Zycie...Ja i ON.Razem spedzone 4 lata,wspolnie przemieszkane.Wszystko jak w starym,dobrym malzenstwie.Okolo pol roku temu nastapil kryzys,ON stwierdza,ze powinnismy sie rozstac.Powod?Poznal nowa dziewczyne.Ja-bol,placz,cierpienie.Nie odpuscilam.I stalo sie tak,jak chcialam.Tamta dziewczyna odeszla w zapomnienie,i znowu ja w jego zyciu.Wybaczylam mu calkowicie.I wszystko trwa dalej.Az do zeszlej niedzieli.Wychodzi wieczorem z domu twierdzac,ze ma duzo pracy.W poniedzialek nie wraca na noc.Telefonow oczywiscie nie odbiera,nie odpisuje na sms-y.Wraca na drugi dzien po poludniu.Ja nie pytam,bo sie boje uslyszec prawde.On nic nie mowi na ten temat.Od tamtej pory mijamy sie w drzwiach.Mielismy porozmawiac o istniejacej sytuacji.Odlozylam to,ze strachu.Syndrom tzw. slonia w pokoju...Domyslam sie,ze ma kogos.Tylko teraz nie potrafie zrozumiec sama siebie.Dlaczego udaje,ze nic nie widze i nie chce tak naprawde usluszec prawdy?Chce tylko,zeby byl obok...