jestem z facetem od prawie roku, w tym czasie zdazylismy chyba z trylion razy roztac sie i do siebie powrocic, za kazdym razem jestem przeswiadczona, ze to juz koniec, taki prawdziwy koniec, jednak po kilku dniach ogarnia mnie tesknota, brak mi go,nie chodzi o to, ze nie moge wytrzymac sama, jednak o moje samopoczucie w trakcie tych naszych przerw, czuje niepokoj, nie potrafie sie skupic, zdaje sobie sprawe, ze w duzej mierze jest to kwestia przyzwyczajenia, a jednak.. Brakuje mi stabilizacji, ciagle probuje sie przekonywac, ze ten zwiazek nie ma sensu, ze dzileli nas zbyt wiele,ze sa sprawy, ktorych nie jestesmy w stanie \"przeskoczyc\" potem wracamy do siebie i znow jest cudownie, ale ta hustawka, brak stabilizacji mnie wykancza, nie potrafie sie z tego wyzwolic, czy ktos byl lub jest w podobnej sytuacji? jak postapic?