wczoraj urządziliśmy sobie imprezkę integracyjną...total spontan...zaczęło się od kilku osób a skończyło na 15 ( nie ma to jak telefon) z czego kilkoro było tuż po pracy...przednia zabawa...hulaliśmy od 21.00 do 5.30 rano - karaoke (zagłuszaliśmy wszystko co tylko było w stanie wydać z siebie jakikolwiek dźwięk na sali) - dla takich chwil się żyje...nawet nie wiecie jak takie wspólne wyjścia zbliżają ludzi...pracę zostawiamy za drzwiami restauracji i nie ma tu żadnej hierarchii i to jest właśnie super !...a trzeba przyznać że czasem trudno oddzielić pracę od prywatności, ale my nie mamy z tym żadnych problemów...takie wypady mają wiele plusów...poznajesz ludzi z innej strony (prywatnej) i potem zupełnie inaczej się z nimi pracuje - jak z kolegą, przyjacielem (łatwiej zrozumieć pewne sytuacje) a nie na zasadzie \"cześć, i do jutra\", praca to już nie jest zło konieczne ;) lecz mozliwość spotkania się z osobami, które nie są już obojętne, ale bliskie...tak jak istnieje rodzina, klasa w szkole, czy inne wspólnoty, w pracy też tworzą się grupy połączone różnymi zależnościami, wytwarzają się więzy i czujesz się jakbyś miał drugą rodzinę...taa wiem że część uzna tę notkę za jakieś górnolotne wypociny nawiedzonego pracownika McDonald\'s\'a albo propagandę ala Goebbels\'a, część się machnie na to ręką, a część - ta na której mi zależy - przyzna mi rację +/- . pozdrawiam wszystkich wtorkowych imprezowiczów i do następngo razu... :P