Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Kawowywafelek

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Kawowywafelek

  1. Kawowywafelek

    DESSA

    usprawiedliwienie absencji: 27.IV-4.V.2012 I nadszedł dzień wyjazdu. A raczej noc, bo ruszaliśmy w piątek o 23-ej z Żor. Tam do busika pakowała się już ekipa, my jeepem zabierając Patrycję z Mariuszem -para rewelacyjnie wprowadzająca i podtrzymująca stan głupawki. Głupawka-najpierw bardzo potrzebna, sprowadzająca rozluźnienie i błogostan, a potem już stan niemal permanentny:) Wersja przy wyjeździe - o 6ej jesteśmy w Debreczynie [prowadził bus klubowy z czterema kierowcami do zmiany i trzema GPS-ami ]. W pewnym momencie nasza Zuzia ogłupiała bo ona prowadzi nas na Debreczyn a busik pojechał naKoszyce O_O [do tej pory nie wiadomo, kto tak poprowadził:D Zuzia dzielnie i upierdliwie powtarzała „zawróc jeśli to możliwe aż nad ranem w zupełnie dzikich okolicznościach przyrody załamała się nerwowo i stwierdziła- „jesteś u celu ! Została więc odłączona od zasilania i jechaliśmy już ślepo za busem. A na granicy rumuńskiej, na której byliśmy gruubo po szóstej kontrola paszportowa i jedyna osoba znająca trasę naszej wyprawy, adresy, mety itd. [ Piotrek,lider wyprawy, etnograf z wykształcenia]- ma nieważny dowód osobisty [od stycznia!]. Rumuni sprawdzali wszystkie paszporty i dowody a część samochodów była systematycznie wybebeszana na boku- brrrr..zrobiło mi się strasznie. Przez tych parę lat normalności zdążyłam zapomnieć jak było obrzydliwie i strasznie na granicach. Nic nie dało się nic załatwić albowiem oni nie są w Schengen! Spróbowaliśmy więc raz jeszcze na innym przejściu, drobnych 100km dalej- to samo, choć celnicy o niebo milsi i grzeczniejsi. Zawróciliśmy więc wszyscy i podjechali na obiad. Tam PiotrekBezDowodu wręczył wszystkie papiery i pieniądze jednej z dziewczyn [50 ;) ], na co dzień zajmującej się „sekretariatem klubu, wypakował swoje rzeczy, wziął pod ramię swoją dziewczyną, która została z nim i rzekł: dacie radę, bawcie się dobrze! „ Miałam ochotę go lekko uszkodzić, wrócić i jechać w Bieszczady i parę jeszcze równie głupich pomysłów. Na szczęście nie jestem przedsiębiorczą więc grzecznie wsiadłam do auta i pojechaliśmy dalej. Po 20 godz.podróży mieliśmy już serdecznie dość a do celu było jeszcze sporo km, więc zatrzymaliśmy się w pierwszym wpadniętym nam w oko pensjonacie-schronisku. Przy drodze, po wyjeździe z serpentyn [akurat ja byłam za kierownicą- dumna jak paw jestem do dziś, że sobie poradziłam :D ],ale w sumie w głębi lasu. Piękne miejsce-z zapachem, widokiem i klimatem.. Tam kolacja, piwo i humory powoli zaczęły wracać a z nimi nadzieja, że może rzeczywiście sobie poradzimy ;) Tam też na śniadanie zjadłam pierwszy raz w życiu mamałygę. Z bryndzą. Pierwszy kęs capił mocno tym serem ,ale następne już były mniam:) W drodze do Borsy widoki jakby znajome i swojskie a jednak jakieś dzikie, inne. Przestrzeń niesamowita, góry naokoło głowy ,ale nie ciasno jak u nas tylko duuużo i daleeeeko ;) Ponieważ zgłodnieliśmy zatrzymaliśmy się na jednym ze wzgórz z taką piękną panoramą, rozłożyli krzesełka, stolik i zgotowali obiadek :) Czyli na kuchenkach gazowych [się naumiałam,że kartusz się to-to nazywa] podgrzaliśmy klopsy i gołąbki, ugotowali makaron, herbatę, kawę a na deserkołacz. Bo Piotrek wziął ze sobą dwie olbrzymie blachy śląskiego „kołocza :) I znów poczułam się spełniona jako kierowca, bo wjechałam na tę widokową górkę autem- nie chciało mi się tachać butelek z wodą pod górę w tym upale. [Wspominałam, że cały czas towarzyszył na m upał? ;)] Po południu dotarliśmy do Borsy i znaleźli nocleg u belgijskiego Rumuna lub też rumuńskiego Belga. Trzy domeczki kampingowe a za nimi solidny, czarny, marmurowy-GRÓB. Ze zniczami i kwiatkami O_O A za płotkiem jeszcze z pięć grobów, ale już nie tak zadbanych. I te dziwne cmentarzyki są tam na porządku dziennym. Przy ulicy ,między domami, takoż i w miasteczkach i wsiach. Są też przy kościołach, ale znacznie mniej. Następnego dnia zrobiliśmy sobie rest po podróży ;) Zwiedziliśmy tzw „Wesoły cmentarz [ja tam czosnek nosiłam cały czas w kieszeni :)]. Wszystkie nagrobki z krzyżami w niebieskie wzory i rysunkami przedstawiającymi życie i śmierć delikwenta leżącego poniżej. Np. siedzi pan na traktorze albo pasie owieczki ,a na obrazku poniżej inny pan trzyma jego głowę w jednej ręce a w drugiej nóż, krew się leje z obu stron a tułów spoczywa opodal :D Albo pani giba się pod samochodem. Albo inny pan wystawia tylko rączki spod pociągu. No, baaardzo wesoły ten cmentarz:D Tam też podziwiałam autochtonki w kwiecistych, krótkich-ledwie do kolan-niezależnie od wieku i tuszy :)-spódnicach i takich chustkach i SZPILKACH. Nie tam czółenkach czy kaczuszkach tylko SZPILACH co się zowie. Obcasy wysoookie, inkrustowanie cyrkoniami, Swarowskim i cholera wie czym jeszcze, złote, czerwone, czarne, fioletowe, z brokatem -kolorowy zawrót głowy. Potem oglądaliśmy jeszcze parę kościółków drewnianych i niesamowitych bram maramureskich [maramusz-ten skrawek ziemi ma taką nazwę]-i te bramy, towarzyszące nam w całej drodze zrobiły na mnie ogromne wrażenie-pięknie rzeźbione, niby wszystkie takie same a każda inna właśnie. Cudeńko smakowite :) W końcu zaczęliśmy realizować główny cel naszej wyprawy [niektórzy twierdzą, że wycieczki szkolnej :p ;)] Pietrosul [ 2300mnp,Karpaty Wschodnie], pod którym Belg mieszkał wzięliśmy na dwa razy. Najpierw doszliśmy do stacji meteo i tam nocowali, rano następnego dnia „na lekko na szczyt. Na dwa razy bo tachaliśmy namioty i cały sprzęt albowiem Belg po kilku telefonach przekonał nas, że w meteo jest pełno i nie mam miejsc co było wierutnym kłamstwem :p Podejście na szczyt w śniegu, w rakach i upale! Ściana w większości pionowa, ale widoki na szczycie- gadkę chwytało! Ryś podsumował- „tak się idzie na Elbrus tylko kilka godzin dłużej ;) Część ekipy miała niedosyt i polecieli jeszcze na następną górkę _Rabrę bodajże. Oni też zjechali w stylu alpejskim na dupkach ze szczytu na dół, my mozolnie krok po kroczku schodziliśmy w dół , ale to już był i tak pikuś. Na poziomie meteo posiłek, odpoczynek i w dół. A poprzedniego wieczora zobaczyliśmy jak to się dzieje, że ludzie w górach giną. Wieczorem siedzieliśmy sobie w puchach, czapeczkach, rękawiczkach, popijali gorącą herbatkę i gapili się na te niesamowite widoczki kiedy zauważyliśmy schodzącą ze szczytu grupę ludzi. W pewnym momencie zaczęli zjeżdżać, miotało trochę nimi ale dali radę. Tyle, że byli w krótkich spodenkach Po pretekstem nabrania wody ze strumienia podeszliśmy bliżej i okazało się, że to grupa Polaków-mama w moim wieku i trzech synów. Wybrali się tego dnia też z Borsy, ale z przeciwnej strony, przez tzw wodospady Orłowicza, które o tej porze roku i przy tym upale okazały się jednym wielkim rozlewiskiem i rwącymi rzeczkami, i jedna z tych rzeczek porwała panią mamę, synkowie ją ratując też się zamoczyli zdrowo. Ale był upał więc szli dalej. Pani w bluzeczce na ramiączkach, sweterku i ortalionowej, cienkiej kurteczce, chłopcy mieli kurtki goratexowe. Jak doszli na szczyt był już wieczór i upału raczej nie było :p Ponadto nie wiedzieli jak zejść i pchali się dalej granią, na szczęście byli tam też Rumuni z namiotów rozbitych koło nas i ci wskazali drogę. Pani się jednak mocno wzbraniała i oburzała -„kazali nam schodzić w tę przepaść! - zupełnie nieświadoma, że zawdzięczają im życie! Na dół dotarli skrajnie przemoczeni, wyziębieni, sino -bladzi i ewidentnie w szoku. Zgotowaliśmy im herbaty i chcielii zatrzymać na nocleg, ale się uparli, że zejdą-zresztą od tego momentu zejście nie jest już specjalnie groźne. Od następnego dnia zaczęła się regularna wycieczka krajoznawcza ;) ********* Szlakiem malowanych monastyrów chcieliśmy się dostać do Pleszy, jednej z kilku polskich wsi leżących na Bukowinie. Monastyry- jak małe kościółki, trochę w stylu romańskim , każdy centymetr kwadratowy ścian zewnętrznych i wewnętrznych pokryty malowidłami, freskami cudnej roboty, z których każdy mogłaby stanowić piękną ikonę. Nie potrafię tego opisać - ale dzięki guglom można zobaczyć ;) Dla mnie miłośniczki fresków i ikon istny raj :) Całe historie opowiedziane na tych ścianach. I stworzenie świata, i sąd ostateczny, i hospodar przyjmujący makietę tego monastyru od poddanych. W każdej świątyni te same historie, niemal identyczny układ, ale różne wykonawstwo i koloryt. Przy tym w jednym z monastyrów prowadzonym przez zakonnice-piękny ogród, park. Upalny dzień, mniszki poruszają się nieśpiesznie. Jedna przycina zeschłe gałęzie, inna sortuje śmieci, jeszcze inna układa kwiaty do wazonu lub rozwiązuje krzyżówki . Jeszcze inna obchodzi monastyr z wielką dechą stukając w nią drewnianym młotkiem- chyba jakieś wezwanie do modlitwy albo posiłku? Cudne obrazki :) http://www.jazon.krakow.pl/bukowina/index.php?name=polskiewsie ? http://wadowice24.pl/wasze-artykuly/3611 Nie wiem czy to w Bukowinie czy innej krainie geograficznej [jeszcze nie doczytałam wszystkiego] mijaliśmy po drodze „haftowane domy. Tak je nazwałam, bo elewacje zdobione były we wzory jak haft ukrainski, czy bułgarski. Coś niesamowitego! Wstąpiliśmy do jednego takiego domu, w którym gospodyni urządziła mini skansen. Jak na zewnątrz było to cudo tak w środku istny koszmar. Pięknie tkane i haftowane serwety-ręczniki, które wiesza się tam nad obrazami, pomieszane ze sztucznymi kwiatami, plastykowymi ozdóbkami i wszelkim możliwym kiczem. Gospodyni terkotała jak najęta- po rumuńsku oczywiście. My zadawaliśmy pytania- po polsku oczywiście . Ona odpowiadała, w jakiś tajemniczy sposób mniej więcej rozumieliśmy się. Na koniec zaczęła stroić naszą Patrycję i Rysia w ichnie stroje. Potem była sesja fotograficzna. Mam nadzieję,że wkrótce wam ją zaprezentuję ;) W końcu stromą, szutrową drogą wjechaliśmy do Pleszy. Polska szkoła jeszcze stoi , jednak dzieci już tu nie ma. Chodzą do szkoły w Nowym Sołońcu bo „ta już całkiem zniszczona . Okna pootwierane, przez nie powiewają potargane firany. Drewniany budynek z pięknymi kaflowymi piecami. Na podłogach walają się stosunkowo nowe , ale podarte polskie podręczniki, jakieś pomoce szkolne, mnóstwo slajdów ze zdjęciami Bukowiny. Skrzętnie je pozbieraliśmy. Ryś dodatkowo zabrał zrobionego na szydełku chyba- misiaczka. Taki brudny, biedny, taki niczyj- nie mogliśmy go tam zostawić ;) Gdyby mieszkańcom zależało, gdyby im wpadło d o głowy!, że mogą uprzątnąć, umyć podłogi i okna- mogliby mieć miejsce spotkań jeśli już nie nauki. Z rozmów z mieszkańcami odnoszę wrażenie, że z Polską są związani jedynie przez kościół, księdza, tradycję. Poza tym to miejsce gdzie można taniej kupić np. armaturę do łazienki . Nasza gospodyni Gienia pytana o korzenie potrafiła jedynie powiedzieć ,że siostry jej Babci w czasie wojny wróciły do Polski a Babcia została. Powiadają, że nie tyle mówią po polsku co po pleszewsku. Taka mieszanka polskiego z wtrętami i przekręconym rumuńskim. W całej wsi turystów przyjmują jedynie Gienia i Staś. Tam się zatrzymujemy na kolejne dwie noce. Krówki, świniaki, kury tuż obok, a w jednym z pokojów komputer z WI-FI :) Głodni jesteśmy już bardzo a tu zanosi się na deszcz. W pokoju niezręcznie jest nam palić kartusze i odkrywamy nagle super „taras z widokiem jak marzenie- oko można zapuścić na wzgórza, pola, lasy i całe mnóstwo nieba. Okazuje się, że jest to nieskończony [na nasze szczęście :)] chlewik dla świń, które mają tam być przeniesione aby uniknąć przykrego zapachu w domu . Rozkładamy tam nasze stoliczki, gotujemy kolację [sałatka z ryżem, tuńczykiem i kukurydzą ] , pijemy zupełnie niezłe wino rumuńskie, gwarzymy, wspominamy i snujemy wizje, słońce zachodzi. chwilo trwaj. A na śniadanie dostajemy świeże mleko i twaróg własnej roboty, którego smaku słowa me nie opiszą taki był pyszny! Ponieważ Stasiu miał w tym dniu urodziny odśpiewaliśmy 100lat i wręczyli polską wódkę-krupnik, piwo żywiec i słodycze dla dziecek. Bardzo się tym wzruszyli i ucieszyli i trzeba ich było uczyć „niech mu gwiazdka pomyślności, bo bardzo się im spodobało a wcześniej nie znali. Po śniadaniu postanawiamy ruszyć do kolejnej, bardziej znanej wsi Kaczyki słynnej z sanktuarium Matki Boskiej , Domu Polskiego i kopalni soli. Drogą 12-15 km , przez las [ i góry] 1,5- do 2 godz. Postanawiamy iść przez las z GPS-em. Tyle tylko, że GPS pokazuje najkrótszą drogę nie bacząc, że po drodze jest strumień, góra, dwie góry, trzy góry?! W połowie marszu nawet najbardziej napaleni chodziarze stwierdzają, że Pietrosul przy tym to był pikuś! :D Po drodze mijamy stawik, w którym wre życie. Żaby, kijanki, raszki, zaskrońce, jaszczurki wszystko w pełnej symbiozie i dużych ilościach ;) Żeńska część wyraźnie przyspieszyła kroku. W końcu jesteśmy we wsi. Kilkanaście domów i trzy świątynie. Grekokatolicka, cerkiew i katolicka bazylika mniejsza z obrazem Matki Boskiej. Kościół taki sobie. Banalny. A cerkiew zamknięta. Za to właśnie przywieźli towar do jedynego sklepu a upał jak cholera. Czekając na otwarcie i piwo integrowaliśmy się z grupą młodzieńców, która przyjechała w dwa zaprzęgi. Jeden to normalna furmanka, a drugi- to mały domek na kółkach. Chłopcy nie znali angielskiego, ale znali włoski. Mają chyba jakąś wymianę albo inne związki, bo nawet część starszych [ i nie tylko w tej wsi] na nasze dzień dobry odpowiadała- „bona sera .Część napisów też była włosku , ale nie udało nam się dociec skąd ten włoski się wziął. Chłopców w ciemnej uliczce można było się przestraszyć ,a le w kontakcie okazali się bardzo mili i życzliwi. W końcu ruszyliśmy do kopalni. Po Wieliczce większego wrażenia nie była w stanie zrobić, za to capiło tam niemiłosiernie. Do konserwacji drewnianych elementów używają ropy naftowej. Błeee... jeden z kolegów musiał wyjść bo zrobiło mu się niedobrze. Ale ciekawostką jest, że kopalnia nadal jest czynna na jednym z poziomów, że nie zjeżdża się tam windą tylko schodzi „ropnymi schodami. Tylko urobek jest wywożony windą. Jest tam kaplica św. Barbary i kaplica prawosławna. Jest też jeziorko, sala balowa i inhalatorium dla dzieci jedyne miejsce gdzie nie cuchnęło ropą ;) Wyszliśmy stamtąd nieźle już głodni a tu w Domu Polskim nici z obiadu. Nadjechał z nagła autokar z 45-ma Polakami i z trudem nadążali smażyć im naleśniki. Nawet miejsc siedzących tyle nie mieli. Musieliśmy nasycić się zapachem. Ale sklep był nadal otwarty, więc kupiliśmy chleb [pani pokroiła nam grube pajdy] i salceson- też w grubych plastrach i najedliśmy się, że hej:) Droga powrotna jeszcze bardziej hardkorowa, ale krótko popadało i było już czym oddychać, więc szło się lżej aczkolwiek nadal pionowo w górę i w dół ;) W końcu przed szóstą dotarliśmy do naszych gospodarzy i zaczęli szykować kolację. A tu niespodzianka. Gospodarze nakryli stół w „naszym chlewiku pysznościami- gołąbki, każdy malusieńki, z kapusty kiszonej [kiszą całe główki] -pycha! Swojska kiełbasa, warzywka, ciasto i taca z literatkami w dwóch trzecich napełnionymi wódką. O matko! To były istne stakany! Ale, że zagrycha była zmiataliśmy wszystko równo. Niektórzy równiej i rano był kłopot a busik miał jednego kierowcę mniej ;) A wszystkiemu winna palinka, którą na koniec szwagier Stasia przyniósł z domu boi się okazało, że nie ma gdzie kupić, bo wcześniej była już grupa polskich turystów i wszystko „wyszło :D Gospodyni przypadła do serca nasza nowa liderka Jola. Poszeptały coś i znikły. Za chwilę wpadły ze śpiewem na ustach i w strojach ludowych! To było kapitalne! Przyśpiewki, przytupy- folklor po pleszansku. Niektórym zrobiło się żal więc w drugiej odsłonie wystąpił Ryś w haftowanej koszuli i inne dziewczyny też się poprzebierały. Myślę, że nie da się tego do końca przekazać- te stroje, ta chęć śpiewu wspólnego z nami, polskich piosenek ludowych było to zabawnie i wzruszająco jakoś. Ale przed północa się rozeszliśmy bo następnego ranka ruszaliśmy w drogę powrotną. A w drodze powrotnej przepiękny wąwóz Bicaz. Serpentyny, po obu stronach strome skały a wszystko wzdłuż rzeki. Na wylocie szersze miejsce , parking i stragany z „ludowymi duperelkami i ciuchami. Tradycyjnie już w pierwszym lepszym ładnym widokowo miejscu zrobiliśmy sobie pikniko-obiad I w końcu dotarli do Węgier i zabrali PiotrkaBezDowodu oraz Anię i ruszyli w ciemną noc, do domu. Tak się skonczyła moja rumuńska przygoda. Rany! Jak tam było pięknie!
  2. Kawowywafelek

    DESSA

    Bry:) Spóźnione, bardzo czułe życzenia aby się wszystko układało po myśli i wg ośmiu zasad szczęścia-dla Joanki A tuż przed dniem świątecznym Zosi-również taki same życzenia Bądźcie szczęśliwe! :) Próbuję nadrobić zaległości w czytaniu,ale czy mi się uda?...pozdrawiam Płotek:)
  3. Kawowywafelek

    DESSA

    Emem- cuuudnie!:))) Poprzytulaj od mnie też :)*
  4. Kawowywafelek

    DESSA

    Graziello kochana- Alicja napisała wszystko co i ja chciałam napisać więc tylko się podpisuję:) Bądź szcześliwa, realizuj się, bierz z życia ile się da :) Mateuszkowi kibicujemy nadal, kciuki trzymamy- będzie dobrze. I już> Bo tak! :) Adorowi i Epo -wspaniałych wrażeń i ciekawych fotek dla nas ;) Płotu całemu -
  5. Kawowywafelek

    DESSA

    Hej! Graziello! czy już można? [na wszelki wypadek szeptem i boso;)] Żagielki kochane- jak dobrze was widzieć :) Dzięki za Obecność:) Epo-twój obraz w oprzyrządowaniu i płetwach mnie rozwalił :D dobrego wypoczynku wam obu życzę :) Isoldo- twój nastrój ostatnio jest mi bardzo znajomy i bliski.Chyba. :) Ściskam Płot i koko dżambo i do przodu ;)
  6. Kawowywafelek

    DESSA

    Emem- ślę dobre fluidy ***
  7. Kawowywafelek

    DESSA

    do piekarnika na 15 min, po wyjęciu skórka ładnie schodzi-dla cierpliwych:)
  8. Kawowywafelek

    DESSA

    Kochana Alicjo co z każdej krainy uczynisz czarodziejską- bądź szczęśliwa!:) Pięknie ci życzyły poprzedniczki-zwłaszcza pod życzeniami Isoldy się podpisuję:) Ale najważniejsze żebyś Ty była zadowolona z siebie, otaczających cię ludzi i świata.Żyj kolorowo!:) Desseczki kochane jak tak dalej pójdzie to zabieram pudełko z narzędziami, młoteczek,eliksiry stosowne i jadę z wami do tartaku do naprawy ;)Baczność! piersi do przodu,brody do góry,koko dżambo i do przodu ! :)
  9. Kawowywafelek

    DESSA

    "Mój" ryś przede wszystkim nie jest"mój" bo koty już tak mają ;) Poza tym jest szpakowaty i okresowo wredny :D Ale jest niegroźny dla ptactwa;) raczej dla...kociaków? :D
  10. Kawowywafelek

    DESSA

    O!Jakie ładne kwiatki :) Witaj Dodi-Podróżniczko:) Samono luba,czy o to ci chodzi? http://foto.onet.pl/wq241,3cw3ow4fo7cf
  11. Kawowywafelek

    DESSA

    jestem za! Za zabawą i DUŻO snem :D A wiecie jak cudnie pachnie deszczową ziemią i zielono się wreszcie zrobiło- w tzw oka mgnieniu :)
  12. Kawowywafelek

    DESSA

    Dollociku- może pędzelkami wypędzluj podłogę to korzyść będzie i z podłogi i rysia :D Bella- chyba spałam dłużej niż i wcalem nie śnięta. Kto powiedział,ze na starość starcza niej snu? mnie tam nie starcza ;)
  13. Kawowywafelek

    DESSA

    .."Rysiek rozsiewa taaaakie ilości futra mimo codziennego czesania, że szok. No, ale to jego wiosenne prawo..." Tak ma na imię MM.Dziwnie i zabawnie się czyta :D
  14. Kawowywafelek

    DESSA

    Niech leżą i kwiczą, Dessie dobrze życzą, a my je olewamy- żyrawinamy ;)
  15. Kawowywafelek

    DESSA

    Jednakowoż: ..."pora zejść z arenki gdy sofa zaczyna służyć do...drzemki" :D
  16. Kawowywafelek

    DESSA

    Się radujmy :) Się częstujmy :) Się bawmy :) Się trafmy :) Na zlocie. W Płocie. Niech żyją mini i maxi biedronki,dobre wina i inne świetne trunki :) Bądźmy sobą i bądźmy szczęśliwe na 1001 sposobów :) Dziękuję wam/nam, że jesteście/jesteśmy :) A poza tym "starsza pani" nie brzmi dla mnie strasznie. Bardzo lubię być straszną starszą panią-wierzcie mi, ma to swoje zalety ;)
  17. Kawowywafelek

    DESSA

    Graziello- wspaniałe święta miałaś. Czy dobrze zauważyłam ojca Leona?!!! Miał z wami nauki? Zazdraszczam... Ja nawet nie pamiętam czy złożyłam wam życzenia świąteczne. W ciagu jednego dnia musiałam zmienić plan z przyjmowania gości na jazdę w gości do...Amsterdamu. Nie ma tego złego...byłam na rezurekcjach nocnych w wiekowej kaplicy na Begijnhofie,ze wspólnotą znającą się, niewielką i ledwie się wymówiłyśmy od poczęstunku;) I pogoda była piękna-słońce i dość ciepło. Tylko ta podróż...marzę żeby już wynaleziono sposób na tleleportację;) Doczytuję zaległości,ale po dzisiejszym trudnym zawodowo dniu padam na pysk i z tej pozycji, nielubieżnie aczkolwiek z uczuciem ściskam cała Dessę :)
  18. Kawowywafelek

    DESSA

    Kochane, najmilsze Desseczki i Biedroneczki :) Nie wiem czy pojutrze nie ruszę w podróż więc już dziś pragnę Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia -wiary,nadziei i miłości. Niech ten świąteczny czas będzie czasem radości, spokoju, pogody w sercu i miłych spotkań z Rodzinami i Przyjaciółmi- Alleluja! :)
  19. Kawowywafelek

    DESSA

    Od dwóch tygodni jeżdżę, szkolę się,pracuję i z tego wszytskiego nie zdążyłam na Isoldowe święto. Kochana Pani Muzyko- jak ktoś pięknie cię nazwał- racz przyjąć spóźnione ale bardzo serdeczne życzenia zdrówka, radości, miłości i nieustającej satysfakcji z tego co robisz Grazeillo- tobie w aprilis i inne dni tyż-najlepszego! :D Witaj Zafiro i nie uciekaj:) Ściskam Desse wiosennie mimo wszystko
  20. Kawowywafelek

    DESSA

    Propozycja dla Anam- prysznic i do łózia! Najlepsza kuracja odmładzająca to wyspać się dobrze i patrzeć z optymizmem w przyszłość:) Choć prawdopodobnie nie będzie mnie na zlocie to optuję za nr3 i na pewno wpadnę choć na jeden dzień/noc? ,śpiwór i karimatę posiadam ;) Żagielki kochane - ściskam serdecznie i gratuluję i życzę wszystkiego czego sami sobie życzycie Dollociku- dasz radę! kto jak nie ty? trzym sie dzielnie Pozdrawiam Dessę z lekka padnięta po dwóch dniach na nartach na Kotelnicy.Jestem pod wrażeniem-pozytywnym. Ośrodek niczym nie odbiega od zagranicznych.Jest wszystko co trzeba i jak trzeba. A,że ludzisków moc i trochę kolejek przy pięknej pogodzie? cóż-gór ci u nos mało a ludziów dużo i każdy chce poszusować ;) Dobrego tygodnia Desseczki
  21. Kawowywafelek

    DESSA

    nadeeejszła!...nie, dopiero nadejdzie, ale jutro skoro świt wyjeżdżam i prawdopodobnie będę bez dostępu więc dziś już: Samono Kochana, Najmilejsza, Najmądrzejsza, Najpiękniejsza i Najmojsza- niech się spełnią marzenia, niech się na dobre zmienia,wokół miej dobrych ludzi, zima niech cię nie nudzi, kwiat niech ci rozkwita, smakuje okowita ,uśmiechu jak najwięcej, życzy najgoręcej -twój na zawsze wafel Zimowe ucałusy dla Dessy
  22. Kawowywafelek

    DESSA

    dobre! :D
  23. Kawowywafelek

    DESSA

    :D Witaj Samono :D Ty masz z rogami bo jesteś charakterna jak się patrzy! :D Uszy odstąpię,tylko przyjedź!:) % są zawsze zdrowe byle w umiarze ;) U nas nie śnieży. Jeszcze? Ale nart dziś odmówiłam małżowi-za zimno :p Ciepłych uczuć i dobrego humoru na łykend Desso :)
  24. Kawowywafelek

    DESSA

    Sorry za błędy,ale jeszcze przed wchłonieciem kawy jestem a małż pogania:o
  25. Kawowywafelek

    DESSA

    Dziędobły :) Mastabo-też pierwsze skojarzemoe z Anią:) Domyślam się co czujesz, nie będę pocieszać bo wiadomo-trzeba odczekać a póki co -psemka wydają mi się dobrym wyjściem.Trzym się:) Bellka majtki z golfem? A gdzie takie możnaq kupić? :D Ale Isoldo-faktycznie takie by ci się przydały:)) A moze wrzuciż repertular? albo linka? Kolonia w końcu nie tak daleko? Pozdrawiam was z ciepłego południa- minus piętnaście:)I zapraszam - ja mam kołdrę z uszami ;)Odstąpię na noc:)
×