Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

doscniesmialy

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Coś zeżarło resztę. Oto brakujący fragment Pacjent II — Sierżant? Aaaa — ten twój znajomy? Pacjent I — Nie — twój znajomy! Ty mu przecież składałeś życzenia, aż żeście się wywalili! Ja tylko wołałem \"gorzko!\" i śpiewałem \"Sto lat\"! Pacjent II — To nie był mój znajomy! Pacjent I — Wiem! Jak cię podniósł za pomocą gumowego przedłużenia konstytucji to domysliłem się że to raczej nie twój znajomy. Pacjent II — Mamy szczęście, że nas tu przywieźli, a nie do Izby Wytrzeźwień... Pacjent I — Musieli tu, przecież w Izbie nie mają ani gipsu, ani bandaży, ani plastrów! Pacjent II — Ciekawe kiedy nas wypiszą? Pacjent I — O kochany, przez kilka dni zmiany opatrunków, potem zdjęcie gipsu i szwów — to potrwa! Zresztą zaraz się pewnie dowiemy! Zza drzwi AMBULATORIUM słychać. — \"następny!\". Pacjent I — To chyba na nas! Wchodzimy!
  2. Bywają takie imprezy, które kończą się jak w skeczu kabaretu Loża44. Oto jak to wyglądało :) Pacjenci I-szy i II-gi w pidżamach szpitalnych, oblepieni plastrami, siedzą przed w izbie przyjęć pogotowia ratunkowego przez drzwiami z napisem AMBULATORIUM. Pacjent II-gi z kompresem na głowie. Pacjent I — No i jak wspominasz ten wczorajszy bankiet? Pacjent II — (zbolałym głosem) — Boże, jak mnie głowa boli... jaki bankiet?... Pacjent I — Wczorajszy! Jubileuszowy! Pacjent II — Nic nie pamiętam... Pacjent I — Nie szkodzi, ja pamiętam! Zdecydowanie, kochany, najlepszy byłeś w kankanie, siły na ciebie nie było... Pacjent II — W czym? Pacjent I — W kankanie! Kochany, orkiestra rżnęła \"Na falach Dunajca\", trzech cię trzymało, ale i tak swoje odtańczyłeś! Tylko te... no... flanelowe miałeś trochę za szerokie i to, rozumiesz, psuło cały efekt. Strasznie ci się wiuwały! Pacjent II — Ty poważnie mówisz?! Ja — kankana?! Pacjent I — Nie tylko — i taniec z szablami też! Wszyscy się chowali gdzie popadło! Pacjent II — Boże kochany... Pacjent I — Albo taki twój walczyk na dwa \"fo-pa\" z mimowolną promenadą. Poezja! Skonać można było! Ty, rozumiesz, jako ta promenada leciałeś pierwszy i wyłeś a za tobą trzech osiłków ze służby porządkowej. Cug miałeś straszny bo parkiet świeżo pastowany i żeby ci się troki nie poplątały, to byś im uciekł! Pacjent II — Ale nie uciekłem? Pacjent I — Nie! Wyciągnęli cię spod stołu, ale zanim cię wyciągnęli, to ty wiesz, jaki był cyrk? Ręce miałem podeptane, jak to w tłoku, ale widziałem wyraźnie! Wyobraź sobie, że chcieli cię okrakiem przeciągnąć przez nogę od stołu bankietowego i nie mogli. We trzech nie mogli! Pacjent II — To rzeczywiście dziwne! A ja co? Pacjent I — A ty nic! Pokrzykiwałeś dzielnie: — \"Waćpanowie, tylko równo nawlekajcie!!!\" — i robiłeś mostek... Pacjent II — Rany boskie — nic nie pamiętam! Pacjent I — Dlatego ci właśnie opowiadam! Szkoda, że tego nie widziałeś! Pacjent II — Boże, jak mnie głowa boli!... Słuchaj, tylko szczerze, gdzie ja miałem spodnie? Pacjent I — Szczerze? Pacjent II — Szczerze! Pacjent I — Ja je miałem! Pacjent II — Skąd? Pacjent I — Sam mi założyłeś! Powiedziałeś: — \"Przyjacielu kochany jest bankiet, są goście, nie możesz więc chodzić jak łachmyta, owinięty w obrus!\" — i mi założyłeś! I dziękuję ci za to! Pacjent II — Proszę cię... A gdzie ty miałeś swoje? Pacjent I — Przy orkiestrze! Strasznie mnie zamoczyli przy tych jubileuszowych toastach, więc powiesiłem spodnie przy saksofoniście żeby przeschły, a sam poszedłem się trochę przejść po sali. Potem przychodzę, patrzę — buty są, krawat wisi, koszula też — a spodni nie ma! Pacjent II — Może spadły? Pacjent I — Też tak myślałem, całą podłogę obszedłem — i nic! Kamień w wodę! Znalazłem tylko wodzireja pod piątym stolikiem, ale on był w swoich! Nieważne, to są drobiazgi — grunt, że bankiet był prima! Pacjent II — Czy ty coś jeszcze, nie daj Boże, pamiętasz? Pacjent I — Wszystko, kochany! Przypominasz sobie, jak, żeby ożywić salę, głosiliśmy \"odbijanego\"? Pacjent II — Nie przypominam sobie... Boże, jak mnie głowa boli... a na czym to polegało? Pacjent I — Komu się głośniej... znaczy — kto głośniej odbije! Pacjent II — O rany! To takie coś też było?! Pacjent I — Uuuu — to był dopiero kulturalny konkurs! Dyplomy przyznawaliśmy!... Pacjent II — Jakie dyplomy? Pacjent I — Dokładnie nie wiem, leżały jakieś... nieważne, grunt, że wszyscy mieli dyplomy, tylko ci ostatni po pół, bo nie wystarczyło. Pacjent II — I to wszystko? Pacjent I — A skąd! Potem ty, żeby rozbawić salę, wystąpiłeś w popisowym numerze — \"Wszystkim jest do twarzy w sosie pomidorowym!\". Cały zapas z bufetu na to poszedł! Bombowa zabawa, tylko włosów później nie można rozczesać! Pacjent II — Boże kochany!... Pacjent I — Potem jeszcze z tuzinem innych gości robiliśmy węża czy glistę, dokładnie nie pamiętam, bo mnie zawinęło pod parapet, ale słyszałem jak wołałeś, że — \"Bar wzięty!!!\" — i organizowałeś krucjatę, żeby odbić go pohańcom! Pacjent II — Coś pamiętam... chyba go nawet odbiliśmy... Pacjent I — Jasne, razem ze ścianką działową, a ty spod gruzów tej ścianki wołałeś do bufetowej: — \"Heleno Kurrr... cewiczówno moja, wolnaś czy zajętaś?!!\" — a w końcu się uparłeś, że zrobisz salto w przód specjalnie dla pań! Pacjent II — Rany boskie, jak siebie znam to zrobiłem! Pacjent I — Oczywiście! Pacjent II — I jak wyszło? Pacjent I — Tak pół na pół.. znaczy pół na podłogę, pół na kubek od szampana, ale za to z mimowolnym okrakiem i oczywiście ze śmiechu można było zdechnąć i dałeś mordą w sałatkę! Pacjent II — Boże, jak mnie głowa boli... Słuchaj, nam coś jednak musiało zaszkodzić. Może ta sałatka była nieświeża? Pacjent I — Pewnie, tłumaczyłem to sierżantowi, ale nie chciał uwierzyć! Pacjent II — Sierżant? Aaaa — ten twój znajomy? Pacjent I — Nie — twój znajomy! Ty mu przecież składałeś życzenia, aż żeście się wywalili! Ja tylko wołałem \"gorzko!\" i śpiewałem \"Sto lat\"! Pacjent II — To nie był mój znajomy! Pacjent I — Wiem! Jak cię podniósł za pomocą gumowego przedłużenia Kodesku wykroczeń to zorientowałem się, że to nie twój znajomy. Pacjent II — Mamy szczęście, że nas tu przywieźli, a nie do Izby Wytrzeźwień... Pacjent I — Musieli tu, przecież w Izbie nie mają ani gipsu, ani bandaży, ani plastrów! Pacjent II — Ciekawe kiedy nas wypiszą? Pacjent I — O kochany, przez kilka dni zmiany opatrunków, potem zdjęcie gipsu i szwów — to potrwa! Zresztą zaraz się pewnie dowiemy! Zza drzwi AMBULATORIUM słychać. — \"następny!\". Pacjent I — To chyba na nas! Wchodzimy! ..................
  3. Kim ja jestem? Bardzo szary, bardzo zwyczajny zatwardziały singiel :)
  4. Wicky, rzeczywiście pier***ły, ale z przymróżeniem oka :) Stara zabawa polegająca na tym jak dwie fujary zgrać w jedną harmonię :D
  5. A ja poprzestanę na tym starym geście :) Macie na utrzymanie humoru
  6. Wszystkie panie grzecznie ucałwuję w odydwie dłonie :)
  7. No nareszcie można coś napisać :) Dołożę coś jeszcze ze starych kabaretów. ........................................ Po łyżwiarskich mistrzostwach świata Bodzio Dreptak nasz rodak znad Bzury w rytmie tanga apasionata odstawił następujące figury: kalabraka, podwójnego Lutza szpagat imienia towarzyszki Eugenii Palej po czym złapał powietrza w płuca i kręcił dalej hacela, radebergera, fikusa, sukinsyna podwójnego skakanego frajera poczwórnego lewego hunwejbna saseksa, pumeksa, alteheksa szopenhauera, kanta, pitaforka, azorka, reksa wydymanego żyranta okiwanego oponenta dwa monity, dupinga, orgensa specjalnego korespondenta gospodarczego nonsensa paralaksę, kraksę, etola, hakenkrojca doktrynera, bigbita a do tego liczne kurdemole... A na zakończenie dupersznyta. I potwornie się tym wszystkim utrudził. A gdy liczne oklaski zabrzmiały To on się ukłonił... I nagle się obudził A jego żona powiedziała : „Tej nocy to byłeś wspaniały” ............... Autorem tekstu jest Andrzej Waligórski
  8. Tak dla przypomnienia coś bardzo starego W programie Kabaretu Egida w 1971 roku był rozgrywany mecz szachowy Górnik Katowice - Gwardia Warszawa zakończony bezapelacyjnym zwycięstwem gości, doskonałej zwłaszcza w napadzie. Gwardia straciła wiele pionków i figur, zaś ich król został zapędzony w niesławne pole H-8, czyli w sam róg szachownicy. Ponieważ dalsza gra nie miała sensu, rozgrywkę odłożono na dziesięć lat. W międzyczasie Gwardziści nie próżnowali, zebrali bogaty materiał dowodowy na drużynę przeciwnika, z którego wynikało m.in. że wbrew zasadom amatorstwa brali pieniądze, grali jak amatorzy a zarabiali jak zawodowcy, na dodatek prowadzili niesportowy tryb życia niegodny szachisty w ogóle, a szachisty polskiego w szczególności. Nowe władze przesunęły szachistów ze Śląska do ligi warcabowej. Natomiast nie wiadomo skąd awansowała młoda drużyna Stoczniowiec Gdańsk. Dziś zagrają doświadczony Gwardzista, specjalista od końcówek, oraz ambitny zawodnik Stoczniowca znany z zaskakujących gambitów. Gwardzista - Panie kolego moje białe, blondynki. Stoczniowiec - Dlaczego? G - Poprzednią partię grałem czarnymi. S - Ale nie ze mną... G - W 1968. oni zrobili pierwszy ruch. S - Proszę pana, sam pan chciał grać czarnymi. Brunetami. G - Ja panu powiem, dawniej pionki bały się figur, dziś figury boją się pionków. Bierze pan tego? S - Radiokomitet? Może pan tego konika trzymać sobie i stawiać gdzie pan chce : na białe, na czarne, na prasę, na rolnictwo, gdziekolwiek. Mnie te figury nie interesują. To są wewnętrzne sprawy Gwardii. G - No to szach , proszę pana... S - Ileż to już razy trzymano mnie w szachu. Czasami już o szóstej rano. Najczęściej trzyma-no mnie w szachu 48 godzin. Ale potem był mój ruch. G - Regulamin zezwala na 48 godzin. Potem zapisuje się os tani ruch i oddaje karteczkę sędziemu. S - A pan woli sędziego Pawelca, czy Kościelniaka? G - Oni nie są z Gwardii. S - Ale grają jakby byli G - Ale zaraz, chwileczkę, a ci tu co. Dlaczego poza szachownicą? Czemu nie w grze? S - Czy to jest hokej, żeby po dziesięciu latach na ławce wracać do gry. G - A jeżeli oni byli zbici nie fair? S - A pan jak załatwił Malinowskiego z C-6? Zwykły pionek z Bytomia. Że miał docenta z przydziału? A pan mieszkanie to z czego ma, jak nie z przydziału? Żeby docentury były w komisach, to przydziały nie byłyby potrzebne. A jak on się posunął przez te lata. I ciągle mu się chce. G - No tak. Wtedy on grał, teraz nim grają. S - A wyście jak grali? Oczyściliście króla z pionków, a załatwił was wicekról z Górnika. G - Wicehrabia, wicehrabia, proszę pana S - Wicehrabia de Brageulion, pan chyba nie kończył dziesięciolatki... G - Proszę bez insynuacji osobistych. Moją szkołą były Lasy Kabackie. Dziesięciolatki może nie ukończyłem, ale pana wykończę. S - Proszę pana, to ja Marciniakiem na F-6. Co pozwoli mi obstawić cztery województwa, pół radia i da dostęp do telewizji. G - Pokaż pan tego Marciniaka. Nie, to papierowy tygrys. Nikt groźny. U mnie był na C-4, na drobnej wytwórczości. On już dawno powinien byś już ambasadorem, jak ten wasz Kokoszka. S - A słyszał pan, że Niezależny Samorządny Związek Ambasadorów protestuje przeciwko podsyłaniu im niewypałów. G - Ten akurat wypalił, z tym ze nie w porę. S - Wypalił. Jak gołąb na parapet. To chce pan tego Kokoszkę znów? G - Między nami mówiąc to ja mu nie ufam. Nasze majtki nosił, dla Górnika grał. Aż trafił na Szczyrk. S -I na tym polega cała sztuka. Można być oddanym drużynie, ale niekoniecznie do momentu, żeby z nią spadać z ligi. No dobra : Bartkowiak - skompromitowany, Czajkowski - zawstydzony, Gębula - sfałszował maturę, Dupiak - rozłożył województwo... G - Zaraz, kochany. Po co pan mi ich odstawia? A od kiedy to skompromitowani nie grają? Z czym byśmy grali? No to rotacja, rOtuj się kto w Boga wierzy. To tak : Dupiak na miejsce Bartkowiaka, Bartkowiak z wydziału na wydział, Czajkowski z wydziału na redakcję, Pupiak do lasu, Stefaniak z Paxu do Śmiaxu, a Maliniak w maliny. O! S - Ale Maciury niech mi pan nie rusza. G - Ona gra dla mnie S - Bo się bał powiedzieć. Niech pan go spyta G - Akurat, Maciury będę się pytał. S - To są szachy czy to jest domino? Panu się chyba coś popie.... To trzeba od nowa zacząć. G - Ja tu proszę bez wyrazów. No dobrze, możemy od nowa zacząć. Jak odnowa to od nowa. Pański ruch S - Fura! G - To chyba panu się coś nie tego. W co pan grasz? S - Ja gram w to w co wygrywam...
×