cytrusowa
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez cytrusowa
-
problem z miesiączką - o co chodzi?
cytrusowa odpisał cytrusowa na temat w Antykoncepcja, płodność / Ginekolog
no dalej pobolewa kurczliwie podbrzusze. Jest godzina 15, a ja dopeiro mam drugą zwykłą podpaskę - w koću coś zaczyna sie na niej pojawiac, ale to coś w rodzaju śluzowatej krwi koloru brunatnego. Sorry za tę dosłowność, ale się martiwię. Niestety nie mam możliwości pójścia do lekarza, więc Wy mi pozostałyście. -
problem z miesiączką - o co chodzi?
cytrusowa odpisał cytrusowa na temat w Antykoncepcja, płodność / Ginekolog
myślisz? Mimo, że jakieś tam krwawienie jest, to zrobić test? -
dziewcynki kochane, pierwszy dzien z zycia 28-latki i wiecie jak go zaczęłam? Oblałam się wrzątkiem!!! I to z termofora, bo oczywiscie dzis akurat moj znienawidzony comiesięczny dzien. Wylałam na siebie wrzątek z termoforu i wyglądam jak zombi, hehe. Dobrze, że to jest zakryte, ale mam nadzieję, że to, co teraz tam sie znajduje, to zejdze i nie będzie śladu. Dzięki za zyczonka i rady dobre, którymi do tej pory mnie obdarzylyście. Pomaga. Naprawdę. Dziś jest mi lepiej, bo skupiam sie na bólu oparzenia
-
Magarta, tak zatoczka to właśnie to wciskanie się. Mam taki nieokreślony lęk przed tym, że puknę inne samochody. Bo ja jestem strachliwa bardzo i nerwuska. A tu w Niemczech to jest ponoc na porządku dziennym, że sie kogoś lekko puka, tąca - niewielka prędkośc, prawie zerowa, a więc zadnego śladu. Ale chodzi o samo uczucie, jak kogoś autko dotkiniesz. Mój mężuś ostanio pchnął jedno i az sie zdziwilam, że ma takie podejscie. Fakt, zadnego sladu, tylko poruszyl sie ten przed nami. No bo jak mozna jakiemus autku cos zrobic, jesli wykonujesz manewr z predkoscia chyba 2 km, hihihi A ja uwielbiam parkować tylem ale nie do zatoczki, tylko normalnie i boleję nad tym, że tu tak nie parkują. Jak będę na Swięta w Gdańsku to się naprakuję za wszystki czasy. Kurde, a jak już piszę o gdańsku - wiecie co? Poraża mnie świadomosc podróży do Gdańska z Kolonii - to około 1200km i robimy to na dwa, czyli z postojem w Braunschwigu. Ale mimo wszystko...
-
Magarta, tak zatoczka to właśnie to wciskanie się. Mam taki nieokreślony lęk przed tym, że puknę inne samochody. Bo ja jestem strachliwa bardzo i nerwuska. A tu w Niemczech to jest ponoc na porządku dziennym, że sie kogoś lekko puka, tąca - niewielka prędkośc, prawie zerowa, a więc zadnego śladu. Ale chodzi o samo uczucie, jak kogoś autko dotkiniesz. Mój mężuś ostanio pchnął jedno i az sie zdziwilam, że ma takie podejscie. Fakt, zadnego sladu, tylko poruszyl sie ten przed nami. No bo jak mozna jakiemus autku cos zrobic, jesli wykonujesz manewr z predkoscia chyba 2 km, hihihi A ja uwielbiam parkować tylem ale nie do zatoczki, tylko normalnie i boleję nad tym, że tu tak nie parkują. Jak będę na Swięta w Gdańsku to się naprakuję za wszystki czasy. Kurde, a jak już piszę o gdańsku - wiecie co? Poraża mnie świadomosc podróży do Gdańska z Kolonii - to około 1200km i robimy to na dwa, czyli z postojem w Braunschwigu. Ale mimo wszystko...
-
och dziękuję Wam kochane za wszystkie odpowiedzi, a było ich dużo. 1 - dziękuję za życzenia urodzinowe, bardzo miło to czytać; 2 - samochód: jezdże, a jakże, tylko najchętniej bez parkowania w zatoczce. W Polsce miałam służbowy samochód, śmigałam jak odrzutowiec a tu poczułam (przez te wredną zatoczkę), że nie potrafię. Czemu Niemcy nie parkują tyłem na ten przykład? Bo ja uwielbiam! No nic, faktycznie przyjdzie mi poćwiczyć; 3 - przyjaciół tu nie mam żadnych, znajomych też - jest tylko mąż i jego rodzina w Brunschwigu (czy jak to się tam pisze), więc raz na kilka m-cy odwiedzamy ich; 4 - przyjechałam do Niemiec pod takiem warunkiem, że będę jedziła do Polski tak często, jak tylko będę chciała. Ale mąz już zaczyna się stawiać, bho nie rozumie, że można tęsknic. Ha! Ale ja sie nie dam, i pojadę niedługo. Powiem wam, że on stosuje szantaż emocjponalny! Niestety! A ja jestem miękka:-( 5 - z tym zwiedzaniem to jakiś pomysł, choć nie cierpie zwiedzac muzeów i innych tzw. atrakcji. W Londynie na przykład, jak byłam pierwszy raz, to zleciałam to co trzeba zobaczyc w kilka dni, następne wyjazdy to już była tylko szkoła, praca i rozrywka No ale do Londynu to ja jechałam dla przyjemności, z przyjemnością i mam tam siostrę z mężem!!! 6 - doceniam to, że mogę z Wami poklikać, nawet nie wiecie jak bardzo! Bez tego bym wyschła. A i mogę zaspokoić moje pragnienie pisania...Takie zboczenie polonisty, hihi A drugim zboczeniem są książki lub ogólnie czytanie, które uprawiam miedzy innymi na tym forum; No i nie wiem co jeszcze chciałam napisać:-( Skleproza nie boli, w końcu to już 28!!! Jak mi się przypomni, to jeszcze napiszę:-) Buzka dla Was wszystkich i wirtualnie zapraszam na torta i alkoholek!!!!:-)
-
tak, to ja - z kobiecej polonii chodze do szkoly, ale nie amm zadnych znajomych z tej szkoly, bo nie ma jak sie dogadac, hahaha. Chyba, ze na migi. No i tak trafilam fajnie, ze wszyscy sa dzieciaci, zonaci i zajeci swoimi obowiazkami. Ciezkie jest zycie zony pracujacego w Kolonii Wiecie co? za tydzien bede juz miala swoja karte, wiec o tyle bedzie mi latwiej. No i zawsze bez pytania moge se kupic bilet do Gdańska... Że nie wspomne o zakupach:-) Samochod sobie stoi, mezus wrecz mnie zmusza do jazdy, a ja sie tu boje. po prostu. Chyba najbardziej boje sie parkowania.Tak, parkowania w zatoczce i wciskania sie do tej zatoczki miedzy dwa samochdy. Bo tu nikt duzo miejsca nie zostawia i jest ciasno jak cholera! Ehhh. Tez bym se poczytala - szkoda, ze tu nie ma polskiej biblioteki. Wyobrazcie sobie mainiaczke ksiazek, polonistke z wyksztalcenia, ktora nie ma co czytac, poza wywiezionymi z gdanskiej biblioteki ksiazkami. Ale je oszczędzam, bo juiz mi tylko jedna zostala nieprzecztana. hmmm...
-
oj muszę Wam ponarzekać chyba dzisiaj. Jutro mam urodziny. I co z tego? Nie mam tu żadnej przyjaznej duszy typu znjomi. Kurcze, wiem ze humor będę miała zepsuty:-( A w Gdańsku zawsze cos się działo: ktoś dzwonił, albo kogoś spotkałam, czy robiło sie imprezkę. A teraz...mam dośc bycia tutaj. I to nie jest śmieszne. Każdemu by się odechciało mieszkać w kraju i mieście, gdzie nie ma się znajomych, jest sie samotnym momo, ze ma sie kochającego męża. Ale on jest tylko wieczorami... Buu.....jak mi smutno. Dobrze, że mogę Wam napisać jak się czuję. Zawsze jakaś ulga. Bo gadać i tak nie mam do kogo. Chyba, że do siebie, co czasem czynię by nie zapomniej języka w gębie. Ehhh, dlaczego jest tak ciężko dziewczyny? Wam też tak jest ciężko? Nie pracuję, siedzę dniami w domu, wychodze się przejsć ale w okolicach juz wszystko obeszłam. Ile można też chodzić po sklepach... I zdana w 100% na mężą - strasznie dołujące. Czuję się poniżona. Wiem, że to głupio brzmi, ale takie mamm odczucia. Przed ślubem, i w Gdańsku byłam samowystarczalna, wygadana...a tu: ehh, szkoda gadać. Dobra dziewczęta, idę zmyć naczynia, może to mi pomoże. Już dzis posprzątałam całe mieszkanie, ale to nic nie dało. To teraz naczynka. Papapapapapa
-
halo, to ja - dawno mnie nie było,ale jakoś tak wyszło. Czy ja dobrze widzę, że ktoś z nas ma na dniach urodziny? Proszę mi sie przyznać - muszę wiedzieć z kim mam wirualnie składać sobie życzenia w czwartek!!! A poza tym tu w Kolonii konczy sie karnawal, wczoraj mialam okazję zobaczyc, jak sie wariaci rzycają w tłumie, by tylko zlapać jak najwiecej cukierkow. Za cenę kopnięcia, popchnięcia sie czy kopnięcia. Ale mieli radochę. No i chleją bez umiaru. Fajnie to wygląda - cały rok udają, że nie piją lub sie czają, a w Karnawale nagle upijają sie jawnie wszyscy-od młodzieży po stare babcie! Ale mialam ubaw!!! AA, no i chodzą poprzebierani - najczęsciej za więzniow i klaunow. Ale jeden facet przebił wszystkich - przebrał się za jaskiniowca. Ledno plusowa temeratura a on skąpo owinięty jakimiś skrawkami futerka. Ciekawe ile wcześniejw ypił na rozgrzanie...
-
kochane, dzis jestem po pierwszym dniu wszkole językowej. Bo nie wiem czy napisałam, ale przyjechałam do Niemiec bez znajomosci języka niem. Mój mężulek postanowił mnie zapisać na 3 miesieczny kurs językowy. I powiem Wam jedno - uczucie po prostu \"super\", czylam sie jak debil! Siedzę na zajęciach i nic nie kumam, czuję się wtedy taka tępa:-( Zdecydowanie preferowałam naukę angielskiego, np. na kursach w Londynie - to była prawqdziwa nauka, bo moj angielski jest na wyżdzym poziomie, zdecydownaie wyższym od niemieckiego. Ehhh... Wogóle tak jakoś...ja też nie lubię poniedziałków. I nie lubię mojej sytuacji - wczoraj znow nie mogliśy zasnąć, znowu poważna rozmowa, oboje już mamy dośc, sytuacja jest dla obojga cieżka. I jeszcze ta świadomośc, że nie jestem tu na chwilę, tylko minimum rok - poraża mnie, naprawdę! Czuję się tu samotna, jestem sama - a w Gdańsku byli znjomi i rodzinka, mamuśka z którą mogłam zawsze poplotkować, wyskoczyć na zakupki = moja największa przyjaciółka. A tu mam tylko mojego M. Wczoraj przed kosciołem wyszłam szybciej od niego i byłi znajomi - uwierzycie, że mnie jeden, najbliższy kolega (był u nas na ślubie) mojego M.nie poznal!!! Poniżające dla mnie. A potem mój M. postanowił zbratać się z sąsiadami, namowił mnie żebyśmy na chwilę do nich wpadli. I co? I siedziałam jak głupia i uśmiechalam się glupawo podczas gdy oni se szprechali. Boże, myślałam, że się poryczę. Chciałam wybiec, ale stwierdzilam, ze nie będę robić scen. Ehhh. konczę moje zale bo tylko zaśmiecam forum
-
jak ja lubię podczytywać to, co piszecie. I wyobrażam sobie jak jest tam, gdzie Wy jesteście. Jak sobie żyjecie, co robicie w ciagu dnia...jakie macie przyjemności, obowiązki... Widzę, że spora częśc się jeszcze dokształca niekkoniecznie językowo:-) Mnie niestety obejmuje dokształcanie językowe, a właściwie niemiecki od podstawi, a poza tym studia w Polsce. ivetta, to jest nas dwie:-)
-
jak ja lubię podczytywać to, co piszecie. I wyobrażam sobie jak jest tam, gdzie Wy jesteście. Jak sobie żyjecie, co robicie w ciagu dnia...jakie macie przyjemności, obowiązki... Widzę, że spora częśc się jeszcze dokształca niekkoniecznie językowo:-) Mnie niestety obejmuje dokształcanie językowe, a właściwie niemiecki od podstawi, a poza tym studia w Polsce. ivetta, to jest nas dwie:-)
-
a ja mam jeszcze pytanko - jak zrobić, by w mojej stopce zamiast adresu www pokazal się odnosnik na tę stronę jakoś zatytuowany?
-
AMBERANGELIC Arlington Hts, IL 1974 7,7 ANANKA Bufallo N.Y. 15 m-cy AKARA Amsterdam 1980 10 m-cy BARB okolice Chicago 1979 3 BAGATELKA Duluth, Minnesota, USA 1972 15\'3\'\' BASTA Bradenton, FL ? 3 m-ce CAFEE Szwecja, Sztokholm 1977 10 m-cy CYGNUS Chicago, USA 1979 1,5 CYTRUSOWA Koeln, Niemcy, 1977, od grudnia 2004 DARK ELF Springfield, IL 1977 2 ESJA Islandia, Reykjavik, 1980, 4 lata EWULEK Schaumburg, IL 1978 4,5 FRANCI Mahopac, NY, 1982, od 10/2004 FUNKIA okolice Chicago, IL 1970 15 GODA Litwa 1960 od urodzenia IZZA Lutsen i Grand Marais/MN 1978 25 m-cy JAY Charleston, SC 1975 2 JOASKA Francja 1979 pol roku KOKUS Tarnobrzeg, PL 1963 wakacje K-11 * Kanada * 1969 14 KaHa Greenville, SC 1969 4 Kasiuga Stuttgart 1983 od marca 2003 KLARYSA Bruksela ? ? MAYENKA Toronto, Can 1981 1,3 MARGOT Francja 1980 2 lata z hakiem MASHA Austria 1972 3 lata MARZENUSIA Okolice Chicago, IL 1984 1,6 NANECZKA Niemcy, Monachium, Bawaria 1975 5 NIKA_AU Sydney 1973 16 lat PIWONIA Okolice Chicago, IL 1977 11 SIMONA CINAMONA Shreveport, La 1977 2 lata SQUIRLEY Tega Cay, SC 1978 3,5 TULIPAN Haga 1978 2,6 WARIATKAZWARIOWANA Luxemburg 1984 od 9.2003 *ZACZARUJ MNIE* Westfield, NJ 1974 2,5
-
poprosze o jakies namiary, bo nie moge sie wpisac w ta liste alfabetyczną, hihi
-
No ja nie wiem, czy w mojej \"mowie\" samoprezentującej sie napisałam coś o dzieciach. Bo widzę, że ladny wątek tu się stworzył, hihi. Ja za niecały miesiąc będę swiętować 28 urodziny. I to już teraz jest czas refleksji... Kiedyś, jeszcze do niedawna obiecywałam sobie że dziecko będę miała około 30 roku zycia, najle[piej mając właśnie 30 lat urodzę pierwsze. Mojego mężusia ukochanego poznałam w 2003 roku, małżeństwem jesteśmy od wrzesnia 2004 roku i .... I zaczęłam poważnie myslec o dziecku. Mąż zresztą od początku. To on jest moim motorkiem. On mi dodaje energii. Sytuacja jest u nas dosyć dzinwa, choc moze nie dziwna a skomplikowana? Cholerka wie. Wciaż nie mogę skończyć studiów, w tym roku obiecałam, że to zakończę.Sobie i ojemu mężowi. Dla tak zwanego komfortu psychicznego. W zwiazku z tym, że w czasie dziennych studiów pracowałam na etact, troche mi się to wszystko opoznilo, zrezygnowalam z pracy. Potem jezzdzilam do Męża, ktory pracowal w Niemczech, potem wrocil do Gdańsa, dla mnie no i sie pobralismy. I chcilismy życ w Polsce. Ale oczywiscie klopoty ze znaleznieniem pracy przeze mnie, mąż sam coś kręcil, ale w naszym cudowanym kraju trzeba miec staly doplyw gotowki i zatrudnienie na etat, choc jedna osoba. A jeszcze kupowalismy mieszkanie, no i...zabrakło kasy. Podjęlismy decyzję o przyjezdzie tutaj, tak do dwoch lat, męza przyjęli spowrotem do firmy. A ja przed swietami, jeszcze przed podjeciem tej decyzji, zaproszona zostalam do dwoch firm na rozmowy. Z jednej zrezygnowalam jak zachcialo im sie, bym popracowala dla nich jeden dzień gratis, w srode przed wigilią, dopiero potem podjeliby decyzję,a druga firma...Uwierzcie lub nie, w Wigilię zadzwonił facet z\\ propozycją pracy. Wiązaloby się to z przeniesieniem do Warszawy. Z bólems erca odmówilam. W życiu nie podjęłam tak ciężkiej decyzji. Tak pragnęłam pracy. A z drugiej strony nie wyobrażalismy sobie małżeństwa na odległosć. No więc jesrtesmy tutaj. I teraz juz myslę poważnie o dzidzi, mimo klopotow z pieniażkami wiemy, ze damy radę. Na szczęście w Niemczech jest dobre to, ze na dziecko cos tam placą. Ale ogolnie chodzi o to, że tutaj da się wyżyć. Mąż calkiem sporo zarabia, fakt - musimy odkladac, by posplacac innych i ostatnią ratę za mieszkanie, ale zawsze:-) Także jak Bóg da to przed trzydziestą zostanę mamusią. I nieważne, ze raz chcę nią być, raz mam wątpliwości...
-
Jejku, ale sie ucieszyłam, jak nzalazłam ten wątek. Melduję się, ja Gdańszczanka z krwi i kości aktualnie mieszkam z mężulkiem w Kolonii. Nie był to wyjazd - jakby to powiedzieć, napisać - zaplanowany, po prostu sytuacja nas do tego zmusiła. Wiem, że jesteśmy tu na jakis czas i to mnie trzyma:-) Góra dwa lata wsród Niemców. Kocham Gdańsk i jakoś nie wyobrażam sobie siebie mieszkającej za geranicą. Aktualnie szukam sobie miłych ludzików do pogadania, nie tylko via mail, ale też gg. A może jest ktoś z Kolonii? Mam 27 latek, za chwilę 28, mężuś w pracy a jja w domku. Nie pracuję, bo nie znam języka. Do szkółki językowej zaczynam chodzić juz niedługo, wieć poki co czas spędzam na urządzaniu mieszkanka i na buszowaniu w necie. Niestety nie możemy mieć psa nad czym bolejemy ogromnie. Pozdrawiam wszystkich na obczyznie. Szczególnie tych w Niemczech i tych w Londynie (bo moja siostra tam odnalazła swoje życie i swojego mężczyznę-męża)
-
czy sa tu jakies Panie rodzące w Niemczech?