Marcino, rozumiem twoj bol, ale nie wsypuj nas wszystkich do jednego worka. Co kierowalo postepowaniem twojej kobiety, wie tylko ona sama. Jesli kobieta ma dziecko/dzieci, to przewaznie- po pierwsze jest matka. Intuicyjnie kieruje sie dobrem dziecka. To wiaze sie z przekonaniem, ze nowy mezczyzna nie zaakceptuje jej dziecka tak, jak ojciec. Wiem, ze to nie zawsze jest prawda, ale matki czesto tak mysla.
Poza tym denerwujecie mnie panowie, ktorzy obrzucacie nas wyzwiskami. Nie zdradzam meza, nie jestem dziwka, on byl i jest jedynym facetem z ktorym bylam. Na to, ze nie kocham meza nie moge nic poradzic. On o tym wie. Mi czesto smutno z tego powodu, bo zycie byloby o wiele prostsze. Jest przywiazanie, myslalam, ze to wystarczy. Naprawde myslalam, ze choc bez milosci, ale tez bez wiekszych zgrzytow moje malzenstwo bedzie trwalo. Moj maz nie jest taki zly. Po prostu nie pasujemy do siebie. Pobralismy sie mlodo, po krotkiej znajomosci, bez glebszego poznania. Blad.
Coz poradze na to, ze teraz spotkalam na swojej drodze, kogos kogo pokochalam z wzajemnoscia. Wychodzac za maz nie wierzylam, ze cos takiego mi sie przydarzy. Tak naprawde jestem zagubiona. Nie wiem nawet, czy warto kierowac sie glosem serca. Czy ta milosc przetrwa, czy wygasnie. W dodatku, ze jak pisalam, on jest ode mnie kilka lat mlodszy. I tez za wiele doswiadczenia z kobietami nie ma. Tylko uczucie i checi. I nie piszcie panowie, ze mydli mi oczy, bo chce przeleciec. Akurat jasno postawil sprawe: dopoki jestem z mezem, nie bedzie nic z tych rzeczy. A trudno nam sie powstrzymac. Nie wyobrazam sobie jednak, jak moglby mnie szanowac, gdybym zaczela zwiazek z nim od zdrady. Jesli zaczne nowy rozdzial w swoim zyciu, to od czystej kartki.