Nesia
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Nesia
-
Mamo Zuzi! Bo my fajne dziewczyny jesteśmy, gościnne....no i w ogóle piękne,młode,mądre.....i skromne na dodatek, hihihihihi Dobrze, że tu jesteście, już mi się trochę nastrój poprawił :):):) Carla, roczek tuż tuż, rodzinka z Wami już, odświętne ciuszki włóż i przyjm bukiecik róż :) taki poemat dla Ciebie na prędce ułożyłam.... Isiu! Polej polej kochana i coś napisz o....ty wiesz o czym, wszak był ktoś, kto do Cię maślane oczy robił, cosik kiedyś pisałaś-to ten sam temacik??? Ciekawska Neśka pyta!!!
-
Gruby Misiu? A jak samopoczucie? Bo ja jak słyszysz piwo piję....mimo, że wczoraj mąż poprawił, to co zaczęliśmy. Ale jeśli się nie udało, to ja jeszcze trochę poczekam....no nie wiem, ten strach przed śmiercią mnie sparaliżował.....
-
Mamo Zuzi, przez to wszystko zapomniałam przywitać Cię bardzo serdecznie na naszym topicu! Cieszę się, że jesteś z nami!!!
-
O Jezu!!! Właśnie przeczytałam o Natalce.....Kasiu! Trzymajcie się dzielnie, wracajcie szybko do domu!!!!! Kurde, dziewczyny, jakie życie jest kruche....przez śmierć teścia ciągle o tym myślę, jakieś lęki mam, że coś się stanie mężowi albo Matiemu, albo mnie....bo jeszcze wczoraj się okazało, że mój przyjaciel serdeczny z Krakowa umarł w wieku 30 lat. Nie wiadomo na co, stracił przytomność, reanimacja bezskuteczna...nie ma go, zostawił żonę i 6 miesięczną córeczkę.....a w piątek dowiedziałyśmy się z teściową o śmierci syna jej koleżanki z pracy - chłopak 24 lata, skakał ze spadochronem i się nie otworzył ani jeden ani drugi zapasowy i nie żyje a jego mama została całkiem sama, bo to był jej jedyny syn.... Ma ktoś wódkę? Bo ja tylko piwo, którego nie lubię....ale piję....mój toast za śmierć....niech się trzyma z daleka ode mnie i moich bliskich
-
Cześć Kochane!!! Piszę z \"nowego\" mieszkanka.Nowego w cudzysłowie, bo mieszkamy tutaj trochę jak w muzeum. Nic nie remontowaliśmy, nie jest za ładnie, meble te, które były pod wynajem...ale chociaż miejsca mamy więcej. Mati ma swój pokój i my sypialnię i salon i balkon. A teraz przykra informacja - zmarł nagle mój teść :(:(:(:( Miał 75 lat ale nikt się nie spodziewał jego śmierci i to tak z zaskoczenia, w jeden dzień,serce nie wytrzymało, miał chorą wątrobę, nawaliły mu nerki plus te koszmarne upały, które były w niedzielę.....i zmarł.....:(:(:( tak żałuję, że się nie spięłam i nie wyprawiliśmy tego roczku....zobaczyłby Mateuszka....ostatnio widzieli się chyba ze 3 miesiące temu, buuuuuu Życie jest ciężkie..... Pogrzeb mamy we wtorek. NIe wiem, czy brać Mateuszka? Co sądzicie? To smutna uroczystość, nie dla dzieci, ale Mati jest jeszcze za mały, żeby zrozumieć....a dziadek może chciałby, żeby wnuk był na pogrzebie....no i cała rodzina może będzie odrobinę weselsza, ze względu na Matiego? Bo on się wiecznie uśmiecha do wszystkich. Sama nie wiem. Poradźcie..... Z weselszych info - mamy zęby nr 9 i 10, ale tak śmiesznie mu wyszły na górze czwórki a trójek jeszcze nie ma. Ale te czwórki to potężne siekacze są! Poza tym Mati jest naprawdę duży....niektóre dwulatki są od niego mniejsze....teraz wyszczuplał i urósł,nie jest już takim pyzulkiem i zniknęły mu te śliczne fałdki na nóżkach :( Jego ulubionym słówkiem jest nadal tata, ale mama też powie - tylko trzeba go poprosić. Oprócz tego mówi \"baba\", \"co to?\", \"chce\" (chcę), \"da\" (zamiast daj),\" brrruuuu\" (samochód), \"nie\", \"mniammniam\"(na jedzenie), \"banana\"(na wszystkie owoce, nie tylko banany), \"kizie\" (to takie dwie jego żabki), \"nunu\" (to groźba-nie można), gestami pokazuje \"tak\" i \"dziękuję\" (jeden gest na dwa wyrazy - tak się kiwa, jakby się kłaniał) \"nie ma\" (rozkłada rączki wewnętrzną stroną do góry - czasem robi tak jedną rączką), pokazuje ile ma kłopotów (obie rączki do góry i łapie się nimi za głowę i kiwa głową na boki), oczywiście koci łapki ale też klaszcze sam sobie, gdy mu się coś uda, na prośbę \"daj cześć\" albo \"przybij piątkę\" uderza łapką w rękę dorosłego no i robi pa pa ale nie tylko ludziom, z przedmiotami też się żagna, z własnej inicjatywy - np z pieluchą wyrzucaną do śmieci albo z kupką wylewaną do kibelka....no mamy z niego pociechę naprawdę!!! Najbardziej lubi chować różne rzeczy a potem je znajdować, bawić się w akuku, ganiać się - strasznie lubi jak się go goni, żeby uszczypnąć w dupkę albo pocałować, ucieka wtedy jak tylko szybko potrafi i piszczy z radośći. Z pasją odkręca i przykręca wszystkie zakrętki - od maści do pupy, od wody mineralnej, no wszytkie tubki, słoiki, itd. chowa rzeczy do szafek, w których my je później znajdujemy, wkłada nam regularnie małe ludziki-zabawki do butów, ostatnio pod moją nieuwagę włożył smoczek do pralki, gdy ją ładowałam i smoczek się wyprał....a on cały cykl chodził koło pralki i narzekał, bo pamiętał, że smok tam jest a ja nie wiedziałam o co mu chodzi....no takie kwiatki.....rozpisałam się, wybaczcie, ale mam taki nostalgiczny humor dzisiaj....smutno mi jest, tylko myśl o dzidzi mi humor poprawia...a z okazji przeprowadzki zaszaleliśmy z mężem i może będzie kaczuszka??? Do pary z kaczorkiem Mateuszkiem? Jeśli jest to ma hmmm, 4?-5? dni. Dowiem się za jakieś dwa tygodnie :)
-
o tak Gruby Misiu! Zaserwuję wszystki z zaprezentowanch w Twoim linku propozycji i mam zamiar samodzielnie przyrzadzić wszytkie te potrawy!!!!!!!!!!!!!!!!
-
Składam serdeczne życzenia dla Adrianka, naszego trzeciego już ROCZNIACZKA!!!! Rośnij zdrowo na pocieche rodziców!!!
-
TPM!!! Napiszę Ci tylo tak - jak się jedzie wybierać szczeniaczka małego, to wybiera się tego, który jest najbardziej skory do zabawy, psotny, rezolutny i ciekawski. Są sposoby, żeby to sprawdzić. A wybiera sie takiego, bo takie zachowanie jest GWARANCJĄ, że piesek jest zdrowy, wesoły i bardzo mądry. Natalka zachowuje się tak, bo jest ciekawa świata, nowych wrażeń i ludzi. Będzie bardzo mądrą dziewczynką :):):)
-
Cześć Kochane! Padam na pysk w tym upale.....Mati po raz pierwszy marudzi zębowo - idą mu trójki na dole i chyba boli bardzo.....mało nie połknie łapek, mój biedaczek!!!!My od dwóch tygodni szykujemy się do przeprowadzki i nic nam z tego nie wychodzi :(:(:( nie mamy czasu, żeby się przeprowadzić na większe...dacie wiarę? Przegięcie totalne.....i cały czas szukamy innego mieszkania do kupienia, takiego naprawdę dużego i nie poszliśmy nawet do banku się dowiedzieć, sytuacja idiotyczna i patowa - drugie mieszkanie stoi puste, my się kisimy w tym i jeszcze kolejnego szukamy....tak kombinujemy, bo może lepiej się raz przeprowadzić? Sama nie wiem już, teraz przez te zęby w weekend się nie przenieśliśmy. A i jeszcze Mati właśnie teraz postanowił się przestawić na jedną drzemkę.....
-
Przepis dla tych którzy lubią kombinowane smaki - baleron chudy, żółty ser, natka zielonej pietruszki, suszone śliwki, kukurydza konserwowa, majonez - pokroić co się da pokroić w małe kwadraciki, natkę drobniutko posiekać, śliwki na drobniutkie paseczki i nie za dużo jej, pomieszać wstawić do lodówki a po godzince można już jeść :):):) Ja bardzo lubię, moja mama robibez kukurydzy, bo jej nie lubi, ja lubię :)
-
Tak się cieszę, że jesteście! Mamy to swoje małe wirtualne miejsce i siebie na wzajem :) Buziaki dla każdej z osobna i wszystkich razem! Uwielbiam Was!!!! Pijemy szampanka za nasze i Wasze zdrowie i szczęście. Mati śpi snem spokojnego, rozpieszczonego roczniaka - życie jest piękne a ja chce mieć duuuużo dzidziusiów!!!
-
Dziewczyny! Jesteście boskie! Dziękuję za życzonka - bardzo mi było miło! Isiu! Wielki całus za wyszukanie tego fragmentu - jesteś KOCHANA - aż ciarki mnie przeszły po pleckach! Och! To już calutki rok :):):) Mateusz taki duży chłopak, już nie niemowlę. Nie wiem, kiedy to minęło, nie wiem jak z 3670 kg zrobiło się 13 kg, nie wiem.....oglądaliśmy z mężem wczoraj zdjęcia, jak Mati był taki malutki, wspominaliśmy tamtą noc, tamte uczucia - niepokój, łzy szczęścia, olbrzymią radość i rozczulenie, pierwszy Mateuszkowy oddech i zapach jego włlosków, nasze zaskoczenie, że pępowina jest taka gruba....;) Te pierwsze chwile razem, we trójkę....prawdziwa rodzina powstała....mama, tata i synek :) i obyśmy byli razem, tak szczęśliwi jak dzisiaj aż do śmierci - tego sobie i Wam kochane, w pierszą rocznicę przyjścia na świat mojego pierworodnego, życzę.
-
Cześć Śliczne! Misiu! Chcemy Ciebie 100 procentowej!!! Ale podzielam Twoje samopoczucie, mój ostatni tydzień to jakiś koszmar!!!Julcia - to dla Ciebie piszę - wczoraj, przez cholerną panią sędzie u której jestem teraz na praktykach, widziałam Mateuszka przez 45 minut w ciągu dnia.....Kwadrans rano, przed wyjściem - o 8.15 i dosłownie 30 minut wieczorem, po kąpieli, bo wróćiłam do domu o 20.40......Sędzia tak mnie zawaliła robotą, że siedziałam w wydziale do 16.30 a na 17 musiałam już być u siebie w kancelarii. I jeszcze rodzaj spraw w tym wydziale jest okropny - wydział rodzinny i nieletnich - co chwila natychmiastówka o umieszczenie dziecka w placówce opiekuńczo-wychowawczej, bo przypalane papierosami, albo rodzice pijani w sztok, albo matka przez tydzień nie pojawiła się w domu. Rozboje których dokonuja 14 latkowie z nożem w ręku na dorosłych, podwyższanie alimentów, pozbawianie władzy rodzicielskiej - no KOSZMAR!!!! Psychicznie ciężko jest to znieść. Nie wiem, jak wytrzymam tam jeszcze dwa tygodnie.....Buuuuuuuuuuu Przez to wszystko wcale nie mogę nic pomyśleć o zbliżającym się roczku i uroczystości przeniesiemy chyba na następną sobotę, nie na najbliższą. Pszczółko, ja chyba jestem już ostatnia do złożenia gratulacji magisterskich! Cieszę się, że masz to już z głowy i że tak świetnie poszło - rozumiem też Twój niedosyt i rozczarowanie - ale tak już bywa z tymi egzaminami....ja pisałam pracę u śp. prof Hanauska z katedtry kryminalistyki w Krakowie - u niego obrony były naprawdę przyjemnością, ale on w ogóle był wyjątkowy - pasjonat, praktyk. TPM! Jak miło czytać Twoje literki :) Dominisiu! A może kawka w Warszawie?
-
Julia! Dlaczego uważasz, że atmosfera na topicu się popsuła? Rzeczywiście, może odrobinę mniej piszemy i część dziewczyn przestała w ogóle zaglądać, ale przecież jesteśmy tu dla siebie, ciągle razem....czasami są gorsze dni a czasami lepsze jak w życiu. Rozwiń proszę swoją myśl, bo zrobiło mi się bardzo przykro, gdy przeczytałam, że nie czujesz się już częścią topicu....Mnie też bardzo brakuje Twoich wpisów, są teraz dużo rzadsze (i jak teraz zaczniesz pracować, obyś znajdowała dla nas czas!). Często Isia pisze nam co u Ciebie i chwała jej za to :) ale nie zostawiaj nas, a chociaż napisz, czy coś Cię uraziło, dlaczego czujesz się teraz inaczej? Całuję mocno, pa! Gruby Misiu - you are the best :)
-
bo tak jak ja, Ty swoją pracę kochasz. Musisz wykraść trochę Natalkowego czasu dla siebie. Od razu poczujesz się lepiej. Gruby Miś dobrze pisze - mamusia też czasem musi wyjść i już, zresztą to jest też z korzyścią dla dziecka, jeśli na to patrzeć z perspektywy nie tej minuty, gdy krzywi buźkę na widok wychodzącej mamy ale godziny, którą spędzi w towarzystwie taty, babci, czy opiekunki, którzy będą go inspirowali do innych zabaw, mówili innymi słowami, uczyli innych słów, pokazywali inne, niż mama rzeczy. To dla dziecka rozwijające. A mama, która wróci szczęśliwa, po chwili oddechu dla siebie i stęskniona, napewno będzie weselsza i cierpliwsza niż gdyby została z dzieckiem i kryła się przed nim w łazience, w chwili kryzysu. Wybaczcie, że się tak rozpisałam...nie mam miary, koniecznie chciałam to wszystko umieścić w tym poście - całuję Was Mamusie Kochane!!!!
-
Mamo Natalki! No niestety w poniedziałek mam cały dzień sąd...:( w domu będę dopiero koło 17. Poza tym, Mati, choć już czuje się o niebo lepiej, nadal ma katarek dość porządny i nie wiem, czy do poniedziałku mu minie. Mając w pamięci jego przeziębienie, gdy miał 5 miesięcy, to może jeszcze potrwać. No i nie chciałabym nawet 1% ryzykować, że uczęstuje tym wirusem Natalkę lub Wojtusia. A wirus jest pazerny - od wczoraj męczy już mojego męża...zdychał mi biedaczek calutki dzień. Nie wiem, czy nie będę następna, bo mnie tak coś w gardle drapie....wzięłam już profilaktycznie prochy, zobaczymy. Bardzo ładnie opisałać swoje odczucia, tylko chyba pomarańczowy nick nie zrozumiał..., ale trzeba wziąć poprawkę, że gdy ktoś marzy o dziecku, na przykład stara się i nie wychodzi, to czytając taki opis, jak Twój, może czuć się jeszcze bardziej przybity, gdyż zakłada, że uczucie zaplątania, uzależnienia, odpowiedzialności która podcina skrzydła, miłości wysysającej wszystko razem z ambicjami, zniewolnenia, cudnym, skądinąd, obowiązkiem wychowania pociechy, nigdy nie stało by się jego udziałem, gdyby wreszcie został rodzicem. Ale nic bardziej mylnego. Myślę, że nawet najbardziej idealna matka, dojrzała do rodzicielstwa, troskliwa, skoncentrowana na dzidziusiu, też ma takie chwile, przebłyski, dobrze rozumianego egoizmu, ochotę na ucieczkę i poczucie nawet jakieś beznadziei i rutyny, która otumania i ściąga człowieka do kwestii podstawowych - bytu i szczęścia rodziny, zostawiając poczucie wolności, niezależności, samorealizacji, gdzieś daleko w tyle. Myślę, że to jest naturalne i że rację ma Isia pisząc o kryzysie roku - nasze dzieci już odrosły od ziemii, stały się bardziej samodzielne, niektóre już naprawdę świetnie potrafią sobie radzić, wołać o jedzenie, sygnalizować potrzeby fizjologiczne, uciekać, wymuszać swoją wolę na otoczeniu. A my, mamusie, ciągle tkwimy w tym samym miejscu zaangażowania, powoli zdając sobie sprawę, ile rzecz stało się już zupełnie dla nas nieistotne, albo nawet niemożliwe do zrealizowania. I to jest poczucie absolutnie niezależne od gigantycznej miłości, którą darzymy nasze maleństwa. Ja wam jeszcze nie pisałam, bo nie miałam nawet siły, jak ciężko przeżyłam te 3 dni z olbrzymią gorączką Mateuszka...Dziecko chore, rozpalone, lejące się przez ręce - ale niezwykle konsekwentne w odmawianiu przyjmowania lekarstw...Bronił się tak, że płakałam razem z nim. Przerobiłam wszystkie metody - od rozśmieszania przed podaniem (podejmował zabawę, brał lek do ust, natychmiast się orientował, zaczynał kasłać i wymiotował wszystkim, co miał w żołądku), przez oszukiwanie (w efekcie przestał w ogóle pić z butelki - bo mieszałam lek z piciem, więc mądrala na wszelki wypadek postanowił nie pić niczego), na rozwiązaniach siłowych kończąc (te próby również kończyły się rzyganiem). Koszmar. Byłam bezsilna, dramatycznie zaczęłam bać się o odwodnienie (wymioty, niechęć do picia łącznie z jedzen - picie wyłącznie z dorosłego kubka po powąchaniu zawartości). Raz rzuciłam termometrem o podłogę tak mocno (próbowałam Matiemu zmierzyć temperaturę, on wiercił się jak szalony, dwa pomiary nieukończone przez wierzganie nogami i płacz z zanoszeniem się, a francowaty termometr się zawiesił chyba, bo nie wyświetlał gotowości), że rozstrzaskał się na drobniutkie kawałeczki. Wykrzyczałam też mężowi, że nie chcę wiecej dzieci, bo nie potrafię sobie poradzić z jednym, jestem beznadziejna i do niczego się nie nadaję, bo Mati jest najgrzeczniejszym chłopcem i wszytko u niego łatwo przychodzi i rozwija się cudnie i tylko dlatego daję sobie radę z macierzyństwem, a jak tylko trafiła się choroba, to już amen w pacierzu. Mąż dzielnie przejął pałeczkę (a dokładnie wziął drugi zapasowy termometr i zmierzył Matiemu tepmeraturę a potem go nakarmił) a moje samopoczucie się jeszcze pogorszyło, bo gdybym nie miała takiego męża to co? Więc motywy miałam jak po urodzeniu Matiego - on taki śliczny i doskonały dzidziuś a ja taka beznadziejna, gruba baba. Kiedyś, przed ciążą, jak miałam dołki, uważałam się za benzdziejną i głupią czasami, ale chociaż fajną laskę. Teraz, po ciąży nawet to mi nie zostało, bo już w swoim przekonaniu atrakcyjna nie jestem. No i zupełnie jestem też wyzuta z ambicji i marzeń, bo wszystkie troski, które są najważniejsze są przyziemne i bytowe. Dzidziusiowy młyn. Pocieszające jest to - i piszę o tym z pełnym przekonaniem, że takie chwile mijają, że tak jak piszesz, Mamo Natalki - wstarczy jedno \"mama\", zarzucenie rączek na szyję, spojrzenie tych bezgranicznie ufnych dziecięcych oczek. I jestem też przekonana, że ten kryzys roczku mija też bardzo szybko, dzieci rosną i zostawiają nam coraz to więcej i więcej miejsca dla nas samych, miejsca, które trzeba będzie zagospodarować ambicjami, marzeniami, samorealizacją. To będzie już niebawem, zanim się obejrzymy i wtedy zatęsknimy za tym, co teraz nas tak ogranicza. Rację ma też świętą Iwka, pisząc, że pracującym mamom jest pod tym względem łatwiej, bo w życie wkradają się wtedy, z musu, inne klimaty i obowiązki, świat pozadziecięcy. Człowiek wraca wtedy zmęczony, ale na skrzydłach, stęskniony swojego maleństwa, marząć, że przywita go u progu i chwyci się mocno za nogawkę. Wiem co piszę, bo mam po trochu wszystkiego - dni, kiedy wychodzę, kiedy Mati jeszcze śpi a wracam na kąpiel i dni, kiedy trzy-cztery dni pod rząd jestem tylko sama z nim i zaczynam być zmęczona dzidziusiem. Mamo Natalki - moja rada - trzeba pomyśleć o choć częściowym powrocie do pracy, bo tak jak ja, Ty swoją pracę kochasz. Musisz wykraść trochę Natalkowego czasu dla siebie. Od razu poczujesz się lepiej. Gruby Miś dobrze pisze - mamusia też czasem musi wyjść i już, zresztą to jest też z korzyścią dla dziecka, jeśli na to patrzeć z perspektywy nie tej minuty, gdy krzywi buźkę na widok wychodzącej mamy ale godziny, którą spędzi w towarzystwie taty, babci, czy opiekunki, którzy będą go inspirowali do innych zabaw, mówili innymi słowami, uczyli innych słów, pokazywali inne, niż mama rzeczy. To dla dziecka rozwijające. A mama, która wróci szczęśliwa, po chwili oddechu dla siebie i stęskniona, napewno będzie weselsza i cierpliwsza niż gdyby została z dzieckiem i kryła się przed nim w łazience, w chwili kryzysu. Wybaczcie, że się tak rozpisałam...nie mam miary, koniecznie chciałam to wszystko umieścić w tym poście - całuję Was Mamusie Kochane!!!!
-
Krzysiaczku!!!!! Najserdeczniejsze życzenia na roczek, nasz kochany Skarbie!!! Pierwszy dzidziuś na forum, och.....co to były za emocje!!! My wszystkie jeszcze z brzuszkami, pełne obaw o maleństwa a Dominisia!!! Myk, i dzidziuś jest na świecie. Pamiętam jak miałyśmy kilka dni niepewności, bo Dominisia zniknęłą a potem szczęście, że już rozdwojona i ta relacja....ja się wtedy popłakałam, pamietam jak dziś....i dziś też łza zakręciła mi się w oku - spłynęła po policzku, wielka, ciężka, szczęśliwa łza :):):) oby takich łez szczęścia nigdy w naszym życiu nie brakowało Kochane moje forumkowe przyjaciółeczki!!! Całuję Was mocno mocno i dziękuję, że jesteście P.S. Mati już dzisiaj dużo lepiej, zupełnie zdrowy dzidziuś (został katarek i chrypka), ale było naprawdę źle....dzisiaj nie opiszę. Buziaczki i zmykam
-
Carla, Gruby Misiu - dziękuję za słowa otuchy. Masz rację Gruby Misiu, to nie sam basen tylko mix - raz zgrzany za chwilę w wodzie....zła temperatura dla małego ludzia, tak jak piszesz. Jakiś afrykański klimat się nam robi...ja mam już dość, chcę jesieni! Takie lato w mieście mogłoby być orzekane zamiast kary pozbawienia wolności...
-
Mateusz chory :( Cały dzień dzisiaj temperatura 39,2 a wczoraj wieczorem nawet 39,8 :(:(:(:( Przesadziliśmy z basenikiem na działce chyba....no fatalnie....mamy zapalenie gardła, chrypę i katar po pas,buuuuuu a tak się ślicznie bawił i tak mu się podobało....i nie wchodził nawet do tego basenu, tylko ciągle coś do niego wrzucał i wyciągał a jak wyciągał to sie moczył - rączki i tors...ale temperatura była blisko 30 stopni, woda nagrzana słońcem....w życiu bym nie pomyślała, że tak może się skończyć ta zabawa.....
-
Maluchy gorączkują :( mam nadzieję, że to tylko ząbkowo i że minie do jutra! Carluś! Mój Mati też się przestawia na jedną drzemkę teraz. Co się tyczy wyjazdów do Stanów - a było ich łącznie z 6, to mam cudne wspomnienia, pozwiedzałam sobie wszystko, wzdłuż i wszerz, pożyłam amerykańskim stylem, pochodziłam do szkoły, popracowałam tam, miałam kilka romansów - krótszych i jeden całkiem długi, łącznie z zaręczynami, ale to jednak nie dla mnie, bo mnie do Polski zawsze ciągnęło spowrotem, mam tam rodzinę, ale wszystkich najbliższych tutaj. Kiedyś pisałam, że dwa razy zrywałam zaręczyny - i raz to było w Polsce a raz w Stanach właśnie, a mój Łukasz to były trzecie już moje zaręczyny, a jego pierwsze, więc się bardzo bał, że też mu ucieknę....ale widocznie to było już przeznaczenie i do trzech razy sztuka :) Stany są super, ludzie tam naprawdę umieją sobie życie ułatwiać i dążą do prostych, celowych rozwiązań. Dla Polaka, kombinatora (piszę to z sympatią, bo uważam, że jesteśmy jako naród bardzo zaradnie) to świetny kraj i nasi rodacy, których jest tam masa, w większości doskonale tam egzystują. Ale Ameryka to kraj dolara i kurczaka...NIe ma tu miejsca na bezinteresowność, spontaniczność, zaufanie. NIestety. Na codzień ludzie są dla siebie o wiele milsi, niż my tu w Polsce, więcej się uśmiechają, pozdrawiają serdecznie - ale to choć bardzo przyjemne jest takie powierzchowne. Każdy myśli o sobie i pieniądzach, wszystko da się przeliczyć i kupić, nie ma świętości, w naszym polskim znaczeniu tego słowa. U nas tego też coraz mniej, ale jeszcze jest. Stan konta liczy się dla przyjaciela, wroga, pracodawcy....Ilość kasy jest wyznacznikiem prawie wszystkiego. Hmmm, jak to zobrazować??? No gadasz w budce telefonicznej i brakuje Ci nagle 25 centów - nikt Cię nie poratuje, chyba, że facet, który liczy na to, że pozwolisz też sobie postawić drinka. Mogłabym pisać o tym godzinami, zanudziłabym wszystkich, mam wiele reflekcji na temat Stanów. Poprzestańmy na tym, że uwielbiam ten kraj, ale Polskę, ze wszystkimi jej wadami, wolę. Co do Dustinkowych zachowań - Mati też nas bił, ale przestał, kiedy za każdym razem reakcją było natychmiastowe odstawienie go na ziemię i odejście (to znaczy nie tak na pastwę losu, tylko zdecydowane zerwanie kontaktu, który był w momencie, jak zaczynał uderzać łapką). Wcześniej próbowałam kilku metod - m. in. wzbudzania litości (udawałam, że płaczę) i to działało tylko tak, że on się przytulał natychmiast, tak jakby przepraszał, tylko, że zaraz potem, bezpośrednio po przytulaniu, znowu wymierzał policzek z uśmiechem na twarzy!!! Zaczął to traktować jak element zabawy!!! Byłam tym przerażona! Cieszę się, że metodą prób i błędów udało nam się to wyeliminować. Główką Mati nie uderzał, ale skłaniam się do opinii Puzy, że Dustiemu to mu przejdzie. Dzieci robią rozmaite rzeczy. NIe wolno tylko jakoś specjalnie akcentować ze swojej strony tych zachowań, żeby właśnie nie uznał, że fajnie, bo powoduje ciekawą dla siebie reakcję, która sie powtarza. Wtedy mógłby to robić właśnie dlatego, że ta reakcja mu się podoba, nawet jeśli naszym zdaniem jest ona dla niego niemiła. Także ja bym ignorowała te zachowania, odstępowała na chwilę od zabawy, czy kontaktu z nim. Spróbuj, a jeśli nie chcesz eksperymentować, zapytaj jakiegoś lekarza, co poradzi.A z tymi kilogramami to nieźle pojechałaś....jestem w szooooooku!!! Ja schudłam na razie tylko 4 kg :( przez ostatnie prawie 3 miesiące. Chyba się wezmę za Montigniaca - koleżanka schudła 18 kg (!) od czerwca. Gratuluję szkrabom nowych zębów i nabytych umiejętności raczkowania i chodzenia!!! Ale mamy rozbrykane stadko!!! Czasem tak sobie wyobrażam, jakbyśmy zrobiły zlot i spotkały się wszystkie z dzieciaczkami, ale byłby wesoły harmider (nie wiem, może to się pisze przez ch?). Kończę, bo długość moich postów powinna już podpadać pod ustawę i być zagrożona jakąś sankcją karną.....
-
Fionuś!Damy radę, tak, czy owak. Trzymam kciuki za Twój wyjazd! Niech moc będzie z Tobą a arszenik nie będzie potrzebny. Carluś - i taka ilość Ciebie jest moim zdaniem odpowiednia :):):) A o szóstce też słyszałam, że jest super, tylko Wy pewnie już słyszałyście, że ze mnie jest leń....Wisi szóstka na lodówce już drugi miesiąc.... Właśnie Carla, napisz ile łącznie już jest Ciebie mniej? Ile schudłaś? O ja głupia nie skojarzyłam, że to może powiązane być - jest Ciebie ciągle mniej to i miejsca na forum mniej zajmujesz? Hihihihihihi Niuninko, cieszę się, że wyjazd się udał!!! I widzę, że już tęsknisz...Polska jest jednak nasza i zawsze chce się tu wracać, ja wiele razy wyjeżdżałam, dwa razy nawet myślałam, że na zawsze. Jak miałam 17 lat to nawet zaczęłam szkołę w Stanach, ale wróciłam po 6 miesiącach.
-
Ja się zmywam! Zostawiam butlę szmpana do rozpicia (jedna już poszłą)! Cmoki!!!!
-
Jestem jestem, polewam.......się zaczytałam w tym topicu który Isia podała.....o mój Boże....straszne rzeczy tam wypisują na ślubnych... Miś ma oczywiście rację,ale mi nie przeszkadza to brudzenie, bo zanim się ubrudzą butki, to i tak trzeba zmienić na nowe!
-
Isia! Włosi są fajni, lubię Włochów, niekoniecznie piłkarzy ;) Szampan kipi w kielichach!!!!
-
Carluś - zależnie od sklepu - między 21 a 26 zł (w Smyku najdrożej, w sklepie patronackim na Grochowskiej najtaniej)