oliwia28
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez oliwia28
-
xyzed mam nadzieję, że to o obrzucaniu wyzwiskami to nie do mnie? nie wiem jak jest na tym topiku, bo dopiero zajrzałam, ale na tych o podobnej tematyce jest dużo chętnych do tego, podobnie jak do opluwania jadem i pseudowizjonerstwa typu \"zobaczysz jak ciebie zdradzi\" albo \"na pewno ciebie też zostawi\" osobiście mnie to bawi, choć nie zawsze..:o
-
Serduszko dziewczyny, każdy rozwód to sprawa indywidualna...może się ciągnąć ale nigdzie nie jest powiedziane, że nie może sie skończyć na jednej rozprawie! najważniejsza kwestia to taka, że obie srtony chcą rozwodu i że rozwód jest bez orzekania winy, cała reszta to sprawa dogrania, nawet alimenty nie takie straszne jak je malują. jeśli zona nie chce rozwodu, upiera sie przy separacji, albo żąda orzeczenia rozwodu z winy wyłącznej męża to jest problem, bo trzeba powoływać świadków i conajmniej są wtedy trzy rozprawy, częściej o wiele więcej, a licząc po ok 3-4 miesiące między rozprawami to same sobie policzcie ile to może się ciągnąć... u nas na przykład, pani żona upierała się przy separacji a że robiła jeszcze różne jaja łącznie z kradzieżą majątku to byliśmy nastawieni na walkę i na piekło.... a trafiła się normalna sędzina i zauważyła, że w separacji to państwo są już ponad 3 lata i skoro jest rozkład trwały i całkowity to są przesłanki do rozwodu i ...skończyło się na jednej sprawie. tyle że z orzeczeniem winy, za zgodą ale jakie to ma znaczenie, tak na prawdę... mówię Wam, wiele zależy od tego jak sa do rozwodu nastawione obie strony, do samego rozwodu, bo wszystkie inne rzeczy można jakoś ustawić
-
Wesołych Świąt! dla wszystkich...czytających, piszących, z problemami, z większymi problemami (bo nie wierzę, że sa tacy BEZ;), tych co są na czarno i na pomarańczowo!
-
Serduszko Pani na pomarańczowo chciała się tylko pośmiać, że sobie inni nie radzą, przecież ma prawo, skoro jej się udało ;) nie wszystko zależy od faceta, niestety, gdyby tak było, miałybyśmy tak samo fajnie jak i Ty, ale słusznie zauważasz, że trafiłaś na pana, który miał cyt.\"NORMALNĄ żonę\" i tu tkwi pies pogrzebany....
-
Moja sytuacja :)
-
indovina chyba każdej z nas kiedyś przeszło takie pytanie przez głowę, ale bardziej na zasadzie niepewności związku jako takiego, a nie związku z facetem z przeszłością, bo przecież oni od tych pierwszych żon odeszli pomimo tego, że nigdy wcześniej się to nie zdarzyło.... myślę, że może odejść byłoby teraz im nawet trudniej, bo wiedzą ile to kosztuje, wiedzą co niesie za sobą taka decyzja jak sama zauważasz życie po rozwodzie z byłą żoną wcale nie jest usłane różami, a co dopiero mówić z dwiema? :D
-
z tego co tu poczytałam może rzeczywiście lepiej idź już spać... ;) Celi
-
quaterma każdy ma prawo dyskutować, ale lepiej wypowiadać się na temat o którym sie ma pojęcie, prawda? staż w związku nie przekłada sie na doświadczenie parafrazując Twoje ostatnie zdanie: wyjdź za mąż za rozwodnika który ma dzieci, wtedy będziesz miała \"prawo\" dyskutować na tym topiku, teraz co najwyżej możesz sobie porozmawiać na \"małżeństwa z 20 letnim stażem\" jesli taki znajdziesz...
-
z tego co tu poczytałam masz rację, zadręczanie się czyjąś przeszłością byłoby rzeczywiście nienormalne, gdybyśmy samą przeszłością się zadręczały i walczyły z cieniami których dawno już nie ma... tu nie do końca tak jest, bo nas nie dręczy sam fakt istnienia przeszłości (w końcu każdy ma jakąś) ale to, jak ta przeszłość wpływa na nasza teraźniejszość, na nasze życie - a wpływa i to bardzo bo skoro sama słusznie zauważasz, że są dzieci których istnienia nie należy ignorować, to jakoś trzeba ułożyć to wszystko i pogodzić obowiązki bycia ojcem i mężem, matką, żoną i macochą i samo to wcale nie jest łatwe, prawda? a dodaj do tego ciągłą obecność byłej żony, manifestowaną telefonami, smsami, czasem nawet wizytami i pomnóż to wszystko przez negatywne nastawienie do Twojej osoby zarówno tej byłej (której nie powinno już przecież być) i tych dzieci oraz chęć zarządzania nie tylko Twoim osobistym czasem ale i majątkiem i uzyskasz przybliżony obraz tego z czym zmagamy się na codzień (poza innymi problemami i obowiązkami) jak widzisz nie ma w tym nic podniecającego, nie chodzi o żadną walke z dizećmi, nasze zadręczanie się ma bardzo realne podstawy na tym właśnie polega nasze życie to jest NASZE tu i teraz
-
z tego co tu poczytałam rozumiem, że ciężko Ci zrozumieć o czym tu piszemy mając sama kompletnie inną sytuację niż te opisywane przez nas nie rozumiem jednak czemu mimo to się wymądrzasz i udzielasz nam rad? wbrew temu co piszesz jest znaczna róznica pomiędzy słowem "szary" a "szarość", pomijając te gramatyczną ;)
-
podobnie nie trafione jak Twoja propozycja zabrania dzieci - niektóre z dziewczyn tu piszących wychowują juz nie swoje dzieci nie doczytałaś po raz kolejny? co im zaproponujesz? oddać je z powrotem? :D
-
z tego co tu poczytałam no dobrze, wzięłam i co dalej? znasz moją sytuację (nie tą co tu pisze ;) ) wiesz jak wygląda moje życie? bo bardzo personalnie mi wydajesz polecenia (weź! zauważ!) kierujesz swoje słowa do niewłaściwej osoby, bo te Twoje porady w moim przypadku sa zupełnie nietrafione :(
-
z tego co tu poczytałam \"dotarło??\" a do kogo te słowa? bo ja dzieciom ojca nie bronię? a Ty najpierw piszesz o byłej a na moją odpowiedź wykopujesz nagle sytuację dzieci..(?) brak odniesienia czyżby brak argumentów?
-
fajnie, że Ci się tak ułożyło, widac nie każdy miał to szczęście... ale Twój przykład, jak widzisz, o niczym zupełnie nie świadczy
-
z tego co tu poczytałam zgadzam się, że związek tworzą dwie osoby i mój mąż również do rozpadu tamtego związku się przyczynił, jednak jemu udało się zbudować kolejny, nietoksyczny związek - ze mna. jego była żona, pomimo kolejnych prób wciąż jest sama. to nie musi być regułą, ale może jednak o czymś świadczy? ostatniego zdania nie rozumiem? jasne, że dziecko nie ma nic do tego! ani ich ani moje, nawet ja nic do toksyczności tamtego związku nie mam. dzieci maja prawo do ojca, ja do męża, wszyscy mamy prawo do szczęścia i spokoju.
-
jdfbhgvjdv ad 1) nie, nie mają ad 2) mają być grzeczne i kulturalne - coś w tym dziwnego? od własnych dzieci chyba tego samego się wymaga? mają prawo nas nie lubić, jasne, tak samo jak my ich, ale to są dzieci i mają obowiązek nas szanować czy im się to podoba czy nie, zwłaszcza jak przychodzą do naszego domu, bo to, że przychodzą odwiedzić ojca nie zmienia faktu, że w tym domu mieszka więcej osób i one są tu jedynie gościem jak do męża przychodzi jego matka to też na nikogo nie warczy albo nie siedzi mu na kolanach non stop, a też ma prawo nas nie lubić i być zazdrosna przecież.... pisząc o tym \"równouprawnieniu\" chyba zapominasz, że to jest zupełnie inny rodzaj uczucia pomiędzy rodzicem a dzieckiem i pomiedzy partnerami, dziecko nie jest partnerem dla swojego ojca i nie powinno się stawiac na równi z macochą, ma się zachowywać jak dziecko, poprostu uważasz, że 18 letnia pannica (córka) siedząca naszemu mężowi na kolanach to normalny widok w domu w którym nie było rozwodu? uważasz, że w domu bez rozwodu dzieci od progu zasypują ojca listą życzeń, którą można zrealizować w drogich, markowych sklepach a matka, znając ich kiepską sytuację materialną jeszcze ich do tego podburza? uważasz, że jak do ich domu przychodzi znajomy ojca, którego nie lubią to wszyscy na niego furkają i robią obrażone miny? otóż nie, w normalnych rodzinach takie zachowania się nie zdarzają, a przecież pomimo różnych komplikacji każdy chyba powinien dążyć do normalności
-
Celi ;)
-
ja mam tak samo Celi dobrze Ci radzi, spróbuj go \"pokonać\" jego bronią może słowa na niego nie działaja i musi sam poczuć jak to jest znaleźć się na Twojej pozycji?
-
z tego co tu poczytałam - poczytaj dokładniej. sytuacje które tu opisujemy nie są wynikiem zachowania naszych facetów. oni w większości przypadków są tak jak piszesz: kulturalni, inteligentni i odpowiedzialni. a co do tego, że historia lubi się powtarzać, to bardziej niż nam należałoby współczuć kolejnym mężom tych pierwszych żon, bo to z nimi związek był tak piszesz patologiczny i toksyczny, nie z nami ;)
-
Celi!!!! stęskniłam się za Tobą!! serio!! uciekam już spać...
-
o, nie wykropkowano mi wyrazu \"dupie\" w ostatnim poście! :D pozdrawiam WSZYSTKIE piszące miłej nocky dziewczęta, jakichkolwiek byście nie miały problemów
-
najgorsze jest to, w sytuacji trudnej znajduje się zarówno ex jak i next i obie cierpią z różnych powodów, chcą jakoś sobie ułożyć życie, być szczęśliwe, ale dlaczego kosztem siebie nawzajem? dlaczego prawa i przywileje zdają się działać jedynie w stronę ex i dzieci z poprzedniego małżeństwa? przecież podobno tamtym dzieciom należy się tak samo, a więc tak samo jak dzieciom z drugiego małżeństwa, tyle, że tym drugim już się tak samo nie należy, bo okazuje się, że jak przychodzi do podziału wydatków, to one muszą wziąć na swoje barki błędy ojca i cierpieć razem, solidarnie, ot taka ta równość... i wiecie co jeszcze? to hasło "dla dobra dzieci" tak namiętnie propagowane przez byłe zony, wspierane dodatkowo tekstami "że tylko matka może czuć empatię" dla mnie jest szczytem zakłamania, bo w większości opisywanych tu sytuacji to macochy (nawet które dzieci nie mają jeszcze) wykazują się dużą dawką empatii i tolerancji dla dzieci dla nich obcych, a te matki, współczujące i ponoć rozumiejące, myslą jedynie o swojej dupie, nie uznając potrzeb niczyich, łącznie z własnymi dziećmi nie generalizuję, tak jest niestety w większości przypadków przepraszam te które, zachowują się i myślą inaczej bardzo chciałabym z tymi kiedyś porozmawiać
-
indovina najpierw opisujesz jak to ex cierpią i jak im źle a potem kwitujesz swoją wypowiedź słowami: \"Nie dziwcie się, że kobiety w takim stanie chcą, żebyście też cierpiały\" ano dziwimy się, bo to czego one chcą i to jak się czują nie powinno nas raczej obchodzić, prawda? tym bardziej nie mamy obowiązku solidaryzować się z nimi w ich cierpieniu, w imię czego? nie jesteśmy koleżankami ani przyjaciółkami, to dla nas obce babki, które gdzieś kiedyś się pojawiły w życiu naszego faceta, jak kilka pewnie jeszcze innych, z tą tylko różnicą, że te się postanowiły przyczepić i roszczyć sobie jakieś przywileje, jakim prawem? dla wielu facetów po rozwodzie ich byłe żony są poprostu wielką pomyłką o której trzeba zapomnieć, nie wiedzę powodu, dla którego obecne żony powinny je traktować inaczej? nasze wyobrażenia na ich temat nie mają tu nic do rzeczy i nie muszą się pokrywać z rzeczywistością, one są jedynie przeszłością i powinny zostać tam gdzie ich miejsce przykro mi, że nie podoba im się ich własne życie ale to nie moja wina! ja robię wszystko, żeby przeżyć moje życie dobrze, zbudować normalną rodzinę, być szczęśliwa, a Ty mi mówisz, że nie mam do tego prawa, bo jakiejś innej, obcej kobiecie się to wcześniej nie udało i w imię tego wszyscy mamy przez pokolenia za to cierpieć? przecież to bzdura...
-
quaterma nie doczytałaś czy nie zrozumiałaś mojego postu? o jakim facecie z liceum Ty piszesz? napisałam, że w liceum (przykładowo, mogło to byc gimnazjum) można znaleźć faceta bez przeszłości, potem trudniej (nie wiem co pozwoliło Ci wyciągnąć wniosek, że ja osobiście nie znalazłam faceta w liceum w dodatku faceta bez przeszłości? znalazłam, nawet dwóch, ale w liceum to nie jest takie trudne ;) wyjasniłam też (dla czepialskich) że nie wnikam w przyczyny rozstania i nie interesuje mnie co miała ex do wyboru i dlaczego, bo czemu ma mnie interesować? podobnie jak nie interesuje mnie co piszą na kochankach bo nie ma to żadnego odniesienia do tego o czym pisałam. i jestem daleka od uogólnień, bądź łaskawa przeczytać resztę moich wpisów - ten konkretny był zaledwie odpowiedzią do postu powyżej, to też tam było napisane. a co do rozwodu...chyba prawo nie jest Twoja najmocniejszą stroną, co? nie Ty dajesz rozwód a sąd i Twoja zgoda nie jest nikomu do tego potrzebna :D
-
nie jestem kochanką, a żoną, jak większość piszących tu drugich i zdecydowałam się założyć rodzine z mężczyzną, który był wolny (taki chyba cel rozwodu) mężczyznę bez przeszłości może można spotkać w liceum, w późniejszym wieku, każdy ma jakąś przeszłość ale przeszłość to przeszłość, coś co BYŁO i nie ma powodu, żeby wlec ją za sobą do końca zycia (mówię o byłych żonach, nie dzieciach) bo to,że ja mam jakieśębyłe związki za sobą nie oznacza przecież, że musze siedzieć tamtym facetom na ogonie do końca życia? po to jest rozwód, żeby nie być razem - chyba to dosyć klarowne i bezdyskusyjne strwierdzenie? nie da się zrobić DELETE, fakt, ale nie znaczy to że przy każdej decyzji trzeba wciskać do razu COPY i oglądać się za siebie, na kogoś kto podejmował własne decyzje bez mojego udziału i na mnie sie oglądać nie zamierza, nawet jesli pakuje się w moje życie bez zaproszenia to JA mam teraz swoje 5 minut, ja jestem żoną i to moja rodzina (mąż i dzieci), japróbuję budować normalną rodzinę a w normalnej rodzinie nie ma stanowiska pod tytułem \"była żona\" - jest mąż, żona (obecna) i dzieci. kropka. w tamtej rodzinie dla mnie ani moich dzieci też nie było miejsca i to było dla wszystkich normalne. kiedyś ex była na \"moim miejscu\" i wtedy był czas na jej starania i walkę, nie teraz po rozwodzie, teraz tamtej rodziny juz nie ma. za późno.