Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Poa

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Poa

  1. Niebo - czyli wykształcona, niebrzydka, samodzielna finasowo - i jeszcze mądra! ;) Dzięki! ;) Ja też sie cieszę ze jesteś - i wiem ze więcej nas takich, co są, ale wycofują się z dyskusji, bo nie lubią sie awanturować. Pozdrawiam znów
  2. Offermo - no właśnie tego próbujemy tu dojść, na tym forum. :) No właśnie dlaczego ?! Ja w małzenstwie (takim właśnie) byłam 22 lata. Jak juz (głównie dzięki temu forum) zdefiniowałam problem, to 2 lata mi zajęło, aby zrobić rzecz najlogiczniejszą na świecie - odejść. Jak juz odeszłam z półtora dochodziłam jeszcze do siebie... Jestem wykształcona, niebrzydka i samodzielna finansowo (to tak na wszelki wypadek, zeby nie wyszło, ze to z niskiego IQ na przykład sie wzięło) ;) Fajnie dla Ciebie, ze nie rozumiesz :) Czyli nie przezyłaś czegos takiego, to dobrze. Nie kpię - szczerze mówię. Ale ja np nigdy na świecie nie zrozumiem, jak mozna mieć problem z rzuceniem palenia - smierdzi, raka wywołuje, firanki żółkną .. fuuuj! A niektórzy niby chcą - a nie potrafią. Wierzę. Pozdrawiam
  3. O nie! tyle sie upisałam i poszło na Berdyczów! To w skrócie - dziewczyny, te które tu chca być W TEAMCIE które nie brzmi przeciez "A ja wam pokaże jak sie umiem awanturowac nie wiadomo o co". proponuję IGNOROWAĆ awanturnice. Przeciez wiemy juz które nicki. Ale nie tylko nie dyskutowac. Proponuje nie czytać!! One niech sie tam awanturują, a my elegancko, osobna dyskusja NA TEMAT. Co Wy na to? Etol (nie przekreciłam nicka?) Facet który cie tak traktuje po dwóch latach znajomosci, zamieni następne 20 lat twojego zycia w piekło! Wiem - przeżyłam. Oczywiscie najlepsza i najprostsza rada - uciekaj. Ale dlatego instnieje m.in. to forum, że choć większość kobiet w przemocowym związku chce uciec, a juz raczej na pewno czuje, ze powinna chcie - to tego NIE POTRAFI. Nie potrafi na poziomie uczuć. Nie potarfisz - bo to wymaga ogromenj i długoej pracy nad sobą. Pokochania siebie - bo jeśli pokochasz siebie, to przeciez nie pzowolisz by osobe któą kochasz krzywdzono! To takie przeciez proste. Ale jak sie juz pokocha, a to trwa. Czytaj to forum (mam nadzieję, ze obecna awantura jest pzremijająca). POzcytaj pierwszą cześc (poda ktoś linka?) . Pozdrawiam Cie bardzo MOtylku - nie ustępuj! Zgłoś skandaliczne zachowanie policjantów komendantowi, jakiemus kierownikowi? Trzymaj się. Nie pamiętam, czy mieszkasz w Polsce? Znajdz moze najblizszy Ośrodek Interwencji kryzysowej. Jest tam psycholog, jest prawnik. Pomogą, doradzą, dasz radę ruszyć z miejsca! Trzymaj sie! Pozdrawiam wszystkie dziewczyny W TEMACIE
  4. "Jak ktos chce naprawde wylezc z bagna, to tu nie ma sentymentow." Któraś tak napisała ( przepraszam, nie pomnę nicka). No niby racja, święte słowa. NIBY. Tak samo prawdziwe jak te, ze niepojętym jest jak można w jednym zdaniu napisać, ze się go kocha a wczoraj to mnie skopał. Tak samo niepojęte, jak te, gdy w jednym zdaniu napisane, że o niczym innym nie marze tylko a tym jak odejść, ale nie odchodzę. Niepojęte, że jesteśmy z tyranami "dla dobra dzieci", skoro z drugiej strony doskonale rozumiemy, ze dzieciom wcale dobrze nie jest. NIepojęte, ze pytamy czy to moja wina, że on taki jest, bo przeciez co prawda wyzywa mnie 20 razy dziennie, lekceważy, nie szanuje, kopie i co tam jeszcze ale przecież 2 tygodnie temu był miły przez 12 minut. A moze nawet raz tylko w zeszłym tygodniu naubliżał, a poza tym był nawet miły.. To fakt - nie dziwne. To prawda, ze w 99,99 % przypadków jedynym sposobem na rozwiązanie problemu jest odejście. Mnie osobiście TERAZ tez to wydaje sie niepojęte. TERAZ tak. Ale kiedyś nie. Kiedyś czułam dokładnie to samo, tak samo pozwalałm sobą manipulować, lekceważyć itd itd. I dlatego rozumiem dziewczyny które w tym wszystkim tkwią. I rozumiem te, które juz z tego wyszły i chciałyby teraz pokazać drogę na skróty innym. Ale drogi na skróty nie ma! Właśnie dlatego istnieje cały problem przemocy, że kobietey NIE POTRAFIĄ z tego wyjśc, ot tak. CHoć dla tych które z tego juz wyszły wydaje sie to takie oczywiste! Pzreciez my nie dlatego byłyśmy, jesteśmy w tych zwiazkach, ze nikt nam nie powiedział, że nam żle! Trzeba czasu, całą masę czasu! CHoć kubełek zimnej wody, raz na czas, moze sie przydać czasami. Ja byłam na forum półtora roku, zanim odeszłam. BYły tu gorsze przypadki - były dziewczyny, co kilka dobrych lat im to zajęło. Wiel wydawało sie juz tak bezmadziejnymi przypadkami, że wydawało sie, ze już nic z tego.. A jednak dały radę! Czas czas czas. Niejedna z nas chciałaby, mądzrejsza o swoje doświadczenia, tak to zycie wymościć, ale to sie tak nie da... Pzrepraszam za ten przydługi przemadrzalski wywód ;) A teraz do Alicji. Ja gdy odeszłam syn miał 14 lat. BYł bardzo szantażowany przez ojca i obwiniany za to ze zamieszkał ze mną. M stawiał mu alternatywę - albo jestes ze mną, albo nie chcę Cię znać. BYło to dla niego tak trudne, ze w którymś momencie powiedział, ze chce mieszkać z tatą. A wiesz dlaczego? Twierdził, "mamo bo ja wiem, ze jak zamieszkam z nim, to będe miał Was obydwoje; bo Ty przeciez nie obrazisz sie na mnie, i będziesz chciała sie ze mną widywać, prawda? Nie tak jak tata?" Ostatecznie jest ze mną, M tak sie zachowywał, ze syn nawet nie spróbował z nim tego zamieszkania. Sam tak wybrał. Sam w końcu ocenił. MNie dzieci na poczatku bardzo oskarzały o "rozwalenie rodziny" choć, jak z nim jeszcze byłam, to na 100% trzymały ze mną.. To wszystko nie takie proste. Może Twój syn idzie jakimś takim tropem myslenia? Ze Ciebie ma i tak, a żeby ojca nie stracić, musi niby z nim trzymać? Nie piszę że wiem, bo nie wiem....
  5. Teraz juzmnie to tylko śmieszy. Ale bolało. Ale juz nie boli - to chyba objaw ozdrowienia. Kiedyś gdy wyrzucałam śmieci przed blokiem do kontenera, jakis "poszukiwacz skarbów" w śmietniku zwyzywał mnie, ot tak, od k...ew. Nic a nic mnie to nie obeszło, no bo niby jak taki ktoś mógł mnie obrazić, no nie? Widzę analogię :)
  6. Dziewczyny wszystkie, dzięki za słowa wsparcia Straszny mam kocioł w pracy, nie mam czasu nic wiecej napisać. Trzymajcie sie wszystkie Veto - napisz do mnie maila, jest w profilu; Twój mi sie gdzieś stracił
  7. Cieszę się, że forum wróciło "na temat". A ja sie muszę pochwalić, ze WRESZCIE zapadła ostateczna decyzja - zakładam sprawę o rozwód. Byłam dziś u adwokatki. Chciałabym bez orzekania o winie, bo nie zalezy mi aby go ukarać, a tylko na tym aby mieć święty spokój. No i adwokat zaproponowała mi dwie koncepcje: - wnoszę o orzeczenie jego winy, co wymaga uzasadnienia (świadkowie, nagrania itd), co miejmy nadzieję go wystraszy i tu zrobimy ustępstwo i łaskawie zaproponujemy odejście o orzekania o winie, co w konsekwencji pozwoli na szybkie załatwienie sprawy albo - wnoszę o nieorzekanie, ale uprzedzam go , ze jak będzie coś "fikał", to natychmiast wytaczam cała artylerię (jw) i miejmy nadzieję, ze mu sie to nie uda. Na to żeby załatwić sprawę ugodowo od początku nie ma szans. próbował z nim rozmawiać, ale to nie ma sensu. NO i mam zgryz. Bardzo sie boję, ze będzie wplatywał w to dzieci (a będzie) szantazujac, oskarżając, starsząc. NO i nie wiem. Muszę pomyśleć i adwokatka ma pomyśleć. NO to tym sie chciałam pochwalić :) Boje sie, wciąż sie go boję, ale jak widać na szczęście juz coraz mniej. Pozdrawiam bardzo dziewczyny stare (stażem na forum) i nowe. W dobre miejsce trafiłyście. Mnie to forum uratowało zycie. KOzrystajcie ile sie da z tego co tu jest napisane. NIe znaczy to, ze musicie wziać do siebie każde zdanie. NIe musicie czuć sie krytykowane i nie krytykujcie. Niech każdy weźmie co mu na daną chwilę pasuje :) To bardzo trudna i długa droga - zmienić samą siebie, samą siebie pokochać. Bo o to tak naprawdę chodzi. Przejrzałam na szybko regułki które tu ktoś oststnio przytoczył. Bardzo spodobałą mi sie jedna, sens był mniej wiecej taki "niech na własnej godności zalezy ci bardziej niż na związku". Właśnie to wzięłam dla siebie. A reszta niech se będzie! Moze komuś cos inengo w serce zapadnie i pomoże? Pozdrawiam
  8. Renta Layla - nie wiem czy jeszcze czytasz, ale widzę że zadałaś mi pytanie, wiec odpowiadam: tak włąśnie miałam. Gdy już podjęłam oststeczną decyzję, z eodchodzę, aon stosował rozmaite środki aby mnie zatrzymać, głównie zastraszanie. Ale też obiecywał poprawę, chciał do psychologa itd, symulował cieżką chorobę - to ja byłam przerazona, ze on faktycznie chory, albo co gorsza ;) naprawdę sie zmieni - i ja będę jak to wtedy nazywała MUSIAŁA z nim zostać. Myślałam o tym z przerazeniem. Ale nie zmienił sie :) I to nie zmienił sie naprawde. Teraz "przerzucił" sie na córkę, która czasmi bywa u niego (prawie 18 lat). Szantazuje, okłamuje, straszy ze odbierze mi prawa rodzicielskie do młodszego syna, że będe zamknięta w szpitalu psychiatrycznym (stara śpiewka). Ona niby w to nie wierzy, ale w momencie jak on bajdurzy, jednak ją to przeraża. Wyraźnie jej powiedziałam, że nie musi tego słuchać i on nie ma prawa jej tak opowiadać. Twierdzi, ze ona to wie. Pokręcony facet. Nawet z własnymi dziećmi nie umie nawiązać jakiej takiej relacji (dwoje dzieci nie chce go już widywać, z tych samych powodów). Ja nie naciskam na zadne w żadną stronę. Ale stawiam sprawy szczerze i otwarcie. Mam nadzieję ze to dobra metoda. Bo to juz duze dzieci i widze że umieją same ocenić sytuacje. Pozdrawiam Was wszystkie dziewczyny, stare i nowe. Ulla - też momentami mam wrazenie ze topik sie kończy, ale moze nie bedzie tak źle.. Tak sobie myzlę, ze na początek to dobrze by było na skupieniu sie na temacie, a nie osobistych wycieczkach i tłumaczeniach co kto miał na mysli. Spróbujmy moze tak? Naprawdę nie da sie po prostu nie komentować, nawet jak ktoś sie czepia? Bo dla nie "czepianych" to nudne jest...
  9. IAYLA - ja też przez wiele lat otrzymywałam życzenia "Żebyś wreszcie zmądrzała". 3 lata temu m złożył mi zyczenia na wigilii nastepujące:"Żebyś sie wreszcie ode mnie odczepiła". Rozryczałam się, córka też, słysezli to moi rodzice i tez pewnie w duchu płakali... Za niespełna rok odeszłam - i nastepna Wigilie spędziłam już bez niego.. Jakiś czas było strasznie (współuzależnienie :) ) Minęło 2 lata - i jest bardzo dobrze! Nie idealnie, ale normalnie. Cieszę się bardzo, że zyczenia te spełniły się :) Niech 2009-ty zabierze wszystkie smutki, a 2010 przyniesie same radości!
  10. Kochane! Na nadchodzące Swięta - radości i nadziei. I wszystkim nam życzę, aby topik nadal istniał, pomagał nam i wielu nowym które tu na pewno po Nowym Roku zajrzą. Zyczę nam topiku wspierającego i zyczliwego; czasem dającemu kopa, ale nigdy nie kopiącego. Takiego jaki mnie uratował zycie i oddał z powrotem mnie samą. Mnie samą - czyli właściwie szansę na WSZYSTKO. Jesli więc ktoś tu twierdzi, ze poprzednio obowiązujaca konwencja zyczliwości tu panujacej nikomu nie pomogła - zapewniam, ze jest w "mylnym błędzie". Mnie pomogła. Właśnie taka. Różnie tu już bywało, różne pomarańczki żółcią strzykały - i nie dały rady! To i teraz nie dadzą. :) Znuuuudzi im się. Dal Was
  11. Natala piszesz: 1. niestety ciągle mimo wszystko kocham - to chora miłość, jesli kochasz coś co cie niszczy, ale ok, kochasz go. 2. strasznie boję się być sama, przez tyle czasu byłam z nim, że po prostu nie wyobrażam sobie życia bez niego - tylko sobie nie wyobrażasz, a nie ze to niemożliwe - a ile i jakiego czasu przed Tobą z nim? takim jakim one jest, a nie takim jakim mógłby czy powinien 3. panikuję na samą myśl, że on mógłby być z inną, to mnie przeraża, że może byc z inną, to jest najgorsze - NAJGORSZE jest to, ze zamiast Ciebie mógłby prześladowac inną? tego tej onej innej najbardziej zazdroscisz? Nie dlatego to wszytsko napisałam ze cie nie lubie :)
  12. Niebo - jak sie ciesze, ze jest z Tobą dobrze. Bo jest, mimo pewnych cofek drobnych! (np rewelacyjny pomysł na wspólne niezobowiązujące ??? wyjście - czytałam z przerazeniem, ale potem z ulgą, ze ci rozum szybko wrócił). I wiesz po czym jeszcze wnoszę? Po twoim wpisie o tym bajorku, w którym właściwie jak było, tak było, ale jakos było. Bezpiecznie bo znajomo. Miałam dokładnie taki sam etap - pamietam doskonale, jak zadawałam sobie to pytanie: na co mi to było? A było to jakoś niedługo przed "przesileniem" - przed tym etapem od którego juz było z górki. Niebo - juz Ty sie dowiesz na co Ci to było! Wytrzymaj jeszcze troszeczkę, a naprawdę, obiecuję - dowiesz sie!!! Dowiesz sie jak bardzo było warto! Słowo! Ulla - dokałdnie jestem też takiego zdania (i tez na podstawie włąsnego doświadzcenia), ze jak sie w głwoie ułoży, to już nie bedziesz krzyczała na dzieci (znaczy tylko tyle krzyczała, ile normalna matka która jest po prostu normalnym człowiekiem raz na czas krzyczy :) ). Swięta prawda! To nasze zdrowienie - wierzcie mi - zmienia WSZYSTKO. Krzyki na dzieci, układy w pracy, ze znajomymi, z rodzina, wszystko. Ja nawet uważam, że wpływa na porzadki w domu. ;) Bo jakos teraz mam raczej porządek (znaczy normalnie, nie zeby z jakąs przesadą), a kiedyś to ciągle bałagan, który wciaż usiłwałam opanować, a który wiecznie gdzies wyłaził. Natala - Twój przypadek az poraża klasyką toksycznych układów. Czyli dobrze trafiłaś! Czytaj, czytaj i pisz też. Nie myśl już dlaczego on taki jest, skup sie na tym dlaczego to znosiłas i nadal znosisz. Smutna piękna - Twój przykład to jeden z takich, przy których padają jakiekolwiek watpliwości. Juz zrobiłaś tak wiele, nie daj się! Tez pisz i czytaj, nie uciekj nam. Dla wszystkich
  13. Duszyczka; „ale słowa: Jesteś poj**ana, czy potrząsanie kimś, to chyba nawet w najgorszych kłótniach nie powinno mieć miejsca.”. Tak! właśnie nie powinno! Kostka: „Zawsze mogę liczyć na to, że mnie przytuli (chyba, że się dąsa),”. No właśnie – chyba że. Czyli zawsze czy nie zawsze? Mój M mnie nigdy jego zdaniem nie wyzywał; „CHYBA ŻE (cytuję) – go sprowokowałam). Czyli nigdy czy nie nigdy? A na takie nachalne okazywanie czułości w towarzystwie przeczytałąm kiedy świetne określenie – „obsikiwanie”. Znaczy „to je moje”. A nie „ja tak bardzo kocham”. Kostka pytasz Oneill jak powinna wyglądać normalna troska? I odpowiadasz „Dla mnie właśnie tak (jak w 1 akapicie). Tylko, że on potem mówi ile to musiał poświęcić dla mnie.” No wiec moim zdaniem właśnie NIE TAK, ze potem mówi się ile to musiał poświęcić. Ulla – jak rzeczywiście nigdy sobie nie wybaczysz, to KOMUKOLWIEK będzie przez to lepiej? Była tu kiedys taka dziewczyna z nami o nicku Chooliganka. (Może ktoś pamieta?). Ona też jak pierwszy raz tu weszła to od tego zaczęła, że zrobiła coś, czego nigdy sobie nie wybaczy, coś strasznego, itd. Itd. Tak to napisała, ze wyglądało co najmniej na kilka morderstw z premedytacją i poćwiartowaniem. A okazało się – że całowała się kiedyś z kobietą…. No, może takie trochę… hmn zaskakujące, ale czy straszne?? I niedowybaczenia? Ulla – WSZYSTKO można wybaczyć. Tak jak napisała ci Renta. Tylko nie zgodzę sie w jednym – że musi być za to kara , taka sama kara. Mmak – :)
  14. Gosia xxx. To poniżej dla Ciebie. Ze strony www.niebieskalinia.pl Zajrzyj tam, a na razie przeczytaj to: Badania wykazały, że związki, w których kobiety doznają przemocy fizycznej ze strony swoich partnerów, przechodzą przez trzy fazy powtarzającego się cyklu. 1. Faza narastania napięcia W tej fazie partner jest napięty i stale poirytowany. Każdy drobiazg wywołuje jego złość, często robi awanturę, zaczyna więcej pić, przyjmować narkotyki lub inne substancje zmieniające świadomość. Może poniżać partnerkę, poprawiając swoje samopoczucie. Prowokuje kłótnie i staje się coraz bardziej niebezpieczny. Sprawia wrażenie, że nie panuje nad swoim gniewem. Kobieta stara się jakoś opanować sytuację - uspokaja go, spełnia wszystkie zachcianki, wywiązuje się ze wszystkich obowiązków. Często przeprasza sprawcę. Ciągle zastanawia się nad tym, co może zrobić, aby poprawić mu humor, uczynić go szczęśliwym i powstrzymać przed wyrządzeniem krzywdy. Niektóre kobiety w tej fazie mają różne dolegliwości fizyczne, jak bóle żołądka, bóle głowy, bezsenność, utratę apetytu. Inne wpadają w apatię, tracą energię do życia, lub stają się niespokojne i pobudliwe nerwowo. Jest to wynik narastania napięcia, które po pewnym czasie staje się nie do zniesienia. Zdarza się, że kobieta wywołuje w końcu awanturę, żeby "mieć to już za sobą". 2. Faza gwałtownej przemocy W tej fazie partner staje się gwałtowny. Wpada w szał i wyładowuje się. Eksplozję wywołuje zazwyczaj jakiś drobiazg, np. lekkie opóźnienie posiłku. Skutki użytej przemocy mogą być różne - podbite oko, połamane kości, obrażenia wewnętrzne, poronienie, śmierć. Kobieta stara się zrobić wszystko, żeby go uspokoić i ochronić siebie. Zazwyczaj, niezależnie od tego jak bardzo się stara, wściekłość partnera narasta coraz bardziej. Czuje się bezradna, bo ani przekonywanie sprawcy, ani bycie miłą, ani unikanie , ani bierne poddawanie się mu nie pomaga i nie łagodzi jego gniewu. Po zakończeniu wybuchu przemocy, kobieta jest w stanie szoku. Nie może uwierzyć, że to się na prawdę stało. Odczuwa wstyd i przerażenie. Jest oszołomiona. Staje się apatyczna, traci ochotę do życia, odczuwa złość i bezradność. 3. Faza miodowego miesiąca Gdy sprawca wyładował już swoją złość i wie że posunął się za daleko nagle staje się inną osobą. Szczerze żałuje za to, co zrobił, okazuje skruchę i obiecuje, że to się nigdy nie powtórzy. Stara się znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tego, co zrobił i przekonuje ofiarę, że to był jednorazowy, wyjątkowy incydent, który już się nigdy nie zdarzy. Sprawca okazuje ciepło i miłość. Staje się znowu podobny do tego, jaki był na początku znajomości. Przynosi kwiaty, prezenty, zachowuje się jakby przemoc nigdy nie miała miejsca. Rozmawia z ofiarą, dzieli się swoimi przeżyciami, obiecuje, że nigdy już jej nie skrzywdzi. Dba o ofiarę spędza z nią czas i utrzymuje bardzo satysfakcjonujące kontakty seksualne. Sprawca i ofiara zachowują się jak świeżo zakochana para. Ofiara zaczyna wierzyć w to, że partner się zmienił i że przemoc była jedynie incydentem. Czuje się kochana, myśli, że jest dla niego ważna i znowu go kocha. Spełniają się jej marzenia o cudownej miłości, odczuwa bliskość i zespolenie z partnerem. Życie we dwoje wydaje się piękne i pełne nadziei. Ale faza miodowego miesiąca przemijają i znowu rozpoczyna się faza narastania napięci. Zatrzymuje ona ofiarę w cyklu przemocy, bo łatwo pod jej wpływem zapomnieć o koszmarze pozostałych dwóch faz. Prawdziwe zagrożenie, jakie niesie ze sobą faza miodowego miesiąca jest związane z tym, ze przemoc w następnym cyklu jest zazwyczaj gwałtowniejsza.
  15. Ulla - nie wiem czy powinno, czy nie ale ja tak miałam. Minęło. Eutenia - a może - "miej to wszystko w doopie". Zostaw - i żyj? Może tak?
  16. Któraś prosiła, aby te z nas któe sa "po" odzywały sie czasami i wysyłały innym chociaż kwiatka. To wysyłam {kwiat] :) Mmak - jest ciężko, i jeszcze będzie. Gdy byłam na etapie podobnym do twojego, to miałam podobne myśli - "przeciez jakoś to można wytrzymać, raz gorzej, ale raz i lepiej" itd. Ale zrobiłam to - i teraz jest tylko lepiej. Tak suma sumarum. Są oczywiscie minusy całej sytuacji, przede wszystkim dla dzieci (bo ojciec obraził sie na dwoje z nich i obecnie mają zero kontaktu) - ale i tak w sumie jest lepiej. Na pewno. A reakcji dzieci sie nie dziw - mnie też dzieci bardzo zaskakiwały, słyszałam potem rózne rzeczy ("to przez ciebie nie mam ojca", "to też Twoja wina" itd). To normalne że dzieci mają taki ogólny zal do losu, ze nie mają "normalnie". I kanalizują go na Tobie. A gdzie mają z tym iść?! Do niego? Mają iść do niego i to wszytsko wykrzyczeć? pO a tym rodzina do układ - jak wyjmiesz jeden klocek, to pozostałe trzeba poukładać na nowo. Moje dzieci wyraźnie były pogubione po rozstaniu i próbowały zajmować wakat po przemocowcu! I córka, i syn. Ja na szczeście miałam już świadomość tych mechanizmów, wiedziąłam co chce i czuje (a wczesniej tego nie było!) - i iuało nam sie poustawiać te klocki na nowo. Lpeiej, bez przemocy (choc muszę być czujna cały czas). Czyli - to nie jest tak, ze wystarczy sie rozstać i już będzie pięknie. Tak jak nie wystrczy odejść od pzremocowca, a następny zwiazek już będzie ok. Njapierw trzeba zrobic porządek we włsnej głowie. A to trwa, długo. Pozdrówki dla wszytskich
  17. Moja mama tak samo. Latami depresja, owszem leczona farmakologicznie. Najchętniej lekami po których mogła spać 20 godzin na dobę. Bo jak jej próbowali dawać coś „na rozruszanie”, to tak marudziła, tak przekonywała lekarza, ze jej po tym źle, ze w końcu dawali jej te na spanie i mieli spokój. Tak to teraz widzę, po latach… Taka jest do dziś. Taka włąśnie ciągle przed samą sobą usprawiedliwiona z bierności. Jakie te nasze losy często podobne, prawda? Ulla – „to minie” – to i moja mantra. Wierzę w nią bo nigdy mnie nie zawiodła. A teraz do Nieba: Piszesz: „gdyby był obok mnie chyba tylko bym miała ochotę dac mu w pysk. Za kłamstwa Za oszustwa Za manipulowanie Za stracone lata” I za chwile: „uparcie chce wynajmować mieszkanie, ale nie chce mieszkać ze mną u mnie” Niebo kochana – znaczy, ze Ty zarzucasz mu, ze to (cytuje) kłamca, oszust, manipulant i przyczyna Twoich straconych lat i JEDNOCZEŚNIE że nie chce z Tobą mieszkać??? Żal ci ze nie mieszkasz z oszustem i kłamcą? Taka w tym logika, jakby wiezień obozu koncentracyjnego głosował na Hitlera w plebiscycie na Polityka Roku. Dla Ciebie - wielkie . I wszystkich
  18. Mmak - tez tak miałam. Wyprowadziłam sie do siebie, miałam wreszcie spokój, byłam niby zadowolona, urządzałam się - a jednoczesnie ogromne poczucie winy, ze cieszę sie tym że jestem bez niego i planuje w jakim kolorze firanki kupić. Znaczy - miałam wyrzuty sumienia, ze on teraz taki biedny i nie ma na kogo sie wydzierać? No chyba jakos tak! Ale sama sobie nie wierzyłam, bo wiedziałam ze bredzę :) Teraz jak mnie napada czasem znowu cofka, to sama siebie przekonuje, ze takich bredni nie warto słuchać i tyle. Niebo - tY mozę po prostu tak samo nie słuchaj tej bredzącej Niebo. Co Ty na to? ;) Ktoś Cie przed chwilą zapytał - dlaczego Ty nie chcesz tego wszystkiego zmienić? Wiesz - to chyba dobre pytanie... Przytulam Ulla - traymaj się. Będzie dobrze i wszytskie się trzymajcie , i nie ustawajcie w drodze. (ale górnolotnie zabrzmiało ;) ). To naprawdę droga w dobrym kierunku! Niedawno obiecałam tu publicznie, ze we wrześniu złoże pozew. CZEgo nie uczyniłam :( Ze strachu. Gdy zaczynałam o tym myśleć, dopadały mnie natychmiast stare, znajome stany - tzręsawka itd itd. Czyli myślałam ze już jestem silna, a nie jestem. I w zwiazku zpowyższym dzis podjęłam nową decyzję - zrobie to, POMIMO, ze chyba nie jestem gotowa. Do odejścia też nie byłam gotowa. Dosłownie wariowałam i byłam w całkowictej rozsypce. Ale odeszłam. I co ? I rozsypka minęłą!!! Było tak starszliwie cieżko - a minęło. I warto było, i nie żałuję. Tak samo zrobie z tym rozwodem. Własnie tak!! ZRobie to, z pełną swiadomoscią, ze moze być strasznie, że bedzie wariował, szantazował dzieci a ja znów sie na jakis czas rozlecę psychicznie. Ale przecież to minie! MInie i już! Dla wszytskich Dziewczyny - jeśli któraś chętna na kawę w Katowicach, proszę o kontakt
  19. Bladego pojęcia nie mam, skąd sie wzięły te R30 w moim poprzednim poście. Ciekawe.... (piszę w wordzie, zeby mi nie zezarło, a potem przeklejam - moze stąd?) :)
  20. Aweb – tego samego się boję właśnie. Bardzo Cie rozumiem. Ale obie nie mamy racji, prawda? :) Piglet - po raz kolejny, ale tym razem bardzo wyraźnie, mam wrażenie, ze mój m i Twój m to jakieś klony! U mnie było to samo zachowanie, dosłownie te same słowa, te same argumenty. Cytaty z mojego. Zapewnienia o wielkiej miłości, prośby o ostatnia szanse, każdy błąd można naprawić itd Ale do czasu... To było jak jeszcze mieszkaliśmy razem, ale ja już stanowczo zapowiedziałam odejscie. Prosił, obiecywał, błagał - te same słowa. Próbował przytulać, całować, namawiał koniecznie na seks (choć juz wtedy rok ze sobą nie sypialiśmy). Któregoś wczesnego ranka przyszedł do mojego łóżka, próbował dotykać, ja stanowczo odmawiałam. Zaczął być bardziej nachalny, ja jeszcze bardziej stanowcza w odmowie. I jeszcze bardziej... I wtedy - zgwałcił mnie. Tak. Po prostu mnie zgwałcił. Ja nie krzyczałam żeby nie obudzić dzieci, ale próbowałam drapać go po szyi. Zrobił "to" a potem wstał i rzucił na odchodne "ty szmato". I poszedł sobie. Tyle warte były jego zapewnienia o wielkiej miłości. (co nie przeszkadzało, ze jeszcze tego samego dnia znów mnie o niej zapewniał). Następnego dnia tłumaczył dzieciom, jak to ja na pewno mam kochanka, bo jak on chciał mnie pocałować, to jak go tak podrapałam. Mnie, gdy kiedyś tam jeszcze na jego błagania rzuciłam argumentem, ze przeciez mnie zgwałcił i dlatego chociażby chce odejść, wmawiał z ogromnym przekonaniem, że to nie był żaden gwał! O co ci znów chodzi! To były tylko takie (cytuję): „małżeńskie przekomarzanki” przecież! A ja, jak już odeszłam, skołowana, w całkowitej rozsypce, potrzaskana – miałam poczucie winy, ze on teraz taki samotny, a dzieci skazałam na życie bez ojca.. Ech, durna. Ale minęło. Amen. Dla wszystkich
  21. Cztery U – no i „przedyndałaś” chyba przez ten płot! Nie do wiary – a jednak . Czyli można? można. Czasami tylko trzeba na to bardzo dużo czasu, niektóre oporniejsze. Powodzenia na nowej drodze życia. Paolka – ja z Polski, ale też Cię wspieram. Znam doskonale takie ataki paniki. Bo to jest panika. Głupie uczucie, ogłupiające ale z cała pewnością – mija! Paolka, tyle już zrobiłaś, pamiętam jaka była skołowana (jeden z tzw beznadziejnych przypadków – jako i ja  ), a zobacz tyle osiągnęłąś! Będzie dobrze, dasz radę, wierzę w to mocno Piglet – daj czas czasowi. Często nam się wydaje, ze możemy mieć nad wieloma sprawami mieć kontrolę. Ale nad wieloma nie mamy! Jaki masz wpływ na to, jakim On będzie ojcem?? Tylko On ma na to wpływ i to są Jego decyzje. Odpuść. To jest włąśnie to (za przeproszeniem) „miej w doopie”, które doradziłam Rencie, jak tak strasznie się miotała z synem. A mnie wcześniej powiedziała tak Present jak miałam problemy ze swoim. Tłumaczyła mi i tak i siak i owak, pięknie i mądrze, jak to Present (pamiętacie niektóre Present? Ja miałam przyjemność poznać osobiście). A ja nic – twardy beton. No to w końcu uzyła mocniejszego słowa. I wstyd się przyznać, ale dopiero wtedy do mnie dotarł jakże głęboki sens i madrość tego trywialnego stwierdzenia. To nie znaczy „bądź nieodpowiedzialna i zaniedbuj sprawy które do ciebie należą”. To oznacza, że nie nad wszystkim mamy kontrolę i trzeba niektóre sprawy zostawić swojemu biegowi. Jen – wyobraź soebie że to np. ja napisałam Twojego posta. Jak wtedy widzisz tę sytuację? Co byś mi poradziła? Ulla – Niebo – do jasnej ciasnej!!!! Proszę mi tu szybciutko odpowiedzieć, czy brak wspólnego dziecka, to jest sedno Twoich problemów z M???? Czy w waszym związku chodzi o to ze nie macie dziecka? Tak czy nie? Czy to jest przyczyna tego ze jest jak jest? Jego chorej zazdrości? Jego ciagłego obwiniania cie za wszystko? Jego ciągłego karania za Twoje domniemane (czytaj wymyslone w jego głowie) zachowania/uśmiechy/ myśli/ spojrzenia/gradobicie i pioruny? Czy on dlatego tak bawi się z Tobą w „ja uciekam a Ty mnie goń” – bo nie macie wspólnego dziecka??? No ja Cię błagam – odpowiedz mi. Bo jeśli tak – TO jest właśnie Jedyny problem w waszym udanym pod każdym innym względem związku, to zwracam honor. Czy Ty podświadomie czy świadomie sądzisz, ze jakbyście już mieli to dziecko, to on by się stał innym człowiekiem? Nie byłby zazdrosny, nie robił scen, akceptował Twojego syna i najważniejsze – przestał cię wciąż porzucać??? Niebo!!! ASiula – nie umiem Ci tak jakos „technicznie” cos doradzić, co masz zrobić w tej sytuacji, bo jest trudna, ale nie ustawaj w działaniu. Jak tak będziesz próbowac i Tu i tam, to cos musi wyjść. Sciskam Aweb – odezwij się! Mmak – napisz do mnie maila (pokaże się po kliknięciu na mój Nick) Niebo – czekam na odpowiedź. Ophrys, ja1972 i wszystkie wszystkie pozdrawiam
  22. Aweb - trzymaj się. My tam wszystkie przecież będziemy zTobą! Abyśmy sie tylko zmieściły... :) Po prostu trzymaj się, nie daj się aby zassać w jakieś nieprawdziwe fluidy i ..będzie dobrze! Będą z Tobą. Optym - masz rację, to poczucie własnego JA jest nie do wyobrażenia! To sie zwyczajnie z niczym nie da porównać. Takie piekne. Coraz cześciej to czuję, choć wcale nie tak znowu cały czas. Ale juz wiem o czym mówisz. A pamiętam jak nie rozumiałam. dla wszystkich
×