Benigna
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Benigna
-
Aleks, Twoja nieobecność na Werandzie sprawiła, że zieje okropną pustką. Zaległości historyczne znacznie się pogłębiły, ba, zaczynają się tworzyć czarne dziury, co może grozić zmianą werandowego klimatu. Proponuję więc może jakiś zarys historii białogłowy, np. Pięknej Bitynki na dobry początek. Dobranoc Benigna
-
Wiosna przyniosła w tym roku same niespodzianki. Z początku wczesna, potem mroźna i teraz wyprzedzająca (o tydzień). Zieleń Nie pamiętam ogrodu w maju tak bardzo zarośniętego jak teraz. Trawy wyrosły w ciągu ostatniego tygodnia gigantycznie. Trzy kosiarki okazały się niesprawne i udało się wykosić tylko część ogrodu. Z sąsiedniej łąki przywiane zostały jesienią nasiona mniszku i trawnik przekształcił się w mlecznik. Azalie zakwitły mizernie, przemarznięte na początku miesiąca. Niespodziankę sprawił rododendron swoim olbrzymim kwiatem w pięknym różowym kolorze, jeszcze nigdy nie kwitł tak wspaniale. Bzy już przekwitły, kwiaty białe i ciężkie są jeszcze na małym drzewku. Bardzo efektownie zakwitła biała kalina. Okazało się, że nie zmarzły drzewka wiśniowe, zawiązały się już owoce i wyglądają jak stojące na głowie, bo na razie kulki rosną do góry na łodyżkach. Będą też jabłka. Ciekawe jakiej wielkości pojawią się owoce na drzewkach przycinanych przeze mnie w sposób „amatorski”. Ptaki Nasz dom ma dwa wejścia: od strony drogi i od ogrodu, wychodzące na taras. To drugie wejście jest moim ulubionym. Niestety musieliśmy czasowo z niego zrezygnować w tym roku. Przy drzwiach rośnie bowiem złota tuja i w niej właśnie ptaszek uwił gniazdko. Pojawiły się w nim 4 jajeczka i w poniedziałek zaczęło wykluwać się pisklę. Chodzimy więc na taras dookoła domu, nie przechodzimy też obok tui, żeby nie płoszyć ptaka. Na akacji, rosnącej przy tarasie w budce lęgowej panuje wielki ruch. Dwie sikorki uwijają się i przynoszą jedzenie małym piskletom. Kiedy mama lub tata zbliża się do budki rozlega się pisk cienkich ptasich głosów. Ciekawe ile piskląt mieści budka w tym sezonie. Sikorki przed wejściem do budki wykonują swoisty korowód: najpierw okrążenie, potem siad na krzewach bzu, następnie siad na patyczku budki i – po chwili nurkowanie do środka. Koło budki lęgowej na jesionie fruwają szpaki; nie wiadomo, czy są już jajeczka, czy może nawet pisklęta. Kotka wyraża żywe zainteresowanie wszelkimi ptakami, musimy uważać, bo lubi wdrapywać się na drzewa z budkami. Ptasie koncerty odbywają się wieczorem; z podworskiego parku dobiegają przeróżne głosy o różnym brzmieniu i zróżnicowanych tonacjach. Kiedy zapada noc, jest ciemno i cicho koncert zmienia się; milkną chóry, zaczynają występy soliści. Skala głosów i barw jest bogata. Rośliny wodne, żaby i ryby W Stefańskich Stawach zaczynają wyrastać rośliny wodne. Pokazują się kwiaty nenufarów, które przezimowały na dnie stawów i teraz wysuwają nad wodę łodygi i kwiaty. Niedługo pojawią się olbrzymie liście. Lilie wodne mają na razie małe listki. Niedługo ukaże się pływająca roślinka wodna, opadająca zimą na dno stawów a na wiosnę wypływająca na powierzchnię. Rozkwitły już żółte irysy wodne. Żaby mają doskonałe warunki do życia w stawach. Wylegują się na kamieniach, wskakują do wody i pływają żabką. Igrają też z kotką, która goniąc je zatrzymuje się na brzegu i wkłada łapkę do wody, by z obrzydzeniem potrząsać nią aż do wyschnięcia. Na wejście do wody nie decyduje się jednak. Ryby pływają stadnie; ich płynne ruchy przypominają taniec; tylko one słyszą muzykę i wykonują określone figury, nam pozostaje tylko wizja bez fonii. Lubię oglądać wodę, rośliny i żyjątka z mostku, który jeszcze nie został ukończony, ale ma swój niepowtarzalny urok. Rano przegląda się w nim niebo, w południe odbija się słońce a wieczorem cień rzucają drzewa. Kotka Kotka wyskakuje z samochodu i zaczyna chodzić jak na szczudłach, po chwili jednak poznaje swój rejon i inentyfikuje się z nim. W pogodne dni lubi spędzać czas w ogrodzie, rezygnując z jedzenia i picia. Zaległości nadrabia wieczorem rzucając się na jedzenie i „padając” z nadmiaru wrażeń na fotel lub kanapę. Śpi twardym snem do rana. Potem po małym śniadaniu w stylu francuskim „poluje” na otwarcie drzwi, aby dać nura do ogrodu i pozostać tam do wieczora. Wiosna na wsi ma specyficzny wymiar określony przez te porę roku. Wszyscy wydają się zadowoleni, świat staje się mniej skomplikowany, budzi się nowe życie, kolorowe w słońcu i czyste po deszczu. [kwiat dobranoc
-
Zaszumiała wiosna w komputerze i \"stary techniczny\" chyba oszalał. Pożarł mi tekst w całości bardzo złośliwie. Dlatego dziś będę pisać skrótem w punktach, bo nie wiem, co jeszcze mi dzis ten drań uczyni. 1. Nie umiem poradzić, jak dbać o róże, bo o swoje wcale nie dbam 2. Mibie radzę, żeby w swoim nowym domu nie położyła pięknych matowych i porowatych kafli ani na podłodze, ani na ścianach. Ja to zrobiłam bo nie lubie połysku a uwielbiam szlachetny mat. Popełniłam wielki błąd. Bardzo trudno je czyścić - samo umycie nie wystarcza. 3. Nie ugotowałam jeszce robala, ale niewiele brakowało; kiedyś w suszonych morelach odkryłam jakieś gniazdka. Nie przypominam sobie większych kulinarnych wpadek, co nie znaczy, że ich nie było. Jak sobie przypomnę to opiszę. Ale podałam kiedyś makaron i jedna osoba go nie jadła - nie wiedziałam, że nie lubi. Może Aurinko zgadnie kto to był? 4. Wiosna na podwórku sprawia nowe niespodzianki. Zakwitły głogi (głóg pośredni); drzewa pokryte zielonymi liśćmi a wśród nich czerwone kwiatki wyglądające jak wiązanki małych różyczek, pięknie kwitnie złotokap (zwisające długie żółte kwiaty). Na mój balkon szybko wspina się winobluszcz o wielkich liściach, widoczne są już koszyczki kwiatowe. 5. W Modrzeńcu szykują się wielkie pomiary geodezyjne wokół mojego ogrodu 6. Bardzo było gorąco i duszno dziś; hustawka pogody niesamowita 7. Chyba zdążyłam napisać przed pożarciem przez komputer, może zdążę wysłać? Dobranoc. Benigna
-
Witam wszystkie Panie, a szczególnie Aleks, która jest mi w tej chwili najbliższą koleżanką. Może nie dokładnie teraz, albowiem nieco minęłyśmy się w czasie, nie mówiąc już o przestrzeni. Aleks była pierwsza - wczoraj, a ja - jestem dziś. Ale cóż tam szczegóły; nieważne, że nie mała, nieważne, czy w wieku Troi, ani też inne podsumowania wieku, czy urzędu, ważne, że .... wstawiona. Czytając post Aleks wyobrażałam sobie te armie, te marsze, przesunęła mi się panorama Borodino, pokazywana cudzoziemcom w byłym ZSRR, a teraz - niewinny obiad i ... w moim wydaniu - natychmiast Marsz Radeckiego, orkiestry dęte i marakasy. A było tak. Postanowiłam wprowadzić zwyczaj śródziemnomorski; do obiadu lampka czerwonego wina w charakterze lekarstwa na serce. W starych domowych zakątkach znalazły się jakieś dziwne 2 butelki z alkoholem. Na jednej etykietka z napisem Ciociosan. Rozrzewniłam się i przypomniałam jak trudno było go zdobyć, a teraz - mamy bez łaski. Butelka stała na stole i nagle zauważyłam napis Wino domowe wykonany czerwonym flamastrem przeze mnie. Okazało się, że jest to wino zrobione przez moją nieżyjącą od dawna teściową. Uparłam się, żeby spróbować. Wino jest bardzo dobre, pije się lekko, ale po chwili ... trudno mi było wstać od stołu, ale za to świat nabrał kolorów. Zrobiło się pięknie mimo zachmurzonego nieba i padających drobnych kropel deszczu. Nic to, że zapachy kleju i farby z klatki schodowej przesączają się przez drzwi i okna. Co tam... Z balkonu widzę drugą wiosnę, pachnące ciężkie fioletowe kiście bzu, wciąż kwitnącą kępę tulipanów w kolorach niezwykłych: oranżowym, żółtym i fioletowym. Obok faluje piękna biała spirea, uginająca się pod ciężarem kwiatów, wspaniale uśmiechają się buźki bratków. Magnolia też nie przestaje kwitnąć. Na prawo ogród iglaków; przepiękne odcienie zieleni, oryginalne pokroje poszczególnych krzewów. Do balkonu już dorasta sosna ze świecznikami na gałązkach, z boku zagląda do okna dorodna daglezja. Wśród flory można też dojrzeć faunę. Pomiędzy roślinami suną długie czworonogi w różnych kolorach: rudym, czarnym, burym i trójkolorowym - to koty. U nas wszystkie koty są nasze, bo to one wybierają sobie właścicieli - jak stało się u mojej sąsiadki. Ja mam jednego kota z wyboru i jednego, który mnie wybrał, mimo, że wcześniej wybrała go sąsiadka. Widocznie dobrze jest mieć stały dom i dom dodatkowy, w którym można się wyspać, coś zjeść i postraszyć moją kotkę. Magiczny świat barw, zapachów, dźwieków i świateł. Czy jest piękniejsza pora roku niż wiosna? Czy jest lepsze wino od domowego, znalezionego po latach? Stawiam wino domowe w oplecionej wikliną butelce na stole werandowym i zapraszam do degustacji. Naprawdę warto. Życzę wspaniałych wrażeń; pięknych obrazów, dźwięków i zapachów - mamy wspaniałą majową sobotę... Benigna
-
Maonno, Praha jest przepiękna i w ciągu 8 dni zobaczysz bardzo dużo. Ja byłam tam ostatni raz 2 lata temu i ujrzałam miasto zupełnie inne niż przed laty. Architektura oczywiście jest ta sama, ale klimaty zupełnie inne. Wieczorem Praha żyje, jest kolorowa i wesoła, pięknie oświetlona. Same zalety. Most Karola w świetle pięknych latarni, no i oczywiście gwiazd - wygląda bardzo romantycznie. Wspominam mój wyjazd bardzo miło i polecam wszystkim; byłam też w maju. To jest bardzo dobry okres do fotografowania. Drzewa jeszcze nie zasłaniają architektury, a są już zielone i malownicze. Życzę wspaniałych wrażeń. Benigna
-
Dobry wieczór z Warszawy, tak z Warszawy, chociaż miałam być na wsi. Niestety rano, kiedy swoim zwyczajem udawałam, że śpię a nie spałam - telefon wyrwał mnie z łóżka i pogonił na drugi koniec miasta. Zdążyłam tylko wypić w pędzie kawę i ugryźć już nie wiem, co. Potem zasypały mnie sprawy, spadające jak karteczki z nieba z przypomnieniem, co jeszcze trzeba zrobić. Były też chwile miłe. Po powrocie do domu ustalałam plan wyjazdowy na jutro: wyjazd na wieś o świcie, przyjazd w czwartek i powrót na wieś. Znów telefon: jutro znowu do gmaszyska - ale już normalnie, spokojnie, bez gonitwy. Bilans dnia dziwny: pół na pół, i tak - i tak. Dziwne rzeczy dziś się działy; najgorsze, że zgubiłam swoje miejsce. Nie wiem, co się z nim stało. Rozumiem, że jeśli moja rzecz leży na swoim miejscu i widzę, że zmieniła właściciela - to wszystko jest w porządku. Nie rozumiem jednak, co się dzieje ze \"swoim miejscem\", które zniknęło wraz z moim swetrem. A przecież sweter leżał na swoim miejscu - na wyciągnięcie ręki. Dziwne. Co to będzie jeśli i na wsi zgubi sie \"swoje miejsce\"? Tam dzieją się dziwne rzeczy. Czytając Werandę rozrzewniłam się wielce; Aleks uspokoiła mnie, że nie zginę z pola widzenia nawet będąc na wsi. Sofka przekonała mnie, że trzeba Ją zgubić, bo wtedy się znajdzie i odezwie. Widocznie ma kocią naturę: trzeba chodzić i nawoływać: Gdzie jest Sofka? - wtedy się odzywa i straszy czarną magią. Floska poinformowała, że siedzi w głębokim dole, w dodatku czarnym wiosną i wyciągana z niego rozdaje kwiatki. Flosko, ja też tkwię w dole, czasem z niego wychodzę i po chwili znowu w nim jestem. Zastanawiałam się, co czarnego mi potrzeba na ten dół. Ale to jest pytanie do Aleks. Generalnie już wiemy: trzeba w górę. Maonna, jak pisze, wychodzi z domu bez wypicia kawy. Muszę poinstruować jak zrobić, żeby zdążyć wypić kawę w każdej sytuacji przed wyjściem z domu. Iskiereczka, talent organizacyjny, już przygotowuje spotkania w realu. Brawo południe. Miba oznajmiła, że sadzi róże, buduje dom a do tego jeszcze gromadzi ziemię. Ale najważniejsze, że kłopoty chowa głęboko do nosa. I bardzo dobrze. Ale co się dzieje jak kichniesz? Czy kłopoty wypadają i giną, czy przyklejają się do innych? Aurinko wyłowiła podobieństwa i powiązała nas w pęczki na wprost i po przekątnej. Dobrze, że przypomniała mi swoje związki warszawskie. Czy my czasem nie zapomniałyśmy już jak wyglądamy? Nie widziałyśmy się bardzo dawno. Ale nie tracę nadziei, że w któryś wtorek to nadrobimy. Bo my mamy powiązania bardzo liczne i skomplikowane, a kiedy próbujemy je uporządkować to wiążą się jeszcze bardziej. A sklep ogrodniczy na Bagateli to miejsce dobrze mi znane. Odstałam tam w kolejkach dłuuuuugie godziny. Kiedyś tak było. Wiosną zawsze były kolejki w sklepach ogrodniczych, było ich wtedy mało. Linka oddaliła się ostatnio od Werandy i tylko chichocze z daleka. Linko wracaj do nas. Ja natomiast muszę wracać do prozy życia, bo nos, jeszcze wolny od kłopotów przypomina, że w kuchni trwa samoczynne gotowanie i jeśli się tam nie udam to będę tego bardzo żałować. Dobranoc, pamiętajcie o ogrodach - jak śpiewał Kofta Tak było w poniedziałek, napisałam i ... okazało się, że nie można wysłać tekstu na Werandę, można tylko czytać. We wtorek gmaszysko mnie odwołało w połowie drogi , więc wróciłam do domu i pojechałam na wieś. Dziś wróciłam do domu „padnięta”, bo spędziłam bardzo pracowite godziny. Wczoraj oczyściłam z zielska brzeg stawu i pomalowałam deski. Dziś zrobiłam niezbędne prace porządkowe, pomalowałam taras i nadbrzeże stawu, umyłam samochód. Wtedy poczułam, że siły się wyczerpały i trzeba wracać, bo jutro muszę być na smutnej uroczystości. Podziwiam siły i energię Miby – 10 ton ziemi – to nieprawdopodobne! Moja kotka odurzona wiejskim powietrzem przespała drogę powrotną i teraz poza snem nic ją nie interesuje; chyba muszę wziąć z niej przykład. Wiosnę widziałam wczoraj w wydaniu pochmurnym a dziś kątem oka w pełni słońca Jak co roku przeżyję dwie wiosny: w mieście i na wsi. W Warszawie forsycje mają już liście a na wsi są w pełni kwitnienia. Pigwowce warszawskie pokryte są kwiatami – a na wsi mają dopiero pąki. Szkoda, że nie mogłam znaleźć czasu na obejrzenie wiosny, zajęta pracami porządkowymi, ale to musiało być zrobione. W przyszłym tygodniu „odbiję” sobie te straty, spędzając na wsi cały tydzień, jeśli znowu nic nie stanie na przeszkodzie. Jak miło, że pojawiła się u nas nowa osoba – Iwa, z pięknymi obrazami. Życzę pięknych wiosennych snów. Benigna bratek: posadzone w ubiegłym roku, same się wysiały, rosną i zaczynają kwitnąć narcyz: urosły liście i pojawiły się pączki aksamitka: wysiały się z zeszłorocznych koszyczków nasiennych i mają po 2 listki bez: listki piękne delikatnie zielone, widoczne pączki kwiatowe azalia: są pączki fiołek: większość przekwitła – część jeszcze kwitnie; jedna kępka w kolorze białym śliwa: pięknie kwitnie grusza: zaczyna kwitnąć
-
A gdzie Sofka? Witajcie w niedzielę, Linko, znowu zgubiła się Sofka. Co za pech! Sofko, bywaj częściej, bo widzisz, że nieobecni nie mogą się bronić, ale za to łatwiej mogą się zagubić, nawet na naszej werandzie. Zagubiła sie też Stella, pozbawiona komputera w oczekiwaniu na następny. Stello przybywaj do nas jak najprędzej !!!! Miło mi powitać Iskiereczkę, która wzmocniła południową stronę Werandy. Powiało ciepłem i kolorem. Południe trzyma się mocno. Ja zgubię się jutro, bo wyjeżdżam na wieś i spędzę tam kilka dni. Będzie się dużo działo, kotka znowu będzie chodzić po trawie jak tancerka w baletkach. Nastąpi ponowne oswajanie się kota z domem i ogrodem a przedtem niepokój w samochodzie. A teraz jest tak dobrze; późne wstawanie z długim przeciąganiem, wędrówki na balkon i z powrotem, chodzenie po balustradzie i wszystko już poznane. I nie trzeba jechać samochodem. Mnie czekają pęcherze od sekatora lub nożyc do trawy i inne nieprzewidziane przypadki przy pracy. Zajęć będzie dużo, pogoda chyba się poprawi. Do widzenia, nie zapomnijcie o mnie. Benigna
-
Dobranoc, ja też życzę dobrej nocy pelnej kolorowych, wiosennych słów. Byłam dziś na wsi, zobaczyłam piekną wiosnę i popracowałam w ogrodzie. Nie mam już siły opisać tego co widziałam, może jutro, jeśli będę żywa po wypełnieniu PITów i odwiezieniu do US. Benigna. wiosenny
-
Dobry wieczór Warszawska wiosna – na zamówienie i ku pocieszeniu Aurinko Wiosna już trwa a mnie ciągle sprawy trzymają w mieście. W poniedziałek rano wyruszyłam do Góry Kalwarii. Wyjechałam z miasta i wreszcie znalazłam się pomiędzy leśnymi ścianami. Widok był bardzo malowniczy; wiosenne drzewa - najpiękniejszy element krajobrazu i wiosna - najmilsza pora roku. Lubię oglądać drzewa wiosną, kiedy listki są jeszcze młode i delikatne. Podobnie jak Aurinko czekam na listki na brzozach, nazywam je wtedy ażurowymi brzozami. Kiedy skończył się las wjechałam na teren zabudowany, potem do centrum Góry Kalwarii i zjechałam w kierunku mostu. Wisła widziana z góry wydawała się bardzo spokojna. Drzewa owocowe przy gospodarstwach były pokryte kwiatami, a jeszcze kilka dni wcześniej były gołe same gałęzie. Dziś ponownie odwiedziłam Górę Kalwarię. Powrót był zdecydowanie mniej romantyczny – właściwie wcale taki nie był. Pogoda szalona: bardzo silny wiatr przywiewał ciemne chmury, padał deszcz, po chwili pojawiało się słońce i za moment znowu deszcz. Jechałam za ciężarówką, której nie mogłam wyprzedzić na nędznej jednopasmówce i tak sunęła karawana samochodów w rytm prędkości ciężarówy. Ale i tak jestem zadowolona bo mam sprawny samochód. Wiosnę oglądam z ciepłego mieszkania, a na widoki nie narzekam. Na parapecie stoi trawka dla kota, bardzo jest ładna – kot ją podgryza sporadycznie, oszczędnie. Za oknem na parapecie kwitną w koszyku kolorowe bratki. Za nimi prześliczne tło stanowi drzewo pokryte różowymi kwiatami; nie wiem jakie to drzewo, ale ładne jest zawsze, o każdej porze roku. Na dole złocą się forsycje, zielenią różne krzewy a ostrokrzew, który miał być niski już prawie zagląda mi do okna. Żeby zobaczyć kwitnące pigwowce nie wystarczy wyglądać przez okno – trzeba wyjść na podwórko. Tu do oglądania jest dużo różnych krzewów i kwiatów. Prawdziwy miniogród botaniczny znajduje się po przeciwnej stronie domu. Sąsiadka mieszkająca na parterze stworzyła tu kolekcje roślin różnych; na małej powierzchni jest ich tak dużo, że nauczycielki przyprowadzają tu dzieci na lekcje biologii. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni kwitną rośliny i krzewy. Teraz największą ozdobą jest magnolia, z amarantowymi kwiatami i ozdobna jasnoóżowa wiśnia. Poniżej kwitną wszystkie wiosenne kwiaty. Z balkonu mam widok na sześć ogródków; bardzo różnorodnych w wyrazie, każdy w innym stylu i każdy inaczej ładny. Mój balkon jest jeszcze ażurowy, ale już niedługo będzie cały zielony, kiedy oplatające go pnącza pokryją się listkami. Wtedy biedny kot, wylegujący się teraz na ławce i obserwujący okolicę, straci punkt obserwacyjny i żeby coś zobaczyć będzie musiał wejść na balustradę, albo ograniczyć działalność zwiadowczą do podsłuchu. Nawet nie wie, jaka wygodna jest dla niego wiosna. Wszystko widać, wszystko słychać i tyle wrażeń bez żadnego wysiłku. Wiosna jest piękna, a my jesteśmy nią otoczone i nie musimy już wzdychać: „aby do wiosny”. Aurinko, porzuć złe nastroje i nie pisz, że nic nie robisz – bo robisz bardzo dużo. [kwiat[kwiat Pozdrawiam Werandę. Benigna
-
Śmiałka, który nie wpuścił Linki potraktować z najwyższą surowością!!! A KYYYYYSZ!!!!!!! Rozeźlona Benigna.UUUUU
-
Witajcie 13. w piątek! Nie ma co, nie wiem kiedy doczekam się gościa. Już dawno powinien być a ciągle go nie widać. Przejeżdża trasą Aurinko, od Wyszkowa do Warszawy. Pewnie stoi gdzieś w korku. Zamiast obiadu będzie obiad na kolację. Trudno. W mini opisie o na temat wiosny: szafirki kwitną, żonkile też. Pięknie wyglądają kolorowe prymulki. Forsycja złoci się prześlicznie. Tulipany kończą kwitnienie. Ciekawe jak jest u mnie na wsi; żonkile kwitły w ubiegłym tygodniu.Pozdrawiam. Jest gość.
-
Aurinko napiszę o wiośnie, obiecuję, ale na razie jestem od niej daleko. Ostatnio odwiedza nas rodzina starszego pana (obrazi się jak nic; może nie przeczyta - na pewno nie przeczyta) w przelocie na trasie Warszawa - Hamburg. Wygląda to schematycznie. Przyjazd pociągiem do Warszawy, nocleg, wyjazd na lotnisko i wylot. Kiedy upominam się o dłuższy pobyt - słyszę o braku czasu. Przed świętami nocował młody człowiek: przyjazd wieczorem, wylot o godz. 5.30, jutro przyjeżdża jego matka: przyjazd wieczorem, odlot w sobotę po południu. W poniedziałek wiozę samochód do serwisu poza Warszawę na 3 dni. Potem jadę autobusem po odbiór. Dopiero po tym wszystkim pojadę na wieś. Ale ... jeśli Aurinko musisz poczytać o wiośnie własnie teraz - to nie ma przeszkód. Popatrzę przez okno, obejrzę przydomowe ogródki, cofnę czas o tydzien i będzie opis wiosny. Może być też opis z wyobraźni. Było już tyle wiosen w życiu, że \"no problem\" - napiszę. Aleks czy już nie ma ciekawych postaci historycznych z dawnych dziejów, tylko siwowłosa staruszka z sękatym kosturem, żywiąca sie trawą? A kto jedzie tym klimatyzowanym samochodem? jedna z kobiet dojrzałych w szkłach kontaktowych po kilkunastu operacjach plastycznych z móżdżkiem tez operowanym? Eeee tam! Bez przesady! Dziś wracając do domu pomyślałam sobie, że jestem najstarszą kobietą na naszej klatce. I stwierdziłam, że dla mnie jest to korzystna sytuacja bo nie będę musiała oglądać starych bab a one - młodsze będą musiały oglądać mnie. Na szczęście mamy Werandę i na niej możemy być młode i piękne. Aleks-staruszka z kosturem? Nie nie nie!!!!! Zadaję pytanie: co tam Pani w historyi? Kto trzyma się mocno? Miba dom będzie zbudowany, bo tak być musi. Najtrudniejsze są początki, jak zawsze. Ale też nikt nie mówił, że będzie lekko i łatwo. Sama się o tym przekonałam, kiedy niemożliwe stało się możliwe i ze zniszczonego domu powstał dom mieszkalny. Spokojnie, wszystko po kolei. Życzę powodzenia. Linko rozmawiałam ze znajomą z Poznania i wiem, że warszawska przyroda nie dogoniła poznańskiej, a co dopiero na wsi w moim ogrodzie. Dla mnie teraz widok z mojego okna na kwitnące na różowo drzewo jest piękny. kwiat] Pozdrawiam Werandę. Dobranoc. Benigna
-
Jak dobrze że Doro czuje się lepiej. Zaglądałam z lękiem na Werandę i zastanawiałam się, czy brak wiadomości to zła, czy też dobra wiadomość. We wrześniu, kiedy moja kotka była sterylizowana, miałam wielkie obawy, że zabieg się nie udał i kotka nie wróci do zdrowia. 10 dni - do zdjęcia szwów - żałowałam swojej decyzji. Okazało się jednak, że wszystko skończyło się dobrze a kotka wykazała się wielką odpowiedzialnością nosząc grzecznie, bez sprzeciwu kaftanik, wchodząc na fotel po schodkach, nie usilując nigdzie wskakiwać. Doceniłam to, kiedy przeczytałam jakie pomysły mają koty po zabiegu. O myszach (i kotach) Kiedy zamieszkałam w nowym mieszkaniu, jesienią w łazience zobaczyłam ślady myszy. Bałam się, że pogryzą książki, zniszczą różne przedmioty. Mąż powiedział mi, że gdybym mysz karmiła to nie musiałaby niczego gryźć. Kładłam więc na spodeczku jedzenie, nalewałam wodę i mleko - wszystko to znikało. Śladów podgryzienia nigdzie rzeczywiście nie było. Pewnego dnia jedliśmy w pokoju śniadanie i nagle zobzczyłam idącą wzdłuż ściany małą myszkę. Krzyknęłą: myszka! Mąż siedzący do ściany tyłem odwrócił się, ale myszka już weszła pod mebel. Ta sytuacja powtórzyła się kilka razy, zdenerwowany mąż zapytał mnie czy jestem pewna, że dobrze się czuję. Potem zapytał jeszcze czy myszki nie są białe. po chwili znowy ktrzyknęłam: duża mysz! Mąż oburzony odwrócił się i ... zobaczył znikającą pod meblem mysz. Nie wiedziałam co robić, mąż powiedział, że trzeba złapać myszy. No to złap - odpowiedziałam. Mąż wziął plastikową torebkę: złapał 5 małych myszek i dużą mysz-matkę; do tej pory nie rozumiem jak to zrobił. Włożyliśmy mysie towarzystwo do dużego słoja. Pokrywka miała wywiercone otwory, na dnie była lignina, w zakrętkach od wody mineralnej było spuszczane jedzenie i picie, spuszczane były też linki do ćwiczeń gimnastycznych. Myszki były bardzo ładne, pięknie pily wodę, ślicznie się myły. Obserwowałam je przez długie godziny. Chciałam myszy wynieść i wypuścić na wolność, ale kolega powiedział, że na dworze jest zimno, a myszki są bardzo małe, więc zmarzną. Myszy zostały i były hodowane tak długo, aż miałam pewność, że dadzą sobie radę w życiu. W dniu, który był ciepły wyszłam ze słoikiem na łąkę, kiedy oddaliłam się od ludzi otworzyłam słoik i myszki zniknęły w trawie. Od biologa dowiedziałam się, że myszy wracają do mieszkania z odległości bliższej niż 10 km. To stadko jednak wybrało wolność. Potem problem myszy przestał istnieć. Pojawiły się koty; urodziły się i wychowały pod balkonem sąsiadki. Od tego czasu minęło już kilka lat a ze stadka kotów pozostała jedna kotka, która po kilku latach wolności zamieszkała w domu sąsiadki a do mnie przychodzi czasem z wizytą na balkon. W domu na wsi też pojawiła się mysz. Używam pułapki ekologicznej. Mysz uwięziona zostaje w drewnianym pojemniku kiedy zaczyna jeść przynętę - zamykają się za nią drzwiczki - wynoszę ją wtedy do ogrodu i wypuszczam na wolność. Do Aleks Urodziłam się wegetarianką i wszyskto byłoby dobrze, gdyby lekarze nie zmusili mnie do jedzenia mięsa, twierdząć, że jest to konieczne dla mojego zdrowia. Faktycznie dużo w dzieciństwie chorowałam. Myślę jednak, że nie sposób odżywiana się był przyczyną moich chorób. Tak czy inaczej przeżyłam ten zły okres. Niestety jadam mięso, chociaż żałuję, że zostałam w to wciągnięta. Nie lubię ryb. Ale teraz, kiedy sama decyduję o sobie nie dam się zmusić do jadania ryb w myśl jakiejś zdrowotnej ideologii. Jadam ryby od czasu do czasu, ale nie za często - po prostu dla czystego sumienia, żeby powiedzieć lekarce, że stosuję się do jej zaleceń. Na szczęście bywam u niej tylko kilka razy do roku. Pozdrawiam Benigna
-
Witaj Ewikkk, przed swietami chcialam zebrac gosci stalych i czasowych Werandy i okazalo sie, ze jest nas wcale niemalo. Myslalam o Tobie i Twojej Rodzinie, zastanawialam sie, gdzie bedziecie spedzac swieta. Przed Toba bardzo wazny moment w zyciu, bedziesz urzadzac mieszkanie, a wlasciwie dom dla calej rodziny. Dom, w ktorym wszyscy powinni sie dobrze czuc i z przyjemnoscia do niego wracac. Dlatego - jesli nasza rada bedzie Ci potrzebna - to z przyjemnoscia podsuniemy Ci jakis pomysl; bo co tyle glow - to nie jedna. Bedziemy Cie wspierac tak, jak bedzie to mozliwe. Pisz do nas i dziel sie swoimi problemami. Pamietam te chwile, kiedy urzadzalam swoje mieszkanie a potem swoj dom. Nie bylo latwo urzadzic mieszkanie, kiedy w sklepach nic nie bylo; jednak nie martwilam sie tym. Chcialam miec tylko lodowke, zaslony i materac. Potem wszystko sie ulozylo, chociaz trwalo dosc dlugo, zanim moglam uzyskac potrzebne sprzety. Zycze powodzenia. Benigna
-
Witajcie ponownie wielokrotnie myślałam o o zapisanej złotej myśli Stefanii Grodzieńskiej, przytoczonej przez Aurinko. Po powrocie z rodzinnego świątecznego obiadu też mogę pomyśleć, że nic już nie muszę. Ale to tylko część prawdy, bo czas się w miejscu nie zatrzymał, sprawy różne nie załatwiają się same, życie pędzi naprzód i niesie nowe treści. To tylko pozory Aurinko, tylko pozory. Jako kobiety dojrzałe mamy mniej obowiązków, bo wiele rzeczy już wykonałyśmy. Zamiast nich jednak pojawiają się nowe, inne. Dziś ja też już nic nie muszę, ale jutro już tak. Pozdrawiam świątecznie. Benigna
-
Witajcie w lany poniedziałek! polewam Werandę wodą toaletowa o zapachu fiołków. Za oknem kropi deszcz, pięknego słońca i ciepła nie widać, ale i tak nic to w porównaniu z północno-wschodnią Polska, gdzie leży 20 cm śniegu i nadal pada. Podobno dopiero teraz jest tam zimowy krajobraz, którego nie było na Boże Narodzenie. Poranek jest senny i rozleniwiony. Za oknem pojawiają sie tylko właściciele psów, z wyższej konieczności wyprowadzani przez swoich czwronożnych przyjaciół. Z zakłopotaniem przyjmuję do wiadomości fakt, że trzeba będzie wyruszyć na rodzinny obiad. Żałuję, że nie można go przenieść do nas. No cóż, trzeba się ciepło ubrać, wziąć parasole i .... w drogę. Do zobaczenie na Werandzie. Benigna pisanka
-
Pora już późna, Jubilatka szczęśliwa cała w kwiatach, ja zadowolona, że jajka już kolorowe. Najładniej wyglądają przepiórcze; kolorowe w plamki i ciapki. Pora przejść do życzeń świątecznych. Wszystkim piszącym, czytającym, podczytującym jawnie i w ukryciu życzę wspaniałych rodzinnych świąt i pogody sprzyjającej spacerom, bo tej pięknej, zapowiadanej od dawna chyba się tym razem nie doczekamy. Ale i tak przecież najważniejsza jest pogoda ducha. Wesołych Świąt Benigna
-
Droga Mibo Kolorowe krokusy włożyłam do szklanego wazonu w kształcie kuli i ustawiłam na szklanym kwadratowym blacie przezroczystego mebelka - otwartej gablotki ze szklanymi półeczkami. Wyglądają bajecznie kolorowo. Niżej ustawiłam wazon z żonkilami, które przywiozłam ze swojego ogrodu. Zachęcam przybywające Panie do ustawiania na półkach kolejnych bukietów, miejsca jest bardzo dużo. Linko kochana, wszystkiego najlepszego: pogodnego ducha, uśmiechu od ucha do ucha, zdrowego ciała, takiego jakie byś chciała, kolorowych myśli i wszystkiego dobrego co tylko Ci się przyśni. Przybywaj na Werandę lotem blyskawicy i ustawiaj nas-załogę na swej szachownicy. 450 +++ ten symbol pojawił się nagle bo wskoczyła kotka. Wcisnęła klawiaturę, zabawna istotka. Nie wien co to oznacza słodka tajemnica. Z pewnością coś dobrego, co kotkę zachwyca. Życzymy Ci więc obie w Twoje urodziny wszystkiego najlepszego i do pracy pędzimy.
-
Urodziny i święta Już, już, już!!!!! Minęła północ i mamy dzień urodzin Linki. Witajcie na Werandzie, musimy przygotować Werandę do takiej uroczystości, jednocześnie trzeba też uwidocznić zbliżającą się Wielkanoc. A więc do dzieła. Wstawiamy stoliki o blatach przeróżnych kształtów, które można zsuwać i rozsuwać jak układanki dla dzieci. Połączone w jeden wielki stół, stanowią oryginalną figurę geometryczną o nieznanej a więc nieustalonej nazwie. Krzesełka mamy dość duże z miękkimi oparciami i podłokietnikami, tapicerowane fioletowym aksamitem, wykończone taśmą ozdobną z kremowym tłem i główkami fiołków z zielonymi okrągłymi listkami. Stół nakrywamy obrusem kremowożółtym dekorowanym motywami kwiatowymi - oczywiście są nimi fiołki. Jedno krzesło jest znacznie większe: szersze i wyższe; jest to właściwie fotel, na którym zasiądzie szanowna Jubilatka - Linka. Rano ozdobimy ten fotel żywymi pachnącymi fiołkami. W oknach mamy zasłony dwuwarstwowe z delikatnego materiału przypominającego szyfon w intensywnym fioletowym kolorze. Rozświetla je od spodu warstwa białej lekko przezroczystej tkaniny. Całość jest bardzo lekka, delikatna, przy każdym ruchu powietrza zasłony poruszają się a wpadające światło rozświetla ciemny fiolet i rozbiela go drugą warstwą. To prawie balet, bo on właśnie mnie zainspirował. W czasie koncertu noworocznego filharmoników wiedeńskich zobaczyłam tancerki ubrane w stroje w tym kolorze. Kolor i tkanina przykuły moją uwagę, i postanowiłam więc zapamiętać i wykorzystać to połączenie. Nie wiedziałam, że zbliżamy się do urodzin naszej Linki. Jak dobrze. Aby ukwiecić naszą werandę ustawiłam wazony z żółtymi tulipanami i żonkilami oraz powstawiałam wiklinowe kosze z kolorowymi bratkami - to też są kwiaty z rodziny fiołków. Jaki kolor przeważa - widać od razu. Dodałam też sporo dwukolorowych bratków fioletowo- i niebiesko-żółtych, w celu połączenia urodzin ze świętami. W lewym narożniku werandy stoi olbrzymi kosz. Na kolorowym, ostro pomarańczowym \"sianku\", piętrzą się malowane jajka różnej wielkości. Są tu jaja strusie z fermy w Łodzi, dekorowane techniką decoupage, kolorowe jaja kurze i najmniejsze, nakrapiane w przeróżny sposób jajeczka przepiórcze, niektóre z nich - intensywnie turkusowe - zostały ufarbowane, te szarozielone i szarobrązowe mają kolory i wzory naturalne. W szafce znajdują się akcesoria przydatne do dekorowania jajek, jeśli panie będą miały na to ochotę. Koło kosza stoi duża bawełniana kura i kilka żółtych kurczaków. Obok znajduje się donica z okazałym bukszpanem. Powracamy do fotela Jubilatki; kładę na nim miękką pelerynkę, ozdobioną delikatnymi złocistymi motywami, w której Linka będzie wyglądać bardzo uroczyście. Na stole stawiam słoik z konfiturą fiołkową. Nie znam jej, nie próbowałam, ale wiem, że jest bardzo poszukiwana i trudna do kupienia. Będzie okazja do degustacji. I jeszcze jeden szczegół: odtwarzacz z przygotowanym nagraniem \"Sto lat\" w wykonaniu profesjonalnego chóru żeńskiego. Dlaczego jest nagranie? Bo melodia jest na tyle trudna, że rzadko można ją usłyszeć w czystym brzmieniu, a my nie miałyśmy okazji, żeby nasze głosy wyćwiczyć i dostroić. Pozostawiam Werandę do chwili, kiedy zjawią się pierwsi goście i Jubilatka. Wszystkiego najlepszego. Benigna
-
Sofko kofana bardzo przepraszam za pominięcie na liście bywalczyń. Moja wina jest baaaardzo wielka. Taka kofana dziolszka, pisząca ida poatrzeć nie może zaginąć wśród nas w żadnym razie. Jest też moja prośba do dziosłzki, żeby częściej z nami bywała; nie tylko z okazji wielkich akcji (Weranda Budka) i pocieszycielki wpadających w dołki. Sofko, odwiedzaj nas częściej i pisz tym pięknym językiem, dla mnie mało znanym ale fascynującym. AlicjęDanutę, Panią z werandy pełnej ptasich śpiewów witam serdecznie i już się cieszę na spotkania na naszej Werandzie. Profilaktycznie \"na zapas\" życzę Panim Wesołych ciepłych rodzinnych świąt. Jubilatce składam specjalne życzenia wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że jutro spotkamy się na Werandzie - a jeśli mnie nie będzie to tylko dlatego, że mój komputer nie chciał się dziś otworzyć. Jesli to tylko kaprys, to mu wybaczam. Jeżeli natomiast sytuacja powtórzy się jutro to będzie mi bardzo przykro. Jestem jednak optymistką. Do jutra Werando. Benigna
-
Dobry wieczór! Jak dobrze, że odnalazła się Aurinko, odezwała Jay i mignęła Aleks. Smutno, kiedy znikają na dłużej Trzy Kolumny Werandy, ale też dobrze, że mamy młodsze stażem Panie. Aurinko nie ustaje w poszukiwaniach i naukach. Nowości chyba są Ci przydzielone tam na górze, bo co pewien czas dostajesz coś specjalnego do przyswojenia. Ale już po chwili wszystko wiesz i umiesz i działasz. Tu wpadam w straaaaszne kompleksy i pilnuję swojego komputerka niezupełnie sprawnego, lecz opanowanego jakoś tam; trochę prosto, trochę kulawo. Linka w świątecznym ferworze piecze, gotuje i smaży z radością, a ja – wpadam w kompleksy, że nic jeszcze nie zrobiłam. Ale zrobię, bo nie mam małych kotków-kluseczek a dorosłą kotkę-asystentkę, chętnie przebywającą w kuchni. Akupunkturę polecam – w moim przypadku wyleczyła mnie skutecznie z tego, z czym medycyna tradycyjna nie mogła sobie poradzić. Emilka wyłożyła swój punkt widzenia i zrobienia potraw świątecznych i to mnie trochę uspokoiło. W odniesieniu do spraw zdrowotnych brata podpisuję się pod tym, co napisały Panie. Jay wpada na Werandę niesiona wiatrem zza oceanu, pisze o ciekawych sprawach, pozostawia nas w zachwycie i w pośpiechu mknie do swojej pracy i nauki. Aleks to balsam dla cierpiących i pocieszycielka strapionych. Nawet, gdy Ciebie nie ma na Werandzie to ja czuję, że dodatkowym zmysłem wiesz, co się tu dzieje. Miba buduje; z wielkim zainteresowaniem czytam o powstawaniu nowego domu. Życzę sukcesów na tym polu. Ewikkk pewnie zajęta swoim nowym białym domem. Ciekawe czy święta już w nim będzie spędzać. Stella czeka na komputer osobisty a my czekamy na wiadomości z Makowa. Ciekawa jestem czy decoupage stosujesz w praktyce. Nuta czyta zaległe werandowe posty, nie było ich zbyt wiele ostatnio. Floska filozoficznie podzieliła życie na 2 etapy: 0-50 optymistycznie oraz 50 i w dół z ewentualną korektą do pionu. Kawunia rozsypała najpiękniejsze fiołki – pachnące i pięknie fioletowe. To mnie zainspirowało do. Ten kolor, ten zapach .... Jagaja podczytująca wpadła na moment po sąsiedzku. De Mello zniknęło w czeluściach i Werandzie zabrakło pieprzu i soli. Rodzaj nijaki zastosowałam specjalnie, bez żadnych złych intencji, dostosowałam tylko czasownik do rodzaju gramatycznego, jaki mają rzeczowniki zakończone na „o” – to dodaje tajemniczości osobie, którą w wyobraźni widzę w długiej czarnej pelerynie z kapturem. Gdyby ta peleryna nagle spadła i ukazałaby się Ewa lub Marek – skończyłaby się magia przypowieści. Dobrze jest gościć De Mello. I tak powstała lista piszących, wpadających, i podczytujących, chociaż zamiar był inny. Chciałam po prostu napisać, że świętami i zaproszonymi gośćmi nie denerwuję się, chociaż się denerwuję, że umykającym czasem się nie martwię, chociaż martwię, że dojrzałym wiekiem się nie przejmuję, bo nie przejmuję. Jutro dzień będzie długi a noc krótka. Wieczorem przyjeżdża kuzyn, który w piątek o 5 rano ma być na lotnisku. O 8 mam być u mechanika z samochodem. A więc jutro zakupy, w piątek i sobotę przygotowania świąteczne. Jakoś to będzie, bo jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było Dobranoc wszystkim śpiącym i do snu się wybierającym
-
Dobry wieczór wiosną Dziś spędziłam kilka godzin w ogrodzie wreszcie mam pewność: jest wiosna. Wprawdzie trochę spóźniona w stosunku do wiosny poznańskiej, ale cóż - takie położenie geograficzne. Każdy kolejny rok przynosi coraz większe połacie fiołków; w tym roku jest ich bardzo dużo. Z daleka wyglądają prześlicznie, jak miękkie dywany, z bliska - każdy kwiatek ma inną \"figurę\"; są wysokie i niskie, mają pociągłe lub pyzate buźki, leżące, stojące lub pochylone listki. Kolor kwiatków jest nie do opisania i nie do namalowania. Po prostu oryginał; wszystko inne - to tylko kopia. Forsycje jeszcze nie rozkwitły, na łodygach widać pączki z pokazującym się żółtym kolorem. Stoją już dumnie ozdobione kwiatami żonkile. Gałązki bzu mają duże pąki. Poznań ma Stary Browar a Warszawa nowe Złote Tarasy. Niestety nie potrafię z zachwytem opisać nowego centrum, bo mi się ono po prostu mało podoba. O wiele bardziej eleganckie i estetyczne wydaje się Blue City. Ale to jest moje indywidualne odczucie. Na pewno nie będę bywalczynią tego obiektu. Wiem, że budowa tego centrum była kompromisem pomiędzy zamierzeniami i możliwościami. Teren został ograniczony a terasy wtłoczone w mniejszą działkę. Teraz są to Ciasne Tarasy, mające też inne mankamenty, których można było uniknąć. Przykładem mogą być stoliki i krzesełka marnej jakości brzydkie, tandetne i bez stylu - nie pasujące do wnętrza. Kolorystyka wnętrza też jest nieciekawa i niedopracowana - po prostu ponura. Najbardziej podobają mi się dachy o ciekawej konstrukcji i właściwie w górę powinnam chyba patrzeć. Sklepów, kawiarni i restauracji jest bardzo dużo, samo wnętrze też jest olbrzymie. Niestety nie jestem amatorką takich centrów, więc będę je chyba poznawać pokazując gościom. Wolę spacery po parku na Woli, który po uporządkowaniu prezentuje się znakomicie, ścieżki i dróżki wiją się romantycznie, nad stawem pochylają się drzewa, w wodzie pływają kaczki. Jest to enklawa zieleni i ciszy, mimo położenia przy ulicach o dużym ruchu. Święta zbliżają się szybko, w mieście wzmożony ruch samochodowy, ludzie ubrani bardzo różnie: od zimowych kurtek po bawełniane koszulki. Kaszek i kichanie - powszechne. I to by było na tyle, jak mawiał profesor mniemanologii stosowanej - Jan Stanisławski. Dobranoc.
-
Wiadomość o zmianie czasu na letni zaskoczyła mnie jak służby miejskie zaskakuje zima co roku. Zawsze dziwię się, że to już, a przecież trwa to od lat. Teraz, kiedy jesteśmy w Unii, mamy ustabilizowaną sytuację również pod tym względem, ale nie zawsze tak było. Czas letni jest czasem przyjmowanym przez niektóre kraje w celu bardziej efektywnego wykorzystania światła naturalnego oraz w celu oszczędzenia energii. Pierwszą osobą, która zauważyła korzyści z wcześniejszego kładzenia się spać i wcześniejszego wstawania był Beniamin Franklin. Jednak pierwsi zastosowali ten pomysł praktyczni Niemcy w czasie I wojny światowej. Za nimi poszły inne państwa: Wielka Brytania i USA. W Polsce czas letni wprowadzono po raz pierwszy w okresie międzywojennym i stosowano z przerwami do 1964 r. Od 1977 r nieprzerwanie przestawiamy zegary 2 razy do roku: w ostatnią niedzielę marca na czas letni i w ostatnią niedzielę października na czas standardowy. W tym roku powrócimy do czasu standardowego 28 października. Zmianę czasu reguluje Rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów z dnia 15 marca 2004 r.w sprawie wprowadzenia i odwołania czasu letniego środkowoeuropejskiego w latach 2004-2008. Zmiana czasu na letni następowała w różnych miesiącach. W 1964 r zmiana czasu na letni nastąpiła w ostatnią niedzielę maja a powrót do czasu standardowego – w ostatnią niedzielę września. Potem czas letni trwał od ostatniej niedzieli marca do ostatniej niedzieli września. Wprowadzanie czasu letniego wbrew pozorom nie jest sprawą prostą i tanią. Należy przestawić systemy komputerowe, wprowadzić nowy czas w kolejnictwie itp. Ludzie prowadzący ustabilizowany tryb życia muszą przestawić swój zegar biologiczny, co trwa na ogół kilka dni. Ciekawa jestem jak Panie z Werandy odczuwają wejście w czas letni. Czy zdarzały się z tego tytułu jakieś przygody, nieporozumienia, niespodzianki? Mój zegar biologiczny w tym roku budzi mnie od niedawna wcześniej, niezależnie od liczby przespanych godzin w nocy. Dlatego nie martwię się jutrzejszym porankiem, tym bardziej, że dzień zapowiada się ciekawie a i pogoda zdaje się poprawiać. Dobrej nocy Werando. Benigna Aleks, licz bociany
-
Witaj Werando pełna przyjaciół! O małych przyjaciołach Sięgając pamięcią najdalej jak tylko to jest możliwe widzę psa białego w czarne łatki, który żył 18 lat i był w moim dzieciństwie zawsze. Z opowieści rodzinnych wiem, że kiedy się urodziłam ( w domu, nie w szpitalu) pies wskoczył na łóżko, obwąchał niemowlaka i nie dopuszczał do wózka nikogo obcego. Moment odejścia był okropny dla całego domu, wszyscy opłakiwaliśmy psa czuliśmy się opuszczeni. Po jakimś czasie pojawił się nowy pies, od ludzi, którzy zmieniali psy jak zabawki. Pies ten bał się wszystkiego. Ponieważ leżał często na podłodze w przejściu, więc odruchowo podnosiliśmy nogi wyżej, żeby przejść nad nim. Przez długi czas pies z piskiem uciekał a ja wykonując akrobacje wielokrotnie lądowałam na podłodze. Kiedy wreszcie nauczył się, że nikt nie chce go kopnąć ani uderzyć - uznaliśmy go za udomowionego. Był wspaniały: łagodny, delikatny i bardzo przywiązany. Odejście było bardzo przykre. Były jeszcze inne psy i koty, najczęściej wybawiane z bezdomności, w tym najukochańszy foksterier. Teraz w moim domu kotka wzięta z podwórka układa się na szlaku przechodnim, w miejscu, w którym ma nad nami kontrolę; widzi co robimy i dokąd idziemy. Najgorzej jest wieczorem, jeśli zgaszona jest lampa w przedpokoju. Niedawno potłukłam się wpadając na ścianę, żeby nie rozdeptać kotki. Ale i tak punkt obserwacyjny kotki się nie zmienił. To ja muszę się zmienić i uważać - a to nie jest łatwe. Ostatnio przygniotły mnie ciężkie drzwi i chyba przejdę na leworęczność. Bez lekarza chyba się nie obejdzie. Brrrr! Aleks nawet nie myśl o ulatywaniu w niebyt, bo my się na to zdecydowanie nie zgadzamy. Dziś było piękne słońce i silny wiatr, widziane były bociany kierujące się nad Wisłę. Linko, moja kotka po sterylizacji bardzo się zmieniła. Jest duża, waży około 5 kg. Po zabiegu przez 10 dni, do zdjęcia szwów, mało się ruszała, dużo spała i bardzo się o nią bałam. Zachowywała się wzorowo, dzielnie chodziła w kaftaniku, nie próbowała go zdjąć. Zdecydowałam się na poddaniu jej sterylizacji właśnie ze względów zdrowotnych. U nas trudno jest znaleźć chętnych do wzięcia kotków - dużo jest bezpańskich. Kotka w rui bardzo się męczy. Teraz to wszystko jest przeszłością. Kotka ma się dobrze. Gościnnie bywają u nas: pies sąsiadów, którego kotka się nie boi i młody kotek sąsiadów, który jest dla niej postrachem. Mamy wiosnę i chyba zmianę czasu na letni, muszę sprawdzić, w jaki sposób przesuwamy zegary, o już wiem przesuwamy do przodu. Pilnujcie wiosny dziewczyny. Benigna przygnieciona
-
Witam Werandowe Panie, Mamy ostatni dzień zimy, czekamy niecierpliwie na wiosnę. Jaki będzie ten dzień jeszcze nie wiem, po północy to dopiero zmiana daty, ciemna noc – do poranka jeszcze długie godziny. Wiosnę czuje się zdecydowanie w szczegółach choć ciągle jeszcze nie całościowo. Dziś było chłodno i pochmurno. Sięgnęłam do archiwum Werandy i znalazłam zapiski o pogodzie z ubiegłego roku. Dookoła było dużo brudnego skamieniałego śniegu w centralnej Polsce i znacznie mniej w Poznaniu. Linka odbyła swoją jogę i wróciła zmęczona niżowym dniem i drobnym deszczem. Imitacja w poszukiwaniu ciepła wygrzewała się na kaloryferze. Ogólne stwierdzenie: ZIMNO i picie ziołowej herbatki. Tegoroczne oczekiwanie jest jednak dużo przyjemniejsze. Śniegu od dawna już nie ma, były już ciepłe dni, kwitną pierwsze wiosenne kwiatki. Aurinko wywołuje wiosnę - uparcie i konsekwentnie ją do nas przybliżając. Mamy relacje z pierwszej ręki o ptakach, roślinach i ssakach – zwierzętach domowych z kurpiowskich łąk. Widzę te konie i Milki i staram się nie dostrzegać usterek higienicznych, chociaż to trochę trudne. Na szczęście są jeszcze piękne kwiaty do oglądania na zdjęciu i psy, które juz dobrze znamy. Linka pomaga Imitacji opiekować się maleństwami, Próbowałam wyobrazić sobie jak wyglądają kotki-bliźnięta urodzone przez Imitację. Są z pewnością wspaniałe i piękne, ciepłe i miękkie. Przegląda też kieszenie i pisze o nieistniejących w nich wężach i scyzoryku, który czasem się otwiera chociaż go tam nie ma. To mi przypomniało, że ja noszę scyzoryk w kosmetyczce, taki bardzo mały, bardzo przydatny w różnych sytuacjach. Można nim coś przekroić, podważyć itp. Mój scyzoryk jednak nigdy się w kosmetyczce nie otwiera. Chyba muszę go przełożyć do kieszeni i sprawdzić działanie w nowym miejscu. Aleks wyciąga z rękawa „asy”: o wężach przypisanych do konkretnych miast, wewdług wzoru (cętki lub zygzaki), o przekształcaniu monety w drut metodą siłowego wyciągania każdy do siebie. W aspekcie historyczno-ekonomicznym nie wiem czy dobrze wyszliśmy na zamianie talarów na drut, myślę, że mieszkańcy innych miast mieli w tym też znaczny udział. Jay pojawia się i znika wśród kłębiących się spraw i dokumentów Emilia uzupełniła wiosenną garderobę i przysłała nam piękną piosenkę: ostatnią jaka zaśpiewał Marek Grechuta z zespołem Myslowitz. Mój komputer okazał się nieprzejednany i zamknął się uniemożliwiając mi jej wysłuchanie. Ale ... nic to. Zaśpiewałam ją sobie sama bo znam ja tak dobrze, że słyszę każdą frazę. We Wrocławiu wczoraj śpiewała ją Kinga Preis – aktorka, którą bardzo lubię... Miba – nasza werandowa pogodynka i potencjalny budowniczy domu, informująca o rynku materiałów budowlanych nie podała dziś szczegółów meteorologicznych zafascynowana największym werandowym wydarzeniem albowiem .... Ewikkk kupiła dom – gratulacje!!!! Wszystkie się cieszymy, obejrzałyśmy zdjęcie i bardzo nam się podoba. Stella nie mogła fotografii zobaczyć z takich powodów komputerowych, z jakich ja nie wysłuchałam piosenki, więc specjalnie dla Stelli wykonałam krótki opis Białego Domku (domku nie domu, żeby nie mylić z Białym Domem). Wśród zielonych wysokich drzew i zielonej trawy stoi sobie miękko biały parterowy dom z brązowym dwuspadowym dachem. Pośrodku domu znajdują się dwuskrzydłowe oszklone drzwi. Po obu stronach symetrycznie umieszczone są okna, po 2 z każdej strony, podzielone szprosami na cztery części. Nad nimi , pod dachem są małe okienka. Do domu wchodzi się przez AŻUROWĄ BIAŁĄ WERANDĘ – krytą brązowym dachem. Dom wspaniale kontrastuje swoją bielą z zielenią roślin. Wygląda bardzo świeżo i młodzieńczo. Sprawia wrażenie bardzo pogodnego i spokojnego miejsca. Myślę, że będzie się w nim dobrze mieszkało, drzewa będą chłodzić powietrze w upalne dni a rosa na trawie odświeżać powietrze. Bardzo miły dom o ładnych proporcjach. Floska widziała już duszę domu Ewikkk i wyczuła dobrą atmosferę, możemy więc być spokojne i pewne: wybór był właściwy. Mój dom i ogród w tym roku przezimował o tyle dobrze, że niskie temperatury nie spowodowały szkód w infrastrukturze technicznej. Straty wyrządzili jednak ludzie korzystający z pomocy małych dzieci, włamując się i kradnąc oraz niszcząc małą architekturę w ogrodzie. Już się z tym pogodziłam, chociaż trwało to dość długo i było niemiłe. W oczekiwaniu na wiosnę pozdrawiam. Benigna