oliwia28
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez oliwia28
-
dziewczyny, bez jaj, pani marzy o tym, żeby się nauczyć grać w tenisa i dlatego weszła na topik o drugich zonach, żeby się pochwalić, że wydatki na jej dziecko to 2400.. :)
-
problem polega: po tym co napisałaś nie trudno się domyśleć jak Twoje dziecko jest wychowane. uzasadniasz horendalną sumę 2400 alimentów tewnisem, opiekunką, przedszkolem i ubrankami za 100zł pytając oburzona: czy wiecie ile kosztuja kozaczki? 300zł! pewnie, moga kosztować i 2000zł ale moga też i 80zł...zleży od podejścia. Twoje jest dosyc jednoznaczne i tłumacząc się z tych wygórowanych potrzeb jedynie udowadniasz wszystkim, że pieniądze to dla Ciebie podstawa...pytanie tylko czy gdyby Twoje alimenty wynosiły 600zł to Twoje dziecko również miałoby tak duże potrzeby?
-
do \"do Oliwii\": dokładnie, logiczne jak sama widzisz, w zależności kto sie po której stronie znajduje wysuwa takie argumenty jesli ojczym - nie powinien płacić, bo..nie, nawet jeśli z dziecmi mieszka jeśli macocha, powinna a jakże, nawet z własnej pensji wystarczy odwrócić role i wszystko nie jest już takie oczywiste :)
-
a własnie: a skąd Ty wiesz jakie ja mam dramaty za sobą? nie wiesz. zapewniam Cię, że nie masz racji. przeżyłam o wiele więcej i dlatego myślę, że moge się wypowiadac na poruszane tu tematy, chociażby popierając je własnym doświadczeniem. i cóż to właściwie za podejście - tylko osoby o identycznym doświadczeniu powinny ze sobą dyskutowac według Ciebie? zamiast mnie oceniać, do czego nie masz prawa, lepiej postaraj się otworzyc na sytuacje innych, bo samo powiedzenie że ktos jest ex nie upowaznia jeszcze do uzyskania statusu cierpiętnicy, podobnie jak nie każda next musi byc pazerna i zachłanna
-
a własnie: a skąd Ty wiesz jakie ja mam dramaty za sobą? nie wiesz. zapewniam Cię, że nie masz racji. przeżyłam o wiele więcej i dlatego myślę, że moge się wypowiadac na poruszane tu tematy, chociażby popierając je własnym doświadczeniem. i cóż to właściwie za podejście - tylko osoby o identycznym doświadczeniu powinny ze sobą dyskutowac według Ciebie? zamiast mnie oceniać, do czego nie masz prawa, lepiej postaraj się otworzyc na sytuacje innych, bo samo powiedzenie że ktos jest ex nie upowaznia jeszcze do uzyskania statusu cierpiętnicy, podobnie jak nie każda next musi byc pazerna i zachłanna
-
a własnie: a skąd Ty wiesz jakie ja mam dramaty za sobą? nie wiesz. zapewniam Cię, że nie masz racji. przeżyłam o wiele więcej i dlatego myślę, że moge się wypowiadac na poruszane tu tematy, chociażby popierając je własnym doświadczeniem. i cóż to właściwie za podejście - tylko osoby o identycznym doświadczeniu powinny ze sobą dyskutowac według Ciebie? zamiast mnie oceniać, do czego nie masz prawa, lepiej postaraj się otworzyc na sytuacje innych, bo samo powiedzenie że ktos jest ex nie upowaznia jeszcze do uzyskania statusu cierpiętnicy, podobnie jak nie każda next musi byc pazerna i zachłanna
-
tyle, ze nikogo ta wspólnota jak widzisz nie obchodzi, nie ważne kto zarabia i czyje tak na prawdę te pieniądze są, bo płacic trzeba i juz. to po pierwsze. co do sytuacji z macochą i ojczymem...o czym ty mówisz?? z podanego przez Ciebie przykładu, ojczym jest w zupełnie innej sytuacji niz macocha chociażby dlatego, że mieszka z tymi dziećmi a więc przyjmuje na siebie obowiązek ich utrzymania. gdyby dzieci ex mieszkały z tatusiem i macochą, nikt od ojczyma pieniędzy by przecież nie żądał? to nie jest dla Ciebie oczywiste? :) i co kogo Ty właściwie chcesz budzić i z czego? tu każdy rozumie, ze dramaty są i nawet większość wie skąd się te dramaty biorą - z takiego własnie jednostronnego podejścia i uogólnień, jakie sama prezentujesz, czyli jak ex zostaje z dzieckiem, to ona jest biedna i jej sie należy, nieważne czy taus tak na prawdę ma z czego płacić i czyim kosztem sie to odbywa..czyli jak to ujęłaś \"gówno ja obchodzi\" poczytaj sobie może o sprawach, które Cie dotyczą, bo widać po Twoim zdebieniu, że nie jestes w stanie zrozumieć sytuacji tu opisywanych i popisujesz się jedynie umiejętnościa teoretyzowania co jak wszyscy wiemy z rzeczywistościa i realnymi problemami nie wiele ma często wspólnego
-
dla mnie jest to logiczne, niestety dla większości byłych żon nie i dlatego dochodzimy własnie do absurdów typu - tatuś pojechała na wakacje czy kupił samochód, to znaczy że go stac na większe alimenty ale tatusia często stać, bo nie pracuje na to sam, pracuja oboje z żoną, może gdyby wziąć pod uwagę wyłącznie jego zarobki (bo w końcu to on ma obowiązek alimentayjny) to okazałoby się, że nie stac go ani na wakacje, ani na samochód, ani też czasem na te alimenty ustalone na podstawie \"poziomu jego życia"
-
ronja: na tym polega dyskusja, że jesli ktoś ma inne poglądy to je przedstawia i argumentuje, nie na przytakiwaniu sobie ja Cię nie krytykuję, poprostu wyrażam swoje poglądy, tyle, ze różne od Twoich tak, wzięłam to pod uwagę, a czy Ty wzięłas pod uwagę to, że obowiązek utrzymania dziecka ponoszą oboje rodzice? wybacz, ale jesli dziecku z drugiego małżeństwa jest nieco lepiej, to dlatego, że własnie OBOJE rodzice na niego pracują. i dla mnie to nie oznacza, że ma się od razu polepszyć i wyrównać sytuacja materialna dziecka z pierwszego małżeństwa, bo jego rodziców (a więc matki i byłego męża) na to być może nie steć. czyje zarobki bierzemy pod uwagę? byłego męża i jego żony? to nie oni są rodzicami dzieci z poprzednich małżeństw, dlaczego więc poziom ich życia, na który pracują oboje ma wpływać w takim samym stopniu na ich własne dziecko, na które pracuja oboje plus na dziecko tylko jednego z nich, które od \"równania poziomu\" ma przecież własną matkę?
-
ronja: a\'propos nieporadności piszesz: \"no ja akurat nie uważam się za nieporadną, właśnie dlatego, że sobie poradziłam i spotkałam na swojej drodze cudownego mężczyznę, nie potrzebuję tych alimentów\". czyli rozumiem, że według Ciebie szczytem ZARADNOŚCI jest własnie znalezienie faceta, który będzie łożył na Ciebie i dzieci? jeden odszedł ,ale jestem zaradna i mam już drugiego, więc pierwszy mnie nie obchodzi :) jeśli podejście innych byłych żon jest podobne, to ja się chyba juz nie dziwię, dlaczego te byłe po odejściu faceta wciąż wiszą na jego kieszeni, no cóż, staraja się poprostu być zaradne, a że często nie pojawia się kolejny cudowny w ich życiu, to są zaradne dzięki kasie tego pierwszego i jego nowej rodziny.. tak, czepiam się słów ale często tak to właśnie wygląda nie zawsze często
-
nie widzą i dlatego właśnie jest z tym wszystkm tyle problemów simi (podobnie jak ja wcześniej) pisała, że alimenty to obowiązek ojca i jesli się z nigo nie wywiązuje (czego obie nie pochwalamy) to należy podjąć konkretne działania -sąd, komornik- żeby sytuacje zmienić. to proste! sąd ustala wysokość alimentów i to, co ojciec robi z resztą SWOICH pieniędzy to jego smarkaty interes. jego sprawa ile wydaje na zonę czy dziecko z nowego małżeństwa, bo to nie są zobowiązania jego rodziny i podobnie jak (co wszystkie byłe żony pochwalają) dziecko z pierwszego małżeństwa nie jest niczemu winne to niczemu winna nie jest nowa rodzina, której nawet nie było przy podejmowaniu decyzji obecnego męża i jego byłej żony. jakim prawem była żona rozporządza majątkiem byłego męża i jego rodziny i wnika w to, na co oni wydają ich pieniądze? ktos podał przykład, że gdyby była zona kupiła sobie samochód, to druga żona od razu pobiegłaby do sądu o zmniejszenie alimentów - bzdura! po pierwsze, nigdy nie słyszałam, zeby sąd wziął taki argument pod uwagę, po drugie, gdy sytuacja jest odwrotna często obserwuje się, że była żona jednak biegnie do sądu na wieść,że byłemu mężowi się polepszyło, aby solidarnie powiększyło się również i jej - należy się? nie widzicie absurdu tej całej sytuacji? ludzie sie rozwodzą, nie prowadzą wspólnego gospodarstwa, nie mają wspólnych pieniędzy a mimo to, skoro jednemu z nich zwiększa się poziom życia (na co sam pracuje, z nową rodziną) to automatycznie ma się zwiększyć poziom życia byłej żony?
-
ja tak nie okresliłam byłych zon (zwłaszcza, że sama też nią jestem) :) pisałam juz, że jestem przeciwna jakiejkowliek generalizacji, bo to jest zawsze krzywdzące, zatem Twoje słowa chyba powinny byc skierowane nie do mnie
-
może znowu źle zabrzmię, ale dorzucę jeszcze i to: 500zł alimentów na niepełnosprawne dziecko, to bardzo niewielka kwota. nie wiem, czy jest sens sie dogadywac z byłym mężem, który jak widać nie potrafi sie poczuć do obowiązków ojca nawet po dogadaniu i czy nie lepiej byłoby ustalic alimenty na drodze sądowej, czy też zwiekszyć je na drodze sądowej. jesli rzeczywiście ich dochody sa tak duże jak mówisz - na pewno sąd przyzna Ci o wiele wyższą kwotę i nie będziesz sie musiała z nikim szarpać o to, co Ci sie prawnie należy. bez stresu i bez łaski. pozdrawiam
-
całaprawda: powiedz, co chciałabyś, żebym Ci napisała, żeby moja odpowiedź Ci pasowała? wypowiadam swoje zdanie, myślę, że całkiem podobne do Twojego, chociaz staram się obiektywnie spojrzeć na te sytuację z punktu widzenia innych osób zamieszanych w te sytuację - Ty piszesz jedynie o swoim spojrzeniu, mimo to mi zarzucasz brak obiektywizmu... źle oceniam postepowanie Twojego byłego męża, to źle? nie dziwię się, że jest Ci ciężko i nie możesz ułożyć sobie życia - też źle? nie uważam, że by Twoje dziecko musiało cierpieć, za Waszą decyzje o rozstaniu - i to nie pasuje? no to rzeczywiście już nie wiem...
-
jeszcze jedno, nie zarzucam Ci, ze nie próbujesz sobie ułozyć życia - źle mnie zrozumiałaś. ja tylko nie rozumiem tego, że niektórzy nobilituja matkę zajmującą się własnym dzieckiem, zamiast uznac to za normalny stan rzeczy. to postawa Twojego męża i innych, którzy z dnia na dzień przestaja czuc sie ojcami jest ZŁA i niemoralna i nie powinna byc punktem odniesienia do oceny takich zachowań
-
cała prawda: nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem tego, jak piszesz o swoim dziecku, cyt.\"bo kto weźmie mnie z \"takim\" dzieckiem\" jakim dzieckiem? Twoim? kto bardziej niż Ty sama powinien dostrzegać w tym dziecku cos więcej niż jego niesprawność? sama traktujesz je jak kulę u nogi (opisując jak to sobie musisz odejmowac od ust i jak jestes skazana na samotność, bo w końcu kto Cie z \"takim\" weźmie) a oczekujesz od innych, nawet od obcych, żeby okazywali mu należytą opiekę, zainteresowanie i wsparcie...
-
jeszcze jedno dlaczego postawa matki, która zostaje z dzieckiem (sprawnym czy nie) jest taką nobilitacją a dla ojca jest to \"psi obowiązek\" w końcu decyzja o przyjściu dziecka na świat została zapewne podjęta przez oboje rodziców, więc czemu nagle normą staje się zachowanie ojca (naganne) który z dnia na dzień się nie poczuwa do roli a matka, która bądź co bądź dalej jest matką i której stosunek do dziecka się nie zmienia, nagle dostaje się w poczet świętych, bo zamiast układac sobie życie zajmuje się dzieckiem?? no przecież to do cholery jej własne dziecko! nie wiedze w tym nic nadzwyczajnego, że sie nim zajmuje, czy to przed rozwodem czy tez po. dziecko, jak twierdzi większość obecnych na forum byłych żon, jest obowiązkiem na całe życie, nie tylko dla ojców ale tez i dla nich. to, że ojciec odchodzi, zostawia i sie nie poczuwa, nie powinno byc chyba normą dla oceny całej sytuacji - przeciwnie. normą jest opiekowanie się potomstwem, nie widze więc powodu dla całej tej nobilitacji kobiety, która poprostu zajmuje sie własnym dzieckiem, na które się sama zdecydowała!
-
no właśnie ciekawe: a ja poza historią żony od której facet odszedł zostawiajając ja z niepełnosprawnym dzieckiem (co neiwatpliwie jest trudne i przykre) dowiedziałam się, że jej były mąż i nowa żona ostatnio kupili sobie samochód i wyremontowali kuchnię i to w oczach tej pani, matki dziecka, degraduje ich całkowicie! że staraja się żyć własnym życiem. mało tego, to wszystko robią, jak to określa, \"kosztem jej dziecka\", a ja pytam w jaki sposób? czy samochód kupili za 500zł jednoczesnie nie płacąc w danym miesiącu alimentów na to dziecko? czy lepiej byłoby, gdyby nie kupili sobie samochodu wcale, albo kupili stary i zardzewiały (a nie kombi) czy wtedy dostrzeżony zostałby inny wydatek, na który również nie powinni sobie pozwalać, bo bedzie to kosztem dziecka. ludzie!
-
ile ludzi tyle spojrzeń nie popieram wieszania psów na kimś, tylko dlatego, ze jego zycie ułozyło sie tak a nie inaczej, że ktoś jest byłą albo drugą żoną, dla zasady. nie popieram uogólnień, bo zawsze są krzywdzące. zawsze. każdy jest inny, każdego co innego boli, każdy inaczej daną sytuację przeżywa - jedni radza sobie lepiej inni gorzej.
-
do ROZWIĄZANIE: wiem, pewnie to była ironia, ale mi by to odpowiadało na 100% po pierwsze: miałabym to dziecko/dzieci codziennie, mogłabym zbudować z nim prawdziwą więź oparta na szczerości i uczuciu, a nie na tym co mamusia im o mnie powie.. po drugie: mój Mężczyzna byłby szczęśliwszy, bo miałby wszystko co kocha - mnie i dzieci - bez szarpania się z byłą o widzenia czy alimenty po trzecie: oboje - MY, czyli ja i mój mąż, mielibysmy w końcu NASZE życei, nasze plany byłyby w końcu tylko NASZYMI planami a nie planami które co i raz krzyżuje pani była, bo jej tak akurat odpowiada po czwarte: moglibysmy w końcu rozsądnie zagospodarować naszymi wydatkami, wiedząc, co tak na prawdę jest tym Jego dzieciom potrzebne i co lubią, zamiast słuchać za każdym razem od byłej, że \"to juz mają\" albo \"tego nie chcą\" a pieniędzy i tak wszystkim za mało...
-
wiśnióweczka: wiem, że Ci przykro i starając się utrzymać kontakty na pewno nie raz schowałas już dumę do kieszeni. problem w tym, że wciąż próbując najbardziej skazujesz na cierpienie swoje dziecko, które chce i nie rozumie czemu tatus nie chce, jednocześnie mając wciąż nadzieję, którą w nim podtrzymujesz. przetnij to raz na zawsze, powiedz dziecku prawdę, nawet jeśli będzie mu przykro, na pewno to doceni. będziecie mieli w końcu oboje jasną sytuację a to pierwszy krok do budowania zdrowych więzi z ludźmi którzy tego chcą. z tymi którzy nie chcą i tak niczego już chyba nie zbudujecie. pozdrawiam
-
wiśnióweczko: odpowiedz sobie na czym Ci tak na prawdę zależy. kontakt ojca z dizieeckiem biologicznym powinien byc jak najbardziej ale nigdy na siłę. nie zmusisz żadnej ze stron ani do miłości ani do troski. gdyby Twoje dziecko nie miało ochoty spotykac się z ojcem i jego osoba była mu obojętna, zapewne nie namawiałabyś go, żeby jednak do ojca jeziło na siłę? tu jest odwrotna sytuacja i ktos napisał dobrze: po co chcesz mu na siłę wsadzać dziecko do którego prawdopodobnie niewiele czuje - gdyby czuł, żadna druga żona nie zabroniłaby mu ani fochami ani szantażem z dzieckiem sie widywać. ma drugą rodzinę, niech sie nią zajmuje, niech sobie żyje - to on na wszystkim straci, jeśli oddali sie do własnego syna. Ty, jeśli prawdę piszesz, że nie chodzi Ci o kasę, nie biegaj po komornikach tak jak nie biegasz i nie wywołuj niepotrzebnej wojny, bo kontaktów i tak nie wygrasz w ten sposób, przeciwnie, tylko właśnie kasę. skoro masz kochającego męża, który chce zaadoptowac Twoje dziecko - złóż wnisek do sądu i dokończ cos co już tak na prawdę dawno sie skończyło, przetnij raz na zawsze więzi i nie pros się o nic kogos, komu na tych kontaktach najwyraźniej nie zależy.
-
NOWA222: dziewczyno, Ty się bierz do roboty sama skoro \"facio\" sie nie spieszy bo czas leci a w życiu różnie bywa. co sie komu nie należy to sie nie należy i nie ma bata. myslę że była i tak przegięła z tym zasiedzeniem..
-
lawina: ładnie powtarzasz, ale co z tego? przecież zawsze są dwie strony medalu i tą drugą często jest niepracująca pani domu, która za wszelka cenę chce dorwać tego tatusia, zeby to niepracowanie przedłużyć, bądź zwiększyc alimenty, które należą się jej tylko ze względu na to, że byłemu mężowi sie polepszyło, z własnej jego pracy. to też jest przykre, że komuś się poprostu należy bo kiedyś się w czyimś życiu znalazł i teraz może wydrzeć wszystko, albo dużo, bo akurat ma okazję. niestety, czasem zostanie w domu z dziećmi rzeczywiście wynika z lenistwa i nieróbstewm JEST. pani nie pracuje bo jej się nie chce, dzieci w przedszkolu albo z nianią, a ona wybiera i tak pozostanie w domu, jak to ładnie nazywasz. bo nie każda kobieta może sobie na taki WYBÓR pozwolić i większość jest zmuszona do pracy jednak wrócić. przykre jest to, że gdyby to mężczyzna \"postanowił\" wybrać opieke nad dziećmi, nikt jego \"niróbstwa\" by nie kwestionował i najpewniej zostałby jeszcze uznany za ciapę i pierdołę. inny mężczyzna, który całe życie pracował na rodzinę, pracuje nadal i chce widzieć owoce WŁASNEJ pracy jest uznawany za zwyrodnialca, bo nie oddaje wszystkiego byłej żonie i dzieciom, którym przecież się zawsze należy. no tak, pani się należy, bez względu czy za róbstwo czy nie-róbstwo, bo ma się należeć. a pan - czy robi czy nie robi płacić powinien, bo jemu sie NIE NALEŻY. ot i cała sprawiedliwość. przykre to wszystko. zgadzam się.
-
racje każdy na pewno swoją ma i na pewno wiele problemów by zniknęło gdyby pieniędzy nie brakowało. ale zgadzam się z nowa222 w wielu kwiestiach, może tylko mniej rozgoryczenie.. jeśli mężczyna ma nową rodzinę to jest to jego obecna rodzina i jej potrzeby powinien spełniac przede wszystkim. była żona i dzieci z poprzedniego związku nie mają prawa domagac się bo im się \"należy\" myślę, że trochę godności by nie zaszkodziło. większość związków rozpada się w bardzo burzliwy sposób, małżonkowie kłócą się, obrażają, biją i wyzywają od najgorszych, a jak przychodzi do pieniedzy to nagle były partner (zazwyczaj były mąż) okazuje się przydatny, jego pieniądze okazuja się potrzebne dla byłych żon, dla dzieci..a to sa pieiniądze, które zdobywa już teraz ON SAM wyłącznie, bez udziału i wsparcia byłej rodziny, natomiast przy pomocy rodziny nowej, więc sa to jego pieniądze! owszem, ma zobowiązania, ala nie tylko wobec poprzedniej rodziny ale przede wszystkim wobec rodziny nowej i to jest wydaje mi sie kluczowa różnica..