Dima30
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Dima30
-
Cześć Dziewczyny - fakt, niektóre słowa bolą. Ja rozumiem, że ktoś może nas zranić nieświadomie. Ale ja już mam tego dosyć. Nie chodzi mi o to, że mogły mnie zaboleć czyjeś docinki. Już mnie nie bolą - człowiek z czasem staje się odporny na pewne rzeczy. Mnie one po prostu niemiłosiernie wkurzają!!! Bo co to kogo obchodzi kiedy będę miała dziecko? Przecież taki wścibski głąb jeden z drugim i tak nie pomoże mi mojej dzidzi wychować. Nikt nam nie pomoże - bo jedni rodzice mieszkają kilkadziesiąt kilometrów od nas, drudzy pracują. Wszyscy bliscy znajomi pracują, a ja naoglądałam się głupiej telewizji i wiem jedno, że nigdy nie zostawię mojego dziecka z żadną obcą nianią. Tak więc możemy liczyć wyłącznie na siebie. Zastanawiam się w takim razie - właściwie jakiej odpowiedzi oczekuje obca osoba, która o takie rzeczy pyta :O Przecież jakiejś wścibskiej sąsiadce nie odpowiem z uśmiechem: \" a wie pani planujemy z mężem dziecko, ale najpierw chcemy zarobić trochę pieniążków, kupić sobie lepszy samochód i nową lodówkę\", albo: \"wie pani, staramy się ale niestety niemożemy\". Przecież zarówno dla tej baby, jak i dla każdego innego byłby to nowy powód do plotkarskich poczynań po niedzielnej Mszy pod Kościołem. Chyba więc nikt nie spodziewa się, że na takie pytanie usłyszy ode mnie prawdę - jakakolwiek by ona nie była, więc jeżeli mówi to tylko po to, żeby mi \"dowalić\" i żeby mi było przykro, to ja w takim wypadku nie mam żadnych skrupułów, żeby dowalić jemu - na głupie pytanie głupią odpowiedź :P A w ogóle to dzisiaj mam dobry humor, bo jutro nie idę do pracy (pierwsza wolna sobota od chyba miesiąca) i całą sobotę i niedzielę spędzimy sobie z mężusiem w domku - ostatnie parę dni widzimy się bardzo mało, bo ja wychodzę na 6:00 wracam ... no, różnie - między 14:00-18:00, a on w tym tygodniu wychodził na 14:00 a wraca po 22:00 - super nie?:P Mam go dla siebie raptem przez kilka godzin i to tych godzin, które raczej przypadają na sen. Ale w sumie i tak zbliżam się do finiszu kolejnego cyklu (jeszcze tydzień i będę wiedziała, czy jakaś fasoleczka w końcu wykiełkowała, czy na nowo trzeba by przystpic do dzialania. Koncze, bo cos wcisnelam na klawiaturce i mi polskich liter nie wstukuje i nie wiem co to sie stalo - chyba musze Acha - Izulka - co u Ciebie? czyzby dzidzi zaczelo sie spieszyc do mamusi, ze do nas nie piszesz? ;)
-
Smerfetka - Alli ma rację - zamartwianie się nie ma sensu. My się staramy o dzidzię już 6 lat. Myślisz że nie spotykamy się czasem z głupimi komentarzami?! Z tą różnicą, że moi rodzice i teściowie o wszystkim wiedzą i przynajmniej z ich strony mamy spokój. Ale zanim się dowiedzieli - było to samo: że na co czekamy, że kiedyś możemy mieć problem (jakbyśmy go już teraz nie mieli) itp. A otoczenie? Zwisa mi - wiesz nauczyłam się odszczekiwać na takie głupie teksty. Tym których lubię może nie aż tak bardzo - tylko na pytanie kiedy zaczniemy myśleć o dziecku - odpowiadam, że wcale nie myślimy, bo jesteśmy jeszcze wystarczająco młodzi i trzeba się wyszumieć, coś pozwiedzać itp. A tym, których nie lubię po prostu pytam do czego potrzebują takich informacji, albo że mojego tyłka ma kto pilnować i nie potrzebuję więcej zainteresowanych. A najbardziej mnie wkurza taka jedna koleżanka z pracy. Też długo się leczyła - prawie 5 lat (wprawdzie nie wie, że my też się leczymy, ale po swoich długotrwałych staraniach, powinna się czasem zastanowić zanim coś palnie) i rok temu urodziła synka, potem od razu zaszła w drugą ciążę - i teraz ma córcię. Zanim była w ciąży nieraz płakała, jacy to ludzie są okrutni i jej dogadują - a potem jak była w 2 ciąży - nieraz mi wyjeżdżała, że na co ja czekam, bo ona już będzie miała 2 dzidzię, a ja to nawet o jednej nie pomyślę. Normalnie krew mnie zalewa w takiej sytuacji - nie tyle z żalu, co ze złości! Zapomniał wół jak cielęciem był! :O Ale za to mój mąż za to się nie certoli. Na głupi tekst - potrafi tak odszczekać, że czasem mu zazdroszczę, że na poczekaniu takie teksty wymyśla. Ale to dobrze. Bo dzisiaj już nie te czasy, żeby komuś z buciorami pchać się w życie. Jedni mogą mieć problemy z zajściem w ciążę, a inni mogą dziecka po prostu przez jakiś czas nie chcieć - i uważam, że nic nikomu (a już zwłaszcza obcemu) do tego! Buziaki!
-
Smerfetka - nawet jak teraz się nie udało (ale może jeszcze się okaże że się udało) to jeszcze kupa lat przed nami - w których możemy się starać - w końcu uda nam się osiągnąć to o czym tak marzymy. Wiem że wszystkie chciałybyśmy, żeby dzidzia pojawiła się jak najszybciej. Kiedyś myślałam - Boże ja mam JUŻ 30 lat! Teraz myślę - ja mam DOPIERO 30 lat. A niektóre \"bizneswomenki\" w tym wieku jeszcze nie zaczęły myśleć o wychodzeniu za mąż, o dzieciach nie wspominając... Od jakiegoś czasu przestawiłam się na pozytywne myślenie i narazie odbudowywuję swoją psychikę. NIedługo wracam do leczenia. Traktuję to tak jakbym miała je zacząć od nowa - a więc zarazem - pojawiają się znów nowe nadzieje:) Pozdrawiam Was wszystkie:)
-
Smerfetka - hop, hop! gdzie jesteś? No i jak? Wyjaśniło się coś choć troszkę? :)
-
Smerfetka - ale czytałaś tamten topik - kreseczka martyni też była słabiutka.... Nawet jak @ przyjdzie normalnie - to na wszelki wypadek nie zamartwiaj się - może to tak tylko \"dla zmylenia przeciwnika\"
-
Smerfetka i jeszcze poczytaj sobie na sąsiednim topiku: http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3335417&start=8370 na tej stronie (280 i 281) wpis z 5:00 rano - martynia drugą kreseczkę miała dzisiaj rano jasną - zrobiła badanie krwi i chyba.... jest fasoleczka:)
-
Smerfetka - Ty zamiast ryczeć ;) biegnij może na badanie krwi. wiesz - może być tak, że jajeczko zagnieździło się na tyle późno, że jest za niski poziom tego czegoś tam co powoduje pokazanie się drugiej kreseczki. A @? Zdarza się - poczytaj na innych topikach - nieraz nawet do 3-4 miesiąca. Skoro pojawiła się 2 kreseczka (słaba, bo słaba, ale jest, a wcześniej jej nie było, więc od czegoś pojawić się musiała) to nie ma co póki co tracić nadziei. Trzymaj się, powycieraj nosek i spróbuj może z tym testem za jakieś parę dni:)
-
chyba muszę tutaj wpadać jeszcze częściej, bo widzę, że się jakoś bardziej \"fasolkowo\" zrobiło... ;) Może się zarażę...
-
Smerfetka 29 - rany trzymam kciuki mocno jak nie wiem co!!! Rozsądek nakazuje wytrzymać z testem do rana, ale ja tam bym nie wytrzymała! Najwyżej rano zrobiłabym jeszcze trzeci;)
-
Cześć Dziewczyny:) Tysia --> ja też słyszałam, że \"prawdziwe objawy\" przychodzą nieco później... Może spróbuj jeszcze z jedny testem np w poniedziałek i koniecznie daj nam znać;) Madzik --> ja przed kuracją clo nie miałam jakichś tam specjalnych badań. Tzn. badania robiłam sobie w międzyczasie, a clo brałam swoją drogą. Nie rozumiem tylko dlaczego Twój lekarz każe Ci z tym czekać do czerwca (no chyba że to akurat teraz w Twoim przypadku od @ zależy) bo moja gin wypisała mi to od ręki jak się któregoś razu u niej zjawiłam jak zwykle po bezowocnym staranku. Po prostu: nie udało się - próbujemu z clo. Nie musiałam jakoś specjalnie na to czekać. Kakusia --> nie smuć się może następnym razem się uda (sobie zresztą też to ciągle powtarzam;) ) asia76 --> nie zamartwiaj się na zapas. Ja mam w pracy kolegę, który cały czas nam powtarza, że nasze życie zależy od tego jak się na nie \"zaprogramujemy\". Nie wmawiaj sobie z góry, że możesz mieć jakieś problemy. To, że akurat na tym topiku czytasz o tym, nie świadczy o tym, że z Wami może być podobnie. Po prostu, jeżeli jesteś dopieo na początku \"starankowej\" drogi powiedz sobie \"a mnie się uda i już\". Mi tak trudno jest się \"przeprogramować\", bo jak przez tyle lat nic mi nie wychodzi, to jest to nieco trudniejsze. Ale nie niemożliwe, więc staram się jak mogę wmawiać sobie, że wszystko jeszcze przed nami;) camilla --> a za Ciebie oczywiście cały czas trzymam kciuki, żeby dzidzia Ci rosła i była calutka zdrowiutka i nie martw się o nią, jak będzie czuła że ma szczęśliwą mamusię, to taki nastrój jej też się udzieli. I oczywiście zdawaj nam na bieżąco \"relację\";) Ja nie mogę sobie tak konkretnie wyznaczyć owulki (więc przytulanki wg \"recepty\" gin muszą być w tym okresie mniej więcej co 2 dzień), bo mimo w miarę regularnych cyklów (właśnie po kuracji clo wyregulowały mi się - teraz jak w zegarku co 27dni) owulka jest raz w 10dc, a raz np w 17... Wiem, bo jeździłam do mojej gin na monitoring przez jakiś czas i jakoś tak te jajeczka się robią i pękają o różnych porach na różnych etapach cyklu... Nie wiem od czego to zależy zwłaszcza że @ przychodzi regularnie...
-
tysia - ja mimo wszystko cały czas trzymam kciuki, może jakiś mało czuły test... Albo za mało tego hormonku od którego zależy wynik testu... Zawsze warto pomarzyć choć trochę, to chociaż na chwilę poprawia humor :)
-
Cześć Dziewiczyny:) Widzę, że się topik rozwija to dobrze. Ja do Was napiszę jeszcze później, bo dopiero wróciłam z pracki i teraz muszę się jakoś z garami uporać. Kasia2244 --> nie smuć się, czasem udaje się wówczas, kiedy wydaje się że już nie ma żadnej szansy na to, żeby się udało. Myślę, że każda z nas w to wierzy. Inaczej nie próbowałybyśmy... Musisz uwierzyć że Ci się uda. Ja też w to wierzę. A in vitro - może nie od razu ale w końcu skutki przynosi... I ja i Ty też i wszystkie dziewczyny w końcu doczekamy się swoich wytęsknionych dzieciaczków:)
-
tysia - no to teraz to jeszcze mocniej ściskam kciuki;) Nic więcej póki co nie piszę, bo najpierw czekam na więcej informacji od Ciebie;) No mam nadzieję, że maj nam przyniesie więcej niż jedną dzidzię:) Chociaż mi już nie przyniesie, a nawet jakby przyniósł, to i tak dowiem się tego dopiero ewentualnie w czerwcu. camilla - ja już też podchodzę do wszystkiego sceptycznie... Nawet do gina w tm miesiącu nie idę, bo udało mi się sobie wmówić, że to i tak bez sensu - zresztą nie podjęłam jeszcze decyzji czy pójdę do tej samej czy innej... Narazie luzik. Dzisiaj humorek mi się poprawił, bo mężuś dostał nową robotę. Tym razem wszystko już prawdopodobnie będzie ok - podoba mu się zakład, podoba mu się praca i nawet szefa zdążył polubić;)
-
camilla... --> z tego wszystkiego to Ci pogratulować zapomniałam - oczywiście trzymam mocno kciuki, żeby wszystko było ok:) (A Ty też trzymaj, żebyśmy też w końcu mogły się tutaj wszystkie takimi radosnymi wiadomościami dzielić:) ) Najtrudniejsze już masz za sobą, teraz to tylko grunt pozytywne myślenie i wszystko potoczy się jak trzeba:)
-
camilla... --> no nareszcie coś ruszyło w \"interesie\" ;) To jak już tu jesteś to obowiązkowo ciążowe fluidki nam puścić proszę;) A już myślałam że topik padać zaczyna - wpadam tu codzień po kilka razy a tutaj żadnych wpisów tak długo... No piszcie coś dziewczyny - w kupie raźniej, a wiem, że czytacie, bo sama zanim odważyłam się tu \"zapisać\" podczytywałam ten topik od dość dawna. Izulka - jak tam dzidzia? Wszystko w porządku? Też nie zaglądasz tutaj ostatnio? A może i masz rację że nie zaglądasz - żeby nadmiar kompa córci nie zaszkodził (ale jak wpadniesz tutaj tak tylko \"na troszkę\" to chyba nie zaszkodzi ? )
-
A ja tutaj:) Właśnie pisałam dłuuugieeegooo maila do mojej kumpeli ze studiów - ponad godzinę mi to w sumie zajęło - no ale mi się trochę nazbierało i postanowiłam nadrobić zaległości:) A teraz uciekam szybciutko spać, bo już ledwie patrzę na oczy, a jutro o 5:30 pobudka do pracy :( Izulka - a tak w ogóle to na kiedy masz wyznaczony termin spotkania ze swoją dzidzią? Wiem, że na czerwiec, ale coś bliżej? :) Mam nadzieję, że nawet potem, będziesz tutaj wpadać przynajmniej od czasu do czasu (może te \"mamusiowe\" fluidki będą bardziej intensywne niż te ciążowe i okażą się bardziej skuteczne) :) Dobranoc
-
Kakusia - fajnie by było:) Widzisz - piszesz, że czytasz nasz topik już dawno - i byłoby dość zabawne, jakby zaraz po napisaniu pierwszych swoich postów-okazało się, że Ci się udało - no ktoś musi w końcu przełamać złą passę:) Może potem u nas też coś ruszy - prawda tysiu? A właśnie tysiu - mówiłaś może swojemu ginowi, że masz czasem tak długie cykle? U mnie właśnie się one wydłużały po leczeniu clo. Wcześniej i później wszystko było jak w zegarku, a po clo - nawet do 32 dni. Zresztą teraz też jeszcze odczuwam skutki \"hormonów\" - @ mi się skróciła i teraz trwa już nie 5 tylko 3 dni. Ale to dla mnie nawet dobrze:) Izulka - mamusiu Ty nasza przyszła - Ty ślij nam te swoje fluidki, bo jak dzidzia już \"wyskoczy\" na świat, to nie będzie fluidków ciążowych i co wtedy? (No chyba, że kakusia przejmie \"różdżkę\") :D na dobranoc:)
-
A dzisiaj mam podwójnego doła - nie dość że @ jednak przyszła (wiedziałam, że przyjdzie, ale zawsze człowiek głupi ma taką nadzieję, że może akurat tym razem się uda...) to jeszcze mój Misiek rozstał się po tygodniu ze swoim nowym pracodawcą, który okazał się oszustem. Obiecał mu kaskę i cuda niewidy a dzisiaj przynosi mu umowę - nie dość że na pół etatu to jeszcze za pół stawki. Niech się wypcha. Jakoś damy radę przez jakiś czas - i miejmy nadzieję, że się uda znaleźć coś lepszego. A właściwie to nawet takiego dużego doła to nie mam, tylko jestem trochę wkurzona...
-
IZULKA - dziewczynka czy chłopczyk - qrcze ja bym chciała po prostu dzidzię - nie ważne jakiej płci:) no to teraz aby sprawić mężusiowi przyjemność - pewnie wkrótce postarasz się o braciszka dla małej ;) Dużo zdrówka dla Ciebie i dzidzi - i życzę rychłego szczęśliwego \"spotkania\" z córcią:)
-
katynka - nie mówię nie, ale ja chcę mieć pewność że zrobiłam wszystko, żeby mieć własną dzidzię. A jak narazie, wiem, że jeszcze wszystkiego nie zrobiłam. Nie powtórzyłam badań, nie spróbowałam inseminacji i ne spróbowałam in vitro. Mam 30 lat. Jeszcze jakiś czas mogę popróbować... Trochę to trudne, ale muszę mieć spokojne sumienie, że przynajmniej próbowałam... :O
-
Witaj Katynka:) Bardzo mi przykro z powodu Twoich dzieciaczków...:( Wiesz - z takim udawaniem, to ja już kiedyś myślałam... Ja już bym nawet była może w stanie i udawać całe 9 miesięcy, ale wiesz jaka w naszym kraju jest biurokracja - nikt mi nie zagwarantuje, że dadzą mi dzidzię powiedzmy plus minus 2 miesiące od mojego \"przewidywanego terminu fikcyjnego porodu\"... Zaraz coś się zacznie przeciągać, kićkać itp... A udawanie w pracy? Pracuję niemalże z samymi facetami - jak mogę przy nich udawać? A jak coś wyjdzie? To małe środowisko... A nie mam znajomych lekarzy którzy zaryzykowali by i uziemili mnie w domu na tyle miesięcy na zwolnieniu. Pracuję w jednej firmie z moim szwagrem - nikt mu nie uwierzy, że nie wie kiedy jego bratowa ma termin porodu... Za dużo takich \"ale\"... Poza tym nie wiem jak jest teraz, ale chyba przeprowadza się wywiad środowiskowy z sąsiadami, czy rodzina nadaje się na rodzinę adopcyjną - no i tutaj jest problem - wystarczy że tylko zajrzą do mojej szujowatej sąsiadki i zaraz będzie wiedziało całe moje miasteczko i jeszcze kilka okolicznych...:( W takiej sytuacji się niestety ale nie zdecyduję...
-
a jeżeli chodzi o adopcję - nie mam dobrych wzorców... Po pierwsze - chciałabym mieć taką swoją dzidzię od urodzenia, od pierwszej chwili, kochać ją i uczyć od początku wszystkiego... Ale mieszkam w małej mieścinie, gdzie wszyscy się znają - widzę jak traktowane są tutaj takie adoptowane dzieciaczki (Bogu Ducha zresztą winne) - są szykanowane, jakby były gorsze. A nie są. A dzieci rzadko kiedy mają na tyle silną psychikę, żeby umiały się przed takimi atakami obronić. Nigdy nie zgotuję żadnemu dziecku takiego losu. Nie w moim otoczeniu. A po drugie - znam kilkanaście osób takich, które były adoptowane. Wiem - NIGDY NIE NALEŻY UOGÓLNIAĆ!!! - i na pewno wśród ludzi z Domów Dziecka są porządni ludzie - ale ja niestety takich nie znam. Dzięki \"zbawiennemu\" wpływowi szykan w dzieciństwie i w ogóle wpływowi środowiska - ech, lepiej się po prostu nie wypowiadać. Najlepszym wyjściem w przypadku adopcji przez nas dziecka była by zmiana środowiska, ucieczka do jakiegoś dużego miasta gdzie tego typu sprawy są traktowane normalnie... A ja nie mam na to kasy. Tutaj mamy mieszkanie, pracę - nie rzucę tego wszystkiego... Jakoś pewniej się czuję mając poczucie stabilizacji. Nie wpakuję się w kilkudziesięcioletni kredyt, bo w tej chwili nawet przez te kilkadziesiąt lat nie jestem w stanie spłacić nawet kawalerki np. we Wrocławiu. Tak więc musimy liczyć na siebie i na Bozię, że w końcu wysłucha nasze prośby o powiększenie rodziny i da nam naszą wymarzoną własną dzidzię...
-
Cześć Dziewczyny:) Madzik a propos mieszkanka - my niby swoje mamy ale za to do tego mam wścibkich, złośliwych i plotkarskich sąsiadów i krew mnie zalewa, jak próbują się do wszystkiego wtrącać i wszystkim i wszystkimi rządzić tylko dlatego, że mieszkają tutaj kilkadziesiąt lat dłużej i uważają, że mają tutaj większe prawa niż ktoś kto mieszka lat 5 :O Są żałośni! Jakbym wiedziała, że tak to będzie wszystko wyglądało, to zamiast mieszkania kupilibyśmy jakiś powojenny domek do remontu - w naszej okolicy ceny są porównywalne do cen mieszkań - za 40-60 tys można już mieć taki, do którego się od ręki wprowadzamy i remontujemy go sobie na bieżąco. Ale myśmy chcieli od razu i gotowe, no to teraz mamy. Marzy mi się domek, ale kredytu teraz nie wezmę, bo nie wiem czy nie trzeba będzie go brać na in vitro... No zobaczymy - może kiedyś się znajdzie ktoś kto się będzie chciał zamienić... :O
-
Cześć Madzik:) Ja też miałam problemy z wysłaniem czegokolwiek na forum, bo wszystko chodziło mi tak jakby w zwolnionym tempie. Ja nie myślę nawet o adopcji. Nie mówię, że nie chciałabym jakoś pomóc tym dzieciaczkom, ale ja chcę mieć swoje... A na in vitro to narazie nie mam kasy wcale, tzn mam o wiele za mało, bo wszystko idzie na bieżące leczenie. Zobaczę co mi gin powie i najwyżej trzeba będzie o jakiejś pożyczce pomyśleć... Paranoja - dzidzia na kredyt:( Bo jakoś polskiemu rządowi ciężko wymyśleć jakieś finansowe wspomaganie takich problemów...:( Będę próbować do skutku... Jeden problem mi się tylko rozwiązał - mężuś podjął dzisiaj nową pracę - ubędą więc stresy związane z codziennym oglądaniem tego jego porąbanego kierownika. Miejmy nadzieję, że nowszy będzie mądrzejszy... A póki co luzik - dzisiaj słoneczko ślicznie świeciło, więc zaliczyliśmy solidny spacerek rozluźniający:) Teraz po spacerku - mężuś padł, pies padł - śpią słodko oboje, a mi tylko komputer do towarzystwa został... :P
-
Cześć dziewczyny:) ja ostatnio całkowicie rzucam na luz - staram sobie nawet wmawiać korzyści z tego że nie mam dzidzi (pewnie, że tak nie myślę do końca, ale sama siebie oszukuję - może uda się tą moją psychikę jakoś oszukać). Właśnie zaczęłam wielkie urlopowanie. W sumie czekam sobie na @ - wiem że przyjdzie, bo zawsze skubana przychodzi. A potem wizyta u gin. Qrcze - to jest tak - na początku podchodziłam do leczenia z zaangażowaniem, teraz łapię się na tym że traktuję je cholernie rutynowo - okres, wizyta, usg, apteka, tabletki, okres, wizyta,usg..... i tak w kółko ileś lat. Masakra. Już nawet przestaję wierzyć w to, że się uda. Może i dobrze - czasem ponoć jak się przestaje starać, to dopiero wtedy zaczynają pojawiać się jakieś efekty... Zaczynam teraz \"kombinować\" bardziej racjonalnie - szukam jakiegoś gina u którego mogłabym spróbować z inseminacją. Zapytam też moją gin, bo nigdy mi o tym nie wspominała, ale do niej jadę dopiero za jakieś 2 tygodnie. Muszę mieć jakąś alternatywę. A jak nie inseminacja to in vitro, a jak nie in vitro to klapa - o adopcji nie chcę myśleć. Jak nie będziemy mieli swojej dzidzi, to nie chcę wcale...:(