Witajcie.Z każdym wrogiem w życiu zawsze potrafiłem sobie poradzic, ale z tym-nie. Moją przyszłą(mam nadzieje)żonę dopadła nerwica lekowa-a ja za cholere nie umiem jej pomóc. Próbowaliśmy już chyba wszystkiego-łącznie z hipnozą. Efekt jest taki, że jak mnie nie ma w domu jej też niema. Strach przed smiercią, na zawał serca, jest tak silny, że woli marznąć na mrozie niż zostać choć na chwile sama w domu. Ma niewielką nieszczelność zastawki mitralnej, którą ma wiele osób,nic o tym nie wiedząc. Strasznie ciepie patrzac jak ona sie meczy. Co za cholerna niemoc. W pewnym momencie sam sie załamałem. Wpadłem prawie w alkocholizm.Ale wyszedłem. Przestałem w ogóle urzywać alkocholu, bo przecież nie tędy droga. Ale nadal nie umiem jej pomóc. Psycholog-idiota do którego chodzi na seanse, zamierza sie na jej przypadku doktoryzować. Ale sam pomóc jej nie potrafi. Psychiatra próbuje nafaszerować ją bimadolem i innymi świństwami. Co mam robić?Gdzie szukać pomocy?