Mysh
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Mysh
-
Kiedy Jasiek wyszedl ze mnie, zapytano mnie czy chce sama polozyc go sobie na brzuchu. Chcialam. To bylo niesamowite. Zupełnie „zapomnialam” pomyslec w jaki sposob biore to male, kruche cialko, po prostu je wzielam i przyciagnelam do siebie, nie zastanawiaja sie jak to robię, czy jestem dosc delikatna, czy poradze, czy dam rade, czy bede umiala, czy czy czy.... Dzisiaj jestem przekonana, ze to było bardzo wazne, bo potem nigdy nie balam sie manipulowac Jaskiem. No wiec Jasiek wyladowal wreszcie na moim brzuchu i przylgnal do mnie calym swoim cialkiem na dlugie chwile. Wlasciwie nie pamietam, zeby przedtem jakos szczegolnie krzyczał czy plakal, pamietam raczej cos w rodzaju niesmialego i cichutkiego mialkniecia, moze westchnienia na moment przed ladowaniem Pamietam tez, ze mial na sobie taka smieszna, jasna, bawelniana czapeczke, ktora polozna naciagnela mu na glowke, jak tylko polozylam go sobie na brzuchu, jego wloski mignely mi tylko przez ulamek sekundy, dlatego jeszcze przez kilka godzin bylam przekonana, ze moje dziecko ma krecone wlosy, bo takie wydawaly sie w tej krociutkiej chwilce. Dlugo wpatrywalam sie w te malenka czapeczke, glaskalam malenkie plecki i probowalam uwierzyc w to, co sie stalo Potem Jaska wzial tata, ktory niecierpliwie czekal na swoja kolej w tym naszym Powitaniu. I dopiero kiedy i tata już sie natulil i nakangurowal z Jaskiem, polozna zabrala go do mycia, wazenia, mierzenia i tak dalej... Po dwoch godzinach, „naprawiona”, umyta i przebrana odjechalam do pokoju na wozku... Myszon odprowadzil mnie tylko, pomogl sie polozyc i pojechal w sina dal. Byla 23.00. Jakies pol godziny pozniej salowa przyszła przewinac Jaska – podczas calej „operacji” stalam jej za plecami i nie spuszczalam z oka, jakbym sie bala o Jaska... a moze bylam zazdrosna, ze to nie ja... Jasiek zostal ze mna i przespal cala noc. Dopiero kolejnej nocy dal mi popalic, i dopiero po tej kolejnej nocy przeplakalam dzien. A potem Myszon zostal z nami w szpitalu...
-
Dziewczyny, straszliwie wzielo mnie na wspomnienia... Moja kolezanka - bliska, bo choc nie widzialysmy sie ze cztery lata, to mieszkalysmy razem przez piec w jednym pokoju w akademiku, i jakos nadal utrzymujemy kontakt, ostatnio jedynie wirtualnie ale jednak - rodzi za jakies dwa miesiace i zaczela dopytywac sie o porod. Przeslalam jej moje wspomnienia z tamtych godzin, wspomnienia, ktore za przykladem Dynii chce i tu umiescic... w nowej formie... Zaczelo sie o polnocy, czyli dokladnie w momencie, kiedy zamknelismy ksiazki, zgasilismy nocne lampki i zaczeliśmy wygodnie ukladac sie do snu. Najpierw niewinne male skurcze co 10 min. pomiedzy ktorymi zasypialam, potem co 5 min. a po kolejnej godzinie juz co 2, 3, 4 ale w strasznym chaosie. O 3.30 wyjechalismy na porodowke ze spakowana torba w bagazniku. Od godziny 4 do 5 przelezalam pod monitoringiem - skurcze oczywiscie stracily na regularnosci (choc ani troche na intensywnosci), a ja straciłam nadzieje na porod 7 grudnia (a tak bardzo chcialam, zeby to bylo juz). Okazalo sie jednak, ze polozna jest jak najbardziej przekonana, ze to TO. TO, ale nie w najblizszych godzinach. Kazala wiec jechac do domu, wziac dluga i bardzo goraca kapiel, poczekac az skurcze stana sie regularne i przyjechac ponownie. W tym momencie miałam rozwarcie szyjki na 2 palce. No wiec wrocilismy do domu, wzielam dluga, goraca kapiel w towarzystwie Tanity Tikaram, wysuszylam lepetyne i zasiadlam do komputera (Myszon spal – zbierajac siły przed maratonem ). To byla siodma rano Okolo dziewiatej bylismy znowu na porodowce... Pomimo iz przez cala ciaze wlasciwie bylam przeciwna ZZO (mowilam sobie ze wole lazic do konca, byc w ruchu, ewentualnie wlezc do szpitalnej wanny itp.), rodzilam ze znieczuleniem i to z przekonaniem. Moja decyzja byla szybka (bo o jakim ruchu mowa, kiedy człowiek pada ze zmeczenia w sensie najdoslowniejszym z mozliwych). Ale po kolei... Po kolejnym monitoringu (gdzies miedzy godzina dziewiata a dziesiata rano oficjalnie stwierdzono ze rodze i obiecano pokoj, ktory jednak nie był gotowy. Wtedy zaczela sie moja dluga „wahadlowa” pielgrzymka po korytarzu i przytrzymywanie sie scian przy kazdym skurczu... około południa dostalam wreszcie wlasny pokoj. Z ulga wyciagnelam sie na lozku, jednak osobliwy to byl odpoczynek... bylam tak slaba i spragniona snu, ze zasypialam pomiedzy skurczami, nawet jezeli mialam na to tylko 2 minuty. Skurcze budzily mnie wiec znienacka i nie moglo byc mowy o odpowiedniej reakcji, panowaniu nad oddechem itp. Kurczylam sie tylko i „spinalam” coraz bardziej. Nie moglam tego zniesc i jednoczesnie nie moglam nie zasypiac, sennosc była silniejsza od jakichkolwiek przejawow woli, i tylko skurcze były silniejsze od sennosci. I to wtedy poprosilam o ZZO... czekalam na nie jeszcze jakies dwie, trzy godziny... Okolo 15.00 polozono mnie w sali porodowej w koszuli otwartej na plecach i podlaczono tyle roznych rurek i sond, ze miałam moment wahania: czy dobrze zrobilam? (DOBRZE, a dlaczego okaze sie potem). Moment byl o tyle dlugi, ze anestezjolog kazal na siebie czekac, a kiedy juz sie pojawil opowiadal pikantne dowcipy i cale towarzystwo okazywalo wyrazne zadowolenie, a ja nie dosc ze sama mialam problemy z trzymaniem sie nieruchomo (bo skurcze byly juz bardzo silne) to jeszcze obawialam sie czy opowiadajacy tak barwnie i jednoczesnie wkluwajacy sie w moj kregoslup anestezjolog nie trzesie sie ze smiechu jak pozostali obecni... ZZO dostalam okolo 16.00. Miałam wtedy dopiero 4 cm rozwarcia. (O 20.25 urodzil sie Jasiek. Po zaledwie pietnastominutowym parciu.) Po wyjściu anestezjologa Myszon mogl wrocic na sale (nareszcie!) i został tam ze mna do konca. Kiedy znieczulenie zaczelo dzialac to było tak, jakby nic sie nie dzialo, po prostu gadalismy sobie i udalo mi sie zupelnie zrelaksowac, tyle tylko, ze lezalam podlaczona do tych wszystkich aparatur i kroplowek. Jakies szczegolne napiecie towarzyszyło nam, oczywiscie, jakies takie poczucie ze czekamy na cud. Oboje czulismy ze dzieje sie cos niezwyklego. Wtedy w ogole nie czulam bolu, a sile skurczy ogladalismy na wykresie monitoringu... Znieczulenie okazalo sie zbawienne z jeszcze jednego powodu. Gdzies tak miedzy 19.00 a 20.00 rytm serca Jaska kilkakrotnie spadal za bardzo. Polozna wprowadzila wtedy do macicy sonde, ktora umiescila na glowce Jaska, zeby zmierzyc czy jest dotleniony. Bez ZZO nie przezylabym tego polgodzinnego grzebania w mojej waginie, a tak nie czulam nic. Kiedy nadeszla ostatnia faza porodu, najtrudniejsze było powtrzymywanie parcia. Ja mialam juz te skurcze parte, a ekipa jeszcze \"nie byla gotowa\". Musieli jeszcze \"zlamac\"/\"skrocic\" lozko, cos przygotowac, kogos zawolac i biegali wszyscy wokolo za tymi przygotowaniami, a ja biedna chcialam przec juz! natychmiast! Gdzies ktos rzucil haslo: \"kleszcze\". Zmartwialam. Poprosilam o wyjasnienie. Jasiek nie przekrecil sie do konca (twarz powinna byc skierowana w dol, a nie byla). Od mojego pierwszego parcia zalezało wszystko: mialam przec jak najsilniej, zeby spowodowac przekrecenie sie Jaska... powiedziano mi, ze jesli sie nie przekreci po pierwszym, to trzeba bedzie uzyc kleszczy... On musial sie przekrecic. Dalam z siebie wszystko. Udalo sie. Kiedy Jasiek wyszedl ze mnie, zapytano mnie czy chce sama polozyc go sobie na brzuchu. Chcialam. To bylo niesamowite. Zupełnie „zapomnialam” pomyslec w jaki sposob biore to male, kruche cialko, po prostu je wzielam i przyciagnelam do siebie, nie zastanawiaja sie jak to robię, czy jestem dosc delikatna, czy poradze, czy dam rade, czy bede umiala, czy czy czy.... Dzisiaj jestem przekonana, ze to było bardzo wazne, bo potem nigdy nie balam sie manipulowac Jaskiem. No wiec Jasiek wyladowal wreszcie na moim brzuchu i przylgnal do mnie calym swoim cialkiem na dlugie chwile. Wlasciwie nie pamietam, zeby przedtem jakos szczegolnie krzyczał czy plakal, pamietam raczej cos w rodzaju niesmialego i cichutkiego mialkniecia, moze westchnienia na moment przed ladowaniem Pamietam tez, ze mial na sobie taka smieszna, jasna, bawelniana czapeczke, ktora polozna naciagnela mu na glowke, jak tylko polozylam go sobie na brzuchu, jego wloski mignely mi tylko przez ulamek sekundy, dlatego jeszcze przez kilka godzin bylam przekonana, ze moje dziecko ma krecone wlosy, bo takie wydawaly sie w tej krociutkiej chwilce. Dlugo wpatrywalam sie w te malenka czapeczke, glaskalam malenkie plecki i probowalam uwierzyc w to, co sie stalo Potem Jaska wzial tata, ktory niecierpliwie czekal na swoja kolej w tym naszym Powitaniu. I dopiero kiedy i tata już sie natulil i nakangurowal z Jaskiem, polozna zabrala go do mycia, wazenia, mierzenia i tak dalej... Po dwoch godzinach, „naprawiona”, umyta i przebrana odjechalam do pokoju na wozku... Myszon odprowadzil mnie tylko, pomogl sie polozyc i pojechal w sina dal. Byla 23.00. Jakies pol godziny pozniej salowa przyszła przewinac Jaska – podczas calej „operacji” stalam jej za plecami i nie spuszczalam z oka, jakbym sie bala o Jaska... a moze bylam zazdrosna, ze to nie ja... Jasiek zostal ze mna i przespal cala noc. Dopiero kolejnej nocy dal mi popalic, i dopiero po tej kolejnej nocy przeplakalam dzien. A potem Myszon zostal z nami w szpitalu...
-
Hej! Kuk, duzo zdrowka! Oby chorobsko odpuscilo jak najszybciej! U nas zmiany. Piecyk grzeje, plomyki tancza wesolo. Taka mala rzecz, a jak to wszystko zmienia! Choinka juz stoi, bo chielismy ubrac ja z Jaskiem razem z moja mama :) Jasiek samodzielnie ubral caly dostepny dla niego dol, komentujac kazda wieszana bombke czy zabaweczke krotkim: \"udalo sie!\" albo \"o! nie udalo!\" zaleznie od rezultatu :) Jutro przywioza zamowiona kanape, dlatego dzisiaj przenosilismy meble, zeby zrobic miejsce dla nowego sprzetu... Wczesniej przenosilismy rowniez zeby zrobic miejsce dla piecyka... I tak nasz domek zyje sobie wesolo i chyba czuje ze ciagle go ulepszamy :) wczoraj Jasiek wyglosil najdluzsze i najkompletniejsze chyba w zyciu zdanie: \"Dzisiaj Jasiek ogladal Misia Uszatka na komputerze mamy\" Najbardziej zadziwilo mnie slowo \"dzisiaj\" Milego wieczoru
-
Oczywiscie ze tak. Nas bylo w domu dwoje (teraz mam jeszcze duzo mlodsza siostre) i mysle ze Jasiek powinien miec conajmniej jednego brata / jedna siostre :)
-
Psikulcu, maila dostalam, jednego jedynego do tej pory, tego ze zdjeciem :) Pozniej juz nic, dlatego nie bylam pewna czy doszly te nieuchwytne chwilki z dmuchaniem swieczek :) Cos wam chyba jeszcze podesle... Milego dnia Kuk, a dla Ciebie szczegolne usciski i cieple mysli.
-
Wlasnie ogladalysmy z mama moje zdjecia z calej ciazy i przypomnialo mi sie ze Wodny Psikulec - chyba - pytala o to, kiedy zaczelo byc widac brzuszek... U mnie mysle ze obcy ludzie mogli dostrzegac, ze cos sie dzieje juz w lipcu czyli w czwartym miesiacu, choc to zalezalo od sposobu ubierania sie (akurat bylo goraco :) ) Dla mnie samej najbardziej zadziwiajacy byl fakt, ze z plaskiego brzucha na taki widoczny (no dla mnie widoczny) przeszlam w ciagu dwoch tygodni... pamietam to bardzo dobrze i mam mocno udokumentowane na zdjeciach, bo wlasnie wtedy byla u mnie moja P z Polski (zabawila jakies dwa tygodnie) i ja na pierwszych wspolnych zdjeciach jestem doslownie plaska, a na ostatnich nie wchodze w normalne spodnie i brzuszek wyraznie lekko wystaje sponad takich niskich ciazowek... Eh, psikulcu, Kuk, ciagle powodujecie u mnie przyplyw wspomnien i to jest fantastyczne !
-
Wodny Psikulcu, a czy moja doszla? (dokumentacja?) Kurcze, wpadlam na chwilke... tak w mniedzyczasie... i musze znikac zeby mama nie wziela sie za zmywanie :) no wiec wpadlam wlasciwie glownie po to, by napisac, ze Jasiek dzisiaj PO RAZ PIERWSZY powiedzial o sobie \"ja\", bo to uwazam za ogromny krok :) Dokladnie powiedzial: \"ja widze\" :) a tu tyle waznych kwestii .... Przede wszystkim gratulacje dla Logosm !!!!!!! Musisz byc bardzo szczesliwa! Psikulcu, zupelnie nie wiem co tak na szybko napisac o cesarce na zamowienie... Trudno mi sobie wyobrazic taka decyzje, bo ja sama w ogole nie rozwazalam takiej mozliwosci... Mysle, ze jezeli masz takie wewnetrzne, bardzo silne przekonanie, ze cesarka bedzie najlepszym rozwiazaniem, to powinnas sie tego trzymac. Nic na sile. Mysle ze jezeli decyzja o naturlanym porodzie mialaby byc podjeta wbrew sobie samej, w imie jakichs nie Twoich idealow, to lepiej takiej decyzji nie podejmowac. Szczesliwa mama to szczesliwa mama :) Ja mialam porod naturalny ze znieczuleniem... uregulowanym tak, ze w ostaniej fazie porodu czulam wszystko dokladnie tak samo jak te z Was, ktore nie mialy znieczulenia... Rowniez skurcze... Natomiast zupelnie nie czulam bolu spowodowanego przez najsilniejsze skurcze w fazie poprzedzjacej parcie (to bylo chyba od czterech centymetrow az do kompletnego rozwarcia, dzieki temu spedzilam cztery godziny odpoczywajac i zbierajac sily... (w fazie parcie czulam skurcze z cala ich moca) musze leciec wybaczcie ze tak chaotycznie
-
Ojej! Kuk! Bardzo Ci wspolczuje. I mysle, ze juz straczy tych nudnosci jak na jedna ciaze... Trzymam kciuki, zeby skonczyly sie jak najszybciej i to raz na zawsze! A moze warto byloby pomyslec o jakims krotkim urlopie odpoczynkowym? Czy rozmawialas o tym z lekarze? Czy masz taka mozliwosc? Shalla, cudnie, ze Twoj maz bedzie z Wami caly miesiac! Pomysl, jakie to wielkie szczescie, ze nie wyjechal gdzies za siedem morz, skad nie moglby tak latwo urlopowac sie w Polsce... No ale przeciez dzisiaj juz jestescie razem... wzdycham... Dynia, Twoje wspomnienia obudzily moje, swiezutkie a wlasciwie odswiezone, bo ja wlasnie w wigilie narodzin Jaska przezywalam wszystko tak jak dwa lata temu. Widzialam dokladnie moment, kiedy zaczely sie skurcze, pozna noca, przypomnialam sobie moja pewnosc, ze to juz i niedowierzanie Myszonia. Potem zobaczylam nas wsiadajacych do samochodu i tak dalej i tak dalej. No i wspominanie skonczylo sie oczywiscie na przeczytaniu mojego wpisu opisujacego tamta noc i kolejnego opisujacego porod... Trzeba wspominac, zeby nie zapomniec... Ja mialam znieczulenie... I wiem, ze bede je chciala przy kolejnym porodzie... I... i tu niesmialo zapytam... Czy Wy wiedzac jaki to bol i jak zniosl go Wasz organizm, zdecydowalybyscie sie na ponowne rodzenie bez, badz siegnelybyscie ponownie ????????
-
Witajcie Kochane Jagodko, slodziusienkie, czule i usmiechniete buziaczki od Jaska i nas wszystkich. I udanego Kinderbalu ;) cztery serca bo dolaczam zyczenia od moje mamy Dziewczyny, od kilkju dni czytam Was jednym okiem, a drugim uchem odbieram mame ;):) Poruszylyscie tyle kwestii... Ja z czytaniem jestem w lesie, bo na poczatku biezacej strony! Jej, podziwiam gotowosc do adopcji... podziwiam tymbardziej te osoby, ktore moga miec i maja wlasne dzieci... Nikii, witaj, ciesze sie, ze jestes! na razie...
-
Ojej, musiscie znalezc jakies rozwiazanie... U nas dzisiaj to bylo ciasto, herbatka, taki podwieczorek urodzinowy... I bylo nas tylko 5 osob :) moja mama, moja Przyjaciolka z mala Sarah, Jasiek i ja :) Jasiek ma na razie tylko jedna mala kolezaneczke... Ale chyba szykuje sie druga, tez w podobnym, wieku bo wlasnie zaciesniam nowe wiezi :) Ups! Jasiek wlasnie \"sprobowal\" babcinej kawy ! Pedze ratowac jego snieznobiala koszulke!
-
U nas? Urodziny II Wlasnie byla u nas jaskowa przyjaciolka (jedyna taka naprawde bliska) i swietowalismy :)
-
Katrin, migrena? Eh, bidulko
-
hej, hej! Elffiku, nie masz pojecia, jakie Twoje fachowe pedagogidzne rady sa dla nas cenne !!! Zapalam przeogromna checia zdobycia tej gry w \"Pamiec\" ! To niesamowite, ze Amelka uklada juz \"prawdziwe\" puzzle... Jasiek na razie bez problemu uklada te z pierwszego linku, natomiast nawet nie przyszlo mi do glowy zeby zaopatrzyc sie w takie jak w drugim! Pozdrawiam was, baby, pa! Milej soboty
-
bardzo polecam rowniez \"Zabe\" (tego samego autora Żaba Pewna żaba Była słaba Więc przychodzi do doktora I powiada, że jest chora. Doktor włożył okulary, Bo już był cokolwiek stary, Potem ją dokładnie zbadał, No, i wreszcie tak powiada: Pani zanadto się poci, Niech pani unika wilgoci, Niech pani się czasem nie kąpie, Niech pani nie siada przy pompie, Niech pani deszczu unika, Niech pani nie pływa w strumykach, Niech pani wody nie pija, Niech pani kałuże omija, Niech pani nie myje sie z rana, Niech pani, pani kochana, Na siebie chucha i dmucha, Bo pani musi być sucha! Wraca żaba od doktora, Myśli sobie: Jestem chora, A doktora chora słucha, Mam być sucha - będę sucha! Leczyła się żaba, leczyła, Suszyła się długo, suszyła, Aż wyschła tak, że po troszku Została z niej garstka proszku. A doktor drapie się w ucho: Nie uszło jej to na sucho! :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :)
-
Jan Brzechwa ŻUK Do biedronki przyszedł żuk, W okieneczko puk-puk-puk. Panieneczka widzi żuka: \"Czego pan tu u mnie szuka?\" Skoczył żuk jak polny konik, Z galanterią zdjął melonik I powiada: \"Wstań, biedronko, Wyjdź, biedronko, przyjdź na słonko. Wezmę ciebie aż na łączkę I poproszę o twą rączkę\" Oburzyła się biedronka: \"Niech pan tutaj się nie błąka, Niech pan zmiata i nie lata, I zostawi lepiej mnie, Bo ja jestem piegowata, A pan - nie!\" Powiedziała, co wiedziała, I czym prędzej odleciała, Poleciała, a wieczorem Ślub już brała - z muchomorem, Bo od środka aż po brzegi Miał wspaniałe, wielkie piegi. Stąd nauka Jest dla żuka: Żuk na żonę żuka szuka. Inna wersja Stąd nauka Jest dla żuka: Piegi mieć - to także sztuka. Ja uwielbiam bawic sie w ten sposob z Jaskiem Tylko musze trafic na wierszyk, ktory mu sie podoba :)
-
Walsnie przebieralam Jaska w pizame i wspolnie recytowalismy \"Zuka\" To znaczy ja poczatek, a Jasiek koniec kazdej linijki, jak zawsze... Padlam ze smiechu zaraz przy trzeciej \"zwrotce\" (dopowiadane przez Jaska slowa podaje drukowanymi literami Do biedronki przyszedł ZUK, W okieneczko PUK-PUK-PUK. Panieneczka widzi ZUKA: \"Czego pan tu u mnie SZUKA?\" Skoczył żuk jak POLNY KONIK, Z galanterią zdjął… SPODNIE
-
Ja na chwilke :) Mam juz mame... i tak mi dobrze! Wczorajsza kolacja urodzinowa udala sie wysmienicie. Tort byl dziwnie maly i wyglada na to, ze to pomylka cukiernika (a moze zamawiajacego?) Ale kto by sie przejmowal takim szczegolmem? Jasiek zdmuchnal swieczki jak przystalo na dwulatka (babcia probowala uchwycic ten moment, potem zobaczymy czy sie udalo). Bil sobie brawo razem z nami, a kiedy brawa wygasly, prosil: \"Jeszcze tata, jeszcze wujek, jeszcze babcia\" Cala rodzina oczywiscie chetnie spelniala te zyczenia i wygladalo to tak, jakby dyrygent w pasji prowadzil nowoczesna orkiestre. Teraz lece juz...
-
aha, jeszcze chcialam napisac, ze to doskonaly pomysl, zeby \"wykorzystac\" pomysl babci na nauke nocnikowania... ja jednak mysle sobie, ze tak na powaznie, znaczy \"à la Dynia\" ;) wezme sie po myjezdzie mamy... po prostu kiedy jest mama bardzo duzo lazikujemy po okolicznych miasteczkach, a nawet gorkach i jestesmy bardzo czesto i gesto poza domem i wydaje mi sie ze taki okres to nie najlepszy wybor na nauke ale okolo swiat sprobuje :)
-
Kuk, nie wiem skad... ja przy zmianie pieluchy zdejmuje mu tylko jednego buta (skarpetka zostaje)... moze Jasiek raczej wykorzystuje to wolanie na nocnik do dokazywania boso? Bo on naprawde to uwielbia, a ja oczywiscie nie pozwalam. Najlepsze harce i wielorybie skoki na lozku tez chce wyprawiac bez skarpetek! Wiesz, co ja nie moge \"skluchac\" o tych 80 Euro... Juz pisalam kiedys, my placimy 31 z czego 70% refunduje Kasa Chorych... Skad bierze sie taka ogromna roznica miedzy Francja a Wlochami ???
-
Eh, Kuk, oby to juz byl koniec tych potwornych mdlosci! Bardzo madrze zrobilas, ze zostalas w domu... Szefowa chyba ciskala pioruny ? Dziewczyny, co do szczepien, to uwazam ze z umiarem, ale ze trzeba... To znaczy jestem za szczepieniami przeciwko powaznym chorobom, natomiast absolutnie nie zgadzam sie na szczepienie Jaska przeciwko grypie! Sama tez oczywiscie nie szczepie sie przeciwko grypie. Kuk, to niegodne, co Twoj lekarz robi! Rozdzielanie szczepien, zeby zapewnic sobie regularne wizyty (czyli zrodlo dochodow), moj Boze! Do czego to dochodzi... I to comiesieczne - dla mnie to jest ogromna przesada! I jak jeszcze mi powiesz, ze za kazda placisz kilkadziesiat euro... Dynia, brawa dla Jagodki! Ona po prostu dojrzala do samodzielnego zasypiania... Pieknie! Katrin, Jasiek podobnie jak Kuba, prosi o nocnik zasiada na chwilke, ale nic nie robi, po czym ucieka mi i chodzi i biega na bosaka. No wlasnie, bo za kazdym razem kiedy go sadzam na nocnik, kaze sobie zdejmowac buty i skarpetki tez :) chyba musze z nim przeprowadzic powazna rozmowa :p
-
A my tradycyjnie: Swiety Mikolaj to taki dobry dziadek z broda, ktory kocha dzieci i przynosi im prezenty... mieszka w Laponii i przylatuje do nas w pieknych saniach, ciagnietych przez renifery, wlazi przez komin i tak dalej :) Z tym ze ustalilismy, ze przynosi je w nocy z 24 na 25 grudnia, czyli tak jak w calej Francji :) jednym slowem obrazek troszke jak z amerykanskich filmow, 25 grudnia rano Jasiek budzi sie o swicie i boso zbiega po schodach, zeby sprawdzic co tez Mikolaj zostawil mu pod choinka Listy do Swietego Mikolaja tez beda, oczywiscie
-
Kubusiu, wszystkiego najlepszego dla najdzielniejszego chlopaka na naszym forum! Rosnij duzy, zdrowy i szczesliwy. Buziaczki od myshowatych Elffiku, to fantastycznie, ze Amelka sie tak bawila :) Spodobal mi sie pomysl z zimnym ogniem... Czy moze Ci go podprowadzic? U nas tez nie bedzie dzieci na urodzinowej kolacji, ale za to beda obie babcie :) Mysle jednak, ze i my zrobimy malenka powtorke razem z jaskowa przyjacioleczka :) Shalla ! Nie wiem jak to sie odbywa w Polsce, ale we Francji ktos specjalnie uprawia choinki po to tylko, zeby je sprzedac przed Swietami, dlatego zupelnie nie mam skrupulow i kupuje najwieksze drzewko, jakie jest w stanie sie zmiescic w pokoju :) I dobrze place za czyjac prace... No ale naprawde mam pewnosc, ze nikt nie poszedl sobie tak po prostu do lasu i ze nie wycial glupio kawalka dzikiej natury... Mozna tez kupic choinki w doniczkach i po Swietach posadzic je w ogrodzie.... milej niedzieli kochane Kubusiu, baw sie wysmienicie dzisiaj
-
Shalla, no wlasnie, cos rzadko do nas zagladasz... Co Cie tak skutecznie absorbuje ? Wodny Psikulcu, jesli masz taka mozliwosc, to faktycznie warto wziac urlop duzo wczesniej przed koncem ciazy... A co do zdjec, to moze Kuk da Ci moj adres, dobrze, Kuk? Zatem czekam na maila :) Elffiku, Jasiek oczywiscie czasami budzi sie w nocy, albo raczej przez sen szuka nas glowa (to znaczy lezac na brzuchu, wygina sie do tylu i w bok i podniesiona glowa \"szuka\" kontaktu z tata, jak znajdzie to laduje), z tym ze jego lozko jest dostawione do naszego, to dlatego wystarczy sie przeturlac, bez wychodzenia z lozka i tuptania :) Jasiek tez balagani i rozrzuca zabawki. Chec do sprzatania przychodzi mu tylko wtedy kiedy widzi, ze ja sprzatam, chce robic dokladnie to samo co ja, zatem nie pozostaje mi nic innego jak dawac przyklad :) Czasami probuje namowic go, zeby pozbieral czesci jednej zabawki zanim rozlozymy kolejna... Rzadko robi to sam, czesciej wraz ze mna... Moze to przyjdzie z czasem? No to, Elffiku, milego swietowania. Katrin, a Wy? Czy Wy tez bedziecie swietowac urodziny w ten weekend? a ja powinnam zajac sie grabieniem lisci, bo wlasnie spadly juz ostatnie... mnostwo z tym roboty....
-
Kuk, DZIEKI Logosm, jakbym o Jasku czytala! Jasiek tez uwielbia wozki dla lalek i jak tylko wchodzimy do \"ludoteki\" (taki klub dla dzieci) to on od razu lapie za jakis wozek :) A zelazko tez mu dalam prawdziwe, moje stare, z tym ze ja go nie nagrzewam, i tez sobie prasujemy jedno obok drugiego :) Ciesze ze przepis na pierniczki mojej przyjaciolki przyda sie Wam. Ja sama jeszcze nie wiem, czy zrobie je w tym roku, moze dopiero w nastepnym... Chwilowo jestem pochlonieta okiennicami. No i caly czas czekamy na telefon od pana, ktory przyjdzie nam nakurzyc i zainstalowac piecyk... Milego popoludnia Wam zycze i takiego slonca jak u nas
-
Ja tez nie znalazlam klockow ze specjalnymi czesciami, ktore badz juz sa oknami, dachami, kominami, badz pozwalaja na skonstrulowanie takowych... (mowie o Duplo) Nie udalo mi sie znalezc nic takiego o czym pisala Fisa... Dlatego kupilam Jaskowi na Gwiazke ogromne pudlo zwyklych klockow-cegielek Duplo, 250 czesci. Mysle, ze potem powolutku uda mi sie dokupic specyficzne czesci... Kuk, czyzby Frania tez fascynowalo zelazko?