i stalo sie... rozpetalam trzecia wojne swiatowa, front glowny przebiega na linii ja - moi rodzice. co sie stalo? powiadomilam ich o moich planach malzenstwa :(((
i posypal sie grad kul: bo ja mam dopiero 22 lata, bo ja sie powinnam na studiach skupic, bo mi sie jeszcze odwidzi, a wogole to ja glupia i naiwna jestem, i powinnam jeszcze rok poczekac, sie upewnic itd. itp.
a ja? ja chce, zeby moj mezczyzna byl przy mnie, zeby mogl wspierac mnie w tym zwyklym codziennym zyciu. bym czula, ze nie jetem sama. oczekuje tak duzo? zycia z mezczyzna, ktorego kocham?!
moja mama uzyla chwytu ponizej pasa: on chce tylko sie dostac do niemiec. tylko chyba latwiej, by mu poszlo po slubie z niemka. ja mysle, ze mu zalezy na stalym pobycie w polce ;)))
czy to musi byc takie skomplikowane? co mi da czekanie jeszcze rok? rok zycia z obrazem z komputera?
erman powiedzial mi cos co daje mi wiare, ze zostawilby mne sobe w turcji, gdyby nie moje studia. jestem na drugim roku medycyny i wiem, ze to moja przyszlosc, moje zycie i spelnienie. chce ta pasje dzielic z mezczyzna, ktorego kocham. dopiero wtedy znajede swoja przystan.
jesli trzeba mi bedzie dokonac wyboru miedzy ermanem a rodzicami, bedzie mi ciezko, ale wiem juz co postanowie, oni z czasem zrozumieja... inaczej nie umialabym nigdy wybaczyc ani sobie ani im.
zycie jest sztuka wyboru, a slowami swiadczyc milosc - to nie milosc.
pozdrawiam