Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

takaja79

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez takaja79

  1. Mam czasami taki dzień, jak dziś, że siedzę bezsensu przed koputerem i co chwila sprawdzam, czy ktoś czegos nie napisał. Tak średnio co 2 min. . Normalnie beznadzieja. Zastanawiam się co my robiliśmy kiedyś, kiedy jeszcze nie było w planach dzieci. Teraz życie bez nich wydaje mi się być pozbawione jakiegokolwiek sensu. I jak tu dalej żyć. W ciągu tygodnia, jak jest praca, to jakoś to leci, ale gdy przychodzi weekend, a w szególności wieczór to mnie dolina dopada. I wiem wiem, że tak nie wolno, że sens mojego życia to nie tylko \"posiadanie dzieci\", ale jakoś sobie z tym samotnym życiem nie radzę. Niby mam dużo zainteresowań, robimy też teraz remont, w planie mamy ukończenie naszego domku letniskowego, kredyt...ale...no własnie dla kogo to wszystko? Ach, czy ja jestem jakaś pusta czy co? nie cieszę się z życia, nie doceniam tego co mam, ciągle chcę więcej i więcej. Czy wartość życia ocenia się po ilości dzieci, które wydało sie na świat i udało należycie wychować? Tak sobie filozuję... mam nadzieję,że nie jestem jakimś odlutkiem w moich przemyśleniach. A dlaczego własciwie chcemy mieć te dzieci? Zastanawiałyście się nad tym. Czy to są tylko egoistyczne pobudki, czy coś więcej? Czy może natura nas tak prowadzi, jak dzieci we mgle? Ach \"marud\" mi się dzisiaj uruchomil jakiś. Już uciekam, posprzątam po majstrze, może mi przejdzie, jak z miotłą polatam:)
  2. sylijka podziwiam twoja pogodę i siłę ducha. Wierze, że Twoje odchudzanie zakończy się pełnym sukcesem przy takim bojowym nastawieniu. A co do staranek to kto wie... może za pierwszym strzałem Ci się uda. Ja marzę o bliźniakach, ach pięknie by było...ale jeszcze nie teraz. Na razie jeden dzidziuś w zupełności wystarczy. A nawet będzie, aż nadto tego Szczęścia, no nie wiem jak ja to przeżyję:) Ach warto mieć marzenia. Tylko trzeba miec odwagę, by je realizować. Ale odwagi to nikomu tu na tym topiku nie brakuje. Przesyłam wiosenne uśmiechy:):):):):):):):)
  3. Tylko że w moim przypadku nie było zagrożenia zdrowia ni życia (poza śmiercia na skutek wykrwawienia, ale wyszłam z tego bez uszczerbku ...jestem żyw i zdrów:)). Wszystko jak na ironię goi się znakomicie. Każda z nas jest inna i ma inne problemy. Znam np. parę, która po poronieniu nie chce już mieć więcej dzieci, bo się boją. Kupili sobie psa. No każdy jest inny i trzeba na to patrzec indywidualnie.
  4. Choć Matysia już tam ma w swoim świecie rodzeństwo - Fasolek 13 tygodniowy. Malutki, ale jest. I będzie miała więcej, ale tu na ziemi. Asia b opowiedz nam o swoim Cudzie, jeśli masz ochotę oczywiście.
  5. Matysia 3,200kg i 53 cm, ciemne małe loczki na głowie jak u owieczki i też podobna do tatusia (silne geny pioruny mają) i też moją grupę krwi miała. Była cudna, choć pamiętam ją jak przez mgłę. Nie wierzyłam, że możemy z moim C stworzyć tak piękną i idealną istotkę. I co ciekawe jak mi ją przyniesiono, jak przystalo na 100% mamę, sprawdziłam czy to faktycznie dziewczynka :). Zastanawiające zachowanie. Ach ja jak pragnę ją przytulić. A odeszła od nas w terminie porodu, na skutek odklejenia się łożyska. Też cc miałam, ale za późno niestety. Ach tysiące myśli ciśnie się do głowy, ale trzeba żyć przyszłością i wspominac to co było piękne, czyli nasze cudowne dzieciaczki, ktore na zawsze pozostaną w naszej pamięci. I miejmy nadzieję, że prędzej, czy później będą miały rodzeństwo, czego wszystkim na tym topiku z całego serducha życzę. I sobie też. Dobranoc, pchły na noc i żabki w czapki :) papa
  6. madusia_3 myśle, że z tego chichotania łóżkowego wyjdzie rozchichotany maluch za 9 miesięcy:)
  7. madusia_3 myśle, że z tego chichotania łóżkowego wyjdzie rozchichotany maluch za 9 miesięcy:)
  8. Co nie oznacza oczywiście, że chudzi nie są fajni :) tak mi sie napisało.
  9. Sylikja28 to Twój Pascalek i moja Matysia są rówieśnikami w zaświatach tylko, że ona ciut starsza z 22 listopada 2006 roku. I też zastanawiam się, co by było gdybym, czy mogłam coś zrobić... tak już chyba jest, że matka ma poczucie winy, że coś jeszcze mogła zrobić więcej, ale wszystko przecież zrobiła, tak jak jej serce mówiło i jak najlepiej potrafiła. Więc nie obwiniaj się, jesteś i będziesz wspaniałą mamą, dla której szczęście i zdrowie dziecka jest najważniejsze. A na niektóre sprawy po prostu nie mamy wpływy, albo jest to wpływ bardzo ograniczony. A nasze dzieci kochają nas takie jakie jesteśmy, ze wszystkimi ułomnościami i wadami. Nawet lekarze nie są nieomylni, a co dopiero my. Tylko tak smutno... dlaczego naszych dzieci tu nie ma i gdzie są? Czy są szczęśliwe? Trzeba żyć dalej, mimo wszystko. Życie jest piękne, choć czasami takie niezrozumiałe. Ja mam potrzebę opowiadania o mojej córeczce. Moim marzeniem obecnie jest usłyszeć od kogoś pytanie: A jak ona wyglądała, ile ważyła i o której sie urodziła. Ale nikt nie pyta, wszyscy się boją. A ja jestem z niej taka dumna i nie mogę się nikomu pochwalić. Jak tylko zaczynam cos mówić, to od razu robi się grobowa atmosfera i mam wrażnie że wszystkim psuje humor A Twój synek ile ważył i mierzył, jak się urodził, wielki chłop był? Co by moja Matysia fajnych kolegów tam miała.
  10. Może to dlatego, że staranka w toku i stąd ten dobry humor. Ach jakie to wszystko przykre jest. Sama nie wiem, co o sobie mysleć. Najlepiej iść spać. Papa dobranoc
  11. Dziś mija trzy miesiące od śmierci naszej Matysi, a ja mam nastrój wręcz wspaniały. Człowiek jest nieodgadniony. Caroline_23 bedzie lepiej, może już jutro. A to pytanie bardzo trudne jest, też je sobie zadaję, ale odpowiedzi brak.
  12. A jak to jest z tymi Aniołami, wierzycie w nie? Bo ja mam nadzieję, że moja córunia faktycznie, gdzies tam istnieje w innym wymiarze, ale przekonana nie jestem. Pytam, poniewaz moja ciocia jest zakonnicą... gdy rozmawialam z nią o zasadach koscioła odnośnie dzieci zmarlych przed chrztem i pytałam, co sie z nimi dzieje według dokmatów naszej wiary powiedziała mi po prostu ze żadne dogmaty i mądrości nie są w stanie tego wyjaśnić i sam Bóg najlepiej wie co i jak. No normalnie mnie powaliła z nóg, była tak pewna tego co mowi o Bogu, jakby mowiła o cioci z Katowic, ktora najlepiej wie jak zrobić nadziewana kaczkę. Ach gdybym ja miała taka wiarę, to byłabym dużo spokojniejsza. A jak u was jest, jeśli można spytać, wierzycie że nasze dzieci są Aniołkami i czuwaja nad nami?
  13. Asia b ja tez na samą myśl o swojej zaciążonej kuzynce dostaję dreszczy, a moje serce krzyczy DLACZEGO mnie spatkolo takie nieszczęście, ale wiem że kiedy sie w końcu z nią spotkam, co jest nieuniknione, to za każdym razem bedzie bolalo mniej. Cierpienie i ból mają to do siebie, że sie wypalają- szkoda tylko że przez to trzeba przejśc. Ma sie wrażenie, że sie tego nie przeżyje, ale skoro przeżyłaś śmierć własnego dziecka, to już nic nie jest w stanie Cię powalić! A napewno nie fakt, że koleżanka, czy kuzynka jest w ciąży lub ma dzidzusia. Poradzisz sobie i z tym. Mam nadzieję, że ja też.
  14. dzisiaj w ogole taki debilny dzień jest, wszyscy zaspani chodzą, poddenerwowani, zmęczeni, może trzeba to przespac po prostu, a jutro zaświeci w naszych seruszkach sloneczko a z nim nowa nadzieja. Lola - jeszcze bedzie pięknie... jeszcze bedzie normalnie. Na pewno nie w tej chwili, kiedy ta wredna @ przyszła, ale bedzie, życie jest takie dłuuuuugie. Ale nie poddawaj sie na długo, zrób sobie urlopik od staranek i myslenia o Dzidziusiu, a wszystko sie na pewno ułoży. Niedługo Twoim głównym zmartwieniam będą kupki i odparzenia. Tylko musi starczyć Ci cierpliwości i wiary.
  15. Domyslam się co czujesz, ale chyba nie potrafię pomóc. Te mysli, które są związane z pamięcią o Łukaszku są bardzo trudne. Ale przecież Ty nigdy o Nim nie zapomnisz. Nie możesz sie zadręczać, że akurat tego dnia zapomniałaś, to jest zwykły dzień taki jak inne, kalendarz ustalono przecież umownie. Ty mozesz przeciez równie silnie wspominac Go innego dnia, kiedy akurat przyjdzie w myślach do ciebie. Ach tyle bym chciała Ci napisać żeby uspokoić twoje myśli, ale trudno to wszystko ująć w słowa. Twoje obawy w związku z Fasolką są przecież jak najbardziej naturalne. Boisz sie że zapomnisz, że ciąża przeslania Ci pamięć o Łukaszku. Może w tej chwili tak, ale nawet jakbys chciała to nie zapomnisz, do końca życia bedziesz pamietac że On był, kopał w brzuszku i był slicznym i silnym chlopcem. Bedziesz myslała ile by miał lat, czy miałby dziewczynę, żone, dzieci. Od tego sie nie da uciec. Nie zapomnisz, a codziennie nie musisz przecież wspominać. To nie oznacza że słabiej Go kochasz. Tak po prostu działa nasza pamięć. Na szczęście, gdyz w przeciwnym razie byśmy zwariowali. Tez się obawiam, że kolejne dzieci (ktore mam nadzieję się pojawia) będą jakby w zastępstwie za Matysię, ale to nieprawda. Myślę, że pokochasz małego Groszka z taka siłą, że sama się zdziwisz, że miłość może sprawiac tyle bólu, ale jakże pięknego bólu. Ja nie mam jeszcze dzieci, więc trudno mi sie wypowiadać. Mysle, że bede nadopiekuńcza, przewrazliwiona no okropna matka po prostu. Ale co tam, mam nadzieję ze ze mna wytrzymają. Nie martw sie na zapas, ja wierzę, że wszystko sie ułoży, a takie dni jak ten pewnie jeszcze nie raz wrócą, ale po nich przyjda lepsze, weselsze, pelne nadziei i wiary. Trzymaj za bosą stópkę, on nie pozwoli Ci sie smucić Ja nie jestem osobka silnie wierzącą, ale w moje Aniołki wierzę. No nie wiem, czy cos pomoglam, ale staralam sie co sił w palcach. Przepraszam za literówki
  16. Jeszcze chcialam dodac, ze ta wizyta 6 tygodni po porodzie to byl punkt zwrotny w moim \"zyciu\" po smierci Małej. Poczulam ze wrocilam, ze jestem. Wiem, ze sensu zycia nie mozna uzalezniac od tego czy jest sie w ciąży czy nie, czy ma sie dzieci czy nie. Ale fakt ze gdybysmy chcieli to mozemy zaczac starania, dal mi nadzieję i otuche. W sumie to poczulam sie znowu kobietą. Bo niestety z poczuciem wartosci u mnie krucho po tej tragedii. Ale caly czas nad tym pracuje. Oczywiscie mysle o tym, czy to wypada, tak szybko po smierci Małej (mija 3 miesiace), co ludzie powiedzą. Ach rozna mam mysli.Ale czynie to co mi serce i dusza podpowiada i nie mam zamiaru kierowac sie opiniami innych. Ale co bedzie to bedzie i nie ma co na zapas sie martwic. Moze zanim zajde w ciaze minie te nakazane ilestam. Jedyne czego sie obawiam, to to czy psychicznie dam rade byc w ciąży i co by Matysia na to powiedziała:):):)Ale mysle ze nie mialaby nic przeciwko rodzeństwu i pomoze mi przetrwac te 9 miesiecy pilnując mnie tam z wysokości. Jeszcze raz pozdrawiam wszystkich BEDZIE DOBRZE ZOBACZYCIE- W KONCU KIEDYŚ MUSI!
  17. Do asi b chcialam pisac ale napisze do wszystkich bo moze komus to da nadzieje i otuche. Mianowicie poszlam do mojego gina po 6 tygodniach od porodu, ktory zakonczyl sie cc i smiercia naszej Matysi. Ciecie mialam klasyczne, czyli po staremu, na szybko. Po porodzie wszystko goilo sie znakomicie. Gin na wizycie stwierdzil, ze wszysko wyglada jak \"nowka sztuka\", zadnych zrostow, blizna elegancka i ze jego zdaniem mozemy pomalutku zaczac staranka. To zalezy od nas, czy czujemy sie na silach. Stwierdzil, ze natura dziala w ten sposob, zeby dązyc przede wszystkim do przedluzenia gatunku i dlatego po pewnym czasie organizm w ogole \"nie pamieta\" ze byl w ciazy. Ponadto opowiadal mi o pacjentce ktora w okresie pologu (czyli 6 tyg po porodzie) zaszla w ciaze z blizniakami i wszystko bylo ok, z tym ze ona nie miala cc. Zreszta takie przypadki nie sa odosobnione, czesto sie zdarza wpadka po ciąży. Ja podchodze do tego sceptycznie, nie jestem przekonana. Jednakze poszlam za ciosem i bedzie co ma byc, \"po prostu jestesmy\" i bedziemy sie martwic, jak bedzie juz KIM, a na razie nie ma NIKOGO wiec sie nie martwimy (daj Boże , albo i nie - sama nie wiem). Zreszta nie wyobrazam sobie z zabezpieczeniami, z pewnoscia po prostu bysmy pościli przez te zalecane ilestam. Zabezpieczenie rowna sie odrzucanie nowego zycia, a ja tego nie potrafię. To by bylo na tyle . Dodam jeszcze ze wyniki krwi mam znakomite jestem zdrowa jak przyslowiowy koń. Choc przyznam ze psychicznie to nie jest jeszcze rewelka, ale mysle ze nigdy juz nie bedzie tak samo i ciąża już nigdy nie bedzie zwyklym stanem fizjologicznym jak to mowia \"to nie choroba\". Dla mnie to ... sie nie da opisać, co sie bedzie dzialo w mojej psychice. Ale trzeba być twardym dla Maluszka (Peppetti pamietaj!). Asia b masz taki opis na gg jakbys podsuchiwala moją wczorajszą rozmowe z mężem. Nie jestes sama, pamiętaj o tym! Zawsze mozesz pisac i pytać i wiedz ze mysli sa rozne i nie da sie ich opanowac. A ja mam zal do wszystkich i wszystkiego i nie mam zamiaru sie tego wstydzic. Taki mam etap, pewnie minie> pozdrawiam wszystkie ciężarowki (ach ach zazdroszcze) i całą ekipe starajacych, niesterajacych, wahajacych i innych się. Papa (pewnie jest duzo literowek ale nie mam sil tego sprawdzać sorka)
  18. I jeszcze dla ludzi o mocnych nerwach \"Czy śmierć dziecka może przynieść jakąś korzyść?\" Taki jest jeden obszerny rozdział w tej książce. I co Wy na to? Ja cały czas myśle i szukam odpowiedzi- gdzie tu sens? Pomalutku go odnajduję, ale nieśmiało, bo to bardzo boli.
  19. O matko, ale tego wyszło, no ja to już nie mam umiaru. Jak juz zacznę pisać, to nie potrafię skończyć hihi.
  20. do Niuuusi i nie tylko. Pisalam o tej ksiazce w okolicach 20. 01 i oto co napisalam: >\"O dziecku, które odwróciło się na pięcie\"- ksiązka daje do myślenia, czasami nawet troche za dużo. Ja jestem wdzięczna autorce, gdyż zwróciła uwagę na wiele problemów i rozważań, które z powodu cierpienia po stracie córeczki, byly poza moim zasiegiem. Mialam i mam nadal mozliwosc przemyslenia sobie wielu spraw, aby swiadomie podjac walke o kolejne dziecko.< Trudno mi powiedzieć, czy ta książka przypadnie Ci do gustu. Ja z natury jestem osobą dociekliwą i lubię drążyć różne tematy. A szczególnie te związane z moimi uczuciami i odczuciami po śmierci córeczki. Jeśli denerwują Cię różne przemyślenia dotyczące przeżywania ŻAŁOBY po poronieniu to nawet do niej nie sięgaj. W sumie po przeczytaniu tej książki zaczęłam się zastanawiać nad ponownym (czyt. jak najszybszym) zajściem w ciąże w celu ukojenia bólu i żalu. To może być zgubne działanie, choć wydaje sie być takie oczywiste. Doszłam też do wniosku (który byćmoże wyda się niejasny), że dziecko poczyna sie w nas nie dla nas samych ( w celu spełnienia naszych marzeń, czy żebyśmy mieli kogo kochać itp.), ono poczyna sie samo dla siebie, dla własnego życia , a nie dla nas. Dlatego, kiedy już zamieszka w brzuszku to nie rodzicom powinno sie gratulować, ale właśnie jemu. Czyli dziecko \"JEST\" a nie się je MA. Ono do nikogo nie należy. My jesteśmy tylko rodzicami lub opiekunami. Próbowałam sobie też odpowiedzieć na pytanie, czy ja mam prawo dawać kolejne życie skoro dwa już \"zmarnowałam\" (nietrafne słowo, ale innego nie mogę znaleźć). Ile jeszcze razy można, przecież to są ludzie ( w prawdzie bardzo malutcy) tacy jak my byliśmy i oni umierają, bo dałam im życie. Może czas \"oddać zabawki\" i przestac bawić sie w \"rodzinę\". Tak w wielkim skrócie chciałam opisać, jakie mysli obudziły sie w mojej głowie po przeczytaniu tej książki. Ja takich przemyślen potrzebuję , aby wszystko sobie jakoś poukładać i zacząć żyć na nowo. Ja jestem zadowolona bardzo z tej książki. A zresztą, co szkodzi przeczytać, krzywdy nie zrobi. Ale nagadałam, zrozumiałe to w ogóle jest?
  21. \"Poczwarka\" naprawdę dobra książka. Czytałam, byłam zaskoczona i wzruszona (a nie łatwo mnie doprowadzic do łez). Daje nadzieję, nawet gdy z pozoru jest badzo źle (pomimo, że nie kończy sie happy end\'em). Polecam
  22. Bardzo przewrotny jest ten swiat w jednej chwili radość w drugiej smutek. Ale my kobietki mamy w sobie wiele sił i się nie poddamy. Zastanawiałyście się, czy jesteście obecnie szczęśliwe? Bo ja jestem. Pomimo tego, że Matysia odeszła, jestem szczęśliwa.Wszyscy mówili \"co za nieszczęście\" No radości nie ma, ale dla mnie to cud, że moja córeczka wogóle zaistniała ( po poronieniu wydawało mi się to niemożliwe, że można urodzić dziecko- takie cudowne, pachnące, z cudnymi stopkami). A jednak ona była i jest w moim sercu, jestem z niej taka dumna. Ból po stracie dziecka (nieazależnie od wieku) pozostanie do końca życia, ale skoro jestesmy na tym forum (o tym tytule) to oznacza, że możemy w przyszłości być mamami dla małych istotek. A to już naprawde dużo. Nie wszyscy mają to szczęście. To że tu jesteśmy oznacza też, że mamy przy sobie kogoś kochanego, wspaniałego z kim idziemy razem przez życie i planujemy przyszłość. A to też ważne. Bo cokolwiek by się nie działo, nie jesteśmy same. No i przede wszystkim żyjemy. A to największe szczęście, nie wszystkim jest dane. Więc czujcie sie szczęśliwe i dumne z własnego życia. Bo życie jest piękne mimo wszystko.
  23. Ja Ciebie znam wirtualnie z topiku Listopad 2006, ktory czytałam sobie jak byłam w ciąży z Matysią. I dobrze pamiętam Łukaszka, który narodzil sie za wcześnie i Ciebie, jak dzielnie pisałaś o swoim cierpieniu po jego śmierci. I dzięki Tobie wiem, że wszystko można przeżyć, nawet największy ból i rozpacz, a nawet myśleć optymistycznie na przyszłość i skutecznie walczyć o nowe życie (czego dowodem jest Mały Groszek w Twoim brzuszku). Dzieki takim dzielnym kobietkom jak Ty, moja nadzieja nie umiera.
  24. Peppetti Cudownie, że Groszek jest cały i zdrowy. Bedzie z niego kawał łobuziaka, skoro juz teraz tak broi i denerwuje Mamusię. A może to bedzie Groszkowa? Chociaż trudno mi w to wierzyć, ale mam nadzieję, że tak jest. Że każde życie i śmierć ma sens. I Łukaszek siedzi teraz nad Wami z bosymi stópkami i czuwa.
  25. Dla peppetti Czy myślałaś kiedyś, mamo, Kiedy ziarno me zasiałaś, Kiedy tchnęłaś we mnie życie, I jak rosnę doglądałaś W swych marzeniach o mnie mamo, Rozpatrzonych tak dokładnie, I w oczekiwaniach długich, Aż w twe serce się zakradnę, Czy myślałaś wtedy mamo, Że i ja cię planowałam, I na własną mamę właśnie Ciebie upatrzyłam? Mame która słodko pachnie I ma śliczne białe dłonie, Która czuła jest, kochana, I potrafi lęk odgonić? Kiedy nadszedł czas porodu, Czy postało w twojej głowie, Że gdy ty myślałaś o mnie Ja pragnęłam ożyć w Tobie? I jak leżę w twych ramionach, Czy wiedziałaś, sama nie wiem Że gdy tak mnie poczynałaś, To ja wybierałam Ciebie. Kochana Peppetti nie potrafie sobie wyobrazic jak strasznie boisz się o swoje małe dzieciątko. Ja jestem na etapie starania sie o nowe życie po smierci naszej Matysi (22.11.2006- umarła przy porodzie) i juz sie boje, co to bedzie, jak wytrzymam te 9 miesięcy. Próbuje to sobie wszystko jakoś ułożyć, latwo jest powiedzieć \"nie denerwuj sie, bo to szkodzi dziecku\". Ale spójrz na to ze strony małego Groszka i twojego Aniołka Łukaszka. Oni Ciebie wybrali jako swoją mamę ze wszystkimi tego konsekwenjami. Spraw, aby Groszek miał wspaniałe życie, nawet jeżeli byłoby to kilka tygodni. Przecież chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, nawet jeżeli musza nas opuścić- tak jak Łukaszek i moja Matysia. Ja ostatnio wspominałam ostatni dzien mojej córeczki, jak była jeszcze w brzuszku i zarzucam sobie że tak bardzo sie denerwowała(nie czułam ruchów), pusciłam jej nawet głośna muzykę żeby sie poruszyła. To chyba nie było dla niej miłe. I tak sie nie poruszyła. Dopiero wieczorem na wizycie u lekarza usłyszała bicie jej serduszka. Teraz duzo bym dała żeby ten Jej ostatni dzien był spokojny i radosny, a nie przepełniony nerwami i stresem. Postaraj sie o raj w brzuszku dla Twojego Groszka, on Ciebie wybrał. I tego się bede trzymać, jak juz zamieszka u mnie dzidziuś. Choćby to miałobyć tylko kilka tygodni. Mam nadzieję,ze starczy mi wtedy się. No ale mama musi być twarda, co nie? Mam nadzieję,że za bardzo tego nie zagmatwałam i da sie odczytać moje myśli. Jestem z Tobą Peppetti.
×