Mój boże! Życie mi się rozpadło, właśnie z powodu tego draństwa. Straciłem dziewczynę z mojej winy bo bałem się ludzi i przyszłości z tą fobią. Bałem się nawet ślubu. Jeśli jestem w centrum uwagi to okrutnie cierpię. Mam cholerną depresję już ponad pół roku. W pracy spotykam dużo ludzi, czasem zebrania - istna tortura w mojej głowie. W pracy też w końcu stracą cierpliwość do mnie. Żyć chcę ale już nie daję rady. Czy ktoś sobie z tym poradził? Czy jest jakaś chemia na to, czy zbierać na operację (lista skutków ubocznych jest masakrująca)?
PS
Resztki nadziei i wiary jeszcze mam - inaczej bym mnie już nie było.