Witajcie,
przeczytałam wszystko, co zostało tu napisane i mam takie refleksje: podobnie myślę do kobitki, ale równocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że nic w życiu nie przychodzi łatwo, a nawet jak przyjdzie, to wcale nie oznacza, że musi trwać.
U mnie też nie ma już związku, który trwał 10 lat, a najgorsze jest to, że wcześniej ufałam naiwnie, że tak będzie zawsze. A tu, proszę. Pół roku przed końcem tego złudzenia mój facet był z nami dwiema równocześnie. I, chociaż mówił, że:"Nie może na swoją gębę patrzeć w lustrze", ja nie skontaktowałam o co chodzi i dostałam jak obuchem po łbie, kiedy prawda, przez przypadek ujrzała światło dzienne.
O naiwności, dziecięca próżności ! Minęło od tego zdarzenia kilka lat, a ja nie zamierzam już nikomu zaufać.
Teraz do kobity: co tam u ciebie ? Jak zmagasz się z tym brutalnym światem ?