedyś na spacer po mieście zabrała po raz kolejny przyjaciółkę która jest sama i nie ma faceta...
Teraz liczyłem że zabiorę ją na świąteczne zakupy w sobotę przedświąteczną gdyż ona i ja nie mamy na to czasu w tygodniu ale powiedziała że nie może ponieważ w sobotę potrzebuje spotkać się z przyjaciółką...
wiem że to ważna dla niej osoba ale tydzień temu spędziliśmy w restauracji z tą przyjaciółką i jej facetem trzy godziny...
Czuję się pomijany...
Zaczyna mi być przykro.
Męczy mnie to powoli...
Wiem że to mocna przesada ale czasami czuję że wszystko jest ważniejsze ode mnie...
nawet gdy jesteśmy razem to jest pies... są telefony od znajomych , rodziców itp.
ja telefon mam wyciszony bo chce żeby to był nasz czas...
Nie zwracałem na to uwagi, być może miałem klapki na oczach ale kiedy kochamy się łóżku ona jakby nigdy nie wychodzi z inicjatywą... teraz jakby zacząłem to dostrzegać.
Mi jest dobrze i widzę że jej również ale ona nie wydaje się być zaangażowana .
Nie rozumiem tego. Na początku naszej relacji była bardziej śmiałą kobietą. Widać było że szuka kontaktu .
Czuję się głupio ponieważ miesiąc temu powiedziałem jak bardzo mi na niej zależy i ogólnie powiedziałem co czuję...
Czy warto brnąć dalej w taką relację ?
Zakochałem się w tej kobiecie i doceniam jej całokształt ale nie rozumiem tych zachowań.