Mieszkamy razem od pół roku w moim mieszkaniu. Dzieci mojego partnera , zameżne, mieszkaja ok 40 km od nas. jest ic z mezami i żonami 6.Od dawna mielismy zaplaniowana Wielkanoc , poniewaz ja tez mam dorosłe dzieci musielismy duzo naprzód zaplanować gosci tak żeby nie było konfliktów. ale stało sie jego córka stwierdziła ze przyjedzie do nas na całe święta,ja odmówiłam , nie mam mozliwosci nocowania gosci, no to stwierdziła że przyjedzie w drugie swieto z mężae, to uz byłoby 8 osób z moja rodzina wczesniej zaproszona, ale jego córka zaprosiła do mnie na swieta jeszcze swojego brata z żona, to juzbyłoby 10 osób a mam 8 miejsc siedzacych w domu , i tego nie koniec zaprosiła dorosłego pasierba brata tez do mnie , No bo rodzina powinna spedzac swieta razem, Tym razem zaprotestowałam , jak mozna zapraszac do mojego domu gosci bez konsultacji za mną. w drugie swieto dali znac ze nie przyjadą, a my mielismy przygotowane jedzenie .Poczułam sie naprawde urażona, Dzis mielismy pojechac do jego córki , wymówiłam się złym samopoczuciem, nie pojechałam, chciałabym ograniczyc te wspólne spotkania ,w koncu doprowadzi to rozkładu naszego zwiazku. ?Kazdy weekend zajety przez jego dzieci , nie tego oczekiwałam od wspólnego życia , japracuje , on jest na emeryturze , nie zabraniam mu widywania dzieci, moze jechac do nich kiedy chce , ma dosc czasu w tygodniu.Mnie nie stac na urzadzanie wysrtawnych obiadów dla minimum 8 osób, a oni tego oczekuja. Nie jestesmy małżeństwem ani ja nie jestem ich matką.Moze ktos z Was ma podobny problem , jesli go nie rozwiążę to rozstane sie z nim.