Witajcie, pisałam jakiś czas temu na temat mojego poprzedniego związku i zerwania. Tak. Facet ze mną zerwał, w okropny sposób i w ten sam dzień poznał inną. Tak naprawdę od samego zerwania cały czas prowokował mnie do kontaktu, gdy tylko ja odpuściłam próby kontaktu, czyli po około tygodniu. Lajkowanie zdjęć (cały czas), smsy z życzeniami, odblokowanie mnie na fb, puszczanie sygnałka, nazwane ''pomyłką". Aż w końcu bezpośredni kontakt-napisał. Ja idiotka mu na to pozwoliłam. I tak, gdy był w pracy pisał do mnie, rozmawialiśmy godzinami, wspominał nasz związek, sugerował spotkanie. W końcu zablokowałam go. Raniło mnie jego zachowanie, traktował mnie tak, jakby nigdy nic się nie stało. Jak koleżankę/znajomą/przyjaciółkę? Nawet mnie nie przeprosił. Nie czuł żalu. Po niecałych dwóch tygodniach odezwał się znów, kolejny raz sugerując spotkanie w kwietniu (ponieważ będzie w moim mieście), znów jakby nigdy nic. Lekceważyłam jego smsy, aż po kolejnej próbie, gdy pytał, czy mam ochotę porozmawiać, napisałam mu, że nie mamy o czym i żegnam. Powiedzmy, że ''uszanował to''. Dwa dni później w nocy dzwonił do mnie nie znany mi numer. Był to przedstawiciel z banku, który proponował mi kredyt. Gdy odmówiłam, powiedział, że chciałby mi powiedzieć jeszcze, że jestem je***ą k***ą. Jak myślicie, kogo to sprawka? Poznałam po głosie, to był jego kumpel. Smutno jest mi z powodu tego, iż myślałam, że on mnie kocha (kiedyś). Zlekceważyłam to zupełnie. Co Wy o tym myślicie? Macie jakieś podobne przejścia ?