Nesia
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Nesia
-
Wreszcie wyszło szydło z worka, Carla to Zimbabwianka :):):) Iwka......hihihihihihi, ja też urodziłam się 25 grudnia!!!!!!! A propos urodzin w niedzielę - mój Tata jest niedzielny i w rodzinie się śmieją, że ja musiałam być lepsza od Taty i dlatego urodziłam się w święta :) A leniwi z Tatą jesteśmy oboje!!! My w sobotę ochrzciliśmy w końcu dziecko!!! Ale nie obyło się bez różnych niespodzianek, miałam torchę nerwów, ale od początku.... Chrzest miał być w sobotę, niestety o 9, bo tylko ta godzina była wolna w naszym ulubionym, parafialnym kościółku. No ale cóż, przełknęliśmy ten termin, bo ksiądz, który udzielał nam ślubu, taki zaprzyjaźniony z rodziną, bardzo fajny, też akurat 22 kwietnia mógł przyjechać. I chcieliśmy, żeby to on odprawiał mszę, tak jak to było przy ślubie i żeby była oddzielna msza i chrzest w jej trakcie, a ten nasz ksiądz jest oczywiście z innej parafii, więc potrzebne są jakieś delegacje i zgody i księża mieli to załatwić między sobą. W piątek po południu okazało się, że nie załatwili....Więc dzwonimy do proboszcza a ten mówi, że w takim razie będą razem odprawiać msze razem z naszym księdzem w koncelebrze a chrzest niestety będzie po mszy i żeby być kwadrans przed 9. Dzwonimy do naszego księdza a on rzecze, że w koncelebrze to on nie chce i że przyjedzie po mszy, tylko na chrzest. My wkurzeni ale co zrobić, do proboszcza nie dzwoniliśmy, bo było już za późno. Nagle mój mąż słusznie stwierdził, że chrzest jutro o 9 a my nie mamy świecy.....było już piętnaście minut po północy. Dzwonimy po nocych kwiaciarniach - mają świece, ale nie takie, dzwonimy do Tesco, podobna sytuacja, dzwonimy na informację handlową z pytaniem o sklepy z dewocjonaliami otwarte od 8 rano w sobotę - nie ma takich, wszystkie od 9.....Już byliśmy zdecydowani zabrać z sobą świeczkę zapachową ;) no porażka po całej linii. Rano dzwonimy do naszego księdza po pomoc, ale nie odbiera komórki...mąż zostawia wiadomość, że nie mamy świecy. Kwadrans przed 9 spotykamy naszego księdza pod kościołem ze świecą dla nas, co za ulga!!! Wchodzimy do zakrystii i zaskoczeni stwierdzamy, że inni rodzice właśnie podpisują dokumenty na chrzest o 9!!!! A mieliśmy być sami!!! Okazuje się, że oni też mieli być sami! Proboszcz jest równie zaskoczony jak my, że siostra wpisała drugi chrzest na tę godzinę. Potem nasz ksiądz mówi, że wyjdzie dopiero na chrzest i że ochrzci także to drugie dziecko. Na to proboszcz, że w takim razie on też nie wychodzi i niech mszę prowadzi ksiądz \"dyżurny\". W efekcie odbywa się najzwyczajniejsza w śiwecie a do tego niezwykle sztywna i nudna msza....nasza rodzina i goście zgromadzeni w kościele myślą, że ktoś zapomniał o chrzcie i zastanawiają się, co robi tam drugie dziecko i tyle obcych osób.....Po mszy - wiem, że to nieprawdopodobne, ale jednak....na częstotliwość głośników kościelnych wskakuje wykład dla dzieci, chyba z matematyki......NIKT NIE WIE CO SIĘ DZIEJE!!!! Pani tłumaczy o zakreśleniach w teście przez dobre 5 minut. Wychodzi kościelny z awanturą, myśląc, że jakaś nawiedzona kobieta dorwała się do mikrofonu, posądza o to nawet moją nobliwą ciocię, która zaniepokojona właśnie wstała, by przejść do nas i zapytać co się dzieję (bo my stoimy po drugiej stronie) W końcu ktoś wyłącza głośniki i wychodzi nasz ksiadz. Ufffff.....odbywa się chrzest, trochę krótki i hmmmm, taki na prędce, byle jaki....ale najważniejsze, sakrament i mamy już chrześcijańskie dziecko :) Mały w czasie mszy był bardzo grzeczny, tylo podczas pacieża, gdy był fragment \"i nie wódź nas na pokuszenie\", moje dziecko na cały kościół wykrzyknęło nie nie nie! :):):) Dobra! Jesteśmy po mszy, trochę gadamy pod kościołem, z księdzem i z gośćmi i szykujemy się do restauracji, która jest oddalona o jakieś 350 metrów. Dużo osób decyduje się jednak zabrać samochody z pod kościoła, reszta idzie na piechotkę, prowadzona przez mojego męża. Ja wsiadam do auta, żeby je odstawić pod dom (jakieś 3 minuty od kościoła) i wrócić z wózkiem Matiego, żeby miał się gdzie zdrzemnąć o 11 (bo to jego pora dzrzemki). Jest godzina 10, dokładnie o tej godzinie była zamówiona restauracja (która normalnie w soboty jest czynna od 11).Jestem w domu i pakuję dzidziusiową torbę, gdy dzwoni mój mąż z wiadomością, że RESTAURACJA JEST ZAMKNIĘTA i wszyscy stoją przed dzrzwiami!!! I że właśnie zaczyna padać deszcz!!!Co???? Dzwonię na komórkę menadżerki, z którą wszstko załatwiałam i płaciłam zaliczkę - nikt nie odbiera. Jestem już wkurzona jak działo, przeklinam i myślę co z nią zrobię, kiedy ją dorwę!!! Ale trzeba działać - dzwonię do informacji, żeby wyszukać knajpę czynną w soboty od 10, która przyjmie moich gości. Okazuje się, że w zasadzie czynny jest Mc Donald.....oczyma wyobraźni już widzę swoich prominentnych gościu ubranych w te gustowne czapeczki imprezowe Mc Donalda :):):) Po 10 minutach udaje mi się znaleźć dobrą knajpę, która jest otwarta. W tym samym czasie moi goście też wyciągnęli swoje telefony i kontakty. Już pół Warszawy wie o naszym problemie. Kwadrans po 10 pod knajpę przychodzi kelnerka (chyba jakaś nadgorliwa) żeby ją normalnie otworzyć. Pyta całe zgromadzenie co się dzieje. Ja nadal w domu. Łączy się ze mną przez telefon, okazuje się, że nie mają na dzisiaj żadnego chrztu, ona o niczym nie wie, a do pracy przyszła wcześniej, bo ją narzeczony podwiózł. Dojeżdżam pod knajpę....goście wkurzeni....kelnerka daje mi telefon z menadźerką na linii....staje się jasne, że pomyliłyśmy daty i zostałam wpisana na 27 zamiast na 22. Pytam menadżerkę, cz mimo to podoła przyjęciu. Odpowiada twierdząco, więc ryzykuję...Zostajemy w Bukieterii i nie jedziemy do Papu. Mam nadzieję, że to dobra decyzja, bo wiem, że właściciel tej knajpy ma w Warszawie jeszcze 3 inne, też cieszące się super renomą. Menadźerka zastrzega pewne zmiany w ustalonym wcześniej menu. Wchodzimy do knajpy, kelnerki (druga przyszła w międzyczasie) przestawiają stoły, serwują herbatę i kawę. Menadżerka też już jest i dwóch kucharzy. Atmosfera jest nadal grobowa. Ale już o 10.35 siedzimy przy nakrytym stole i zaczynamy jeść. Po przystawkach humory już dużo lepsze, zanim wjechały wędliny, goście wznieśli pierwszy toast. Potem już było naprawdę bajecznie. Bawiliśmy się do 17. Mati zaczarował wszystkich gości! Obrzarci nieludzko żegnamy naszych równie przejedzonych i odrobinę podpitych gości, którzy nigdy nie zapomną tego chrztu :) Tak to Nesia chrzciła Matiego......
-
Cześć Kochane! U nas też święta spokojne, rodzinne i bardzo sympatyczne!!! Mały tak się popisuje swoimi umiejętnościami, że nauczył się wstawać z podłogi na nóżki bez żadnego podparcia!!! Próbował robić to wcześniej, ale nie wiedzieliśmy z mężem o co mu chodzi, gdy tak zakładał w siadzie nóżki na siebie i śmiesznie podskakiwał na pupie. A on chciał wstawać! I dopiero w sobotę zrozumieliśmy o co chodzi, gdy zobaczyliśmy, że zmienił ciut technikę i stawiał jedno kolanko przed sobą a z drugiej nóżki się podnosił. Udało mu się w niedzielę, tuż po śniadaniu wielkanocnym :):):) No a teraz ćwiczy do upadłego!!! Z nowych rzeczy, o których nie pisałam, to Mati od jakichś dwóch tygodni klęka sobie na kolankach i w tej pozycji robi różne rzeczy, śmiejemy się, że nauczył się klęczeć na chrzest, który planujemy w przyszłą sobotę. Aaaa i Mati już potrafi utrzymywać równowagę i stać samodzielnie bez trzymanki. Wcześniej zdarzało mu się przypadkowo, że się zapomniał i rączką, którą się podtrzymywał, puszczał, by trzymać zabawkę w dwóch rękach, ale jak się tylko zorientował, że stoi to powolutku kucał i siadał na podłogę. Teraz robi to już świadomie i jeszcze się popisuje - tzn np staje przy ławie, opierając się o nią dwoma rączkami i gdy wszyscy na niego patrzą, nagle podnosi obie rączki do góry - jakby mówił - patrzcie co potrafię, hihihihi, bez trzymanki!!! Jest niemożliwy. Ciągle się z niego chichramy!!!!! Jakiś showman nam rośnie chyba... Odpowiadam na pytanie Ewy o siadanie - nasz Mati wcześniej sam wstawał niż siadał. Siadać nauczył się później i to był tak zwany siad boczny - tzn najpierw ciut się przekręcał na boczek, podpierał na łokciu, z tej strony na którą się przekręcał i tak siadał, potem siadał skośnie, tzn ciągnął rączkę do przeciwległej strony (np lewa rączka w stronę prawej nóżki i wtedy podpierał się na prawym łokciu), dopiero od niedawna siada prosto, z placków od razu do siadu, używając wyłącznie mięśni brzuszka i karku. Chyba takie siadanie jest dla dzieci najtrudniejsze, a ja w swojej nieświadomości, myślałam, że od razu będzie tak siadał... Ale ciężki tydzień przede mną.....buuuu, 4 dni w sądzie w Otwocku :( Gruby Misiu!!! Przerażające przygody miał Wojtuś!!! Ale skończyło się dobrze - podobnie jak u mnie, ja zostałam ponoć w niemowlęctwie dwukrotnie, widowiskowo wywrócona z wózkiem przez mojego brata. I moje lądowanie było poprzedzone lotem....dobrze, że jednak miękko upadłam, na trawę....ale kto wie...może niektóe moje kłopoty właśnie tam mają swoje źródło ;) hihihhihihi
-
Wielka radość przepełnia moje seduszko!!! Cieszę się, że jesteście już z nami Jaśminko!!!! Cmoki dla Julci w oba polisie!!! Teraz niech nabiera sił i nadrabia wagę :):):) Fionka!!! Wieści przekazane przez Mamę Natalki są wstrząsające.....zrozumiałam, że to ospa wietrzna.....fatalnie......Chyba Michaś Eli przechodził, ale z tego co pamiętam szyko sobie poradzili z tym świństwem i nie było żadnych powikłań, a Tynuś w szpitalu....Boże....Trzymaj się dzielnie!!! Jestem z Tobą myślami. W tym wszystkim pozytywne jest to, że wiadomo, co jest Tymkowi i jak go leczyć ale nacierpi się dzidziulek....buuuu i Mamusiua też :(:(:( Wracajcie szybko do zdrówka!!!! Jaśminko, nie zapytałam, czy ustalono u Julci powód tej choroby? Rottawirus? (nie wiem, czy tak to się pisze)
-
Bogu dzięki, że jest poprawa!!!! Czekamy z niecierpliwością na kolejne dobre wiadomości i powrót do domku i do nas na forum :):):)
-
Julianko! W tych trudnych chwilach wszystkie forumkowe mamusine serduszka są z Tobą! Jestem przekonana, że Jaśminka pokona choróbsko, jest silną i dzielną dziewczynką!!! Po Mamusi!!! Wiara w to, że musi być lepiej, nie może nas opuszczać. Modlitwą i myślą jestem z Wami, z Twoim kochanym, umęczonym dzieciątkiem, z Tobą i Twoimi bliskimi. Cierpienie dziecka to najgorsze, co może spotkać Matkę. Jedynym pragnieniem jest zabrać ten ból, przejąć na siebie, ulżyć maleństwu a pozostaje wierzyć i czekać....Wierzę i czekam razem z Tobą, na kolejną minutę, lepszą od poprzedniej, na kolejną godzinę, wypełnionoą spokojnym, uzdrawiającym snem, na kolejny dzień zbliżający Was do szczęśliwego końca tego koszmaru. Pan Bóg doświadcza Cię macierzyństwem w najtrudniejszym jego wymiarze. Zawsze zastanawiam się, czemu ma służyć dziecięce cierpienie i zawsze się przeciw niemu buntuję gorąco, bezsilna w swoich przemyśleniach, niema w takiej chwili na boskie plany i głucha na boskie przekazy. Kiedyś ktoś mocno doświadczony przez los napisał : nie zapomnę zapytać o to na sądzie ostatecznym.....ja też będę pamiętała......
-
Pędrak!!! Przesłodkie :):):) Asiu......hihhihihh, Ola zdjęła sobie sama pieluszkę? Uśmialiśmy się z mężem oboje....naszemu taka sztuka jeszcze nigdy nie wyszła....ale co jakiś czas potrafi się przesikać, jak Dusti. Mamo Natalki - te ranki jeśli nie od ząbków - bo może sobie dzidzi przeciąć, kiedy się przewróci....to niestety mogą być afty....stosuje się Aftin, tak czytałam. W okresie ząbkowania dzieci wszystko pchają do buzi i stąd to może być, od zarazków. Spacer w niedzielę, hmmm, jeszcze nie wiem, bardzo bym chciała, dam znać smskiem. Gruby Misiu? A Ty w weekend to pewnie nie masz ochoty spacerować, bo cała rodzina razem....Ucałuj konkurenta Mateuszkowego - czyli przystojniaka Wojtusia i Twoje dziewczynki. Pędrak, naprawdę śliczne....mój już nie pędrak :) Śpijcie słodko :)
-
Cześć! Nie było mnie chwilę a tu tyle kłopotów!!! Isia....cóż napisać...jak trzeba to trzeba, oby kolejna wizyta przyniosła w końcu wyczekiwanie uwolnienie z szyny. Całym serduszkiem Wam tego życzymy z Matim!!! A propos karmienia, to jest trudny moment i dlatego niektóre dzidziusie mają mały przyrost masy. Dzidzie, które wcześniej dużo przybierały, z jednej strony potrzebują więcej pożywienia, ale z drugiej najbardziej lubią cycusia i nie chcą mleka modyfikowanego a jedzenie z łyżeczki jeszcze im ani tak nie smakuje ani dobrze nie idzie. Poza tym to okres dużej ruchliwości dzieciątek, uczą się nowych rzeczy, mają więsze zapotrzebowanie na energię.Karmienie piersią nie jest łatwe....i to piszę ja, której synek zbuntował się w 7 miesiącu. Elu, trzymam kciuki za wyniki i GRATULUJĘ NOWYCH SŁÓWEK! Mamo Natalki!!! Dla TWojej córeńki wszystkiego naj!!!! Spóźnione, ale serdeczne!!! Carla! Co to za kłopot zaprząta Twoją główkę? Czuję, że coś jest nie w porządku........co się dzieje??? Ewcia, odezwij się! Co u Ciebie? Gruby Misiu! Mamo Natalki!!! Ja chcę na spacerek!!!Z Wojtusiem i Natulinką!!!! Już się strasznie stęskniłam!!!! Może w weekend? Bo w tygodniu to ja teraz siedzę w sądzie buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu. Julianko :) serduszko i kwiatek dla Ciebie :) Iwka!!!Nie szykuje Ci się jakieś nowe szkolenie w Wawce? Pszczółko! Strasznie mi się spodobało: \"wydarzenia to jedno a co z nimi zrobimy to już drugie\" :):):) kupuję ten tekścik :) Sisi, buuuuuuuuuuu no to dorwało Cię to, co Dominisię :( kuruj się kochana!!! Dominisiu!!! cmok cmok cmok, a Ty już wykurowana??? Asia wroc :) zaprosisz na tę działeczkę??? Dalka, nie otwiera mi się ta storna imieninowo-urodzinowa, także wybacz brak odzewu. Niuninko - ja mam przesilenie wiosenne w pełnej krasie........... :( Dziewczyny, przykro mi, że tak mi się czas skurczył i nie mogę do Was tak często zaglądać. Obiecuję, że jak tylko okrzepnę w nowych obowiązkach, to się zmieni, bo bardzo mi Was brakuje i tego, że nie jestem na bieżąco....Wysyłam buziaki dla wszystkich!!!!
-
Witam! Nie pojawiam się, bo zaczęły mi się zajęcia na aplikacji i praktyki sądzie. Strasznie dużo czasu Matiego nie widuję, z niczym się nie wyrabiam, jest na razie fatalnie... Tęsknię za nim strasznie, ale nie mam wyboru...Jest pod dobrą opieką, zajmuje się nim moja Mama, którą Mati uwielbia, ale i tak cni mi się do niego okrutnie i ciągle o nim myślę....och...biegnę go zabrać, bo na dziś skończyłam, nielcząc kupy ustaw do przerobienia...buuuuuuuuu
-
Pozostaje mi potwierdzić, że spacer był niezwykle udany. Oglądanie Wojtusia i Natalki na żywo to poezja!!! Natalka jest naprawdę wyrośniętą, piękną dziewczynką. Ma duże niebieskie oczka i łagodne rysy twarzy. Włosków na głowie ma chyba więcej ode mnie ;) Mateusz natychmiast się w niej zakochał!!! Trzeba było widzieć tych dwoje! Natalka z powagą i pewnym zainteresowaniem obserwowała dość nachalne zaloty mojego syna :) no pies na baby z tego Matiego!!! Koniecznie chciał Natalkę wziąć na ręce i ciągle zaczepiał jej Mamę. Matiemu nie dano wziąć na ręce swojej oblubienicy, ale zaszczytu tego dostąpiłam ja!!! I Nati przez dłuższą chwilę pozwoliła mi się zabawiać ale później gwałtownie domagała się Mamy :) Wojtuś ma piękne niebieściuchne oczęta i tak jak napisała Mama Natalki jest drobniutki i bardzo uroczy. Miał dużo do powiedzenia, jest bardzo towarzyski i ślicznie się uśmiecha. Aż mi się ciepło zrobiło na serduszku, kiedy przykucnęłam do niego a on zbliżył do mnie czółko, tak na buda buda buu (inaczej znane barum barum tryk). Zrobił to kilkakrotnie, zdobywając mnie już ostatecznie!!! To podobno zasługa okularów, które miałam na nosie a które kojarzą mu się z tatusiem, z którym właśnie tak się bawią (przy czym podobno końcem zabawy jest ściągnięcie tatusinych okularów - jednak wobec mnie Wojtuś nie odważył się na taki gest). Mateusz, po zalotach, gdy zwróciłam jego uwagę na Wojtusia natychmiast zabrał jego zabawkę (ot, samcza rywalizacja). Potem próbował zdjąć Wojtusiowi czapeczkę. No genialnie ze sobą dzieci nawiązywały kontakt :) My Mamusie też sobie radziłyśmy - och, ile to tematów zostało poruszonych (i nie były to forumkowe plotki)!!! A dziewczyny są super!!! Spieszę donieść, że Gruby Miś absolutnie nie jest gruby!!!! My z Mamą Natalki mamy zdecydowanie większe gabaryty :). Pod koniec spaceru udałyśmy się na piwko i było dokładnie tak, jak pisze Mama Natalki, hihihihi. Ja niestety musiałam po 15 biec z Matim do domu na jedzene, bo przyzwyczjony zjeść porządny obiadek - zupkę i owoca o tej godzinie, więc zaczął marudzić. Zostawiłam niedopitego Reddsa, którego Mama Natalki zdobyła dla mnie i pędem do domu. Dzieciaczki spały na zmianę, tzn nie było tak, żey spały wszystkie na raz. Mati, pierwszy raz, chyba od swojego urodzenia, prawie wcale nie pospał na spacerze (zwykle przesypia cały spacer od 12.30 - 14.00). Nie pospał z wrażenia także po obiedzie, czyli o 17, i padł zupełnie o 19.30, podczas gdy zwykle usypia na noc dopiero o 21.30. Teraz nie wiem, jak będzie wyglądała nocka, po dniu pełnym wrażeń. Mam wielką ochotę na jutrzejszą powtórkę, ale mam ślubowanie na aplikacji i jeszcze nie wiem, jak będzie ze spacerem. Mąż jutro miał spacerować, ale może przyjdziemy razem pod Zieloną Gęś? Co Wy na to?
-
Gruby Misiu! Wysłałam maila. My na spacer idziemy, choćby nawet lało, bo Mati przyzwyczajony do spacerów i swojej dawki \"świeżego\", warszawskiego powietrza. W ciągu swojego życia na spacer nie wychodził przez tydzień, gdy zachorował i gdy były mrozy większe niż -15.
-
Cześć Kochane!!! Kawa w różnych naczyniach do wyboru dla każdej :) Carluś - dietetyzuje się, ale to nadal nie jest kopenhaska...muszę się zebrać w sobie, bo to bez sensu, żeby nie jadła prawie nic, zniechęcę się zanim ją zacznę. Gruby Misiu! Nie wiem, co się dzieje, ale nie mam dostępu do swojej skrzynki od wczoraj w nocy....mój numer ma Mama Natalki. Mamo Natalki! Prześlij proszę Grubemu Misiowi numer mojej komórki :) Do zobaczenia na spacerku :)
-
Ooooooooooooooo! Super Gruby Misiu!!!! Zbiórka o 12.30 przy metro Politechnika (ja mieszkam blisko a Mama Natalki dojedzie tam metrem) od strony wózkowni. Jeśli bardziej Ci pasuje, możesz dołączyć w Łazienkach, bo to nasz azymut :) Zaraz wyślę Ci swój numer komórki na maila.Do zobaczenia jutro.
-
Mamo Natalki, no umówmy się jutro, co? Napiszę do Ciebie sesemeska...
-
Gruby Misiu! Carla! A ja zaczynam dzisiaj kopenhaską, więc trzymajcie kciuki!!!!!!
-
Witam :) i zapraszam na wazony kawy :) Ale nasze dzieci to spryciarze! Zaczęły już kilka dni temu wstawać wcześniej (wide dziecię pszczółki :)) bo przestawia się godzinę i tak naprawdę to wstają o tej samej, hiihihihi, bo dzisiejsza 6 to jest 7, hihihihihihi Elu! Pszczółko! No poza tym, że Mati jest naprawdę bardzo silny na swój wiek, nie zapominajcie, że jest przecież miesiąc starszy od Michałka a miesiąc u takiego dzidziusia to strasznie duuużo, 1/8 życia przecież! I wielokrotnie już pisałyśmy, że porónania nie mają sensu, bo każdy dzidziuś ma swoje tempo i to, jak wcześnie zacznie siadać naprawdę nie ma wpływu na to, jakie stopnie będzie miał w szkole!!! Całuję Was Kochane niedzielnie i wysyłam słoneczne uśmiechy, bo strasznie dziś rano ponuroooooo na dworze. Och! Wczoraj sobie marzyłam, jak to będzie cudnie z dzieciaczkiem na działkę pojechać, cały dzień na dworze, świeże powietrze, dużo przestrzeni, zielono.....och!!!!!!
-
W pierwszej kolejności życzenia dla dzisiejszego 7 miesięcznego Michasia!!!! Strzałka od Matiego i buziaki ode mnie :) Elu! To co napisał Gruby Miś to święta prawda. Michaś rozwija się świetnie a fakt jego marudzenia wynika właśnie z tego, co napisałaś - było więcej osób, więcej bodźców dla maluszka i opieka nad nim się rozkładała na wszystkich a teraz będziesz zajmowała się nim sama, więc trudno się przestawić. Poza tym dzidziuś aklimatyzuje się po powrocie, to też ma wpływ na jego samopoczucie - długa droga, zmiana otoczenia. Odpowiadając na Twoje pytanie o sylaby to Mati mówił baba i mama a teraz przestał i w jego repertuarze są aktualnie agu, agi, giga, gugu, biiiii, babababa, buuuuu, bla bla bla, guj guj guj, czika-czika (nie wiemy na razie co to znaczy) i sobie gada takim swoim językiem. Mimo, że nie mówi dużo, to widać po nim, że dużo rozumie, wie kto to mama kto tata kto baba i dziadzia. Jak się go pyta np. gdzie jest dziadzia to szuka wzrokiem aż znajdzie i patrzy się na dziadzię. Rozumie też daj, siiii (na gorące), nie wolno, nie, chodź do mamy, am am, fuj (na kupkę). Reaguje na swoje imię i ....słowo śliczny też traktuje jako swoje imię. Tzn niezależnie czy się powie Mateusz, czy śliczny to się odwraca :) Bardzo to śmieszne :) Mam nadzieję, że nie wychowuję małego narcyza, hihihihi Witaj Sisi :) Miło, że do nas dołączasz!!! Napisz kilka słów o dzidzi! I o sobie też :) Z okazji 7 miesięcy ślemy serdeczne życzonka!!! Mamo Natalki! Przykro mi, że pierwsza próba nie powiodła się, ale może Natalka wie, co robi. Może jeszcze za wcześnie a może zbyt gwałtownie to nastąpiło? Twoje Mamusine serduszko będzie wiedziało, co robić. Trzymam kciuki za Was obie. Napisz, czy się troszkę uspokoiło? Czy mała nadal marudka? Apropos spotkania - jutro będziemy na Dolince Służewieckiej, ale nie wiem, o której będę wolna, bo jedziemy na urodziny Teściowej. Jeśli skończy się o przyzwoitej porze, to zadzwonię zapytać, czy masz chwilkę. Buziaczki dla wszystkich Mamuś i dzidziusiów!!!
-
Hurrrrra! W końcu wygrzebałam się z papierów!!!!!!! Jupi!!!! Od kwietnia zaczynaja mi się zajęcia na aplikacji, więc dzidzius częściej będzie zostawał z tatą albo babcią. Carluś, Dalcia - u nas to samo, figury nocnesą grane, Mati układa się czasmi w chińskie znaki podczas snu, zwija się czasem w kłębuszek a czasem rozwalone nogi na boki i ręce rozrzucone, czasem wbija się w róg łóżeczka, no przedziwne pozycje ćwiczy, ale jak zaśnie to śpi mocno. Mamo Natalki, u nas też tak było ze spaniem. Chwilę to trwało, ale minęło, także nie wiąż tego tylko ze żłobkiem. No zmykam dac małemu herbatki i go ululac na pierwszą drzemkę. Miłego dzionka i wieczoru, bo dziś piatek, weekendu poczatek :):):) Mamy urodziny koleżanki organizowane w klubie, może uda nam się wyskoczyć, potańczyć, pogadać troche z ludźmi. Zobaczymy jak sie bedą sprawy miały i czy Mati pozwoli a babcia się zgodzi przyjąć przy nim nocny dyżur.
-
Och!!! Awantura z usypianiem na całego... Trwało to równo 50 minut, w tym 20 minut płaczu, nie, co ja piszę, to był ryk!!! Ja nie wiem co się dzieje...ostatni miesiąc Mati usypiał i spał jak aniołek - mimo wyżnających się zębów (po tamtych kłopotach z usypianiem wszystko się uspokoiło, jak skróciłam drzemki dzienne) a dzisiaj....no nie wiem, czy to są jakieś takie fazy? Jakieś skoki rozwojowe? Hmmm, mam nadzieję, że to nie znamionuje trwałych zmian, że to tak wyjątkowo...no zobaczymy, ponoć nadzieja matka głupich, ale przecież każda matka kocha swoje dzieci :)
-
Pszczółko! Dla Tobiaszka spóźnione całusy i życzenia zdrówka i radości z okazji skończenia 7 miesięcy. Carluś! Mnie spod papierów nie widać nadal....no może nos mi wystaje...hihihi, mam nadzieję, że do końca tygodnia się z tym uporam, bo mam już serdecznie dość siedzenia po nocach. Donoszę, że mojemu synkowi wyszły w końcu te górne ząbki, tzn, górna lewa jedynka i górna lewa dwójka - hihihi tak niesymetrycznie. No i jesteśmy już czterozębni :) Mamo Natalki, jak zaczęłaś pracować, to ja już nie wiem, kiedy my się spotkamy...zostają weekendy. Ale dla chcącego nic trudnego. Przykro mi, że malutka tak przeżywa Twój powrót do pracy, ale jestem przekonana, że to wkrótce minie. Tyle nowości, nowych bodźców, zmian, nie dziwne, że na to reaguje. A daje temu wyraz w jedyny sposób, jaki jest dla niej dostępny - domagając się Twojej obecności nawet w nocy. Oby doczekać do weekendu, będzie lepiej. W weekend będzie miała znajomy schemat, Ciebie blisko i wszystko powinno się trochę poprawić. Potem kolejny tydzień jak wytrzymacie, to już będzie z górki. Zresztą, niech się wypowiedzą Mamusie pracujące, jak u nich było. U mnie porównania nie ma, bo jak wychodzę, Mati zostaje z tatą albo z babcią, czyli z osobami, które zna od urodzenia i w miejscach mu znanych.Dopiero teraz, gdy Ciebie czytam, widzę jaki to komfort mieć babcię zawsze dostępna, na posterunku.Ale głowa do góry, wszystko się unormuje!!!Natalka potrzebuje czasu na adaptację do nowej sytuacji.To brzmi banalnie, ale jest prawdziwe. Rozumiem Twoją troskę, tęsknotę i rozdarcie, ale gdybym była na Twoim miejscu, zrobiłabym to samo. Nie potrafię żyć bez pracy.
-
Skye, asiawroc, pszczoła!!!! Hihihihihihihi, klub żon Łukasza, niniejszym dołączam, bo mój ślubny też Łukasz!!!!!!!!!!!!!!!
-
Ninka! Wszystkiego naj!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mati serdecznie dziękuje za życzenia! 8 miesięcy.....ja w to nie wierzę......Ten czas leci z miesiąca na miesiąc coraz szybciej!!! Jeszcze raz dzięki dziewczyny za pamięć :):):)
-
Gruby Misiu! Zdjęcie dotarło, dziękuję :) Dzieciaczki REWELACYJNE!!! Śliczne, uśmiechnięte, kochane buźki :):):) Aż miło patrzeć!!! Dziewczynki będą miały powodzenie, widać figlarne oczka :) A Wojtek? Słodziaczek uroczy! Ach!!!! Masz cuuuudne dzieci!!!!!!!!! Nie dziwię się, że myślicie o następnym :):):) Pszczółko! nie zazdroszczę kiełków...słyszałam, że są najgorsze...no cóż, trzeba to przeżyć, przecież dzieci muszą mieć zęby...u nas idzie góra, dość opornie, ale mamy już jedynkę górną lewą i prawa wyziera spod dziąsełka, ale dwójki też idą...także jest marudzenie (ale takie falami, w przerwach Mati ma swój zwyczajny-doskonały humorek, dzięki Bogu) Ciekawe czy potem kły, czy dół pójdzie? Pozdrawiam weekendowo!!!
-
Ja Julianko proszę kawy!!!! Pół nocnika wypiję to dla Carli jeszcze starczy :) Jestem bardzo niewyspana, ale to nie wina Matiego, on spał jak anioł. Przebudził się tylko dwa razy - na herbatkę i raz mu podałam smoczek. Tylko późno się położyłam, a pobudka o 7.
-
Ewcia! Dostałaś mojego maila? Przepraszam Kochane, ja dziś tylko w przelcie....ale pozdrawiam i czytam Was. Jak tylko się obrobię z pracą to zajrzę!
-
Carluniu!!! To Ty teraz już jesteś laseczka :):):) trzymaj tak dalej. gratuluję silnej woli i zgubionych kilogramków :):):) Pszczółko, Mati też jeszcze poganin, mamy zamiar chrzcić w świeta, ale jeszcze nic w tym względzie nie zrobione. Julianko!!!!!!!!!!!!!! GRATULUJĘ ZĘBÓLCA!!!!!!!! Pierwszy cieszy najbardziej!!!! Nam dwa wyszły bez problemu a teraz.....o laboga, idzie góra, chyba 4, a przynajmniej 2 zęby na raz, no ja już nie wiem....będę relacjonowała.... TPM, mój Mati potrafi długo sie soba zająć jak go coś zainteresuje - też tak z 30 min z pewnością (stacjonarnie w łóżeczku z zabawkami o ile co jakiś czas dorzucam nowe). Ostatnie 5 minut to już nieustanne kicanie i skoki przy balustradzie łóżeczka, połączone ze śpiewaniem i różnymi okrzykami. Puszczony wolno na podłogę, jak jest w dobrym humorze (najedzony, napity i nie bolą go zęby) zwiedza na własną rękę, wstaje itd nawet przez godzinę. ale przez ten czas trzeba być obok, bo on ciągle coś zmajstruje, albo sie zachwieje, albo złapie za coś co sie ślizga, albo pociągnie za kabel, albo ..... no mam z nim 5 światów!!! Najchętniej zwiedza zakazane rejony. Najbardziej lubi nie-zabawki tylko gadżety elektro (komórka, telefon, pilot) gazety i książki, akta - szczególnie te ważne i z oryginalnymi dokumentami, kapcie, papier toaletowy (rolką bawi się dobre 5 minut), butelki po wodzie...itp itd. Nauczył się otwierać szafki, więc teraz regularnie musze układać ciuchy, które od dosłownie w sekundę yciąga i roznosi po całym mieszkaniu. Z zabawek najbardziej lubi turlające się. Ma różne piłki, miękie, twarde, małe i duże. Gania za nimi. Potrafio też popychać piłkę do mnie a ja odpycham do niego i tak sobie \"gramy\".Strasznie znęca sie nad dmuchana kaczuszką (takie kółko do pływania dla dzieci z głową kaczki), okrutnie ją traktuje, macha nią na wszystkie strony, gniecie, uderza. Ona jest lekka więc fruwa w jego silnych łapkach (wcześniej, jak jeszcze leżał to podbijał ja nóżkami w łóżeczku). Mąż sie śmieje, że jak Mati będzie sobie w życiu radzil jak z tą kaczką, to nie zginie :):):) Ale sie rozpisałam i to takż prywatę uprawiam!!!! Dominisiu! Wielkie gratulacje dla Krzysia za samodzielne wstanie - no to sie zaczęło!!!! Teraz Krzysio ruszy na podbój świata, już na dniach!!!! Oj będziesz miała latania!!! Ja już tęsknię za stacjonarnym Matim...dlaczego dzieci tak szybko rosną?????Jeszcze nie zdążymy się nacieszyć tym ich niemowlęctwem a oni pójdą sobe w świat....ach, los Matki ;)