Kalipanta
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Kalipanta
-
Przezylam w sumie mily dlugi weekend. Nie sama - z przyjaciolmi. Tak, rozmawialam. Maz nie widzi problemu - grochem o sciane. Co wiecej znowu przyjechal nastawiony na mnie - przeciw mnie. Ale obiecal, ze bedzie uzgadnial wszystkie wyjazdy i spedzal czas ze mna. Trwało tydzień. Tylko ze piatek pozny wieczor telefon od mamusi, ktora meza wzywa, zeby przyjechal na weekend cos zrobic/pomoc. Telefon o tej porze sugeruje ze cos sie stalo ( chyba ze dzwonia znajomi w koncu weekend, moze jakas impreza itp)-ale nie spodziewalam sie, ze to babsko bedzie tak nachalne zaborcze i natarczywe. Próba sił przegrana. Maz pojechal do niej skoro swit w sobote. Dzis jest wtorek, malo ze soba rozmawiamy. Placze trzecia noc podpuchniete w pracy oczy. Teraz szperam o pozwach rozwodowych. Jeszcze tylko odwiedze tzw specjaliste kryzysowego. Jestem zalamana...na meza patrze z niechecia, to sie zrobil jakis obcy czlowiek! Ale mi go zal, jest tak zindoktrynowany. On przeciez wie, ze zle zrobil, ale staje po stronie mamy.
-
Poradnia małżeńska - tak, próbowałam. Ale to dwie strony muszą chcieć i widzieć problem. Mąż nie widzi problemu mamusi, tylko to ja sobie wmówiłam. Nie ma sensu jeśli tylko jedna osoba chodzi na spotkania. Zgadnijcie gdzie jedzie mąż na ten długi czerwcowy weekend...a jakże, do mamusi. Z łaski spędza ze mną jeszcze ten dzisiejszy wieczór. Wiecie jaką ma minę? Ja już nie mogę...ale Wam życzę wytrwałości w szkoleniu mężów i wytrzymywaniu w towarzystwie kochanej mamusi. Szykuję się do generalnej rozmowy w niedzielę po jego powrocie. Macie rację - to ja muszę być najważniejsza - by nie zwariować.
-
Pewnie tak będzie, pokolenie teściowych złych to przecież my...potencjalnie... a ja z rodziną męża zrywam kontakt i nie rozmawiamy o tak \"wdzięcznym\" temacie. tylko wk***lam sie, kiedy w sobote telefon meza dzwonil i dzwonil od 7.30 rano (wysypiamy sie wreszcie w weekend przeciez!) i maz odebral w koncu (moze cos sie stalo) a to mamusia pytala czy on moze przyjedzie...powiedzialam glosno (lezac obok na lozku juz rozbudzona i zla) kto to dzwoni tak rano i to niekulturalne o tej porze tak wydzwaniac z duperelami. wiem ze uslyszala. Maz poslal mi grozne spojrzenie i szybko skonczyl rozmawiac. Powiedzialam mu wiec ze nie zycze sobie takich niemilych rannych pobudek. Ale meza tez zdenerwowal ten poranny telefon, zwlaszcza ze nic sie nie stalo. Wiecie, jestem zmeczona mezem, ta sytuacja, niechec jego rodziny mnie przerasta. Wiecie jak taki poranny telefon psuje nastroj? wrrrr
-
czy jest na forum psycholog?
-
\"Kalipanta - wszystko ok, tylko dlaczego rozciągasz złośc na teściową na całą rodzinę...? Jesteś na nią zła, masz powody, ale dlaczego obrażasz się na szwagra, bratową i bratanka? Bo mają wiecej niż wy...? Takie to trochę małostkowe. Czy gdyby to twój mąz był hołubionym, i obdarowywanym synusiem, to byś powiedziała - nie, za dużo tego, dajcie coś tez szwagrowi? Nie dziw sie, ze biorą, jak ktoś daje...\" Prezent slubny to gest, to moze byc cokolwiek. Nie bylo niczego co uwazam za dowod, jak tesciowa traktuje nasze malzenstwo. Nie oczekuje kupowania nie wiadomo czego, to ma byc mily gest, cos co sie przyda malzenstwu, osobom mieszkajacym razem, reczniki, posciel, talerze?Moze byc cokolwiek!. Nie zadam wyprawiania wesela i kupowania mieszkan, ale czy to jest sprawiedliwe? I czy mozna sie tak tym chwalic wielokrotnie mowiac, jak to sie pomaga finansuje organizuje itp. wiedzac ze my zyjemy z jednej malej pensji? Na swieta Wielkanocne -to byl poczatek ciazy, ale byl. Rozumiem, ze nic nie mowili, moze bylo za wczesnie. W maju juz bylo OK, ale nic nie bylo widac. W maju pod koniec zaprosili nas szwagrostwo na obiad (tesciowa i nas) i wtedy pojechalismy ogladac nowe mieszkanie-kawalerke (nie wiedzielismy o tym zakupie), tesciowa chwalila sie, ze pomogla je kupic a szwagrostwo chwalili sie, ze bardzo ladne i kupione z duza pomoca mamy. Nie chodzi o to ze zazdroszcze czy jestem malostkowa...uwazam tylko ze relacje w tej rodzinie sa takie ze ja nie chce juz w niej uczestniczyc, dosc upokorzen. Ostentacyjnie sie chwalic, wiedzac, ze my mamy inna gorsza sytuacje a ja wtedy bylam bezrobotna pol roku... Tego sie nie da opisac tak slowami, takie sytuacje trzeba przezywac samemu. Co ja Wam mam napisac...ze tesciowa nie raz przyznawala przy mnie, ze druga synowa jest taka pracowita... a ze syn (szwagier) zostal pracownikiem miesiaca jakiegos dzialu i opisala to gazetka pracownicza? Ona to mowila takze przy moich rodzicach, na spotkaniu rodzinnym, pokazywala gazetka a potem wzdychala mowiac, ze to juz czas zebym i ja znalazla prace....(podtekst: jej synek trafil na debilke i naciagaczke ktora musi utrzymywac no bo malzenstwo itp) A mnie miala za oferme bo bezrobotna i malo obrotnie szukajaca pracy...A jak zaczelam prace i zaczely sie szkolenia za granica to mowila ze jestem taka \"swiatowa\" i ze jezdze za granice! Juz pisalam jak mnie ogladali jaka mialam kurtke. Jak kosmita sie czulam. A jak bylo za granica? A co jadlas a co pilas a czego sie uczylas a w jakim jezyku mowilas ...oj... Tesciowa to jest taki typ czlowieka, ze licza sie - dobra rzeczowe i - holubienie tej a nie innej osoby i dawanie tego do zrozumienia. Dlatego mysle, ze szwagrostwo nie powiedzialo mi nic a wrecz powiedzieli mezowi zeby mi nie mowil - wiedzial od pol roku. Moze tesciowa uznala, ze nie powinnam wiedziec? Szwagierka tez mi dogryzala - ze ja taka wyksztalcona czyli znam jezyki a bez pracy... W Wielkanoc mi tak dokuczyli ze plakalam, Boze Narodzenie-tragedia. Pierd...taka rodzine. Gorzej z mezem - kocham go ale chyba juz nie wychowam. Wiecie...to jest powod rozwodu. Przytlacza mnie to od dwoch lat...
-
Dzięki jeszcze raz za maile. Może tylko wyjaśnię - teściowa, teścia nie ma ( nie żyje z 10 lat?). O nim wogole sie nie mowi (temat tabu chyba wiec sie nie dopytuje, ale ani razu przez zadne swieta i odkad znam meza nie bylismy na grobie). Moze dlatego jest to w rodzinie wszystko jest postawione do góry nogami. Mąż mówi jak to mamie jest ciężko, jeździ pomagać na wieś (ciężka praca). Przez to że jest ciężko mi też jest przykro, no bo jak, może mam pomóc finansowo skoro sama byłam bezrobotna długo, a nadal mieszkamy z rodzicami bo nas nie stać na kredyt...Mam też taki cichy żal, że tesciowa tak hołubi średniego brata, że zorganizowała wesele i pomogła kupić mieszkanie, mimo że cały czas narzeka jak jej cięzko. Rozumiem to ze ma ciezko i ja bym pieniedzy nie przyjęła ( potem może by mi wypominała ile to ją kosztujemy...). Ale zeby było jasne, nie chodzi i pieniądze tylko o zasady, o gest, o jakiś sympatyczny ruch. Czemu tego nie ma? Sa jakies ruchy pozorowane. Mąż kwitował zawsze swoje jazdy tam i pomaganie: no bo kto mamie pomoże? A ja zawsze miałam pretensje ze on jedzie tam sam, a gdzie reszta rodziny?Sredni brat? Nie mogl przyjechac pomoc bo mial dyzur w pracy itp. Maz ma pretensje ze ja narzekam jak on pomaga mamie. A on zawsze jak jedzie tam sam przyjezdza naburmuszony i zly na mnie nie wiem za co. Coraz mniej mi sie to podoba i rzeczywiscie rzutuje na nasze relacje w zwiazku. Po tych swietach otrzezwialam, bo jak widze nie jestem sama w takim traktowaniu przez tesciowe. Ciagle tylko widze jak moja poczucie winy bierze gore, moze to sposob w jaki zostalam wychowana nie pozwala mi otrzasnac sie z tego psychicznego cisnienia. Np. moze ta kurteczka byla za bogata? Moze mam za dobry samochod (dobry czyli lepszy niz stary gruchot)...moze nie wypada jezdzic za granice bo ona nie jezdzi bo nie ma pieniedzy? Pewnie ze przejmuje sie tym jak mnie widza, takze w rodzinie meza. I wyrozniam sie wsrod nich po prostu...no to papuge golebie zadziobia. A maz...tak, bardzo mnie zranil i wie o tym. Rozmawialismy. To jest jak ostrzezenie. Bardzo sie czuje upokorzona i odrzucona. To jest trudne jak czlowiek ktorego kochamy czyni nam przykrosc. Maz tez teraz sie czuje teraz winny ze nie powiedzial wczesniej - podzialalo to o braku szacunku do zony. Tesciowa nie dzwonila w sylwestra ani pozniej i nie bede chciala z nia rozmawiac ( o czym). Teraz nasze relacje beda stosownie zdystansowane, ja sie nie bede denerwowac bo sobie nie zasluzylam. Macie racje, serdecznosci w typie pocztowkowym przekazywane przez meza i tyle w temacie. Nawet bez prezentu bo mnie nie stac. To nie jest moja rodzina i wole szczerze przebywac wsrod znajomych niz wysluchiwac zlosliwych pytan i komentarzy. A wierze ze maz sie poprawi bo to jest moj maz. Ja jestem jego najblizsza osoba i jesli tak mnie nie bedzie traktowal przestane go kochac. Tylko co bedzie powodem rozwodu? Tesciowa?