Mysh
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Mysh
-
Psikulcu, a generalnie njak sie czujesz? Zdarza Ci sie powazniejsze mdlosci? Czy Zuza juz wie? Wczoraj po raz drugi wyladowalismy z Pola w szpitalu. Prosze nie czytac przy sniadaniu............. Pola juz od jakichs dwoch tygodni ma notoryczne zatwardzenie, kupka powiedzmy regularna, ale twarda jak kamyczki. Probowalam jej dawac wszystko co wspomaga tranzyt, ale to niewiele pomagalo. W koncu kiedy przez ostatnie trzy dni nie zrobila kupki wcale postanowilismy isc do lekarza. Lekarz stwierdzil ze najlepiej byloby zrobic lewatywe, zeby jej pomoc pozbyc sie tego co sie tam nazbieralo, powiedzielismy, ze nie jestesmy w stanie tego zrobic sami no i wyslal nas na pediatrie. Od razu zadzwonil czy moga nas przyjac i tak dalej. Dobrze sie stalo, ja naprawde nie potrafilabym sama tego skutecznie zrobic... Potem czekalismy tam ponad pol godziny, az Pola te pierwsza najbardziej bolesna kupke zrobi. Znacie to uczucie kiedy Wasze dziecko krzyczy ze boli, a Wy nie mozecie pomoc, bo trzeba po prostu czekac? Te pol godziny oczekiwania na kupke, to bylo najgorsze pol godziny w moim zyciu. Potem, poznym wieczorem Pola wyprozniala sie jeszcze trzy razy i musze przyznac ze nazbieralo jej sie tego naprawde. Pola swoje przezyla wczoraj, ale jestem pewna ze najgorsze mamy juz za soba i ze teraz bedzie juz tylko lepiej... Aha, przy okazji tej wizyty, okazalo ze Pola ma angine, tylko jakoas bezobjawowa, bo nic nie zauwazylismy kompletnie, a pediatra po prostu zobaczyl biale czopy w paszczy. I mamy antybiotyk. Malo tego. U Siostrzenca, ktory byl tu w niedziele, w poniedzielek stwierdzono szkarlatyne. Czekamy na dalszy ciag wydarzen ________________________________________________________ proba emotikonek dla przy pomnienia sobie :u :o
-
natura jest okrutna... czas: jesienny, na chwile przed zmierzchem miejsce: urocze pastwisko na obrzezach uroczego miasteczka u stop Pirenejow osoby (hm: jesli mozna tak powiedziec): swiezo upieczona mama-owca (jeszcze z pepowina wiszaca miedzy nogami) i dwa baranki Kiedy znalezlismy sie na drodze biegnacej wzdluz pastwiska, nasza uwage przykula taka oto scena: na uboczu, z dala od stada widnialy sylwetki trzech zwierzat, bohaterow naszego dramatu: owcy i jej dwoch malych. Jeden z barankow ssal mleko matki, drugi beczal zalosnie, stojac jakies 10 moze 15 metrow od niej i najwyrazniej jej szukal. Zatrzymalismy sie i zaczelismy go dopingowac: no idz, trzymaj sie dzielnie, mama jest niedaleko. O dziwo malec ruszyl, na chwiejnych nozkach, i po chwili odnalazl droge do matki, ktora rowniez beczala do niego, bylam pewna ze go wzywa! Nawet wyszla mu na spotkanie, pomyslaalam wtedy z ulga: ok, uffff, w porzadku. Dopiero po chwili zorientowalismy sie ze cos jest nie tak. Matka owca przewrocila malca, bodac go rogami! Maly sie podniosl, oczywiscie z trudem i znowu zaczal szukac piersi matki, a ona znowu to samo. Dopiero wtedy zrozumialam dlaczego baranek przy piersi jest czysciutki i bialy, a ten odrzucony - caly brudny. Natura jest okrutna...
-
natura jest okrutna... czas: jesienny, na chwile przed zmierzchem miejsce: urocze pastwisko na obrzezach uroczego miasteczka u stop Pirenejow osoby (hm: jesli mozna tak powiedziec): swiezo upieczona mama-owca (jeszcze z pepowina wiszaca miedzy nogami) i dwa baranki Kiedy znalezlismy sie na drodze biegnacej wzdluz pastwiska, nasza uwage przykula taka oto scena: na uboczu, z dala od stada widnialy sylwetki trzech zwierzat, bohaterow naszego dramatu: owcy i jej dwoch malych. Jeden z barankow ssal mleko matki, drugi beczal zalosnie, stojac jakies 10 moze 15 metrow od niej i najwyrazniej jej szukal. Zatrzymalismy sie i zaczelismy go dopingowac: no idz, trzymaj sie dzielnie, mama jest niedaleko. O dziwo malec ruszyl, na chwiejnych nozkach, i po chwili odnalazl droge do matki, ktora rowniez beczala do niego, bylam pewna ze go wzywa! Nawet wyszla mu na spotkanie, pomyslaalam wtedy z ulga: ok, uffff, w porzadku. Dopiero po chwili zorientowalismy sie ze cos jest nie tak. Matka owca przewrocila malca, bodac go rogami! Maly sie podniosl, oczywiscie z trudem i znowu zaczal szukac piersi matki, a ona znowu to samo. Dopiero wtedy zrozumialam dlaczego baranek przy piersi jest czysciutki i bialy, a ten odrzucony - caly brudny. Natura jest okrutna...
-
natura jest okrutna... czas: jesienny, na chwile przed zmierzchem miejsce: urocze pastwisko na obrzezach uroczego miasteczka u stop Pirenejow osoby (hm: jesli mozna tak powiedziec): swiezo upieczona mama-owca (jeszcze z pepowina wiszaca miedzy nogami) i dwa baranki Kiedy znalezlismy sie na drodze biegnacej wzdluz pastwiska, nasza uwage przykula taka oto scena: na uboczu, z dala od stada widnialy sylwetki trzech zwierzat, bohaterow naszego dramatu: owcy i jej dwoch malych. Jeden z barankow ssal mleko matki, drugi beczal zalosnie, stojac jakies 10 moze 15 metrow od niej i najwyrazniej jej szukal. Zatrzymalismy sie i zaczelismy go dopingowac: no idz, trzymaj sie dzielnie, mama jest niedaleko. O dziwo malec ruszyl, na chwiejnych nozkach, i po chwili odnalazl droge do matki, ktora rowniez beczala do niego, bylam pewna ze go wzywa! Nawet wyszla mu na spotkanie, pomyslaalam wtedy z ulga: ok, uffff, w porzadku. Dopiero po chwili zorientowalismy sie ze cos jest nie tak. Matka owca przewrocila malca, bodac go rogami! Maly sie podniosl, oczywiscie z trudem i znowu zaczal szukac piersi matki, a ona znowu to samo. Dopiero wtedy zrozumialam dlaczego baranek przy piersi jest czysciutki i bialy, a ten odrzucony - caly brudny. Natura jest okrutna...
-
natura jest okrutna... czas: jesienny, na chwile przed zmierzchem miejsce: urocze pastwisko na obrzezach uroczego miasteczka u stop Pirenejow osoby (hm: jesli mozna tak powiedziec): swiezo upieczona mama-owca (jeszcze z pepowina wiszaca miedzy nogami) i dwa baranki Kiedy znalezlismy sie na drodze biegnacej wzdluz pastwiska, nasza uwage przykula taka oto scena: na uboczu, z dala od stada widnialy sylwetki trzech zwierzat, bohaterow naszego dramatu: owcy i jej dwoch malych. Jeden z barankow ssal mleko matki, drugi beczal zalosnie, stojac jakies 10 moze 15 metrow od niej i najwyrazniej jej szukal. Zatrzymalismy sie i zaczelismy go dopingowac: no idz, trzymaj sie dzielnie, mama jest niedaleko. O dziwo malec ruszyl, na chwiejnych nozkach, i po chwili odnalazl droge do matki, ktora rowniez beczala do niego, bylam pewna ze go wzywa! Nawet wyszla mu na spotkanie, pomyslaalam wtedy z ulga: ok, uffff, w porzadku. Dopiero po chwili zorientowalismy sie ze cos jest nie tak. Matka owca przewrocila malca, bodac go rogami! Maly sie podniosl, oczywiscie z trudem i znowu zaczal szukac piersi matki, a ona znowu to samo. Dopiero wtedy zrozumialam dlaczego baranek przy piersi jest czysciutki i bialy, a ten odrzucony - caly brudny. Natura jest okrutna...
-
natura jest okrutna... czas: jesienny, na chwile przed zmierzchem miejsce: urocze pastwisko na obrzezach uroczego miasteczka u stop Pirenejow osoby (hm: jesli mozna tak powiedziec): swiezo upieczona mama-owca (jeszcze z pepowina wiszaca miedzy nogami) i dwa niemowlaki-baranki Kiedy znalezlismy sie na drodze biegnacej wzdluz pastwiska, nasza uwage przykula taka oto scena: na uboczu, z dala od stada widnialy sylwetki trzech zwierzat, bohaterow naszego dramatu: owcy i jej dwoch malych. Jeden z barankow ssal mleko matki, drugi beczal zalosnie, stojac jakies 10 moze 15 metrow od niej i najwyrazniej jej szukal. Zatrzymalismy sie i zaczelismy go dopingowac: no idz, trzymaj sie dzielnie, mama jest niedaleko. O dziwo malec ruszyl, na chwiejnych nozkach, i po chwili odnalazl droge do matki, ktora rowniez beczala do niego. Bylam pewna ze go wzywa! Nawet wyszla mu na spotkanie, pomyslaalam wtedy z ulga: ok, uffff, w porzadku. Dopiero po chwili zorientowalismy sie, ze cos jest nie tak. Matka owca przewrocila malca, bodac go rogami! Maly sie podniosl, oczywiscie z trudem i znowu zaczal szukac piersi matki, a ona znowu to samo: odganiala go z uporem. Dopiero wtedy zrozumialam dlaczego baranek przy piersi jest czysciutki i bialy, a ten odrzucony - caly brudny. Natura jest okrutna...
-
natura jest okrutna... czas: jesienny, na chwile przed zmierzchem miejsce: urocze pastwisko na obrzezach uroczego miasteczka u stop Pirenejow osoby (hm: jesli mozna tak powiedziec): swiezo upieczona mama-owca (jeszcze z pepowina wiszaca miedzy nogami) i dwa niemowlaki-baranki Kiedy znalezlismy sie na drodze biegnacej wzdluz pastwiska, nasza uwage przykula taka oto scena: na uboczu, z dala od stada widnialy sylwetki trzech zwierzat, bohaterow naszego dramatu: owcy i jej dwoch malych. Jeden z barankow ssal mleko matki, drugi beczal zalosnie, stojac jakies 10 moze 15 metrow od niej i najwyrazniej jej szukal. Zatrzymalismy sie i zaczelismy go dopingowac: no idz, trzymaj sie dzielnie, mama jest niedaleko. O dziwo malec ruszyl, na chwiejnych nozkach, i po chwili odnalazl droge do matki, ktora rowniez beczala do niego. Bylam pewna ze go wzywa! Nawet wyszla mu na spotkanie, pomyslaalam wtedy z ulga: ok, uffff, w porzadku. Dopiero po chwili zorientowalismy sie, ze cos jest nie tak. Matka owca przewrocila malca, bodac go rogami! Maly sie podniosl, oczywiscie z trudem i znowu zaczal szukac piersi matki, a ona znowu to samo: odganiala go z uporem. Dopiero wtedy zrozumialam dlaczego baranek przy piersi jest czysciutki i bialy, a ten odrzucony - caly brudny. Natura jest okrutna...
-
natura jest okrutna... czas: jesienny, na chwile przed zmierzchem miejsce: urocze pastwisko na obrzezach uroczego miasteczka u stop Pirenejow osoby (hm: jesli mozna tak powiedziec): swiezo upieczona mama-owca (jeszcze z pepowina wiszaca miedzy nogami) i dwa niemowlaki-baranki Kiedy znalezlismy sie na drodze biegnacej wzdluz pastwiska, nasza uwage przykula taka oto scena: na uboczu, z dala od stada widnialy sylwetki trzech zwierzat, bohaterow naszego dramatu: owcy i jej dwoch malych. Jeden z barankow ssal mleko matki, drugi beczal zalosnie, stojac jakies 10 moze 15 metrow od niej i najwyrazniej jej szukal. Zatrzymalismy sie i zaczelismy go dopingowac: no idz, trzymaj sie dzielnie, mama jest niedaleko. O dziwo malec ruszyl, na chwiejnych nozkach, i po chwili odnalazl droge do matki, ktora rowniez beczala do niego. Bylam pewna ze go wzywa! Nawet wyszla mu na spotkanie, pomyslaalam wtedy z ulga: ok, uffff, w porzadku. Dopiero po chwili zorientowalismy sie, ze cos jest nie tak. Matka owca przewrocila malca, bodac go rogami! Maly sie podniosl, oczywiscie z trudem i znowu zaczal szukac piersi matki, a ona znowu to samo: odganiala go z uporem. Dopiero wtedy zrozumialam dlaczego baranek przy piersi jest czysciutki i bialy, a ten odrzucony - caly brudny. Natura jest okrutna...
-
natura jest okrutna... czas: jesienny, na chwile przed zmierzchem miejsce: urocze pastwisko na obrzezach uroczego miasteczka u stop Pirenejow osoby (hm: jesli mozna tak powiedziec): swiezo upieczona mama-owca (jeszcze z pepowina wiszaca miedzy nogami) i dwa niemowlaki-baranki Kiedy znalezlismy sie na drodze biegnacej wzdluz pastwiska, nasza uwage przykula taka oto scena: na uboczu, z dala od stada widnialy sylwetki trzech zwierzat, bohaterow naszego dramatu: owcy i jej dwoch malych. Jeden z barankow ssal mleko matki, drugi beczal zalosnie, stojac jakies 10 moze 15 metrow od niej i najwyrazniej jej szukal. Zatrzymalismy sie i zaczelismy go dopingowac: no idz, trzymaj sie dzielnie, mama jest niedaleko. O dziwo malec ruszyl, na chwiejnych nozkach, i po chwili odnalazl droge do matki, ktora rowniez beczala do niego. Bylam pewna ze go wzywa! Nawet wyszla mu na spotkanie, pomyslaalam wtedy z ulga: ok, uffff, w porzadku. Dopiero po chwili zorientowalismy sie, ze cos jest nie tak. Matka owca przewrocila malca, bodac go rogami! Maly sie podniosl, oczywiscie z trudem i znowu zaczal szukac piersi matki, a ona znowu to samo: odganiala go z uporem. Dopiero wtedy zrozumialam dlaczego baranek przy piersi jest czysciutki i bialy, a ten odrzucony - caly brudny. Natura jest okrutna...
-
O tej szkole w domu pisalam zartem oczywiscie, tylko o odpowiedniej gebusi zapomnialam, np. takiej: ;) Wlasnie tak sobie to Wasze przerabianie wyobrazilam, jak opisalas, rozmowy przed snem, opowiesci przy okazji czytania i ogladania, dokladnie tak.... I to jest fajne. Zaczely sie kasztany, pieczemy je na ognisku Popsula sie pogoda :( Do niedawna bylo goraco, bardzo goraco, musialam nawet podlewac ogrod dosc czesto. Jeszcze wczoraj chodzilam w sandalach i spodniach do polowy lydki, i widzialam ludzi w koszulkach na ramiaczka.... Ochlodzenie, i to ogromne, przyszlo wczoraj wieczorem, po raz pierwszy zmarzly mi stopy podczas ogladania filmu, w nocy lalo jak z cebra a dzisiaj jest szaro, buro, mokro, zimno i chyba pora wlozyc dlugie spodnie i normalne buty... eh... trzeba sie bedzie przyzwyczaic. Zazwyczaj pierwszego dnia w takim ubraniu czuje sie jak w pancerzu, sztywno mi jakos :) skrepowana sie czuje, zwiazana. Eh, jesien w pelni.... zaczyna mi sie robic melancholicznie... do tego na Skypie nikogo, dziewczyny zajete, zagonione, jedna pracuje, druga montuje firme w domu, nie maja czasu ani sily na malenka chocby chwilke zwyklej rozmowy.... Tej pierwszej nie slyszalam od jakichs dwoch miesiecy, tej drugiej - od wakacji !!! Dobrze ze mam jeszcze jedna super dziewczyne, jedyna ktora nie pracuje i z ta slyszymy sie regularnie. Dzieki, moja M .!!
-
Shalla, normalnie jakbys szkole w domu robila! To fajnie, ze uczysz Nastke, znaczy ja pisze tak, bo to Twoje "Jestem na etapie przerabiania z Nastusią.........." zabrzmialo bardzo powaznie i dla mnie wlasnie fajnie :). Po pierwsze Anastazja na pewno potrzebuje czasu na uporzadkowanie sobie tego wszystkiego. Trudno radzic innym, bo kazde dziecko jest inne, ale moge Ci napisac jak robie ja. Otoz u nas to tata wprowadza pierwsze nazwy panstw, stolic, miast, rzek, wysp itp. itd nazwijmy to podczas "lekcji", w czasie "formalnej" nauki. Ja nie staram sie absolutnie zaraz uczyc go tego samego po polsku, bo uwazam ze jest za wczesnie, uwazam ze na razie najwazniejsze jest zaspokojenie jego ciekawosci, a nie meczenie go nauka slowek w obu jezykach. Na razie uwazam ze najwazniejsze jest poszrzanie horyzontow, zdobywanie wiedzy, nie wazne w jakim jezyku, czyli sa rzeczy, o ktorych slyszal tylko po francusku i inne - tylko po poslku. I wlasnie uzywam po polsku wszystkich nazw, z ktorymi spotykamy sie wspolnie ja i Jasiek. Czyli nazwy takie jak Warszawa czy Wisla sa dla niego oczywiste, ale Wyspy Owcze juz nie. Na razie :) Pytanie skierowalas rowniez do Katrin. A gdzie ona teraz jest? Nie w Polsce? Cos mi umknelo najwyrazniej ???? Fisa, nasze dzieci tez czasami zwracaja sie do nas po imieniu, zazwyczaj w okreslonych, ciagle tych samym sytuacjach, traktujemy to jak zabawe. Nigdy jak dotad nie bylo dyskusji z dziecmi na ten temat, bo nie bylo takiej potrzeby. No ale powtarzam ze one to robia sporadycznie a nie caly czas. Jak czytam o tym szescio-pietrowym parkingu przy hipermarkecie to mi sie slabo robi. No ale do takiego molocha (bo przypuszczam ze skoro wielki parking to i wielki hipermarket), nie jezdzi sie przeciez codzien. Ja nie cierpie takich sklepow, wychodze stamtad chora. Znaczy nie cierpie jako sklepu na zwykle zakupy. Ja tam to moge na "spacer" isc, majtki ogladac, no moze pare glupotek do domu. Denerwuje mnie laczenie kupowania jajek i mleka z kupnem skarpetek czy myszki do komptera. Ostatnio bardzo zloscilam sie ze moj supemarket Intermarche, w ktorym robie... moge tak powiedziec.... niemalze_codzienne zakupy (bo malych sklepow w dzielnicy zupelny brak, dlatego jak mi zabraknie pietruszki, to zamiast leciec do centrum miasta i sie uzerac ze znalezieniem miejsca parkingowego za slona oplata zreszta, duzo bardziej oplaca sie jechac prosto do supermarketu, gdzie przynajmniej czasu na parkowanie i dochodzenie do samego sklepu sie nie traci) nagle sie rozpudowal i zamienil w Hipermarche. W pierwsze dni po tej zmianie tez wychodzilam stamtad chora, ciagle wszystko przestawiali, towar zmienial miejsce, niczego nie moglam znalesc, na zakupach spedzalam dwa razy wiecej czasu niz wczesniej. Teraz juz sie przyzwyczailam, wiem co gdzie jest i chodze tylko utartymi sciezkami, dlatego znowu udaje mi sie zrobic pelne zakupy zywnosciowo-detergentowe w pol godziny, i o to przeciez chodzi! Jak potrzebuje majtek, to wybieram sie oddzielnie :) Ale ja nie o sklepie chcialam tylko o prowadzeniu samochodu. Ja to samochod prowadze w malym miesteczku, w miasteczkach sasiednich i na drogach, rowniez autostradzie, pomiedzy nimi. Jak przeczytalam o tym parkingu Shalli, to pomyslalam sobie ze i dojazd byc moze skomplikowany jest... Jest? Shalla? Dziewczyny, ile z Was prowadzi w duzych miastach z koniecznoscia jazdy po obwodnicy? Albo w tak fantastycznie (tfu!) zorganizowanych i oznaczonych miejscach jak dojazd na lotnisko Okecie w Warszawie, gdzie odnalezienie wjazdu na wlasciwy parking graniczy z cudem (ale to jest temat na odzielnego posta). Ja akutrat wlasnie dzisiaj pojechalam sama do Tuluzy po raz pierwszy w zyciu, bo cholera, czas sie usamodzielnic - a okazja ku temu jest bo wlasnie robie tam zeby i jeszcze pare przejazdow mnie czeka - i musze przyznac ze jest to przezycie. Jazda autostrada spoko, jazda w centrum miasta tez, ale kilkunastokilomentrowy przejazd obwodnica Tuluzy to jest ogromna proba, dla kogos kto prowadzi tam pierwszy raz. Znacie to? Wiecie jak to wyglada? Wlasciwie jak autostrada, pasy ze cztery, ciagla mijanka jadacych, ktorzy bujaja sie z prawa na lewo i spowrotem w poszukiwaniu swojegio kierunku, co chwilke zjazdy i nie daj boze przegapic swoj, albo pomyslic pasy, bo nie ma odwrotu. Czlowiek jest tam jak w jakims wirze.... Ja oczywiscie wiele razy obserwowalam Myszonia w tym tancu, wiec dzisiaj wiedzialam na co sie decyduje, pisze o tym wlasciwie po to zeby sie pochwalic, ze wlasnie dzisiaj po raz pierwszy w zyciu odwazylam sie to zrobic :) Ale dluga droga przede mna zeby czuc sie w tym pewnie :) Znacie cos takiego? Radzicie sobie?
-
Psikulcu, Kuk oddzwonila do mnie wlasnie z pracy ! Na razie wpada tam na krotkie chwile, miedzy jednym a drugim karmieniem Jasia, a na dobre zamierza wrocic od listopada, stad wlasnie w listopadzie mozemy liczyc na jej ponowna obecnosc na forum. Jesli dobrze pamietam Jas niedlugo idzie do zlobka. My tez bylismy na grzybach, znalezlismy jednego prawdziwka. ach, marzy mi sie prawdziwe grzybobranie.......... I swieze orzechy wloskie......... musze sobie je zorganizowac absolutnie..... Fisa, no wlasnie, opisz troszke Twoje najblizsze sasiedztwo. I napisz jak sobie organizujesz czas, zeby nie zglupiec bez pracy? A szukasz?
-
No, udal mi sie blad ortograficzny :p i to w sumie sporego kalibru :p Ale ja nie o ty chcialam... Dziewczyny, wlasnie rozmawialam z Kuk i bardzo mnie to uspokoilo. U Kuk wszystko w jak najlepszym porzadku - no, moze poza brakiem snu, ale przeciez 3 godziny snu na noc to u Kuk norma ;) - okazalo sie ze jedynie normalnego dostepu do netu brak, ufffff, to tylko to trzyma ja z dala od nas. W listopadzie jest szansa na poprawe. Kuk prosila, zebym Was wszystkie ucalowala od niej. Malutki Jasiek chowa sie pieknie. Za to Ania ma trudniejszy okres i to ona budzi sie wielokrotnie w nocy... Fajnie bylo ja uslyszec! Aha, Psikulcu, chyba domyslasz sie, ze przekazalam jej ostania Wielka Nowine Naszego Topiku :)
-
i moze zdaze jeszcze slowko o dzieciakach... skoro juz tu jestem :) a hydraulika nie ma :!) a propos, co nowego u Waszych pociech? Jasiek jest zafascynowany corrida, ostatnio wciela sie w torreadora. Druga nowosc: zaczyna sam szukac roznosci w internecie, wie gdzie trzeba wstukac haslo w google i tak dalej. Na razie siedze przy nim, ale generalnie czas pomyslec o dobrym filtrze czy jak to sie tam nazywa; Pola jest zlosnica na wielka skale, wszystko probuje wymusic krzykiem i ciezko ja tego oduczyc. Jednoczesnie jest strasznym slodziakiem i pierwsze jej slowa po przebudzeniu to: "kocham cie" do mnie i "je t'aime" do taty, powtarzane wielokrotnie. I powracajace przez caly dzien. Wyznania milosci bratu przychodza pozniej, bo brat po prostu budzi sie duzo pozniej :) Pola mowi bardzo duzo jak na swoje 22 miesiace, tworzy wielowyrazowe zdania, zauwazam tez pierwsze proby odmiany przez przypadki. Zadziwia mnie tym niesamowicie... A jeszcze kronika codziennych wydarzen malych i mniejszych: wlasnie zebralam miske winogron z wlasnego howu :) cos pysznego!
-
I ja sobie pobiadole! A co? Dziewczyny, ja kompletnie nie mam czasu na kafeterie. Gdyby jeszcze cztery lata temu, kiedy Jasiek byl malutki, ktos powiedzial mi, ze nie bede miala chwilki zeby cos skrobnac, popukalabym sie w czolko. Teraz jednak musze pogodzic sie z tym, ze tak jest. Tutaj takie rzeczy sie dzieja, Psikulec jest troche w ciazy, Karenka wraca z wakacji, Elfik odzywa sie wreszcie po dlugiej przerwie i to na moje wezwanie, Shalla motywuje do pisania jak moze, a ja milcze. Psikulcu, wspaniala wiadomosc! serdeczne gratulacje no i trzymam kciuki z calej sily. Karenko, ciesze sie ze juz wrocilas z tej Polski i ze wreszcie mozna Cie czytac choc od czasu do czasu. Elffiku, dzieki ze sie odezwalas, milo wiedziec, ze wszystko u Was ok. Kiedy tak mysle o Tobie i o Dynii, zastanawiam sie ciagle, czemu sie nie odzywacie... rozne pomysly przychodza mi do glowy... brak czasu... brak checi... a mnie czasami wystarczyloby po prostu wiedziec co sie u Was dzieje, co was ostatnio ucieszylo, rozloscilo, uszczesliwilo, zaskoczylo itp. Dynia?! Do Ciebie tez te slowa kieruje! Shalla, rozbawilas mnie ta rozowa nakladka na kierownice jako znak rozpoznawczy Twojego samochodu :D Nasze supermarkety maja w sumie male parkingi i przyznam sie ze chyba jeden jedyny raz w zyciu szukalam samochodu, ale to bylo pod jakims hipermarketem w Polsce :) Tu u mnie, poniewaz nie pracuje, jezdze po zakupy w takich godzinach, kiedy nie ma nikogo i parkuje pod dzwiami :) U nas tez beda remonty, Shalla, czasami mam wrazenie ze jestemy w tej materii bardzo schynchronizowane :D wczoraj pekla rura i wlasnie czekam na hydrauklika. Ciekawe co zdemoluje i w ogole jakie rozmiary przyjmie ten remont, bo rura o ktorej mowa, znajduje sie pod wanna, a dostep do niej mamy od schodow przez specjalny otwor, ale jest tam na tyle ciasno ze jakos nie widze zmiany rury tamtedy. I jesli naprawde sie nie da to co? rozkuja mi wanne? Nawiasem mowiac, siedze nie umyta i ze swiadomoscia ze dopoki rura nie zostanie wymieniona, czeka mnie mycie w zlewie :) bo kazdy prysznic grozi zalaniem garazu. A my wlasnie myslimy o kupnie nowego samochodu i duzy remont bedzie mial niebagatelny wplyw na te decyzje, eh......... Aha, wlasnie dzwonilam do Kuk, ale niestety odezwala sie sekretarka... Karenko, czy Ty moze masz jakies swieze wiesci? Wierze mocno ze jest wszystko w porzadku, jednak znajac Kuk, nie pasuje mi ze nie odzywa sie nawet slowkiem...
-
Shalla, oto wlasnie kwintesencja dzialania srodkow masowego przekazu! Nie wazna zgodnosc z faktami, wazne, zeby na pierwszej stronie ladnie brzmialo i wygladalo :D Podczytywaczko, ja nie neguje wynikow Waszych obserwacji, wiekszosc rodzicow bylo za, ogromna wiekszosc nawet, ok, przyjelam to do wiadomosci. Co nie oznacza ze podzielam ten entuzjazm wiekszosci no i chcialam po prostu zwrocic uwage na fakt, ze mniejszosc chcac nie chcac musi sie dostosowac, WBREW SOBIE........ (ja wiem ze w zyciu tak juz jest ze czesto musimy robic cos, zgadzac sie na cos, na co nie ma ochoty, i bardzo dobrze, z pewnymi jednak wyjatkami, bo sa takie sfery, w ktorych nie powinnismy pozwalac sobie nic narzucic) Moja prywatna wolnosc moze polegac wlasnie na tym, ze podziekuje szkole za wysoko kontrolowany system edukacji i sama zastosuje moj wlasny, oparty na zupelnie innych przeslankach i, co wazne, wyplywajacy z mojego wlasnego sposobu postrzegania wychowania. A wracajac do kwestii wychowania dzieci na ludzi wolnych, to wydaje mi sie ze moje aspiracje sa mniej wiecej takie same jak niemal kazdej z Was! Shalla, niedawno pisala, ze tylko sniete ryby plyna z pradem i ze ona chcialaby zeby jej corka byla otwarta, ciekawa i nie szla slepo za stadem, Kuk juz jakis czas temu - ze chcialaby zeby Franio mial wlasne zdanie i potrafil go bronic (upraszaczajac bardzo, wybaczcie dziewczyny), i to jest to samo, tylko ja to nazywam wolnoscia mysli, bo co to jest wolnosc w tym przypadku, to taka mala niezaleznosc od grupy, to zdolnosc dogadywania sie zgrupa ale przy utrzymaniu wlasnego zdania i wlasnej odrebnosci. I wiecej jeszcze, kiedys, jak beda wieksze, zdolnosc opierania sie trendom, modom i tendencjom narzucanym nam przez mass media. Ale ja tu oczywiste rzeczy wypisuje :) No po prostu chcialabym zeby moje dzieci kochaly niezaleznosc i zeby poczuly jej sile :) Shalla, a te panie ze szkoly, nie robily notatek? :D To chyba faktycznie chodzily zeby sprawdzac stopien patologii, tylko polityczna poprawnosc nie pozwolila im tego tak nazwac :D Smieje sie oczywiscie :D
-
Oczywiscie, ze wolnosc absolutna nie istnieje, tylko szaleniec moglby upierac sie przy podobnej tezie. Nie, my nie aspirujemy do wolnosci absolutnej :) Wolnosc jako mysl przewodnia w wychowaniu oznacza w naszym przypadku wolnosc mysli. Czy to wymaga dodatkowego tlumaczenia?
-
Stara podczytywaczko, jestem pewna, ze nie wszyscy rodzice chcieli, zeby tak bylo... I najgorsze jest to, ze Ci ktorzy byli przeciwni, musieli podporzadkowac sie wiekszosci i zaakceptowac fakt, ze ich dzieci siedza w zamknieciu i poddawane sa ciaglej inwigilacji. I choc Twoje stwierdzenie, ze skutkiem scislej kontroli jest wlasnie eskalacja przemowy czy wyglupow wszelakich, brzmi cokolwiek radykalnie, to uwazam, ze jest w tym ziarnko prawdy... Mysle, ze traktujac mlodych ludzi jak nieodpowiedzialny do granic material do kontroli, czasami przyczyniamy sie do tego ze tacy sie wlasnie staja.
-
ten automatyczny korektor jest bardzo wyczulony, he he, bo ja to wpisuje przez samo h, a pomimo to onj mnie cenzuruje zmieniajac pierwotna forme slowa :D
-
nie mam pomyslu jak to inaczej napisac :D
-
Jejku, Fisa, pamietam te szatnie z podstawowki, jak zakratowane cele... A tutaj cala szkola to jak jedno wielkie wiezienie. Np. przedszkole... wszystko za murami badz za siatka, brama zamknieta nikt nie ma wstepu itp. Moja M zawozi Sare na dana godzine i po chwili dziecko znika za zamknieta brama. To strasznie zle musi dzialac na dzieci.... Gimnazjum, liceum, to samo, ludzie sa tam zamknieci w sensie doslownym i jeszcze kamery w kazdym kacie. Mysl przewodnia w wychowaniu.... mysle, ze wolnosc, chcielibysmy zeby nasze dzieci potrafily nie dac sie zniewolic.... A poza tym, to nic szczegolnego, nie mam zadnej wizji, jakie moje dzieci powinny byc, chcialabym tylko zeby moje wartosci staly sie ich wartosciami.... i zeby byly dobre, wrazliwe na innych, hojne.... Ja nie jestem przekonana, ze polskim dzieciom potrzebne jest to wczesniejsze przejscie ze swiata zabaw do swiata pracy przy stoliku... No chyba ze polskie klasy szkolne wygladalyby jak te z opisu Shalli i jeszcze nauczyciele korzystali by z tych wspanialych ludycznych pomocy naukowych... Fisa, a wiesz, ze ja tez nie znalam wczesniej niektorych z tych nazwisk. Ja dzieki Jaskowi sama sie ucze bardzo wielu rzeczy! Przeciez gdybym chciala mu przekazac tylko to co sama wiem w tym momencie, to skromna byla by to scheda. Ja dla niego szukam informacji, dla niego czytam, dla niego dowiaduje sie wiecej. I wcale tego przed nim nie kryje! Wlasnie... hm... ja pamietam ze przez wiele, wiele lat bylam przekoanna ze musze wiedziec wszystko i wszystko rozumiec i ze tego sie ode mnie oczekuje, ze albo bede perfect albo mnie nie chca, od niedawna dopiero zaczelam wyluzowywac w tej kwestii i bardzo bym chciala zeby moje dzieci nie musialy dochodzic do tego tak dlugo jak ja, zeby od razu mialy wpojone poczucie, ze moga sie mylic, maja prawo czegos nie wiedziec, czegos nie umiec i ze wszystko zawsze mozna nadrobic.... Fisa, w jakiej formie masz ten arkusz oceny przedszkolnej? Jest szansa zerknac na to okiem? wyslalam ci brakujace zdjecia, a za chwile wysle Wam jeszcze kilka zrobionych przez moja mame, ktora jest u nas od kilku dni i zostaje do konca wrzesnia :D na razie
-
Shalla, nie slyszalam nigdy o czyms takim... nawet dla pewnosci zapytalam strasza kolezanke Jaska, ktora wlasnie u nas jest... Naprawde wspaniale ze macie ten "wspolny placyk" przed domem, ktory stal sie terenem wspolnej zabawy, bo to naprawde co innego niz byc u kogos... Ja tu sobie pisze na temat usamodzielniania sie, a Jasiek w tym czasie strasznie nas meczy, zeby chodzic do babci samemu... babcia mieszka tylko dwie ulice dalej, ale kiedy tylko wychodzimy z naszej slepej uliczki, trzeba isc chodnikiem wzluz glownej ulicy dzielnicy, tam jezdzi juz troche samochodow i niektore niestety dosc szybko. Najbardziej boje sie o te samochody. Fajne jest to ze po drodze wszysycy Jaska znaja. Wiekszosc to ludzie starsi, ktorych uwadze nie umknie zadne wydarzenie uliczne :) Ich uwazne (i troche ciekawskie) spojrzenia sa pewna forma pilnowania. No i Jasiek wydebil na nas pozwolenie na samotne spacery. Na poczatku Myszon szedl za nim w pewnej odleglosci, a teraz odprowadza go tylko maly kawaleczek. Jednoczesnie caly czas walkujemy temat bezpieczestwa, co robic, jak sie zachowac wobec ewentualnych zaczepek obcych itp. A ja sie tylko zastanawiam czy on to NAPRAWDE rozumie.
-
musialam zmienic komputer... nie zabralam go stamtad, ale zdalam sobie sprawe, ze miedzy zwykla chlopieca potrzeba pajacowania a niebezpieczna rywalizacja granica moze sie okazac bardzo cienka.... i pomyslalam sobie, ze jeszcze przez jakis czas chcialabym miec mozliwosc obserwacji roznych pomyslow i dyskotowania o nich z Jaskiem, zeby sie upewnic, ze Jasiek sam jest w stanie postawic granice Nikii, ciesze sie ze sie odezwalas! I ze wszystko uklada sie w Polsce. Dalas dowod ogromnej odwagi, wracajac z Nadia. Dynia, jestes jeszcze? Elffiku, a Ty? do jutra, dziewczyny, moze.... Mysh
-
Fisa, napisalam jak to jest u nas... Ty masz zupelnie inna sytuacje, bo chcesz Stasia uczyc tylko przez krotki czas, dlatego byc moze powinnas raczej trzymac sie programu nauki wczesnoszkolnej, zeby dac Stasiowi zaczatki tego wszystkiego co robia jego koledzy w przedszkolu. Mysle ze znajdziesz cos na ten temat w sieci, linka nie podam, bo sama nigdy nie szukalam polskiego programu, ale we Francji cos takiego istenieje i mozna to znalezc na stronach Ministerstwa Edukacji, jesli dobrze pamietam, wiec podejrzewam ze w Polsce tez. A dodatkowo zawsze warto rozwijac jego wlasne zainteresowania i poglebiac jego wiedze niezaleznie od programow i szkol :) Swoja droga, to niesamowite dla mnie... wlasnie ze zdziwieniem odkrywam, ze wiedza z danej dziedziny moze byc powodem do dumy dla dzieci okolo piecioletnich! Juz kilkakrotnie mialam okazje przysluchiwac sie prawdziwym "licytacjom" wiedzy
-
juz nie zlicze ile razy w ciagu ostatnich dni zaczynalam posta, pisalam jedno, dwa zdania, po czym odrywano mnie od komputera i zapominalam o nim na dlugie godziny, w miedzyczasie te kilka slow znikalo sobie gdzies mimochodem w przestrzeni wirtualnej, bo choc w domu komputerow nie brakuje to wlasnie na moim wielkim Paskudzie wszyscy akurat sluchaja Biedronek bezogonek (Dynia, dzieki Tobie, pamietasz?) i ogladaja Da Vinci Learning (znacie ???), a przy tym zamykaja mi moje strony bez mojej wiedzy. mam nadzieje ze tym razem tak nie bedzie, bo chwilowo, ale nie dugo jestem sama, moze wiec uda mi sie sklecic choc drobnych rozmiarow, ale normalnego, pelnego posta. aha, jedno jest pewne, czasy, kiedy codziennie mialam czas na kafeterie odeszly bezpowrotnie :) ale widze ze u Was chyba jest podobnie. Fisa, w tym momencie nauka na serio, czyli nauka pisania i czytania zajmuje sie Myszon, a nie ja, poniewaz zdecydowalismy ze dzieci musza najpierw dobrze nauczyc sie czytac po francusku, i dopiero wtedy zaczna nauke czytania po polsku. Ja natomiast staram sie dbac o zajecia plastyczne, zeby Jasiek rysowal, malowal, tworzyl cos.... Zeby odpowiedziec na Twoje konkretne pytania: w tej chwili wyglada to tak ze Myszon pracuje z Jaskiem godzine dziennie, przewaznie o tej samej porze, ale bez wariactwa, raz zaczynaja wczesniej, raz pozniej, a jak sie nie da zrobic tak jak zwykle, to przesuwamy. Jak sa szczegolne wydarzenia, to szkoly nie ma. I w ogole generalnie o tych naszych domowych zajeciach edukacyjnych mozna wszystko powiedziec tylko nie to ze nasladuja szkole. Nie nasladuja !!! bo wlasnie nie o to nam chodzi, zeby szkole nasladowac, a wrecz odwrotnie. Czyli te lekcje nie maja poczatku i konca jak w szkole, ale oczywiscie maja swoj rytm i czasami zaczynaja sie podobnie i koncza podobnie, choc to wcale nie jest najwazniejsze, duzp fajniej sie robi, kiedy Myszon wprowadza element zaskoczenia, niespodzianki, nowosci, jasiek jest wtedy wyraznie zaciekawiony i niecierpliwy zeby zaczac. Podreczniki gromadzimy, ale tak naprawde to wlasnie dzisiaj rano Myszon zaczal z Jaskiem prace z podrecznikiem. Poza tym zbieramy rozne materialy, np. tablice z literkami, tablice z budowa szkieletu, miesni, tablice historyczne itp, itd. Myszon realizuje program, swoj wlasny, troszke geografii, historii, anatomii, z kolei botanika np. to raczej nie jest jego ulubiona dziedzina, wiec o roslinach raczej opowiadam ja. Generalnie edukacja domowa wychodzi poza te godzine dziennie i moze obejmowac wiele godzin spedzanych razem. Oboje z Myszoniem wykorzystujemy wiele momentow wspolnego czytania ksiazek, do opowiadania Jaskowi o swiecie, czyli jesli w danym momencie interesuje go podboj kosmosu, to zaraz na pewno sie dowie kto to byl Jurij Gagarin, Alan Shepard, John Glenn i inni, kiedy pyta o Starozytny Egipt, mowimy o faraonach i ich potedze. Przy okazji wizyty w Jaskini Raj opowiadam o zjawiskach krasowych i o zyciu czlowieka prehistorycznego. I tak dalej. I tak dalej. Czasami wystarczy tylko poglebiac jego wlasne fascynacje. Musze konczyc, teraz, chetnie odpowiem na dalsze pytania, moze lepiej mailowo... pozdrawiam was cieplutko, tak sie ciesze ze pelnicie tu straz Mysh