Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

kantyczka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. moja mama zmarla w 1998 roku... caly swiat mi sie zawalil... ale razem z siostra wzielysmy sie za generalny remont mieszkania (nie wiem, czy zauwazylyscie, ale to swietny sposob na zajecie mysli i rak)... narobilysmy mnostwo glupot - jakos nie mialaysmy nikogo, kto by nas popukal palcem po glowie... z tata nie mialam wczesniej dobrego kontaktu, wiec nie umielismy sobie nawzajem pomoc... zawalilam studia, prawie stracilam przyjaciol i wkopalam sie w wielkie dlugi... krotko mowiac - dramat... a to wszystko dlatego, ze nie potrafilam sobie wybaczyc... nikt mi nie powiedzial, ze mama jest tak ciezko chora... najmlodsza w rodzinie, wiecie jak to jest, chca ci oszczedzic - czego? dla mnie smierc mamy to byl ciezki szok... na szczescie sie nie meczyla... nawet teraz chcialabym sie do niej przytulic, uslyszec bicie jej serca, uslyszec jej smiech... to nigdy nie przestanie byc moim marzeniem... chcialabym cofnac czas ale teraz stanelam na nogi, pracuje, studiuje, mam najcudowniejszego tate na swiecie, z ktorym fantastycznie sie dogadujemy, ktory ozenil sie ponownie (kolejny szok) z cudowna kobieta, ktora stara sie byc czescia mojej rodziny i nie to, ze zastapic mame - bo tego sie zrobic nie da - ale BYC druga mama, za co jestem jej niepomiernie wdzieczna... mam kochajacych przyjaciol - starych i nowych... tylko czasami napada mnie taki nastroj... od tamtego wieczoru rzadko placze... nie ma w moim zyciu spraw tak duzych, ktore warte bylyby mojego placzu trzymajcie sie cieplutko... slonce swieci... a Wasi ukochani zawsze beda z Wami i zawsze beda do Was mowic
×