Nesia
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Nesia
-
Pszczółko! Dostałam Twojego maila, ale nie odpisałam, bo Twoje pytania sa nazbyt ogólne. To wszystko zależy od różnych czynników. Musiałabym się upisac po pachy, żeby poruszyć wszystkie możłiwości a połowa z tego pisania byłaby psu na budę, bo nie miałaby zastosowania do Waszej sytuacji. Jeśli nadal męczą Cię wątpliwości, zadzwoń do mnie, numer podałam Ci w odpowiedzi na pierwszego maila. Całuję mocno :)
-
Mamo Natalki!!! Jestem jestem. Cała dumna z Ciebie, że tak się wzięłaś do dzieła odchudzeniowo-ćwiczeniowego a także z Twojej Natalki, że tak dzielnie się aklimatyzuje w żłobku :) Dziewczyny! Strasznie mi Was brakuje ale nie mam szans nic pisać, bo neta w nowym domu jeszcze brak a z pracy to nigdy pisanie mi nie wychodziło. Tylko czytam co u Was. U mnie wszystko tak jak było - czyli mieszkamy z Mateuszkiem na Parkowej, Tatuś odwiedza synka i tyle. W naszej sprawie nie zajął do dnia dzisiejszego stanowiska, oprócz tego, że chciał żebyśmy poszli do notariusza podpisac rozdzielność majątkową. Ja się nie zgodziłam, bo po co rozdzielność, skoro można od razu rozwód? Twierdzi, że rozwodu wcale nie bierze pod uwagę i że nawet jak złoże pozew, to mi nie da, powiedział też, że mnie kocha i chce mieć ze mną dzieci, ale jak to się ma do naszej aktualnej sytuacji? (to ostatnie pytanie jest moje). Mieszka na starym mieszkaniu, kupił sobie wielkie TV i odkurzacz. W międzyczasie juz dwukrotnie był na nartach. Koniec relacji. Same widzicie, że jest dość idiotycznie, ale zniosę to, jak wszystko. Jeszcze kilka miesięcy i jeśli nie zacznie zachowywać się inaczej, nie podejmie jakichś kroków, przestanę go kochać i z czystym sumieniem złożę ten pozew. To przykre, co teraz napiszę, ale zaczęło mi byc dobrze bez niego. Mam dużo czasu dla siebie, na czytanie i inne przyjemności, mam więcej pieniędzy, zawsze porządek w domu, Mati przywykł do usypiania o 20.30. i udaje mi się bez problemu utrzymac ten zwyczaj, a z Łukaszem i jego kąpielami nigdy nie udawało się wyrobić na jedną godzinę. Zaczęłam piec ciasta w weekendy, zapisałam się do klubu fitness, moja waga jest idealna a zewsząd słysze komplementy. Nie jest źle :) Całuję Was wszystkie bardzo mocno.
-
Najpierw o poruszanych tematach - Mati też pójdzie do przedszkola, bo aż się rwie do dzieci. My też remontowaliśmy, gdy byłam w ciąży. Ząbek Matiego to nie kwestia zwykłej plomby, bo jest juz martwy, tylko ewentualnego leczenia kanałowego lub pozostawienia ząbka otwartego, tak jak jest w tej chwili. Temat traci na znaczeniu, bo Mati przestał narzekać na ten ząbek, zwyczajnie myjemy po każdym posiłku szczoteczką elektryczną i jest dobrze. Dziękuję Wam dziewczyny, za to co napisałyście i za to, że tu jesteście i mogę zawsze do Was zajrzeć. Elu, masz rację, dwoje kochających się ludzi nie zacietrzewia się tak, chyba że jedno przestało kochać a myślę, że mój mąż przestał albo nigdy mnie nie kochał. Ponadto to nie tylko kwestia mieszkania ale i kwestia utrzymywania jego Mamy i jej udziału w naszym życiu, kwestia planów małżeńskich (nowe mieszkanie, dziecko) i ich realizacji (a w zasadzie jej braku). Ja Elu miałam dość tego, że mąż wydaje miesięcznie na teściową 1200 zł miesięcznie, mimo, że teściowa ma 57 lat i cieszy się wyśmienitym zdrowiem, jest akademickim nauczycielem języka angielskiego i z łatwościa mogłaby dac dwa razy w tygodniu korepetycje, uzyskując większa kwotę, ale woli wspierać grosikiem Radio Martyja, chodzić do konowałów-czarodzieji prywatnie, itd itp. Jest na wcześniejszej emeryturze, dorabia sobie dalej na uczelni pracując dwa razy w tygodniu. Wcale by mi to nie przeszkadzało, tak jak było dotychczas, gdyby mąż nie twierdził, że nie mamy pieniędzy i dlatego nie weźmiemy kredytu. Ja od niego pieniędzy nigdy nie brałam, nic wspólnie nie kupowaliśmy, bo wszytsko mieliśmy sobie kupić już do nowego mieszkania. Zdolność kredytową ja mam większą, bo jestem na pensji plus kasa z wynajmu mieszkania. Mamy dwa małe mieszkania własnościowe (ja jedno on drugie), które wystarczyłoby sprzedać i można by było nawet nie brac kredytu. ALe mój mąż nie chce zrobić żadnej z tych rzeczy, chce mieszkać dalej tam, w mieszkaniu po jego Babci, gdzie ja nic nie mogę zmienić, nawet zasłon (istne muzeum), skąd mi daleko do kancelarii i do sądów i gdzie mieliśmy pomieszkać tylko chwilę. Wielokrotnie mu mówiłam, że mieszkałabym z nim w psiej budzie, gdyby była taka konieczność, ale takiej konieczności nie ma! A ja po roku proszenia mam dość, szczególnie, że samą mnie stać, na wynajęcie fajnego mieszkania. Dla mnie jest jasne, że mnie nie kocha i tyle. Ciągle mi powtarzał, że chce drugie dziecko. I ja teraz jestem gotowa, ale mam atawizm, jak każda normalna kobieta, chcę uwić gniazdko dla siebie i potomstwa, mieć coś swojego a nie mieszkać w mieszkaniu wyjanmowanym od rodziny, którego nie akceptuję i które, w końcowym rozliczeniu, kosztuje nas drożej niż na wolnym rynku. Mamo Natalki! Ja myślę, że Łukaszowi bardzo odpowiada ta sytuacja i dlatego nic nie robi udając skrzywdzonego i zaskoczonego. Całą winę zwala na mnie, bo to ja się od niego wyprowadziłam. Ma wsparcie od Mamy i wróciło studenckie życie, wolne wieczory, kawalerskie wyjazdy na narty. Gdyby mnie naprawdę kochał, walczył by o mnie, próbował coś robić. A on utrzymuje swoje status quo i nie robi nic. POzew o rozwód pewnie też będę musiała złożyć ja. Ale na to jeszcze za wcześniej, musi nastąpic trwały i zupełny rozkład pożycia. Nad tym pracuje aktualnie mój mąż, bo mimo, że go serdecznie do siebie zapraszam na Parkową, z zaproszenia nie korzysta i nie oferuje żadnej innej opcji. A na Batuty nie wrócę, bo męczyłam się tak półtorej roku i nie chcę tam tkwić kolejnych trzech lat a o takim terminie mówi teraz mąż. Nasi przyjaciele i współpracownicy próbują interweniować, pomagac (wprawdzie tylko nieliczni, ale jednak) a Ł. też to ma gdzieś. Tak więc wyprowadziłam się, myśląc, że mam kochającego męża i wspaniałą rodzinę a okazało się, że jestem sama a teściowa zrobi wszystko, żeby nas rozwieść.
-
Dominisiu! No to Ci Krzysio powiedział i teraz wiesz! Numer jeden przez całe jego życie!!! Rewelacja! Mój też nie szczędzi mi tekstów, które rozśmieszaja do łez. NIestety nie zapisuję, a powinnam. Juz jakiś czas temu na przykład, gniewałam się na niego, bo coś czynił wbrew moim prośbom, więc ignorowałam go. Krecił sie wokól, kręcił, zaczepiał, w końcu podszedł ze smutna minką i pyta - Mamusiu? Gniewasz się? A ja na to - tak, gnmiewam się bo i tu nastąpiła tyrada, na której koniec powiedziałam - i teraz musisz mnie przeprosić, poczynić jakieś kroki...Mateusz spuścił wzrok i zaczyna iść, jednocześnie licząc kroki smutnym głosikiem - jeden, dwa, tsi...uznałam to za coś lepszego niż przeprosiny ;) Dzisiaj byliśmy u dentysty. Niestety jeden ząbek, lewą górną czwórke mamy całkiem zepsuty i juz martwy...zrobiła sie zgorzel, no fatalnie, bo ten ząb podobno wyrósł juz taki zniszczony, z brakiem 1/4 części, z takim kraterem a potem sie popsuł do końca. Teraz dentystka twierdzi, że mogła ząb tylko otworzyć i to jest najlepsze rozwiązanie i że będziemy czekać aż sam wypadnie...czyli tak do 4 klasy podstawówki...Ja nie wiem....co Wy na to? Ona twierdzi, że takich małych dzieci nie leczy się kanałowo ani nie wyrywa się im tych martwych zębów żeby nie uszkodzić wiązki zębów stałych, która jest pod mleczakiem i dla której mleczak, nawet zepsuty stanowi ochronę i zapobiega przemieszczaniu. Hmmm, nie wiem co o tym sądzić. Jakie macie doświadczenia???
-
Dodam tylko, że na razie nie mam netu na nowym mieszkaniu, stąd moja nieobecność. Całuuę Was mocno, wszystkie razem i każdą z osobna.
-
W kilku żołnierskich słowach, co by nie psuć noworocznego nastroju na kafe - mieszkamy od 13 grudnia sami z Mateuszkiem na Parkowej. Mąż został w starym mieszkaniu z planem przeprowadzenia się do swojej Mamy niebawem. Wigilię mąż zaplanował i spędził oddzielnie od nas - u swojej Rodziny, w pierwszy dzień Świat i moje urodziny jednocześńie - przyniósł mi kwiaty i zabrał Matiego na spacer, a potem ja z dzieckiem poszłam do Mamy a on nie wiem, co robił (w każdym razie nie chciał spędzić ze mną ani chwili czasu), w drugi dzień Świąt zabrał Mateusza do swojej Rodziny i odwiózł o 21. Potem pojechał do Zakopanego, gdzie przebywa nadal do czwartku włącznie (a mieliśmy wyjechać razem). W Sylwestra przesłał mi smsa z życzeniami szczęśliwego nowego roku. Tyle...Utrzymuje, że nie chce rozwodu ale zachowuje się, jakbyśmy już go mieli. Moje wyprowadzenie się traktuje jako delikt małżeński i krzywdę, jaką uczyniłam Jemu i Mateuszkowi. Moje stanowisko i fakt, że od roku prosiłam go o przeprowadzkę nadal lekceważy. Przy okazji mówi mi rzeczy, których przy najlepszych chęciach nigdy nie zapomnę. Nie podejmuje absolutnie żadnej inicjatywy, mimo, że powiedziałam, że przyjmę każde rozwiązanie oprócz powrotu do starego mieszkania. Jego Rodzina nie przyjęła ode mnie życzeń świątecznych, rzucając mi słuchawką. Jego Mama uważa nas za już rozwiedzionych i wystawiła mi taką ocenę jako żonie i matce, że chyba nigdy nie uda nam się już osiągnąć jakiegoś porozumienia. Jesteśmy pożal się Boże małżeństwem i jak tak dalej pójdzie, nie będzie co zbierać. Ale to juz nie w mojej mocy, teraz moge tylko czekać. Pozdrawiam Was Kochane i dziękuję za pamięć i troskę.
-
Bardzo dziękuję Wam Kochane za słowa otuchy. Niestety, nie wygląda to dobrze. Juz się przeprowadziłam, jeszcze zostało mi rozpakowywanie. Mąż, choć wczesniej twierdził, że wyprowadzi się do teściowej, został jednak w starym mieszkaniu i katuje się widokiem rzeczy, których nie ma, bo ja je zabrałam. Kazał mi zabrać wszystko, ale ja wzięlam tylko swoje panieńskie rzeczy. Okazało się, że nie mamy nic wspólnego, oprócz tostera, kupionego przez męża latem, kilku płyt z nagraniami, albumu ślubnego i kilku ślubnych prezentów. To mi jeszcze bardziej uświadomiło, jak mąż dba o mnie i Rodzinę. Spędziłam tam z Mateuszkiem już dwie noce, przez 3 dni Łukasz spotkał sie z nim raz, w tym mieszkaniu, na moją prośbę, dopiero powtórzoną. Potem siedział niczym mruk, cały załamany, przytuliłam go...., później poprosiłam by wziął dwie torby z samochodu, bo poszłam na dół raz a za drugim torby udało mi sie wnieść tylko do klatki. Poszedł. przyniósł, założył kurtkę i powiedział, że nie chce tu przychodzić i wyszedł. Uważa, że rozwalam nasze małżeństwo i krzywdzę jego i Mateuszka swoim widzimisie. A przecież ja nie wyprowadziłam sie do innego albo w niebyt, tylko wynajęłam dla nas mieszkanie i chcę by z nami zamieszkał, bo po 1,5 roku proszenia i jednej dużej awanturze, o której Wam pisałam, nie mam już sił. Nie będe opisywała szczegółów, bo mimo, że Was uwielbiam i chciałabym opowiedzieć wszystko, to jest przecież forum publiczne
-
Elu! Przykro mi czytać, że przechodzisz podobne męki do moich, bo różnica jest niewielka, że my najmujemy od teściowej i cioci a Wy od wojska ale nasi mężowie charakteryzują się chyba dokładnie taką samą pasywnością w słuchaniu naszych próśb. Mnie się wydaje, że poradzę sobie bez męża finansowo i dlatego zdecydowałam się na taki krok. Wydaje mi się, bo pewności nie mam, będę prawdopodobnie musiała wziąć jeszcze jakieś dodatkowe zlecenia a i tak nie narzekam na brak zajęcia, dobrze wiecie, ile przesiaduję nad pismami po nocach i nad nauka do egzaminów. A moja Teściowa uważa, że mam wszystko, że nie dbam o męża i o dom, wypomina mi, że nie wracam na noce a mój Ł. dobrze wie, że wtedy siedzę w kancelarii pod telefonem ale ona uważa, że ja nie wiadomo co robię...Oboje z mężem uważają, że gram dzieckiem....a ja przecież nie chcę mu dziecka zabierać, wynajęłam i wyremontowałam mieszkanie i go do siebie zapraszam a on woli wrócić do Mamy....Elu, nie wiem, czy to Cię pocieszy, ale pewnie Wasze małżeństwo przetrwa, dzięki Tobie, dzięki temu, że kosztem swoich nerwów zostajesz z nim w tym mieszkaniu. Nasze jest na ostrzu noża i przy udziale mojej Teściowej, rozsypie się jak domek z kart mimo, że my z mężem naprawdę bardzo się kochamy...a może mi się tylko tak wydaje? Nie wytrzymam juz tutaj ale tam będę w tym pięknym, wielkim mieszkaniu, z widokiem na Łazienki sama, z synkiem, który wszystko rozumie i zapyta, gdzie jest Tatuś. Będę musiała jakoś to mu wytłumaczyć....Zamieniam wszystkie wspólne, cudowne chwile, spędzone w tym paskudnym wnętrzu na niewiadomą albo, co bardziej prawdopodobne na bycie samotną Mamą wychowującą synka...ale muszę wiedzieć, czy mój mąż jest ze mną, czy tylko obok mnie. Muszę mieć pewność, zanim zdecyduję się na drugie dziecko z nim. Dzisiaj tej pewności nie mam, a tylko przekonanie, że on nie chce niczego ryzykować, że boi się wziąć kredyt, mimo naszej dobrej sytuacji materialnej, że ważniejsza jest dla niego akceptacja i zadowolenie Jego Mamy niż moje. Jeśli nie przetnie swojej pępowiny teraz, nie dojrzeje do bycia moim mężem, potem już może być za późno, a każdy dzień spędzony w tamtym mieszkaniu bez nigo utwierdzi mnie w przekonaniu, że żyłam tylko złudzeniem...Dzisiaj mam zaplanowaną przeprowadzkę, ale zwlekam z nią, cały dzień przeleżałam w łóżku. Ale za chwilę wypiję kawę i dokończę. Tobie Elu życzę, byś znalazła z mężem porozumienie, byś z nim uzgodniła jakiś przybliżony termin przeprowadzki. Ja narzekałam i prosiłam 1,5 roku i juz braknie mi cierpliwości, przez tę sytuację z niekupionym mieszkaniem, a wiem, że powinnam zostac na miejscu i negocjować, tyle że nie mam już na to siły...Pozdrawiam Was wszystkie, moje Kochane Forumkowe Przyjaciółki i podobnie jak Carla dziękuję, że tu jesteście!
-
Dziewczyny! Mój mąż nie chciał kupić tamtego mieszkania, a ja już w nim myślami byłam. Nie chcę tu dłużej mieszkać, mieliśmy tu pobyć jak najkrócej a mija 1,5 roku. Mama Natalki była u mnie w domu i widziała, jak to wszystko fatalnie wygląda. A nas stać, żeby urządzić dziecku pokój. Nawet mnie samą stać, więc skoro mąż upiera się, byśmy tu zostali, to wynajęłam mieszkanie sama. Malarze się sprawdzili, jest czyściutko i ślicznie. Tylko się wprowadzać. To nie jest pochopna decyzja. Wszystko już na poczatku tygodnia zapłaciłam i za najem i za pośrednictwo agencji nieruchomości i za malarzy. Mąż twardo twierdzi, że nie wyprowadzi się z nami. Wróci mieszkać do swojej Mamy. Nic nie poradzę na taką jego decyzję i swojego zdania nie zmienię, a jeśli, to tylko w tym kierunku, że wrócę do swojego mieszkania na Placu, które ma tylko pokój z kuchnią ale z samym Mateuszkiem się tam pomieścimy bez problemów. Na razie rozpoczynam przeprowadzkę od soboty. Kocham męża i chciałabym, by z nami tam zamieszkał, ale na upór nie ma rady.... On chciałby zrobić remont tutaj ale ja nie chcę tu mieszkać!
-
To ja. Znowu piszę w nocy i biję się z myślami, co będzie z moim małżeństwem. Wyprowadzam się w weekend. Jutro, w nowym mieszkaniu malowanie. Panowie przyjeżdżają do mnie z Radomia. Ciekawe, czy naprawdę malarze....wzięłam z ogłoszenia, bo nikt z polecenia nie miał wolnego terminu przed świętami tylko dopiero w styczniu...:( Trzymajcie kciuki za to malowanie.
-
Julia....hmmm, właśnie, że tak. Pozwólcie, że wyjasnię wszystko po fakcie, bo nie mogę antycypowac przyszłości i opisywac ich jej forum.
-
Gumijagódko! Zaległe ale nie mniej serdecznie życzenia przesyłam :):):)
-
W temacie nocnikowym - bardzo polecam kupienie dużego wygodnego tronu - niekoniecznie Fisher Price, może być inny, ale żeby był wysoki i wygodny do siadania i samodzielnego wstawania. Ja przeżyłam traumę kupując w lato nocnik za 120 zł, ale naprawdę się opłacało i nie żałuję żadnej złotówki z tego zakupu, bo Mati swój nocnik polubił i używa. NIe wiem, dla kogo oni robią te małe nocniczki plastikowe, mój syn się w nie nie mieścił, jak wstawał to razem z nocnikiem a jak sikał, to mimo tego \"ochraniacza\" połowa wylatywała na zewnątrz, bo siusiak ledwo się mieścił do środka. Używamy też deseczki na ubikację, ale tylko czasami, Mati woli swój nocnik - Babybjorn. A nad Fisher Price się mocno zastanawiałam, bo był niewiele droższy. Jednak nie przekonały mnie te wszystkie melodyjki, bo Mati początkowo, jak ten mały plastikowy nocnik zaczynał grać, to przestawał sikać...hihihihi, kupiłam więc ten Babybjorn bez udziwnień, za to też szeroki i wygodny i z wyjmowanym środkiem, co jest niezwykle praktycznym rozwiązaniem. Pozdrawiam Was Kochane i donoszę, że walka mieszkaniowa trwa. Jestem na etapie wynajmu mieszkania, bo tutaj już nie chcę mieszkać... Buziaki
-
TPM! Konflikt mieszkaniowy trwa w najlepsze!!! Będę donosić z frontu.
-
Dzieci są nieprawdopodobne i rozumieją dosłownie wszystko...czasami na swój sposób, czasami tylko serduszkiem i nie potrafią tego ubrać w słowa. Pszczółko, ja też mam takie myśli... to chyba kwestia wrażliwej osobowości. Będąc dzieckiem myślałam, że to z mojej winy nie widać gwiazd na niebie. Szukałam w swoim zachowaniu złych uczynków i myślałam, że to przeze mnie nie widać gwiazd i księżyca... Teraz już wiem, że czasami noc jest czarniejsza...co nie przeszkadza mi obarczać się czasem odpowiedzialnością za wszelkie zło tego świata. A z innej beczki - przed chwilą wróciłam ze spotkania klasowego! Stawili się wszyscy, którzy się zapowiedzieli, w sumie 15 osób z 24 które są zalogowane. Było świetnie. Będziemy powtarzać! Pozdrawiam i zmykam spać. P.S. Tego posta pisałam dwa razy, bo mi go zjadło. Mam nadzieję, że nie pojawią się teraz dwie, prawie identyczne wersje i że nie będę musiała pisać tego poraz trzeci....bo nie dałabym już rady.
-
Dominisiu! Zdrówka życzę i Tobie i małemu! Te wymioty to pewnie ten panujący wirus, oby się dzieciak nie odwodnił tylko..... Mam fatalny nastrój - mieszkanie nie będzie nasze :( Mój mąż na dwa dni przed umową przedwstępną się rozmyślił.....Jestem tak wqrwiona, że nie sposób tego opisać! Raptem mąż zarządził, że nie chce mieszkać w Centrum. Wcześniej się zgadzał, umówiliśmy notariusza na dzień i godzinę, mąż dał mi kontakt do swojej księgowej, żeby przesłała książkę przychodów i rozchodów, dwaj analitycy bankowi sprawdzaja naszą zdolnośc na tak zwany gwałt, jesteśmy po ostrych negocjacjach cenowych i z 8300 zeszłam na 7800 za metr kwadratowy, ustaliłam z moim szefem, że pożyczy nam pieniędzy na zadatek....a mój mąż się ROZMYŚLIŁ!!! A ja byłam zdecydowana na 110 procent!Mieszkanie w zasadzie bez konieczności jakichkolwiek nakładów, w samym centrum ale cichutkie, a jedyny mankament, to że okna na podwórko-studnię, więc widok niespecjalny, ale w tych kamienicach często tak jest i mi to absolutnie nie przeszkadza. Dobrze, już nie przynudzam, ale jestem niezwykle rozczarowana i przybita :(
-
TPM! Przychylam się do opinii Twojego męża. Natalka wygląda ślicznie i niczego jej nie brakuje. Myślę, że jej bladość to taka uroda - czy któreś z Was, mam na myśli Ciebie i Jarka nie było podobne w dzieciństwie? Jeśli masz obawy i podejrzenia, by wykluczyć anemię wystarczy proste badanie krwi, w prywatnych laboratoriach wyniki są tego samego dnia. Po co się nękać, idźcie na pobranie i będziesz miała pewność.
-
Pszczółko! Dzięki za te słowa, bo już myslałam, że albo wcale nie masz czasu albo mnie nie poznajesz na zdjęciach ;) TPM!!! Gratuluję wagi dzidziusia a także przewidywanej płci (to my sobie przewidujemy, bo dzidziuś przecież wie :). Dziewczynki są takie słodkie, też bym chciała dziewczynkę!!!! W ogóle dzidzię już bym chciała, jak spoglądam na Nicolaska, to aż mnie w środku ściska ta chęć!!!Gratuluję umiejętności Natalki, są porażające - Mati rozróżnia w zasadzie tylko czerwony, niebieski i zielony - inne kolory są dla niego na razie abstrakcją, liczył ślicznie do jakiegoś czasu a teraz podsłuchuje inne liczby i jak liczymy łyżeczki mleka do butelki (mój syn \"sam\" sobie robi mleko) to zapomina trzy a zamiast sześć często mówi piedziesiot :):) Rozmiary czai od dawna, czy się miejści, czy nie mieści, co jest większe, co największe. Z rysowaniem wielkie chęci, ale nadal tylko koła i koła, żadnych tam postaci!!! Carlusiu! Nie mogę oczu oderwać od Twojego maluszka! Całuję w obie pietki. Ula, co z tymi egzaminami? Kiedy następny? Misiu? Kupiliście już tę działkę? Dziękuję za kciuki mieszkaniowe! Trzymajcie dalej, a gratulacji na razie absolutnie nie przyjmuję, bo do wtorku musimy skombinować 50 tys. i nie wiadomo, czy sie uda....:( Buuuuu, w takich chwilach naprawdę żałuję, że nie pochodzę z jakiejś kasiastej familji....Hihihihi, ale zaraz sobie przypominam, że wtedy pewnie miałabym zupełnie inne wymagania, podejście do świata, a tego bym nie chciała. Całuję mocno Was wszystkie i wszystkie dzidziusie :):):)
-
Niuninko! Mój Mati też kiedyś miał takie liszaje i okazało się, że to po kaszce ryżowej, przeszło w tydzień po odstawieniu kaszki. Od tamtego czasu moje dziecko nie jada ryżu. Takie wykwity to dzięki Bogu nie zawsze atopia, bądź dobrej myśli i daj znać o wynikach, ale pewnie nic nie wykażą. Z tymi uczuleniowymi sprawami najczęściej się okazuje przypadkiem, co było powodem, albo mija i nigdy nie wiadomo, co to było, a może być dokładnie wszystko, poczynając od konserwantów w żywności, na zmianie proszku, w którym pierzesz rajstopki kończąc. Ale to wszystko pewnie już wiesz. Pozdrawiam Was kochane i proszę o trzymanie kciuków za mnie, bo jak dobrze pójdzie to kupujemy nowe mieszkanie, umowa przedwstępna ma być w następny wtorek. Trzymajcie mocno, bo bardzo mi zależy. To rozwiązałoby wiele moich kłopotów....
-
Cześć Dziewczyny! Carluś - Nicolas jest absolutnym SŁODZIAKIEM!!!! Pszczółko - wysłałam zaproszenie na naszej klasie i czekam....:( Mati przeziębiony, katar się leje... Całuję Was słonecznie mimo nastoju gradowego
-
Ja dziecko zaprzęgam do domowych obowiązków. Ścieli łózko, wkłada ubrania do pralki, ściera kurze - jest z niego mała gosposia! Ale pozwalam mu też całkiem po męsku walić łyżka w odwrócone dnem do góry gary, z elementów narożnika montuję mega zjeżdżalnię dla samochodów, nadal używamy do zabawy rolek papieru toaletowego, który drzemy na małe kawałki i ugniatamy w kulki, zbieramy do pojemnika a jak mamy dużo to robimy papierowy deszcz, potem jest dużo sprzątania, w którym już Mati nie uczestniczy....Odkryliśmy też plastelinę i robimy z niej ślimaczki, krecika, grzybki - rolę kapeluszy pełnią zebrane jesienią kasztany. Układamy plastelinowe rysunki na papierze i powstają śliczne dzieła!!! Szkoda, że listki już się skończyły, ale mamy sznureczki, wstążki, itp. Bawimy się w chowanego w kartonowym dużym pudle, stajemy na jednej nodze i sprawdzamy kto dłużej wytrzyma, robimy fikołki i tradycyjnie turlamy się po dywanie no i oczywiście używamy rodzicielskiej kołdry w charakterze domu, samolotu, itp. Najlepsza zabawa jest, gdy zarzucam kołdrę na nogi, leżąc na wznak i tworzę coś w rodzaju namiotu a Mateusz się wspina, wiesza i wyczynia rozmaite figury akrobatyczne na moich nogach. Mati strasznie się cieszy, kiedy będąc na łóżku próbuje wstać a ja go przewracam. Chichocze wtedy strasznie....padam na pysk, resztę zabaw opowiem innym razem. Buziaki
-
Mamo Natalki - a ja nie doczytałam dlaczego rodzina wymiotuje. CZy to grypa żołądkowa, czy zatrucie??? Co się dzieje, jak się teraz czują??? Zdrówka dla wszystkich chorowitków. Skye!!!! Zaglądaj do das częściej! Tu ludzie tęsknią!!! TPM - nie katuj się już tym ząbkiem! GArdziołko wyzdrowieje, wszystko będzie dobrze a Ty jesteś super Mamą! A kiedy poznamy płeć dzidziusia????
-
Carlusiu!!!! GRATULACJE!!! Popłynęły mi łezki jak czytałam słowa Twojego męża >najszczęśliwszy tata i najszczęśliwszy braciszek na świecie< Boże, jakie to błogosławieństwo, jaki cud........kocham dzisiaj cały świat - mimo, że jak zauważyłyście, nie przespałam jeszcze ani chwilki. Teraz się już położę. Całuję Was wszystkie Dziewczyny, Waszych kochających mężów i dzieci! A najmocniej całuję całą, poważną czteroosobową Rodzinę Państwa M., Patryka, Dustina, Nicolasa i dzielną Mamę CARLUNIĘ!!!!
-
Carluniu!!!! Go go go!!!! Trzymamy kciuki i żądne wieści zaglądamy tutaj!!!!
-
Carluś! a kto przeidział, że dotrzymasz do terminu i jeszcze przenosisz :)? Nesia! W każdym razie wieści są super, bo skoro powoli i bezbolesnie sie rozwierasz, to poród się zbliża i nie będzie ciężki :) U mnie też tak było - nie było skurczy a było rozwarcie. I u mnie poród się zaczął filmowo-odejściem wód płodowych :) Całuję mocno i czekam na nowiny!!! TPM! Jestem pewna, że z tym jedzeniem się ustabilizuje, trzeba poczekać cierpliwie. Mój Mati jakiś czas emu odkrył, że można czuc smak potraw niekoniecznie je jedząc - a metoda jest taka - bierze się kęs do ust, odrobinę gryzie i potem trzyma w buzi niczym jakis chomik - policzek wypchany. Nie trzeba gryźć i łykać a posiłki przeciągaja się w nieskończoność (bo na próbę zabrania miski reaguje wielkim płaczem). Próbowaliśmy juz różnych metod, od próśb, zachęt do gryzienia, wyjmowania z policzka na siłę, na groźbach kończąc. Mati broni sie po swojemu - przecież jem! woła, albo mówi - powiem ci jak skończym gryść...itd. Trwało to około 3 tygodni az w końcu postraszyliśmy go, że jak będzie tak trzymał w buzi to mu się zęby popsują jak Olkowi (Olek jest od niego rok starszy i ma taką próchnicę, że w zasadzie nie ma jedynek a to co z nich zostało wygląda koszmarnie - Mati zwrócił kiedyś na to uwagę i pytał co się stało Olkowi)Więc teraz jak mówie Matiemu - nie trzymaj w buzi to on odpowiada - Olek trzymał i m u się zęby popsuły i po tym stwierdzeniu gryzie i łyka! Wypracowalismy chyba jakąs traumę u niego, ale innej metody nie było. Ale się rozpisałam - a chciałam tylko powiedziec, że nawet niewielka rzecz wpływa na to, czy dzieci chcą jeść, więc ten ból ząbka napewno Natkę skutecznie od jedzenia odstrasza.