Za 6 tygodni egzamin ósmoklasisty, a mój 14-latek ani myśli zacząć się uczyć. Na egzaminach próbnych wypadł bardzo przeciętnie. Tylko z angielskiego przekroczył próg 90%, polski i matma- szkoda pisać. Koledzy z jego klasy wybrali już dla siebie szkoły średnie (wiem to od ich rodziców) i codziennie spędzają choć kilka minut nad książką, a mój syn ZERO. Wraca ze szkoły i woli się uwalić na łóżku niż np. zrobić zadanie z matmy. W weekend ciągle tylko trwa bój o dostęp do komputera i telefonu, który mu limitujemy z powodu braku zaangażowania w naukę i pomoc w domu.
Próbujemy różnych sposobów, by go zmotywować i nic nie działa. Chłopak nie ma żadnych ambicji ani zainteresowań poza graniem na kompie i oglądaniem Youtube. Nie mieści mi się to w głowie, gdyż oboje z mężem bez pomocy rodziców skończyliśmy porządne uczelnie, własnym wysiłkiem zdobyliśmy dobre prace i stajemy na rzęsach, by oderwać dzieciaka od ekranu. Nasz czas dla niego nie ma limitu, choć w domu mamy jeszcze 11-latka i niemowlę. A ten, za wszelkie niepowodzenia na klasówkach obwinia nas, mówiąc, że "mogliśmy go zmusić do nauki, a tak przez nas dostał pałę". Bez komentarza...
Mam wrażenie, że mnie zależy bardziej na tym, by dobrze poszedł mu egzamin i dostał się do dobrej szkoły średniej, niż jemu. Nie wiem, gdzie popełniłam błąd. Pomocy!