Benigna
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Benigna
-
Lecznictwo u nas to temat wielkości oceanu. Nie rozumiem jak to się dzieje, że studenci medycyny po trudnych i długich studiach, po wielu kolokwiach i egzaminach zostają tępymi \"urzędującymi\" a nie leczącymi lakarzami. Brak wyobraźni i ograniczenie umysłowe jest wprost żenujące. Jeśli do tego dodać brak pieniędzy na lecznictwo i fatalną organizację to mamy to co mamy. Doświadczyłam tego w ubiegłym tygodniu przy okazji skierowania do szpitala. Znany i renomowany warszawski szpital \"trzyma\" chorych ze skierowaniami przez długie godziny w brudnej dusznej izbie przyjęć, w której jest kilka starych zdezelowanych krzeseł, a oczekiwanie na przyjęcie przez lekarza trwa kilka godzin. Pacjenta nie informuje się o dalszych zamiarach, wykonuje się jakieś badania i po 5,5 godzinach o północy proponuje przewiezienie do innego szpitala. Lekarz wdaje sięw dyskusię na temat lekarza, który wypisał skierowanie i przedstawia go w niekorzystnym świetle. Igły do pobierania krwi są grube jak kołki, wkłucie jest bardzo bolesne, założony opatrunek nie spełnia swojego zadania. Każde kolejne działanie sprawia wrażenie nieprzemyślanego i niekonsekwentnego. Poczynania lekarza wywołują zdziwienie w następnym szpitalu. Szok i trauma. Linko , bardzo Ci współczuję, bo niekompetencja \"uczonych\" lekarzy tak bardzo skomplikowała Ci życie. Najbardziej dziwne jest to, że oni sami oczyszczają się z winy i usiłują przeżucić ją na chorego, który ma być mądrzejszy od lekarzy. Aurinko polecam włączenie do programu dla wakacyjnego gościa Kazimierz i Nałęczów, Zamość a w bliższej okolicy zamek-zbrojownię w Liwie nad rzeką Liwiec, która stanowi granicę pomiędzy Mazowszem i Kurpiami. Polecam też uwadze kościół w Liwie i drzewa wokół niego, z których każde ma tabliczkę z wypisaną sentencją. Ze swojej strony zapraszam na majówkę do Modrzeńca. Pozdrawiam wiosennie i ciepło (od jutra ochłodzenie) Benigna
-
\"Remiza (franc.), 1.Szopa do przechowywania pojazdów. 2. Schron dla zwierzyny polnej, w postaci niskopiennego lasku, założonego na niewielkiej przestrzeni, wśród pól uprawnych\". Źródło: Wielka Ilustrowana Encyklopedia Powszechna, tom XIV, Wydawnictwo Gutenberga. Kraków Wielkie zakupy krzewów świadczą, że rozwiązanie zagadki stanowi punkt 2 - czyli schron dla zwierzyny polnej. Aurinko[ kwiat], przyślij zdjęcie remizy - koniecznie. O encyklopedii Odkąd pamiętam w moim domu rodzinnym były 2 przedwojenne encyklopedie. Mniejsza jednotomowa i druga, licząca 17 tomów. Wiedziałam, że brakowało kilku ostatnich tomów, które były wydane później. Zjawiły się wprawdzie powojenne encyklopedie PWN, jednak najbardziej lubiłam tę 17 tomową. Usiłowałam uzupełnić brakujące tomy, przez całe lata szukałam w antykwariatach, ale nigdzie ich nie było. Dwa lata temu w markecie sprzedawano książki na kilogramy. Leżały w wielkich skrzyniach w nieładzie, przeglądane przez klientów i niedbale odkładane. Takiego obchodzenia się z książkami nie lubię. Wśród wielu rozmaitych książek zobaczyłam reprinty mojej encyklopedii. Poszczególne tomy porozrzucane w różnych miejscach. zaczęłam poszukiwania i znalazłam brakujące tomy; było ich aż 12. Oczywiście kupiłam wszystkie i szczęśliwa przywiozłam do domu. Teraz stoją w bibliotece równo ustawione i wyraźnie oddzielają się te stare, z pościeranymi tytułami i wyblakłymi szarozielonymi okładkami i te nowe ostro zielone, błyszczące złotymi napisami. Tak spotkała się na półkach mojej biblioteki kolorowa młodość i poszarzały wiek sędziwy. Zupełnie jak mlode dziewczyny o kolorowych włosach i dojrzałe kobiety, których włosy straciły barwę a twarze wyblakły. Mnie bliższe są stare voluminy - wyplowiałe okładki i pożółkłe kartki bo myślę, że w nich są zaklęte dusze użytkowników: babci, rodziców, innych nieznanych mi osób i może jakaś część mojej osoby z czasów dzieciństwa. Dobranoc i dzień dobry - bo niezauważenie zaczęła się niedziela PS. Ja też nakupiłam: encyklopedii na wagę :)
-
Ale narozrabialam, to sie nazywa chyba sciema. Przede mna dluga nauka. Piosenka Wiosnie nie jest do sciagniecia, ale jeszcze dzialam nieporadnie. Polecam. tyle razy pisalam i nic nie zostalo. Pozdrawiam wiosennie. Uczennica Benigna PS. DO Pani Moderator prosba o wykasowanie tych moich pomaranczowych wpadek
-
od wczoraj przeprowadzam sie ze stacjonarnego komputera na laptop. Efekty moich wysilkow sa na razie mierne.
-
Aurinko, zdjęcie twojego domu przypomniało mi, że kiedyś go widziałam, ale niezbyt wiele pamiętam, tyle było ciekawych i nowych wrażeń. Pamiętam piękny ogród pełen zieleni, piękny dom i wspaniałe psy. No tak, mamy już wiosnę, maj będzie całkiem niedługo a u mnie – tradycyjna majówka. Jak zamówić piękną pogodę, żeby się udała? Linko piszesz, że forsycje zakwitły wczoraj a u nas już przekwitają. W Niemczech przekwitły już dawno i forsycje i żonkile. Wszystko się w tym roku pomieszało ... W niedzielę obudzimy się w innej strefie czasowej a to za sprawą zmiany czasu na letni. Stracimy godzinę spania a ja przez tydzień będę się oswajać z tą zmianą – jak co roku. Jutro wybieram się do mojego ulubionego parku Moczydło. Lubię ten park, jest taki czysty, uporządkowany, zadbany. W stawach pływają kaczki i kurki wodne. Holenderski ekolog Abraham Mabelis zarzuca warszawskim parkom, że są martwe, ponieważ są sterylizowane. Jego zdaniem nie należy uprzątać liści, ani powalonych drzew, nie kosić trawy z centymetrem. Widzę, że muszę jeszcze raz pojechać do Holandii i pochodzić po parkach. Parki w Europie zachodniej widziałam zadbane i wypielęgnowane. Pomyślałam o moim Modrzeńcu, z pewnością podobałby się panu Abrahamowi. Trawa nie jest koszona równo, duża liczba kretowisk skutecznie to uniemożliwia. W części leśnej spoczywa powalone drzewo, a stara rozłożysta lipa zachowała wysoko suche gałęzie. Prawdziwa natura, lekko korygowana ludzką ręką nie wszędzie, jedynie punktowo. Wiosną ku pokrzepieniu ducha polecam częste słuchanie nowej piosenki o wiosennych rozterkach w wykonaniu Barbary Stępniak-Wilk i Wojciecha Mana (tak to nie pomyłka, to ten grubszy pan). Duet znakomity. Niestety nie znam tytułu piosenki, liczę na to, że znajdzie tę piosenkę w internecie jakaś litościwa dusza i umieści adres na naszej Werandzie dla wszystkich. Życzę miłej niedzieli – pogodynek zapowiada na jutro piękną pogodę. Benigna
-
Wielkanocne dni Poranek niedzielny ukazał się piękny chłodną urodą blond. Rodzinne śniadanie miało się rozpocząć w południe, zdążałam więc do rodziny śródmiejską ulicą. Nagle wycie syreny strażackiego samochodu przerwało ciszę. Nieliczne samochody zatrzymały się i przepuściły wóz strażacki. Po chwili nadjechały jeszcze 3 samochody. Pędziły w zawrotnym tempie, używając 2 syren, w stosunku do ludzi i pojazdów trwających w ciszy i bezruchu. Gnały przed siebie na oślep; takiej determinacji strażaków jeszcze nie widziałam. Po południu dowiedziałam się, że pożar wybuchł w Kościele Środowisk Twórczych przy Placu Teatralnym. Trwało nabożeństwo, kiedy nagle zaczął się palić Grób Pański, prawdopodobnie od przewróconej świeczki. Na mszy było około 250 osób, które opuściły kościół na polecenie księdza Niewęgłowskiego. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Świątynia wymaga dużego remontu. Kościół został zbudowany w 1999 roku, na miejscu starego, częściowo zniszczonego w czasie wojny kościoła, zburzonego w 1953 roku. Wyposażenie wnętrza kościoła było skromne, wręcz ascetyczne, wyposażone w obrazy oddane kościołowi w depozyt przez warszawskie muzea. Poniedziałek przed południem był zimny i szary, padały wielkie płatki śniegu i osiadały na gałązkach iglaków, na trawnikach wyglądały jak biała koronka. Po chwili już było szaro-czarno, tylko wiatr był taki sam. Awaria zniszczyła moją zupę grzybową i musiałam szybko coś stworzyć „zamiast”. To ”zamiast” okazało się wielkim hitem – a była to zupa „jedzonko” przygotowana według przepisu pozdrawiającej pani z Werandy. Jeszcze raz dziękuję za przepis, będzie on wielokrotnie wykorzystywany nie tylko przeze mnie – przez moich gości również. Mam pytanie w związku z „jedzonkiem”; czy jest to danie tradycyjne rodzinne czy też regionalne i jakie jest jego pochodzenie. Po zimnych świętach chłód nadal trzyma, wniosłam do mieszkania naczynie z wykiełkowanymi aksamitkami a zielony łan owsa dla kota na balkonie codziennie okrywam na noc. Tak spełniają się przepowiednie naszych synoptyków, którzy jeszcze niedawno ogłosili, że zimy już nie będzie. Na pocieszenie – dni są już dłuższe i nie trzeba już wstawać po ciemku. Pozdrawiam poświątecznie. Benigna – wersja trzecia po dwóch połkniętych przez bestię
-
Życzenia wybrane Wielka Sobota, wieczór i nadzieja to chyba najpiękniejszy dar, jaki można otrzymać. Bez niej trudno żyć, chyba nawet nie można, bo to ona właśnie trzyma nas przy życiu w ekstremalnych sytuacjach. Jak dobrze Linko, że napisałaś te słowa. Aurinko, w świątecznie przystrojonym domu ugina się pod kurpiowskimi przysmakami i przygotowuje się do nowych kulinarnych wyzwań. Miba przysłała kosz świątecznych życzeń, w którym przebierałam i wybrałam coś dla siebie pokaźną porcję, która zadowoliłaby mnie na całe życie. Niebieskich koralików, zwierciadeł magicznych, Dywanów latających i talentów licznych. Samych miłych perspektyw, uwag błyskotliwych, Wielu ludzi przyjaznych, niewielu życzliwych. Rejsu dokoła świata, gdzieś w nieznane wypraw, Ekscytujących doznań, smaku nowych przypraw. Do tego wiele zdrowia, kondycji, miłości, Dużo radości z życia i wiecznej młodości! Jajooo przysłała pisankę, którą złośliwa bestia przepołowiła. jak namalować pisankę całą? Moje przygotowania do świąt są już prawie zakończone; nie będę się przechwalać, bo nie ma czym, nie będę narzekać, bo bywa gorzej. Takich świąt jeszcze nie miałam: albo się jest zdrowym albo chorym a ja jestem gdzieś pośrodku. Głowa pełna pomysłów, a z realizacją trudno, więc jak najszybciej i jak najprościej. Wszystko zostało dobrze zamaskowane i nikt niczego nie zauważy. Szukając czegoś, co się udało – znalazłam: malowane jajka. Pomalowałam je bardzo szybko i o dziwo efekt jest znakomity, czego zupełnie się nie spodziewałam. Kolory są ciekawe, przepiórcze jajka też pięknie się zabarwiły i wyglądają bardzo dekoracyjnie. Stół będzie wyglądał dobrze. Zamarynuję jeszcze przepiórcze jajka i zakończę dzień. Czekam pełna nadziei na niedzielę, bo jutro będzie lepiej Benigna
-
Miało być jajo - wyszedł kapelusz. Trudno Benigna
-
Jakie ciekawe są wielkanocne przysmaki. Muszę spróbować - dziękuję za podpowiedzi. A ja ciągle o żurku; co za nuuuuuuda. Warto poznawać nowości i wzbogacać menu. Życzę wszystkim Werandowiczkom: piszącym, czytającym, podczytującym, zaglądającym, podglądającym, podpatrującym, wpadającym MIŁYCH, RODZINNYCH, CIEPŁYCH, ZDROWYCH I POGODNYCH ŚWIĄT ------------------------------------------------------------ --------------------------------------------------- ------------------------------------------ --------------------------------- ------------------------ --------------- ------ ------ ------ ------ --------------- ------------------------ --------------------------------- ------------------------------------------ --------------------------------------------------- ------------------------------------------------------------ Benigna
-
Witam w zimowym klimacie Właśnie zastanawiałam się nad moim upadającym nastrojem i myślałam, że Weranda mnie podbuduje, ale Aleks jak widzę \"ma podobnie\". W przeciwieństwie do świąt Bożego narodzenia, których nie lubię - Wielkanoc zawsze była dla mnie świętem oczekiwanym. Zawsze - lecz nie w tym roku. Nastawiłam się na przygotowanie rodzinnego wielkanocnego śniadania i przegrałam. Przygotuję rodzinny obiad w poniedziałek. Pogodziłam się z tym nie tylko bez sprzeciwu. Śniadanie poza domem. Zaintrygowała mnie zupa rosołowa chlebowo, serowo, kiełbasiano czosnkowo pieprzowa. Spróbuję. Rano zobaczyłam objuczoną zakupami sąsiadkę, wlokącą się po schodach i zapowiadającą, że to jeszcze nie koniec zakupów. To mnie zmobilizowało do działania zakupowego. Kupiłam szybko, młodzież pakowała zakupy sprawnie przy kasach ku mojej wielkiej radości. Wielkiej, ale krótkiej, bo po wrzuceniu datku do skarbonki młodzież zniknęła i połowę zakupów musiałam zapakować sama. Postanowiłam nie podjeżdżać pod dom, pojechać na parking i wziąć wszystkie zakupy. Było tego za dużo. Potraktowałam bagażnik jak lodówkę i zostawiłam tam niektóre wiktuały. Jakoś dobrnęłam do domu a teraz obawiam się, że trzeba będzie pójść na parking, bo bagażnik może z lodówki zamienić się w zamrażarkę. Przy okazji rozmyślań odkryłam u siebie chorobę, pewnie jeszcze medycynie nieznaną - śnieżnicę. Nie lubię śniegu, jego białych połaci. Widząc białe wielkie przestrzenie od razu gorzej się czuję. Jeśli zobaczycie roztrzęsioną płaczącą staruszkę z rozpaczą pokazującą drżącą ręką białe śniegowe płaszczyzny - to będę ja. A kiedy śnieg stopnieje wstąpi we mnie nowe życie - i to też będę ja. Dziś nie lubię śniegu i zimna. Nie lubię też Krasińskiego, niezależnie od jego życiorysu. Do jego twórczości zawsze podchodziłam z dystansem. Nie lubię żurku, zdecydowanie wolę czerwony barszczyk i chętnie podałabym go z pasztecikami. Lubię jajka, malowanie, dekorowanie, ozdabianie i jedzenie też. Lubię wiosnę prawdziwą, kwitnącą fiołkami. Lubię kwitnące forsycje, również te, które przywiozłam z Modrzeńca i pięknie wyglądają w białym dzbanie. Lubię kota, który leży teraz na dywanie w pozycji przypominającej wielkanocnego baranka. Miałam napisać o wiosennej panience a tu ciągle miesza zima. Pozdrawiam wiosennie. Benigna
-
Aurinko , skoro spodobało Ci się \"dostarczanie \" zęba dentyście, to dodam, że to \"dostarczanie\" odbyło się dziś dwukrotnie. Pani doktor nie zapisała godziny mojej wizyty bo wiedziała, że będzie w domu ( tam ma gabinet) a okazało się, że coś jej wypadło i spokojnie wyjechała. Kiedy zadzwoniłam wieczorem bardzo się zmartwiła i zaprosiła mnie po godzinie 21, żebyśmy obie nie miały zepsutych świąt. Na szczęście mieszkam bardzo blisko, więc odbyłam mały spacer. Ubrałam się w futrzaną kurtkę z kapturem, bo zimno jest nieziemsko. Teraz ząb jest wypełniony a ja zadowolona. Świeta odbędą się jak co roku, jedzenie zapewne jak zwykle zostanie. Zupa będzie grzybowa - przygotowuję się na poniedziałek. Będzie też aromatyczny, esencjonalny kompot wiśniowy - taki kompot można popijać przy komputerze Aurinko. Reszta jeszcze nie przygotowana alr już przemyslana. Kupione są wreszcie jajka przepiórcze - będą pięknie wyglądać pomalowane na różne kolory. Jakoś wolę myśleć o dekorowaniu stołu niż o jedzeniu. Jutro zrobie duże zakupy. Jeszcze o pogodzie. Po południu padał śnieg. Olbrzymie płatki wirowały w powietrzu i w pewnym momencie ukazało się słońce.W takim oświetleniu był to wspaniały taniec zaczarowanych śnieżynek prześlicznie oświetlonych. Bajkowa sceneria w otoczeniu zielonych iglaków, pokrywających się białą koronką. To była ulotna chwila; słońce zniknęło, śnieg przestał padać, stopniały płatki na iglakach. Pozostało jednak wrażenie naturalnego światła, prawdziwego śniegu, rosnących iglaków i chwili, która nie trwa wiecznie. Pozdrawiam przed północą. Benigna
-
Ale jestem gapa. Nie zauważyłam, że Aurinko pisała wczoraj a ja odzywam się dopiero dzisiaj. Cofam czas wirtualnie bo w realu niestety nie jest to możliwe. Żegnam i dostarczam swój ząb do stomatologa. Benigna
-
Dziś nie o traktacie a o prozie życia. Po pierwsze - dziś wizyta u dentystki Po drugie - zastanawiam się jaką zupą zastąpić tradycyjny wielkanocny żurek i nic nie przychodzi mi do głowy. Czy jest jakaś inna zupa ? - ja tak nie lubię żurku i co roku muszę się zmuszać do przygotowania i jedzenia. Może jest jakaś tradycyjna mniej lub bardziej wielkanocna zupa zastępcza? Poradźcie. Po trzecie i najważniejsze - dla Aurinko mam pyszny keks z ogromną ilością bakalii. Sama słodycz, lekki i bez śmietany ( niżej kaloryczny)- częstuj się Aurinko. Pewnie przypłyną do Ciebie również inne delicja ale i tak ja jestem pierwsza (ale się przechwalam). Pozostająca w skromności Benigna
-
Aurinko, co z Lusią?
-
Aurinko , zwierzeta to nasi wspaniali przyjaciele, doskonale rozumiem Twój niepokój. Pamiętam liczne przeżycie związane z chorobami moich małych przyjaciół. Pamieęam też sterylizację mojej kotki, moje przy niej czuwanie i niepokoje. Nie denerwuj się robiąc zastrzyk; rozumiem to zdenerwowanie spowodowane \"pracą wyobraźni\" i lękiem, że zrobisz Lusi krzywdę. Mam na swoim koncie zastrzyki wykonywane prawie całej mojej najbliższej rodzinie. Robiłam je kiedy miałam 14 lat, bo tak się złożyło a potem zawsze byłam \"najbliżej\". Moja babcie nie chciała pielęgniarki, więc ja codziennie tym się zajmowałam, chociaż nie przychodziło mi to łatwo. Ale babcia tak sobie życzyła. Przyzwyczaiłam się, nigdy jednak tego nie lubiłam. Zastrzyki domięśniowe nie są trudne. To tylko chwila. Myślę, że ważne jest, żeby druga osoba trzymała pieska, aby nie zrobił żadnego niespodziewanego ruchu - wtedy zrobisz zastrzyk bezpiecznie. To tylko ukłucie i wpuszczenie lekarstwa. Nic więcej. Lusia wygrała szczęśliwy los, bo uzyskała dom, serce i opiekę. Zadbaj też o siebie. Musisz koniecznie porozmawiać z sobą i wytłumaczyć sobie, że robisz wszystko co najlepsze. Wszystko, na co masz wpływ i wszystko co zależey od Ciebie. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego. Benigna
-
Zmarł Gustaw Holoubek - wspaniały aktor, wielki człowiek. Zamknęła się karta wielkiej księgi, zgasło kolejne życie.
-
Wystawa w Zachęcie Kiedy wybrałam się do Zachęty na wystawę obrazów z kolekcji Krzysztofa Musiała, nazwisko właściciela nic mi nie mówiło, kojarzyło się głównie z aktorem Krzysztofem Janczarem, który tak się nazywał, kiedy jako dziecko zagrał rolę Pawła w filmie „Wojna domowa”. Wystawa „Portret, pejzaż, martwa natura. Od Siemiradzkiego do Czapskiego” z kolekcji Krzysztofa Musiała okazała się bardzo ciekawa. Około 100 eksponatów najwybitniejszych polskich artystów stanowi tylko część kolekcji, która w sumie liczy około 700 dzieł sztuki. Kolekcjonowanie rozpoczął Krzysztof Musiał w 1990 r z założeniem, że zbiór będzie reprezentować 150 lat polskiej sztuki. Nazwiska malarzy przyprawiały o zawrót głowy: Boznańska i Weiss (najwięcej ich obrazów), Czapski, Fałat, Wyspiański, W. Kossak, Kramsztyk, Stanisławski, Ruszczyc, Zak, Mela Muter, Leopold Gottlib ... i wielu innych. Prawdziwa uczta duchowa. Kilka razy wracałam do wybranych miejsc i patrzyłam ponownie na piękne obrazy, które pozostawały przed oczami i przyciągały do siebie. Galeria portretów osób znanych i nieznanych, wstęga pejzaży rodzimych i obcych, martwa natura. Wrażenia nie do opisania. Kilka obrazów wywarło na mnie największe wrażenie i pozostało w pamięci: wyrazisty portret Dagny Przybyszewskiej Wyspiańskiego, portret posągowego Xawerego Dunikowskiego pędzla Leopolda Gottliba, portret Jadwigi Witkiewiczowej Rafała Malczewskiego (syna Jacka), który widziałam już wcześniej na innej wystawie a jego magnetyzm odczuwam za każdym razem oraz bardzo oryginalne pastelowe popiersie młodej dziewczyny z 1913 r Eugeniusza Zaka – obraz łączący elementy z jego wczesnej twórczości z charakterystyczną linią z okresu dojrzałego. Bardzo podobał mi się obraz Meli Muter Scena na ulicy w miasteczku w Prowansji i Chata na palach Ferdynanda Ruszczyca. Wystawa w Zachęcie już się zakończyła, natomiast druga jej część – malarstwo powojenne - eksponowane jest obecnie w warszawskiej galerii aTak. Na pewno warto ją obejrzeć. Część kolekcji z Zachęty będzie eksponowana w Poznaniu – zachęcam do obejrzenia jej Linkę i życzę miłych wrażeń. Właściciel eksponowanych obrazów, Krzysztof Musiał, jest absolwentem Politechniki Warszawskiej i szkoły biznesu w Fontainebleau, osobą znaczącą na rynku komputerowym. W 2002 r został laureatem konkursu „Mecenas Kultury 2001”, za sponsorowanie wydarzeń artystycznych, takich jak wystawy, wspieranie spektakle teatralnych i twórczości literackiej. Jest jednym z najbogatszych Polaków, znajduje się wpierwszej setce. I w ten sposób rozpoczynam ostatni dzień lutego, dzień wyjątkowy, bo zdarzający się raz na cztery lata – cofając się do połowy miesiąca, kiedy był inny wyjątkowy dla mnie dzień – wizyta w Zachęcie. Pozdrawiam Benigna
-
NA GOŁASA Od kilkunastu lat panuje moda na pisanie biografii osób żyjących i działających, w formie wywiadu-rzeki; często też ukazują się autobiografie. Lubię czytać książki biograficzne, szczególnie poświęcone ludziom związanym ze sztuką. Dlatego z zaciekawieniem zabrałam się do czytania książki „Na Gołasa”, napisanej przez jego córkę Agnieszkę Gołas – Ners. Wiesława Gołasa dobrze znam i cenię jako aktora, widziałam go na scenie w bardzo wielu rolach; lubiłam dawny Teatr Dramatyczny i często tam bywałam. Jako wielka miłośniczka Kabaretu Starszych Panów wyśpiewywałam razem z Gołasem znakomite piosenki Przybory i Wasowskiego, takie jak Kapturek 62 czy Odrażający Drab. Biorąc do ręki książkę zdałam sobie sprawę z tego, że nie wiem nic o Wiesławie Gołasie jako człowieku, osobie prywatnej. W czasach, kiedy rozplotkowana prasa kolorowa drukuje tony różnych informacji o aktorach, prawdziwych lub, częściej nie mających z prawdą wiele wspólnego – ten pan pozostał poza jej zasięgiem. I dobrze, bo to człowiek innego formatu. Autorka pisze o nim: „Zawsze był wielkim wrażliwcem i wrażliwość ta, w połączeniu z niezwykłym zmysłem obserwacji oraz talentem do odtwarzania i przetwarzania tego, co zarejestrował, sprawiła, że stał się tym, kim jest obecnie. Jednak jego emocjonalność i wrażliwość oraz silne pragnienie dawania siebie innym powodują, że nie może sobie tak po prostu spokojnie być wśród ludzi, zdarzeń i sytuacji; musi zareagować, a jeśli nawet nie reaguje, to i tak odczuwa wszystko całym sobą. Myśli obrazami. Jego wspomnienia mają postać niechronologicznych obrazków, scenek, które widzi z zadziwiającą szczegółowością. Jak jednak można „napisać obraz”? Trudność spisania jego wspomnień wynika również z tego, że chętniej demonstruje to, co pamięta, niż o tym opowiada.” W książce przedstawione są fakty z życia aktora, najciekawsze są wspomnienia z dzieciństwa i domu rodzinnego w Kielcach. Okres późniejszy przedstawiony jest dość chaotycznie, wywiad przerywany wypowiedziami różnych osób i można się w tym pogubić. Znakomity aktor niezbyt dobrze czuje się w obecnym pazernym świecie, bo nigdy o nic nie zabiegał i nigdy niczego sobie nie „załatwiał”. Z książki można dowiedzieć się ciekawych faktów, poznać prywatnie osobowość Wiesława Gołasa. Ale trzeba to we własnym zakresie uporządkować, czasem czytać kilka razy poszczególne akapity. Jest to ciekawy materiał sumiennie zebrany, wymagający jednak opracowania redakcyjnego. Gdyby zajęła się tym Aurinko z pewnością byłaby to bardzo ciekawa biografia. Autorkę to zadanie przerosło. Zaważyła tu na pewno oryginalna osobowość aktora jak i relacja rodzinna ojciec-córka. Mimo wszystko warto jednak zapoznać się z książką. Kilkakrotnie powtarzają się w opiniach znajomych aktora stwierdzenia, że wyłączył się z życia – co Wiesław Gołas tłumaczy wiekiem i brakiem sił. Po przeczytaniu książki dowiedziałam się, o chorobie aktora – przeszedł niedawno zawał serca. Na szczęście rekonwalescencja przebiega właściwie i niedługo aktor wróci do pracy w teatrze. Wczoraj zupełnie przypadkiem zobaczyłam fragment filmu z lat 70. pt. „Droga”, w którym młody, przystojny i bardzo zgrabny Wiesław Gołas grał jedną z głównych ról. I tak zbiegły mi się w czasie te różne informacje dotyczące znakomitego aktora. Pozdrawiam z niedzieli na poniedziałek. Benigna
-
Zielone pąki bzu Potwierdzam - bez ma duże zielone pąki, pąki mają też azalie Wiosnę poczułam też w kościach rozbijając wielką lodową powłokę na stawach. Mam nadzieję, że już nie zamarznie, a niedawno była gruba i bardzo zimowa. Wczoraj uciekłam z Modrzeńca mimo ładnej pogody, bo mój duch doznał wielkiego wstrząsu, kiedy zauważyłam, że piękny iglak - choinka został ścięty a przy ziemi zostały tylko ślady piły i trzy gałązki :( Wróciłam do domu nie i mogłam wyrzucić z pamięci tego widoku. Komu potrzebna była moja choinka w końcu lutego? Czy komuś przeszkadzała rosnąc w moim ogrodzie? No cóż, nie ma szpaleru z 30 iglaków, nie ma też choinki. :( Ale zbliża się wiosna a z nią wyjazd do Niemiec na Wielkanoc i plany urlopowe: wojaże po Litwie i pobyt na Mazurach :) Dziś wieje silny wiatr i mimo wysokiej temperatury nie jest ciepło, nawet kotka zrezygnowała z monitorowania podwórka. Życzę dobrej nocy przy wietrznym akompaniamencie Benigna
-
Ręczny wózek widłowy dla kota Do niedawna nie wiedziałam co to jest wózek widłowy. Poznałam to urządzenie, kiedy zbuntowały się pracownicy Biedronki i wtedy zaczęłam przyglądać się tym wózkom w marketach. Wiedzę tak zdobytą wykorzystałam w domu tworząc ręczny widłowy wózek do przenoszenia kota. Moja kotka – kontrolerka musi widzieć, co dzieje się w całym domu, dlatego układa się na podłodze, co jak już pisałam, wymusza u nas ruch okrężny. Trudniej jest w nocy. Co prawda pomagają samozapalające się lampki, ale zaspany człowiek kojarzy fakty dużo wolniej i można wejść na śpiącego kota. Dlatego układam kotkę na przygotowanym dla niej miejscu do spania na pufie, poduszce i kocyku. Kotka zasypia wcześniej niż ja i kiedy udaję się do łóżka podchodzę do kotki, głaszczę ją, wyciągam obie ręce tak jak wysuwają się prowadnice w wózku widłowym, wsuwam pod kotkę, podnoszę ją i niosę do drugiego pokoju. Kotka mruczy, jest ciepła i miękka, białe łapki zwisają, główka z zamkniętymi oczami jest delikatna i zaspana. Żadnych zębów, żadnych pazurów. Kładę ją na przygotowanym posłaniu, ona liże mnie i układa się w kłębuszek. Rano najczęściej wstaje razem ze mną, czasem budzi się wcześniej i siada na parapecie. Jest wspaniała, dostosowała się do zwyczajów ludzkich i polowanie przeniosła z pory nocnej na dzienną. Ciekawe czy wie, że jest przenoszona na widłowym wózku. Jeszcze raz dzisiaj - Benigna
-
Kradnące kieszenie Do niedawna nie wiedziałam o tym, że przedmioty martwe potrafią kraść, dopiero opowieści o pralkach kradnących skarpetki przekonały mnie o istnieniu takich faktów. Wczoraj przekonałam się o istnieniu kradnących kieszeni. Jako osoba samodzielna i niezależna, noszę w kosmetyczce przedmiot obronny – scyzoryk. To bardzo pożyteczne narzędzie: można nim przekroić owoc lub bułkę, dokonać drobnej naprawy, przykręcić śrubkę i wykonać dużo różnych nieprzewidzianych czynności. Jest bardzo praktyczny, malutki, wyłożony masą perłową i jako groźne narzędzie lub przyrząd wzbudza śmiech panów i zdziwienie u pań. Właśnie działałam moim scyzorykiem przy samochodzie i po skończonej pracy, kiedy już miałam odjeżdżać – przypomniałam sobie, że scyzoryk włożyłam do kieszeni a nie do kosmetyczki. W trosce o moją cenną własność chciałam go schować na jego miejsce. Sięgnęłam ręką i okazało, że w kieszeni już go nie ma. Zaczęłam nerwowo szukać – na próżno; scyzoryka nie było. Wysiadłam z samochodu, nerwowo przeszukiwałam obie kieszenie; raz lewą, raz prawą – pusto. Nagle palec zagłębił się dziwnie i odkryłam niewielką dziurę w kieszeni. Mam cię! Scyzoryka co prawda nie było, ale wiedziałam, gdzie się ukrywa: między tkaniną kurtki i podszewką. Wreszcie dopadłam go. Bardzo trudno było go przesunąć do dziury i przepchnąć z powrotem do kieszeni, w końcu się udało. Znalazłam, schowałam. Teraz wiem, że mam w kurtce złodziejskie kieszenie. Kiedy zaszyję dziurę – nie wiem, bo to takie mało twórcze zajęcie a czeka mnie bardziej wyrafinowana praca tapicerska, którą wymyślałam chyba sama przeciwko sobie. Tak więc do kradnących pralek dodaję KRADNĄCE KIESZENIE Pozdrawiam gorąco w lutowy wieczór Benigna
-
O skarpetce na latarni Moi znajomi stanowią niezwykle dobraną parę. Ona - wielka estetka - uważana jest przez męża za osobę bardzo rozrzutną. On - nie przywiązujący wagi do spraw estetycznych - w opinii żony uchodzi za bardzo oszczędnego, czasem wręcz skąpego. W związku z tym mają mnóstwo tajemnic i spraw drobnych, ale skrzętnie przed sobą ukrytych. Po upraniu w pralce, która nie kradnie skarpetek, zostały one równo parami powieszone na balkonie. Pech sprawił, że zerwał się wiatr i jedna skarpetka zginęła. Pani szybko wyrzuciła drugą skarpetkę, wiedząc, że mąż nigdy nie zauważy braku tej pary skarpetek. Ale stało się inaczej. Pan wracając z pracy zobaczył ze zdziwieniem swoją skarpetkę wiszącą na latarni, zdjął ją i przyniósł do domu z pytaniem skąd się tam wzięła. Pani opowiedziała co się stało i znowu usłyszała słowa na temat swojej rozrzutności. Bo jak można wyrzucać skarpetkę, kiedy nie wiadomo co stało się z drugą. Problemy parzystych skarpetek nie omijają też mnie. U nas, co pewien czas słyszę, że skarpetki się \"rozparzyły\" i została tylko jedna. W pojemniku znajduję kilkanaście skarpetek i tylko z kilku z nich udaje się złożyć parę. Trzymam przez jakiś czas te nieboraczki i kilka razy ogłaszam, że wyrzucam pojedyncze egzemplarze. Po kilku ogłoszeniach - zazwyczaj bezskutecznych - skarpetki wyrzucam. Po terminie znajduje się zazwyczaj kilka od pary, ale wtedy już nie ma do pary. I to jest moja zemsta w stosunku do parzystych. Pozdrawiam walentynkowo Benigna
-
O parzystych, podwójnych i bliźniaczych Chociaż jestem zodiakalnym bliźniakiem – najłatwiej mi wśród rzeczy pojedynczych i niepowtarzalnych. Mogę robić różne rzeczy, wykonywać różne przedmioty, ale muszą się one od siebie różnić. Powielanie nudzi mnie i męczy, a to, że nie ma rzeczy identycznych wiem aż za dobrze. Pewnie dlatego parzyste, podwójne i bliźniacze mszczą się na mnie i podkładają złośliwości. Bo jak inaczej można to nazwać? Miałam srebrne klipsy – małe, skromne, delikatne – odpowiednie na każdą okazję i na brak okazji też. Po powrocie z podróży służbowej stwierdziłam, że mam tylko jeden klips. Z przykrością pogodziłam się ze stratą. Klips leżał samotnie w szkatułce i ciągle przypominał o zgubie. Po długim czasie postanowiłam go schować i nie oglądać przy każdej okazji. Odłożyłam go na półkę i zajęłam się czymś innym. Po kilku dniach otworzyłam szkatułkę i zobaczyłam, że leży tam mój klips. Spojrzałam na półkę – i zobaczyłam drugi. Okazało się, że dwa klipsy leżały przez kilka lat w dwóch sąsiednich szkatułkach, a ja traktowałam je jako jeden przedmiot. Nie rozumiem tego. To zemsta parzystych. Kupiłam kiedyś dwie bardzo małe jednakowe salaterki, które były przydatne w moim kucharzeniu. Po pewnym czasie została tylko jedna. Szukałam drugiej długo i bezskutecznie. Pomyślałam, że ktoś stłukł ją pewnie i wolał to przemilczeć. Zupełnie niespodziewanie wkładając salaterkę do szafki zauważyłam drugą, znajdującą się głębiej. Tego zupełnie nie rozumiem. Szafka nie jest przepastną otchłanią, co pewien czas robię w niej porządki i dość często przeprowadzam rewolucje, realizując coraz doskonalsze ulepszenia. Jak to się stało? Nie wiem. To na pewno zemsta podwójnych. Przygoda bliźniacza nie jest żadną zemstą a zwykłym zaskoczeniem. W czasach, kiedy półki w sklepach nie były pełne, ale jeszcze nie puste - trzeba było wyprawiać się na poszukiwanie różnych towarów. Takim miejscem była Hala Mirowska, można było tam znaleźć jakieś kasze czy fasole, niedostępne w zwykłych sklepach. Pojechałam tam kiedyś i wyszłam innym niż zwykle wyjściem. Doznałam dziwnego uczucia. Wyszłam z budynku a budynek miałam przed sobą. W pierwszej chwili poczułam się dziwnie. Potem dowiedziałam się, że Hala Mirowska ma swoją bliźniaczą siostrę, bo kiedyś wybudowano dwie identyczne hale: jedna stała się znaną halą targową a druga pozostała mniej znana jako hala sportowa. Teraz obie hale pełnią funkcję handlową, ale nadal funkcjonuje Hala Mirowska i ta druga bez nazwy. Lubię patrzeć na nie i myśleć o ich wojskowej historii. Dobrze, że nikt ich nie zniszczył żadnymi dobudówkami i nie zasłonił bezwyrazistymi apartamentowcami. To jest moja odpowiedź na głos Aurinko, że nie ma z kim porozmawiać. Może właśnie dlatego nikt na Werandę nie zagląda, że nie ma śnieżycy, zawieruchy i trzaskających mrozów ? Pozdrawiam wszystkie Panie i zapraszam na pogaduszki. Benigna
-
Aurinko, poruszyłaś delikatną strunę wspomnień. Stare piosenki, stare fotografie. Linka dodała wrażenia filmowe. Zastanawiałam się nad tym jakie są moje doznania i doszłam do wniosku, że bardzo oddaliłam się od przeszłości i zupelnie inna \"moda śpiewana\" opuściła mnie. Stare piosenki odbieram z nutką sentymentu, ale jednocześnie w odbiorze przeszkadza mi inna sceniczna maniera i słaba jakość techniczna. Świat bardzo się zmienił i ja razem z nim. Uważam też, że dobre piosenki mają więcej niż jedno życie. Bardzo lubię przearanżowaną muzykę i nowych wykonawców. Jak pięknie brzmią stare piosenki w nowym wykonaniu. Słuchając ich czuję się we właściwym czasie. Urok starych piosenek tkwi w ich melodyce i wspaniałych tekstach. Dawniej teksty piosenek pisali poeci, obecnie robia to sami wykonawcy z wielka stratą dla utworów. Teksty są \"płaskie\", często wręcz grafomańskie. Wojciech Młynarski chyba nie pisze tekstów, dawno nie słyszałam nowych piosenek. Jacek Cygan pisze dla piosenkarzy starszego pokolenia. Lubię oglądać telewizyjną \"Szansę na sukces\", wśród kilkunastu osób często znajduję prawdziwą \"perłę\". Pamietam występ młodziutkiej Justyny Steczkowskiej, która poraziła mnie swoim występem. Teraz też mam swoją faworytkę, bardzo utalentowaną dwudziestoletnią Annę Józefinę Lubieniecką. Dziewczyna ma przed sobą wielką przyszłość, wierzę, że nie zmarnuje i nie zaprzepaści swojego talentu. Aurinko, na pewno znajdziesz ją w internecie. Posłuchaj, naprawdę warto; polecam szczególnie piosenkę z repertuaru zespołu Wilki \"Eli lama Sabachtani\". Natomiast z wielkim upodobaniem oglądam i słucham piosenek z Kabaretu Starszych Panów - to wielka przyjemność. Pamietam mój pierwszy film oglądany w kinie. Był to \"Król Maciuś Pierwszy\" w kinie Moskwa z Julkiem Wyrzykowskim w roli głównej i piegowatym rudym Felkiem, którego potem widywałam w sąsiednim liceum. Pierwsza sztuka, jaką widziałam w teatrze (w Pałacu Kultury) nosiła tytuł \"Farfurka krolowej Bony\". Pozdrawiam wszystkie Panie. Dobranoc. Benigna
-
MAGIA Za oknem zmienił się krajobraz. Jest biało; malownicze iglaki, śnieżne trawniki i połyskujący ostrokrzew, rozświetlony kolorowymi lampkami, kołyszący się coraz szybciej. Zaczarowany świat zimowych tajemnic, niedomówień i dźwięków. Cała gama różnych melodii, śmiechu i płaczu, dźwięków przypominających odgłosy zwierząt, dzieci i stworów, które każdy inaczej sobie wyobraża. Deszcz, padający, lejący się z góry i zalewający wszystko. Strumienie pozostawiające na ziemi lustra wody, zwierciadła mocy nieczystych w ciemnościach nocy. Fruwające w powietrzu przedmioty, gnane wiatrem z wielką siłą i pędzące donikąd przed siebie. M A G I A - WIELKA M A G I A