Jestem kochanką od roku. Zakochałam się jak wariatka. trudno nawet powiedzieć \\\"zakochałam się\\\" - wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Wielka miłość, z jego strony również. Chooć przez pierwsze miesiące był szczery, mówił że walczy jeszcze o rodzinę. Maja małe dziecko. Chciałm się na ten czas odsunąć, on nie chciał. Widujemy się co dzień, spędzamy ze sobą wiele weekendów. Wspólne pasje, spędzanie czasu zbliża nas do siebie coraz bardziej. Po pół roku żona się o nas dowiedziała, nie chciała żeby odchodził. Ja chciałam odejść. Powiedział, że chce być ze mną, że podjął męską decyzję, że się rozwodzi, ale musi to delikatnie przeprowadzić.On nie chce by rozwód był z jego winy (chodzi o kontakty z dzieckiem). Zrozumiałam to. Mija już kolejne pół roku, nie rozwiódł się, mówi że myśli jak to zrobić, że zdania nie zmienił. Spędzamy ze sobą każdą wolną chwilę. Mam 35lat, byłam w długim związku, ale się rozstałam, byłam zdradzana (dlatego wiem co teraz czuje jego żona). Ale też wiem, że nie pokocham już tak nikogo, że z nikim nie będę czuła się tak jak z nim. Ja też widzę, że On tak bardzo mnie kocha, taki jest szczęśliwy ze mną. Ale płaczę już teraz, jak to piszę. Boję się, że nie znajdzie w sobie tyle odwagi, by swoją decyzję o rozwodzie wprowadzić w życie. Byłam bardzo w tym wszystkim delikatna, ale ja już nie mam siły czekać. Chcę mieć rodzinę, dziecko, i mężczyznę tylko dla siebie. Zaczynam wysyłać smsy, że już nie mam siły, dopytywać się co dalej. Co ja mam robić. Kocham Go, zrobiłabym wszystko dla Niego. Może mamy szansę? Boję się, że swoimi łzami i rozterkami go zniechęcę... Ale z drugiej strony jesteśmy sobie coraz bliżsi, kochamy się coraz bardziej. Ale sił i wiary mam coraz mniej...