Laxi
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Laxi
-
Ejlunia - uwielbiam Cię
-
Witam kobitki i naszego chłopaka. Aga na twoją sytuację, żebyś troszkę zapomniała o smutkach, z całego serce polecam Ci książkę „Teren prywatny” autorki niestety nie pamiętam. Wsparła mnie i moją psiapsiółkę gdy byłyśmy w podobnej sytuacji. To historia kobiety, która rozstaje się z mężem opowiedziana w zabawny sposób. Można się pośmiać – czasami przez łzy, bo bohaterka nie ma lekko, a jej chłop to żywe odbicie wszystkich facetów. Poczytaj sobie do poduszki, a na pewno uśmiechnie Ci się minka i odnajdziesz SIŁĘ. Ja i Syla (ta psiapsiółka) odnalazłyśmy.
-
Ło matulu. Wróciłam z Tesco – nadal żyję, ale spotkane tam osoby skutecznie wpędziły mnie w depresję. Wpadłam na znajomą i oczywiście jej pierwsze pytanie nie brzmiało: „jak się masz, z 10 lat się nie widziałyśmy” tylko „o Boże, ale ty jesteś chuda – jesz coś? Odchudzasz się? „ Nie kurde – ostatni raz jadłam 10 lat temu a od tamtej pory nic do ust nie włożyłam!!! Brrrr. To, że zżerałam przy niej pół bagietki też jej nie przekonało, a jej mąż patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Ciekawe czy z pytaniem „anoreksja?”, czy „Beata też mogła by zrzucić kilka kilogramów”. Pocieszam się, że to drugie. :P Tłumaczenie jej całej chronologii zdarzeń prowadzących do dziś, nie miało sensu, bo to osoba w stylu teściowej Ejli. Idę szamać moje kochanie Berlizo z jabłuszkiem – może minie mi rozbicie i deprecha. ;) To nie my wpędzamy się w kompleksy, robią nam to ludzie wokół nas. Paranoja. A mogłam jej powiedzieć, że jest gruba, opalona na okropny czerwony kolor i wygląda jak opasły rak wyjęty z wrzątku – i powinna umyć włosy. :))) Czemu tego nie zrobiłam? Bo jestem dobrym człowiekiem, który nie czepia się wyglądu innych – ot co!!! PS. A wyniki też mam no normalnie idealne. Tylko je brać i do książki. :D Najdziwniejsze jest to, że ja się ze sobą czuję dobrze. To otoczenie wmawia mi, że „odbiegam od norm” i na pewno się głodzę. Pytania w stylu „jesz coś”. – No kurde ludzie!!! Mi by takie pytanie nie przyszło do głowy, jak babcie kocham. Strasznie dużo osób chorujących na nerwicę traci na wadze. To kurde normalne. Mi nie pomagało ani obżarstwo, ani prochy (włącznie z tymi antydzieciotwórczymi) :P Czego ludzie się tego tak czepiają – zwłaszcza kobiety? Może to wpływ tego, że ciągle stosują jakieś diety i to one się głodzą, podczas gdy ja zżeram batona bez wyrzutów sumienia i liczenia kalorii, czego nigdy nie robiłam. Może to zazdrość cholera – nie o to, że jesteśmy chude, ale właśnie o to, że jemy wszystko na co mamy ochotę a słowo kalorie jest dla nas abstrakcją. I będę chuda, a co! I będę żarła czekoladę na ich oczach…… Miłego wieczorku chudziutkie nerwiczki
-
A co do bólów czach – nerwica na 1001 sposobów na pokazanie, kto jest górą. Ja co jakiś czas, tak raz na pół roku, dowiaduje się, że wykombinowała sobie nowy sposób na napędzenie mi stracha, co bym się nie przyzwyczaiła do objawów i nie zaczęła jej olewać. ;))) Co i tak robię :P Trzymajcie za mnie kciuki – jadę dziś do Tesco stoczyć z nią krwawą walkę
-
A Cześka chyba dalej moczy swe nóżęta w morzu :P PS. Nie przywitałam się, więc: WITAJ CHŁOPIE :D :D :D :D
-
Aga 1315. Ja rozstałam się z chłopem po 2 latach. Też coś wspominał o powrocie i takie tam…, ale ja naprawdę nie chcę. Miałam dość tłumaczenia się, że źle się czuję…itd. no i te priorytety – oj też były zupełnie inne. W ogóle końcówka związku była delikatnie mówiąc… trudna :P Teraz jestem sama (nie licząc psa, szczura i rybek – ostatnio stałam się zapalonym akwarystą) i jest mi dobrze – dziwne, ale naprawdę dobrze. :D A ja dziś wychyliłam swój wielki nosek z domu na… rowerek :P W sumie to miałam do wyboru: długa droga do miasta na piechotkę, albo szybki ale spokojny przejazd rowerkiem. I chachałam się jak dziecko :D :D :D Dawno nie jeździłam i miałam autentyczną radochnę. ;))) I proszę – jakie drobiazgi potrafią wprawić człowieka w euforię, gdy ma się nerwicę za bagaż – to jedyna jej zaleta. Patrzy się na świat z innej perspektywy i o wiele więcej drobnych rzeczy, zwykłych czynności sprawia człowiekowi radość (powieszenie prania na dworze, bez wpadanie w histerię też powoduje uśmiech na twarzy i poprawia humor) Trzymajcie się cieplutko. :P Ejla – nosek + strasznie jestem chuda i moje łydki są cieniutkie jak patyczki – zresztą jak cała ja, więc ośmielę się powiedzieć, że to rażąca niesprawiedliwość. Skoro już los, diabli wiedza za co, pokarał nas nerwicą, to wszyscy powinniśmy być przynajmniej fizycznie absolutnie doskonali. Wiesz – takie chodzące oszałamiające piękności – tak dla wyrównania :P
-
Oj, wyczuwam gigantyczną depresję i złość „dlaczego ja” na cały świat. Moim zdaniem, przełomowy moment następuje, gdy człowiek zda sobie sprawę, że nie jest już sam ze sobą, że panna „n” jest i będzie (mało optymistyczne). :((( Wtedy zaczyna naukę życia z tą cholerą i podchodzi do tego właśnie tak jak Ejla – mam taką „małą” wadę – nerwice (nie wsiadam do autobusów, mam ataki pod tytułem „a teraz umieram” :P i nie chodzę rano po bułeczki, bo nie mogę dojść do sklepu) Myślę, że Ejla podobnie jak ja wie o tym i ma pytania typu „dlaczego ja” + „to niesprawiedliwe” itd. za sobą. Oczywiście nienawidzimy nerwicy, jak niczego innego na świecie – w końcu odebrała nam życie – ale jesteśmy już innymi ludźmi i widzimy wszystko inaczej. Zbyt długo na to choruję, żeby marnować energię złoszcząc się na cały świat (choć jakby się zastanowić, to kilku osobom współodpowiedzialnym za wpędzenie mnie w chorobę, chyba powinnam chcieć dokopać. :P ;))) ) Nerwica jest straszna. Okrutna i bezwzględna. Opanowuje nasze ciało i odbiera nam kontrolę nad nim. Sprawia ból. Przejmuje kontrolę nad życiem. Jak dyktator wszystko sobie podporządkowuje. Nic nie można zrobić, nie myśląc, czy nam na to pozwoli – a zwykle nie pozwala. I co najgorsze – odbiera marzenia. :((( I co z tego? Ano to, że trzeba nauczyć się z tym wszystkim żyć. :P
-
I jak udało się przyjęcie ? Mam nadzieję, że panna „n” się na nim nie pojawiła (bo chyba nie wysłałaś jej zaproszenia ;))) ) Ja „ślimaczę” się dalej …….. i moje bajeczki mają coraz to bardziej dramatyczne zakończenia hi,hi. Zupełnie jak u Harry Pottera – wszyscy umierają :D ;))) He,He. Dziś mam dzień generalnych porządków u rybek – nie są tym zachwycone :P jakoś nie lubią gdy pakuję łapy do ich królestwa ;))) Miłego dzionka istotki :P
-
I znów obudziła mnie „n” Ano wraca cholera – ale znam kilka przypadków całkowitego wyleczenia – szczęściarze psia krew. ;))) Ja na razie, jak cudnie ujęła to Ejla, czuję się „pełzająco” i obślizgle brr. Choć powiem, że dziś w cz-wie strasznie lało i ………. hi, hi w ten największy deszcz wybrałam się do sklepu. Przyodziałam się w krótkie spodenki oraz plażowe klapeczki i wyszłam do miasta, gdy wszyscy starali się z niego uciec. I powiem wam, że świetnie się bawiłam :D Przyłatałam się na tym, że głupkowato śmieję się sama do siebie, krocząc po kałużach w strugach deszczu i patrząc na powciskanych w bramy i wiaty przystankowe ludzi. Fajnie było. :D :P W dużej i raczej bardziej przypominającej potok kałuży zgubiłam klapeczka hi, hi i leciałam za nim wzdłuż jezdni – super ;))) Troszkę gorzej było już w samym markecie – ludzie, jasne światło, duchota brrrrrr no i w drodze powrotnej było mi już ciutkę zimno – no jak człowiek ma mokre nawet majtki, to się nie ma co dziwić. Więc z dumą informuję, że mimo pełzającego stanu, pierwszy raz od chyba trzech tygodni, poszłam na zakupy całkiem samiutka i………. żyję hi, hi. :D Choć właśnie w tej chwili „n” to sobie odbija – wredna su… Śpijcie smacznie
-
To chyba razem otworzymy jakieś schronisko :))) ale tego, to bym akurat bardzo chciała, więc jak znam swoje szczęście – to nic z tego nie będzie. :((( Co do przejmowania się, to ja już od dawna leję na wszystko. Twoje sposoby mi też kiedyś baaaaardzo pomagały, ale dziś już nic na tą moją „n” nie działa. Powinnam iść do lekarza (planowaną wizytę mam dopiero we wrześniu-sama prosiłam doktorka o takie długie przerwy, bo przecież wsio było już cacy), ale do tego stopnia mam to wszystko gdzieś, że mi się nie chce. Siedzę sobie po prostu cichutko w domku i nie wychylam nosa na te upały (na dworze po 30 min tracę przytomność) i piszę sobie bajeczki dla dzieci. Zabawne, bo nie mam dzieci i nie zanosi się w najbliższej pięćdziesięciolatce abym powiła potomstwo. Tak czy siak fajnie pisze się opowiadania dla dzieciaków – wiecie inny świat, smoki, syreny i sami zdrowi ludzie ;))) no i wszystko zawsze dobrze się kończy - tak dla odmiany od mojego pieprzniętego życia ;))) Buziaki dziewuchy.
-
A to beeee Lizzy a już ją zaczęłam lubić. Ale dzięki, bo to troszkę frustrujące, jak człowiek wytrzymuje w kinie prawie 2 godziny, co jakiś czas wmawiając sobie „oddychaj, spokój” itp. itd. a tu nagle trach i po faworkach. A ja znów nie pracuję :((( Walczyłam dzielnie ale podobnie jak Jacka, nerwica wpełzła na mój mały stateczek, splunęła mi w buźkę i pociągnęła mnie w otchłań. Machałam mieczykiem, ale na próżno Teraz nawet prania nie mogę iść rozwiesić, żeby mnie to obślizgłe paskudztwo nie omotało. Zła jestem okrutnie, bo zaplanowałam sobie nowe studia i ……… nowe życie, a tu…… galaretowata rzeczywistość sprowadziła mnie z powrotem na parabolę lęków. Nerki – w tym układzie jaki opanował moje życie, też jest mi głęboko wszystko jedno. Nic się nie zmieni, więc chyba faktycznie umrę jako zdziwaczała staruszka (jeśli nerwica prędzej mnie nie wykończy), otoczona chmarą kotów, psów i innych zagubionych stworzonek wszelkiej maści. I jeśli mam być zupełnie szczera – to mam to wszystko gdzieś. Powiało optymizmem – nie ;)))
-
Piortek - moim zdaniem seroxat to jedyny naprawdę dobry lek na rynku. Brałam dłuuuuugo i wiem. W jednym filmie \"Prawo i porządek\" był dobry tekst: \"...... po 40 g seroxatu nawet zły pies się uśmiecha....\" ale oczywiście dawkuj tak jak zapisał Ci lekarz !!!!!!!!!!!!!!! Koniecznie tak jak zapisał lekarz!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Z seroxatem trzeba bardzo ostrożnie i powoli - działanie zaczniesz dczuwać po jakimś czasie – nawet po miesiącu - dwóch. Ale fakt, że lek czyni cuda. Gorzej z odstawianiem – baaaaaaaaaaaardzo powoli i systematycznie.
-
Hej kobitki. Dawno nie zaglądałam, ale kto zrozumie mnie tak jak Wy. Oj …… mam nawrót :((( Strasznie się czuję, a już się tak kurde cieszyłam bo leki były odstawione i życie jakieś piękniejsze ……… i te piękne myśli, że „mogę wszystko”. A tu guzik – nic nie mogę. Nerwica wyrżnęła mi numer – siedziała cicho i pozwoliła się człowiekowi cieszyć ulotnym wrażeniem wyzdrowienia, chichocząc z mojej naiwności. W końcu znudziło jej się siedzenie w ukryciu i zabawa w chowanego, skoro nikt jej nie szukał i ……. wylazła cholera jedna. Czy któraś z Was była może na filmie „Piraci z Karaibów skrzynia umarlaka” ? Pytam, bo chcę wiedzieć jaki był koniec ? Ostatnie 15 min. Pani nerwicy chyba nie podobał się film i zmusiła mnie do wyjścia z kina przed końcem. Cholera nie mogła 15 min jeszcze poczekać. Mój siostrzeniec jest załamany i powiedział, że więcej ze mną do kina nie pójdzie – nie dziwie się dzieciakowi, bo Pani nerwica zapewniła mu takich atrakcji na korytarzu, że dreszczowiec się umywa – ale z drugiej strony on lubi filmy grozy, więc zastanawiam się czego się czepia jak mu takie przekonywujące realisty show zapewniłam ;))) To jak kobitki – wiecie jak ten film się kończy od momentu jak Elizabeth całuje się ze Sparowem ? Kurcze w takim momencie musiałam wyjść brrrrrrrrrr Chyba na kolanach będę prosić o seroxat. Nigdzie już nie wychodzę - siedze w domu i boje się nawet myśleć :((( I to teraz kiedy wszystko zaczęło się tak pięknie układać Och ............... jak bardzo mam tego wszystkiego dość
-
Piszesz wymówienie np. w poniedziałek 1.01.2006. Piszesz - Proszę o rozwiązanie umowy o pracę zawartej w dniu............. pomiędzy Zosia X a Mc........ w trybie natychmiastowym z dniem 01.01.2006 na mocy porozumienia stron itd. Tego samego dnia zanosisz, ale możliwie nie w godzinach rozpoczęcia Twojej pracy. Nie robią problemów, a jak by robili to napisz mi prywatną wiadomość. A gdzie pracujesz, znaczy w którym Mc. (nazwa miasto)? Do dziś mam świetne układy z resztą kierownictwa (śląsk, wawa) a jak dowiedziałam się, że Jucha został generalnym, to myślałam, że padnę ze śmiechu :D Straszny pajac, ale ostatnimi czasy chyba sie opanował i nie rozbierd....... już resztek po magazynach hi,hi :D
-
Jak bijesz rekord europy na driv-ie - 1997r. to nie możesz się nie popażyć ;) Mc. uczy cięzkiej pracy a to przydaje się w życiu. Przeraża mnie to, że dziś wszyscy się tacy \"delikatni\" porobili. Miesiąc, dwa i rezygnują - cieniasy. Wszystkim od razu marzy się super kariera, ale żeby nie trzeba było się napracować, a już najlepiej, żeby od cięzkiej roboty byli inni. I tacy właśnie ludzie wydzierają się na pracowników stojących np. za kasą w Mc. bo chcą dostać wszystko szybko przeświadczeni, że to im się po prostu należy. Nie dziwota, że tak szybko wymiękają przy cięzkiej pracy. Ja zawsze będę szanować ludzi, którzy pracowali bądź pracują w Mc (dłużej niż 3 miesiące), bo znają wartośc ciężkiej pracy, a to prowadzi do szanowania pracy innych - nawet śmieciarza, który co rano opróżnia nasze podwórkowe kosze.
-
Fakt - poparzenia to chleb powszedni. Ja najwięcej miałam po ciastkach i frytach. Gdy ja jeszcze pracowałam, śmiałam się ze znajomymi, że pracownika Maka można poznać po popażeniach na rękach. Do dziś została mi jedna blizna na przedramieniu od koszyka chyba frytki, ale tyle ich było, że nie pamiętam. Pamiętam za to, że palce ciągle \"pachniały\" mi ogórami i cebują. Za moich czasów, mimo że cholernie ciężko (pamiętam, że pierwszego dnia dostałam krwotoku z nosa-z wycieńczenia) pracowało się fajnie. Super ludzie i fenomenalna ekipa-bo co tu dużo mówić, cięzka praca zbliża ;) Soft-portingi to jedno co polecam - szczególnie takie kilku miesięczne. To były imprezy :) :) :)
-
A ja pracowałam tam 5 lat. Ale to było dawno temu - odeszłam w \'98r. Nadal mam tam znajomych i wiem, że teraz strasznie się tam pracuje. To nie to co kiedyś, gdyy były fajne ekipy i zgrane zespoły. Teraz jest straszna rotacja i praca to harówa. Ja z Makiem zwiedziłam pół Polski i troszkę wschodu, ale jak mówiłam - teraz wygląga to inaczej. Nie polecam tej pracy ludziom mało odpornym na stres i \"uczulonym\" na ciężką pracę z manią wyższości - bo nieźle Cię tam sponiewierają, a i jeszcze wiedza którą trzeba opanować na blachę tzw. standarty (masa teori, czasy, temperatury, składy, kolejności i ...... naprawdę jest tego dużo i trzeba wszystko umieć jak pacież, więc jeśli ktoś jest oporny na uczenie się tych \"głupot\" to też nie polecam). A dla zniechęcenia podam tylko jedną kanapeczkę: np: Fish Mac temp. smaż: 166C czas smaż: 3\'30-3\'40 duty time (sygnał włożenia bułek do parownika): 1\'40 czas odzysku temp: 2\'25 lub mniej. punkt startu: 135C Parownik: ciśnienie wody: 20-30 psi (1.4-2.1 bara) temp: 171-193C czas parowania: 90 (udeżenia pary w 1\'-30\'-60\') czas nagrzewania: 15 min filet: 100% dorsza panierka: przenna To na początek - potem będziesz musiał wykuć na blachę więcek, a jak pomnożysz to przez wszystkie produkty to będziesz miał jako takie pojęcie o tym ile tego jest. Ps. Pamiętam podstawy do dziś hi,hi - ale mi zaśmiecili umysł, aż sama się dziwię ;)
-
Malutki baranek ma złote różki, Pilnuje pisanek na trawce z rzeżuszki, Gdy nikt nie widzi, Chorągiewką buja i beczy cichutko: Wesołego Alleluja :))) :))) :))) Przede wszystkim - ZDROWIA Kochani i jeszcze raz Zdrowia Laxi.
-
No fantestycznie, że sama wszyściutko załatwiłaś :D Ja z autobusami miejskimi nie mam już problemu :P Ale pamiętam, jak pierwszy raz udało mi się przejechać całą trasę samej. Boże jaka byłam szczęśliwa. Nie mogłam uwierzyć, że mi sie udało. Coś, co do tej pory robiłam bez ....... bez problemu, co inni ludzie robią setki razy dziennie, a dla mnie, dla mnie to było prawdziwe coś!!! Jak nauka chodzenia :D Tak samo jak dzieciak cieszyłam się, gdy pierwszy raz pojechałam z koleżanką na stację benzynową - jej samochodem, to znaczy innym niż moim :P Siedziałam na tylnym siedzeniu, gapiłam sie w okno i nie mogłam uwierzyć, że to potrafię uradowana jak dzieciak w wesołym miasteczku, który pierwszy raz w życiu jedzie na kolejce. To niesamowite, że dorosły człowiek może być tak szczęśliwy wykonując pozornie normalne rzeczy :D Ale dosyć tych wspominek. Praca licencjacka - POMOCY
-
Wiesz, ja też byłam (i mam nadzieję, że nadal jestem, choć pewnie juz nie w takim stopniu) tzw. duszą towarzystwa. Poczucie humoru - ponadprzeciętne :P Mnie złapało nagle. Pamietam to do dziś, bo ten dzień zmienił całe moje życie. Jechałam autobusem do gazowni. To sporo przestanków. Byłam z chłopakiem z którym się wtedy spotykałam - śmialiśmy się, wygłupialiśmy itd. Nagle zrobiło mi się niedobrze. W pierwszej chwili pomyślałam, że może coś mi zaszkodziło i czymś sie zatruła, ale z kazdą chwilą było gorzej. Chciało mi się wymiotować, zrobiło się strasznie gorąco (a to był luty), zrobiło mi się jasno przed oczami. Sama nie wiem jak dotrwałam do końca jazdy, ale kiedy wysiedliśmy juz nie mogłam iść. Nogi mi się uginały i miałam wrażenie, że to koniec. W gazowni weszłam do toalety. Chciałam zwymiotować, ale nic z tego. Dostałam drgawek a całe ciało paliło mnie jakby mnie ktoś przypiekał na ruszcie. Nie zwracając uwagi na to co mówi Maciek i jak ludzie się na mnie patrzą rozebrałam się do podkoszulki, zostawiając wszystko w toalecie i wyszłam na mróz. Pamiętam, że płakałam i nie wiedziałam co się dzieje i za nic na świecie nie chciałam wejść z powrotem do budynku. Maciek chciał wracać i ciągnął mnie na przystanek, ale ja nie mogłam się ruszyć a myśl, że mam wsiąść do autobusu powodowała że dosłownie mnie paraliżowało. Zadzwonił po taksówkę, ale do niej też nie chciałam wsiąść. Chciałam po prostu zamknąć oczy i żeby to wszystko przeszło. Nie wiem jak udało mu się zaciągnąc mnie do samochodu. W domu wziełam validol na serce i amol i połozyłam się spać. Długo nie mogłam zasnąć a sen był jakiś niespokojny. Obudziłam się następnego dnia jak po ciężkim zatruciu pokarmowym. Kilka dni dochodziłam do siebie. Po tym wydarzeniu bałam się wsiąść do jakiegokolwiek autobusu. Zawsze miałam klaustrofobię, ale teraz nie mogłam nawet przejśc obok przystanku autobusowego. Dużo płakałam, bo nie wiedziałam co się dzieje. Byłam u lekarza, ale oczywiście po badaniach nic nie znaleźli. Wyniki świetne. Następny atak i to było przerażające miałam w domu. Był wieczór i byłam już w piżanie. Najpierw poczułam straszny ścisk w gardle i chęć wymiotów a potem to straszne palenie skóry. Myślałam - i tu się nie śmiej - że będę ta jedną z osób, które uległu niewyjaśnionemu samospaleniu. Skóra paliła mnie żywym ogniem. Dostałam strasznych drgawek, których nie mogłam opanować. Moja siostra, która najpierw latała z mokrymi szmatami, żeby mnie obłożyć czymś chłodnym, teraz trzymała mnie za ręce. I co mnie jeszcze bardziej przestraszyło płakała nie wiedząc co się dzieje. Widziałam przerażenie w jej oczach. Kazałam zadzwonić po karetke. Przyjechali, dali mi jakiś zastrzyk i wszystko minęło, prawie błyskawicznie. Po tym wydarzeniu zaczęły się szczegółowe badania. Miałam już dość, Chodziłam od lekarza do lekarza i nikt nie umiał mi powiedzieć, co mi jest. Wykluczyli wade serce, niedoczynnośc tarczycy i dziesiątki innych chorób a mój stan się tak pogorszył, że nie mogłam już wyjśc przed klatkę. Nigdzie nie mogłam iśc, nic zrobić. Nawet przejście z pokoju do kuchni stało się czymś trudnym. Do lekarzy mnie wozili. Wszędzie jak starą babcię prowadzano mnie za rączkę i nadal nikt nic nie wiedział. Neurolog, kardiolog i inni specjaliści od różnych chorób rozkładali ręce. A karetki nadal kursowały. Kiedyś jedna lekarka z karetki zapytała mnie, czy jestem zarejestrowana w poradni zdrowia psychicznego? Zaprzeczyłam i nawet mnie to oburzyło. Ale zaczełam główkować, wetrować książki i internet i ............. postanowiłam iśc do psychiatry. Wiedziałam, że jestem normalna, ale skoro nik inny nie wie co mi jest............ Gdy tylko opowiedziałam psychiatrze co się dzieje, uśmiechnął się i powiedział, że tak-dobrze trafiłam. Naprawdę poryczałam się u niego, bo wreszcie ktoś mógł odpowiedziec na moje pytania i wreszcie ktoś wiedział, co mi jest. Dlatego to tak długo trwało, bo niestety lekarze ........... brak mi słów, chyba przesypiają wykłady o stanach lękowych itd. To makabryczne i niewybaczalne
-
zauważyłam - sorki :P
-
A ja mam zapalenie zatok, czy cuś takiego hi,hi ;P Następne prochy do łykania :P Seroxat mi się skończył :((( a nie ma kto iść do apteki Katastrofa na całej linii. Jutro chyba sama powędruję, bo już jakieś mroczki mnie łapią (tydzień bez seroxaciku) Mam jeszcze całe dwa opakowania xanaxu, ale leżą - nie biorę go już od dawien dawna, ale tak na czarną godzinę niech będzie :P Na sobotę mam oddać kumplowi rozdział tej jego pracy licencjackiej, a nawet nie zaczęłam brrrrrrr Chyba naiwnie myślę, że samo się napisze :P Czekam na przypływ weny twórczej ale coś kiepsko mi to czekanie idzie ;))) Nie znam nikogo w Szczecinie, ale koszt takiej wizyty u dobrego psychiatry to od 50 do 100 zł. miesięcznie. Ja chodzę raz w miesiącu, raz na dwa miesiące ale przez te wszystkie lata tak dobrze mnie już poznał, że teraz wpadam po receptę i popycham z nim pierdoły - dosłownie, no chyba że wydarzy się coś niezwykłego. Zresztą ile można mówić o atakach :((( Ostatnio rozmawialiśmy o jego kocie :P Psychiatrzy to w większości fajni ludzie a strach przed wizytą jest baaaaardzo przesadzony. Siadasz sobie za biurkiem, jak u normalnego lekarza a na pytanie \"co Panią do mnie sprowadza?\" mówisz wszystko co Ci leży na sercu. Zupełnie jakbyś normalnemu lekarzowi ogólnemu opowiadała objawy przeziebienia. Lekarz przeważnie daje Ci się wygadać, a kiedy skończysz zada Ci kilka pytań uzupełniających i po bólu. Wyjaśni Ci co się z Tobą dzieje - to bardzo, bardzo pomaga. Ja pierwszy raz trafiłam na \"nie tego lekarza\" to znaczy taki był z niego specjalista psychiatrii jak ze mnie ginekolog :P Tabletek przepisał mi masę, a do mnie wciąż karetki przyjeżdzały. Ale następny do którego trafiłam był i jest fantastyczny. Mogę śmiało powiedzieć, że najlepszy w moim mieście. Strasznie cięzko się do niego dostać i jak tak sobie do niego chodzę już od kilku lat, mogę powiedzieć, że w poczekalni spotkałam już połowę Częstochowy :P A jak ja sobie z tym radzę? Najważniejszą rzeczą dla mnie było wmówienie mi przez lekarza, że w trakcie takiego \"ataku\" nie umrę, bo tak się czułam, jakby to był już koniec. Długo trwało zanim mu uwierzyłam. Ale gdy w końcu wbiłam sobie do głowy to, że \"to zaraz przejdzie i nic sie nie stanie\" było lepiej. To znaczy ataki nadal miałam ale nie były już tak straszne i jakoś umiałam sobie z nimi radzić. Nawet dziś zaóważam, że gdy coś zaczyna się dziać, tak skutecznie sobie utrwaliłam tą myśl, że jakby automatycznie włącza się w mojej głowie zdanie \"nic Ci nie będzie, tylko spokojnie, zaraz Ci przejdzie i wszystko będzie dobrze\" Oczywiście stan w którym zgłosiłam się do lekarza był już makabryczny i karetki byłu u mnie w domu raz w tygodniu. Nigdy nie poradziłabym sobie sama. Myślę, że ocalił mnie odpowiedni zestaw leków. 6 miesięcy czekałam aż zaczną działać tak jak bym chciała. No ale tak już te prochy działają, że na rezultaty czeka sie dośc długo. To nie tak jak w przypadku np. antybiotyków, że po tygodniu wszystko mija jak ręką odjął. W przypadku tych leków czeka się na rezultaty bardzo długo i to, co jest strasznym błędem zniechęca pacjętów jeśli nie widzą poprawy po tygodniu czy dwóch. Trzeba je brać systematycznie przez długi okres. Ale jedno mozna powiedziec, że potrafią zdziałać cuda. Naskrobie coś jeszcze, ale musze mykać, bo główka mi pęka od tych zatok. Buziaki.
-
No pewnie, że nie jesteś nienormalna !!!!!! Gdyby tak było, to nie siedziałybyśmy teraz przed netem, tylko układały klocki w ślicznusich białych kaftanikach w pokoju wyłożonym materacami :P Jest nas masa - masaaaaaaaaa I pewnie, że odzyskasz swoje życie - może nie będzie już takie jak do tej pory, ale to nie znaczy, że będzie gorsze - będzie po prostu inne. Ja choruję już bardzo długo i mogę powiedzieć, że nauczyłam się z tym żyć. Nauczyłam sie oszukiwać własny umysł, żeby wszystko było oki i mogę powiedzieć, że prawie jest. Nerwica i stany lękowe mają też dobre strony - choć brzmi to nieprawdopodobnie, ale uczą patrzenia na świat inaczej- dostrzegania tego co naprawdę ważne. Wiem, że teraz czujesz się okropnie. Wiem, że te \"ataki\" to coś nie do opisania, coś strasznego, czego nie pojmie nikt, kto przez to nie przechodził. Ale uwierz mi, że z czasem można nad tym zapanować. Pojawiają się, ale juz wiesz co robić, żeby szybko poszły sobie w cholerę. Musisz koniecznie iść do psychiatry. Zacząć się leczyć- to nie przechodzi samo i potrzebna jest pomoc fachowca. Będzie dobrze i musisz uświadomić sobie, że mimo iż o tej chorobie się nie mówi i jest kojażona z \"nerwami\"-co oczywiście nie wiele ma wspólnego, to nie jesteś sama. To co się dzieje z Tobą, przechodzi masa ludzi - a ta świadomość bardzo pomaga. Nie wiem, czy Cię jakoś pocieszyłam, ale zaglądaj tu. Teraz muszę lecieć, ale wpadnę tu wieczorkiem. Glowa do góry.
-
No ja się wysiedziałam 1,5 h w przychodni - sama radość ale antybiotyk mam :P i mam nadzieję, że teraz to juz z górki :P A co do tego licencjata, to chętnie też poszłabym pogadać z promotorem, może by mnie oświecił :P ale by się z lekka ździwił, bo ja jestem dziewczynką, a na liście ma chłopca ;))) Czesia i masz racją, w tym zadupiastym mieście dostać jakieś materiały - to graniczy z cudem. Co tydzień mam maraton po czytelniach i bibliotekach i wiecznie słyszę: \"wypożyczona, nie ma i nie wiedzą kiedy będzie\" Materiałowa pustynia no normalnie !!! Ale nic - życze Wam babeczki spokojnej i cieplutkiej nocki a jutro błogiego lenistwa w łóżeczku z gorącą czekoladą i ulubioną książką ;)))
-
Czesiu Kochaniutka, znam Twój ból. U mnie w domu bakterioza szaleje w najlepsze. Wszyscy chorzy. Ja siedzę obstawiona chusteczkami, syropami, witaminami, tabletkami do ssania i wszystkim co można kupić bez recepty. Umieram przejechana przez walec drogowy z napisem \"epidemia\", a do lekarza nie idę, bo na samą myśl o przychodni dostaję drgawek brrrrr. A praca - wiesz, że pisze komuś licencjata na temat o którym nie mam zielonego pojęcia i też mnie KURWICAAAAA bierze, bo ten łoś nie wie sam czego chce, a jak go proszę i wypisuje mu na kartce pytania do promotora coby jakoś się w tym połapać, to on mi przynosi jakieś bzdury ze stwierdzeniem, że \"oj nie pytałem\" Mam to ochotę spalić i szlak mnie biarze nawet jak sobie to przypominam i gdyby nie to, że kurcze obiecałam, że napiszę tą pracę, to zrobiłabym z niej i osoby dla której to piszę wielkie ognisko Chyba wrócę do mojego morza chusteczek higienicznych i luknę na Jerry\'go Springer\'a coby sie pośmiać z niewiarygodnie głupich problemów innych ;)